Reklama

Poznaj region

Fabryka stanęła na chwilę. Staroniwa spłynęła krwią

Alina Bosak
Dodano: 01.06.2023
Teren fabryki silników lotniczych w Rzeszowie w czasie okupacji niemieckiej. Fot. Wikimedia Commons, Piotr Szopa i pomnik pamięci zamordowanych 1 czerwca mieszkańców Staroniwy. Fot. Tadeusz Poźniak
Teren fabryki silników lotniczych w Rzeszowie w czasie okupacji niemieckiej. Fot. Wikimedia Commons, Piotr Szopa i pomnik pamięci zamordowanych 1 czerwca mieszkańców Staroniwy. Fot. Tadeusz Poźniak
Share
Udostępnij

O akcji nie wiedział nawet kpt. Łukasz Ciepliński, który w Armii Krajowej stał na czele Inspektoratu Rzeszów. Specjalna grupa dywersyjna uszkodziła podstację transformatorów zasilającą fabrykę silników lotniczych. Koszary, w których przebywali okupanci, były blisko. Niemcy błyskawicznie dotarli do Staroniwy. Otoczyli kilka ulic, wypędzili mężczyzn i 44 rozstrzelali. Wszystko jednej okupacyjnej nocy. Trupy zrzucili do wspólnego dołu. „Po prostu pulsował ten grób”, wspominała po latach Wiktoria Filip, mieszkanka spacyfikowanej Staroniwy.

To był 1943 rok. Czwarty rok wojny. Decydujący. Mocowanie się Niemców z Sowietami na froncie wschodnim i kumulacja terroru w okupowanej Polsce. Rzeszów to ważne miasto na zapleczu działań wojennych. Z pobliskiego lotniska w Jasionce startują samoloty wspierające walczącą armię niemiecką, a Wytwórnia Silników nr 2 przejęta przez okupanta i przemianowana na Flugmotorenwerke Reichshof GmbH pełną parą remontuje silniki lotnicze dla frontu wschodniego. Dochodzi tu do niejednego sabotażu. Akcję, która ma przerwać pracę fabryki planuje też Kedyw (Kierownictwo Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej) – organizator akcji bojowych, zamachów, dywersji.


Nocą z 31 maja na 1 czerwca 1943 roku pięciu żołnierzy Kedywu uzbrojonych w karabiny i pociski przeciwpancerne uszkadza podstację transformatorów na Staroniwie – znajdującą się vis a vis pomnika przy dzisiejszej ulicy Bohaterów 5. Kedyw działał niezależnie od struktur terenowych AK. „Terenówka” nie wiedziała więc o tej akcji. Nie wiedział o niej inspektor Ciepliński, ani dowództwo obwodu rzeszowskiego. Od tego ostrzału zaczęła się wielka tragedia.

– Była to akcja zastrzeżona. Decyzję o jej przeprowadzeniu zatwierdził okręg krakowski AK. Potwierdzają to dokumenty. Celem było przerwanie pracy rzeszowskiej fabryki silników lotniczych, wówczas Flugmotorenwerke Reichshof GmbH. Wybrano jednak najprawdopodobniej zły termin – zauważa dr Piotr Szopa, naczelnik Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN w Rzeszowie. – Od maja 1943 roku na Rzeszowszczyźnie krew leje się strumieniami. Dwa tygodnie po Staroniwie Niemcy pacyfikują Pstrągową. Taka tragedia spotyka też mieszkańców Lubeni, Przewrotnego, Huciska, Zwięczycy. To setki ofiar. Na wschód od Rzeszowa, w kierunku Przeworska i Jarosławia okupanci też mordują setki osób. 1943 rok to najkrwawszy rok w czasie całej okupacji.

Rzeszów w czasie okupacji niemieckiej. Fot. Archiwum/erzeszow.pl

Schemat się powtarzał. Otaczano całą miejscowość i mordowano przypadkową część mieszkańców. Szczególnie narażone były osoby nie zameldowane w miejscu pobytu. Z automatu wybierano je do egzekucji jako podejrzane.

– Chodziło o zastraszenie społeczeństwa, ale też przeciwdziałanie coraz aktywniejszemu podziemiu niepodległościowemu. Armia Krajowa przeprowadza wtedy coraz więcej akcji przeciw okupantom. Giną konfidenci. Przeciw nim wymierzona jest wielka akcja AK o kryptonimie „C”, czyli „Czyszczenie”, kiedy, jak to mówiono, przez Polskę przeszedł duch śmierci pozbawiając życia agentów, kolaborantów i szmalcowników. Było tego coraz więcej – przypomina historyk.

Reakcja Niemców na akcje Kedywu w Rzeszowie była błyskawiczna. Tym bardziej, że mieli tu duże siły policyjne – żandarmerię, Schupo, gestapo. – Staroniwę otoczyło około 400 żandarmów. Bogu ducha winni ludzie zostali wyrwani ze snu. Z domów wypędzono mężczyzn. Najpierw rozstrzelano dwunastu z warty wiejskiej. Takie warty były wtedy z rozkazu okupanta tworzone we wszystkich miejscowościach, aby przeciwdziałać właśnie akcjom sabotażu. Ludzie wyznaczeni do warty musieli patrolować miejscowość i traktowani byli jako zakładnicy. Dlatego pierwsi trafili do egzekucji. To były strzały w tył głowy – opisuje Piotr Szopa i zauważa, że do mieszkańców Staroniwy przyjechała wtedy „awangarda niemieckich bandytów”, m.in. ci, którzy zginęli rok później w zamachu przygotowanym przez AK, a więc: gestapowcy Friedrich Pottenbaum i Hans Flaschke, a także Johann Gawron (Gaumann) i Alois Zieliński. – Gawron bardzo często był widywany jako wykonawca wyroków w śródmieściu Rzeszowa, i w getcie, i w więzieniu, i w siedzibie gestapo na Jagiellońskiej. Podobnie działała też Zieliński. Oni i żandarmeria dotarli na Staroniwę bardzo szybko. Z koszar, które wykorzystywali Niemcy, jest tu przecież bardzo blisko. Nie mogło to trwać dłużej niż godzinę od ostrzelania transformatora przez Kedyw.

O godzinie 5. nad ranem niedaleko ostrzelanej podstacji zgromadzili już 300 ludzi ze Staroniwy. Tu też ich rozstrzeliwali.

– Nie tylko mieszkańców, ale i przyjezdnych. Kiedy popatrzymy na nazwiska straconych wtedy Polaków, to ze Staroniwy było 20, a pozostali m.in. z Woli Zgłobieńskiej, Rzeszowa-Czekaja, Dąbrowy, Krakowa – wymienia historyk.

Selekcja trwała do godz. 9. Zgromadzeni musieli wykopać dół na zwłoki. Po tym, jak Niemcy rozstrzelali wartowników, wiedzieli, że być może kopią grób także dla siebie.

Pomnik z nazwiskami mieszkańców Staroniwy zamordowanych w czasie pacyfikacji. Fot. Tadeusz Poźniak

Jeden płacz

„Był jeden płacz i krzyk, bo wszyscy byli zszokowani, nikt nie wiedział, co się dzieje – wspominała w 2008 roku Wiktoria Filip, która w 1943 roku była dzieckiem. – Jako dzieci pobiegłyśmy pod tę elektrownię, ale nie dostaliśmy się blisko niej, staliśmy koło domu profesora Wróbla, przy obecnej ulicy Bohaterów. Wtedy to była zabłocona polna droga, po dwóch stronach rowy. Tam były czyste pola, bardzo mało domów.
Jak zaczęli strzelać do wartowników, to my wtedy z drogi weszłyśmy na łąkę i za domem pani Stefanii Machowskiej leżałyśmy w trawie, w zaroślach, może w zbożu, już nie pamiętam, co to było… I Marysia mówi tak: – Zobaczmy, co się dzieje. Kiedy wychyliłyśmy się, to widziałyśmy, jak ludzie kopali tę mogiłę. Tak do połowy było ich jeszcze widać. Ja wtedy poznałam mojego ojca i brata, że kopią”.

„W czasie egzekucji myśmy stały na Bohaterów, a Staroniwa Górna stała przy bramie cmentarnej, tam była góra, tam były czyste pola, oni mieli dobry wgląd na to, co się tam działo. Jak strzelali do tych ludzi, to był straszny ryk. Staroniwa Górna płakała na górze, a Staroniwa Dolna na dole”.

Zabici mieli od 16 do 35 lat. Ojcu i bratu Wiktorii udało się wtedy mimo wszystko przeżyć.

„Trzy dni później ojca znów zabrali. Około szóstej przyszła policja grantowa z gestapowcami i zabrali ojca. Mówili, że będą przewozić zwłoki na cmentarz. Pozbierali chłopów ze wsi. Tym, którzy mieli konie, kazali wziąć wozy drabiniaste, naścielić słomy i nakazali przyjechać pod elektrownię. Obstawili tę drogę aż do cmentarza policją. Nikt nie mógł się zbliżyć, tylko ci, co wyciągali ciała z mogiły. Był niesamowity smród, bo było gorąco. Ciała świeże. Po prostu pulsował ten grób”.

Fabryka stanęła na kilka godzin

Okupiona krwią przerwa w pracy fabryki trwała kilka godzin. Niemcy wkrótce też przywieźli nowy transformator i umieścili w miejsce zniszczonego. Fabrykę wykorzystywali do napędzania swojej machiny wojennej od początku wojny. Polskie Zakłady Lotnicze – Wytwórnia Silników nr 2 (późniejsze WSK Rzeszów, dzisiaj Pratt&Whitney Rzeszów) zajęli 9 września 1939 r. Fabryka została podzielona między Flugmotorenwerke Reichshof GmbH (zarejestrowaną przez spółkę Henschel Aviation z Kassel) i Daimler-Benz AG (która korzystała z niektórych budynków do konserwacji silników lotniczych). W 1941 r. pracowało tu ponad 2000 osób.

– Gotowy, nowoczesny, bo wybudowany w 1937 roku zakład lotniczy Niemcy szybko przystosowali do swoich potrzeb. Wykorzystali pracujących tu fachowców. Ściągnęli też z getta Żydów, którzy mieli jakieś przydatne umiejętności – opowiada historyk. – Trzeba też dodać, że w fabryce często dochodziło do akcji sabotażu, a wywiad AK dobrze miał ją rozpracowaną – dodaje Piotr Szopa. – Akcja na Staroniwie miała jednak skutki tak przerażające, że dowodzący wtedy zespołami Kedywu ks. Florian Szawan, zrezygnował po tej akcji z dowodzenia dywersją, chociaż osobiście tą akcją nie dowodził. Dowodził oficer AK Marian Szuba, pochodzący spod Krosna. W samym AK obawiano się, że pacyfikacja, chociaż przeprowadzona przez Niemców, obróci ludzi przeciwko niepodległościowemu podziemiu. Dlatego do dywersji się nie przyznawano. Już 10 czerwca pojawiła się “w posterunku” informacja, że akcję przeprowadziły bojówki komunistyczne.

Przez całe dziesięciolecia powtarzano więc, że stację uszkodziła Gwardia Ludowa. Dopiero udostępnienie w ostatnich czasach archiwów AK-owskich, które zaraz po wojnie zarekwirowała UB-ecja, rozwiało wątpliwości.

Niemieckie pacyfikacje jednak nie zastopowały akcji dywersyjnych – podkreśla historyk. – Kedyw nadal działał, chociaż niedługo po tej akcji zaczęto informować „teren”. Akcje były natomiast coraz większe. I, co ważne, im więcej ich było, tym mniej ludzi ginęło w odwetach. Niemcy po prostu zaczęli się bać. Owszem, za Pottenbauma i Flaschke zginęło 50 osób. Ale ci dwaj przed swoją śmiercią zdążyli zamordować kilkaset osób. I to własnymi rękami. Dopiero śmierć przerwała im zabijanie.

Żołnierze AK przy zakładach lotniczych w Rzeszowie w czasie Akcji “Burza” i odbicia miasta z rąk Niemców. Fot. Archiwum

80. rocznica

W 80. rocznicę pacyfikacji Staroniwy w Rzeszowie zorganizowano rocznicowe obchody [Program]:

9:30 Modlitwa na Cmentarzu Staroniwa w Rzeszowie (Aleja Wincentego Witosa 35) przy mogile Polaków pomordowanych w dniu 1 czerwca 1943 r.

10:30 Msza Święta w Kościele pw. św. Judy Tadeusza w Rzeszowie (ul. Wita Stwosza 31)

11: 40- Przejście uczestników uroczystości na plac przed Pomnikiem Pamięci Polaków, rozstrzelanych w dniu 1 czerwca 1943 r. (ul. Bohaterów 5)

11:50 Rozpoczęcie oficjalnych uroczystości: Apel Pamięci, salwa honorowa, złożenie wieńców

13:45 do 14:45 Konferencja (dolny kościół – ul. Wita Stwosza 31):

– przedstawienie prezentowane przez uczniów ze Szkoły Podstawowej nr 16 w Rzeszowie

– wystąpienie krewnego osób pomordowanych

– wystąpienie dr. Piotra Szopy – naczelnika Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN w Rzeszowie

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy