Jezus nie ma szczęścia do Betlejem. W zeszłym roku narodził się w strugach deszczu. W Jerozolimie, 8 kilometrów od Betlejem, zaczęło biblijnie lać nim nastała cicha noc/ święta noc. Policjant izraelski, który przyniósł do hotelu dwie wejściówki na pasterkę w Betlejem, nie znalazł chętnych. Słabo szukał.
Uczestnictwo w tej wyjątkowej mszy, celebrowanej z wielką pompą, to misterium. I zaszczyt. Być w Betlejem, gdy Bóg się rodzi dosłownie za ścianą! Pasterka katolicka odprawiana jest w kościele św. Katarzyny, przylegającym do Bazyliki Narodzenia Pańskiego. Zapraszany jest zawsze prezydent Autonomii Palestyńskiej, chociaż muzułmanin, nie odmawia zaszczytu; inni znamienici goście z całego świata zjeżdżający się na tę jedną jedyną w roku, magiczną noc, też tylko za zaproszeniami. Niełatwo więc je zdobyć. Dlatego pasterkę transmituje się na pobliskim placu przed meczetem – na telebimie. Mistyczne przeżycie – pasterka pod rozgwieżdżonym niebem Betlejem! Chyba, że leje. Albo obok modlących się staje ktoś i pali papierosa, popija herbatę, gada. Ulica arabska chodzi późno spać.
Kolędy na pasterce w kościele św. Katarzyny w Betlejem śpiewane są po arabsku, msza celebrowana też w tym języku, przecież to jest arabskie państwo – Autonomia Palestyńska, a 40 procent Arabów to katolicy.
Za murem hańby
Autonomia Palestyńska jako państwo nieuznawana jest przez większość świata. Według władz palestyńskich w połowie 2011 roku państwo Palestynę uznawały 122 państwa członkowskie ONZ, wśród nich Polska, co jest nieprawdą. (Inne źródła podają 15 państw, też bez Polski.)
Palestyna odgrodzona jest siedmiometrowej wysokości murem od Izraela. Wjazd, wejście – tylko za specjalnym zezwoleniem. Taksówkarz na izraelskich numerach nie wjedzie do Betlejem. Taksówkarz palestyński nie wjedzie do Jerozolimy. Najlepiej korzystać ze zorganizowanego transportu.
Zanim się wjedzie za mur, na palestyńską stronę, na punkcie kontrolnym trzeba okazać paszport, a izraelscy żołnierze i żołnierki, prawie dzieciaki, z karabinami załadowanymi ostrą amunicją, uważnie przyglądają się dokumentom i ich właścicielom; sprawdzają autokar, bagażniki. To trochę trwa, zwłaszcza w powrotnej drodze z Betlejem do Jerozolimy. Można wtedy zerknąć jak klatką okratowaną jak dla lwów idą Palestyńczycy, którzy chcą się dostać na stronę izraelską, bo np. pracują w Jerozolimie (około tysiąc osób wg niektórych źródeł). Albo idą do doktora, albo w innych sprawach. Powód zawsze musi być nie budzący wątpliwości.
Trudno wymazać z pamięci widok żołnierza izraelskiego, który stoi na tej żelaznej klatce z karabinem wycelowanym w dół i obserwuje ludzi przechodzących pod jego butami. Trudno też wymazać z pamięci wysokie mury z drutem kolczastym na szczycie, albo kawałkami szkła przyklejonymi na sztorc, te mury są stawiane wokół wielu domów w Jerozolimie. To świadczy o tym, jak się czują Izraelczycy we własnym państwie. Komunikaty o kolejnych krwawych zamachach palestyńskich samobójców, a to w kawiarni, a to w autobusie, a to na przystanku, wyjaśniają – dlaczego. Ale pytani o poczucie bezpieczeństwa ludzie – twierdzą, że czują się bezpieczni. Nadrabiają miną?
Po palestyńskiej stronie, jak się już wjedzie za mur bezpieczeństwa – tak nazywają go Izraelczycy, Palestyńczycy mówią – mur hańby, to widać ile emocji można oddać… za pomocą spreya. Mur jest od góry do dołu pokryty różnymi napisami i graffiti. Gołąbek Pokoju jest narysowany w kuloodpornej kamizelce.
Oby nie, lecz może się zdarzyć, że tegoroczna cicha noc/święta noc wcale cicha nie będzie, a nowonarodzonego w palestyńskim mieście Betlejem Jezusa matula otuli kuloodporną kamizelką. Jeśli na linii Palestyna – Izrael karabiny będą jeszcze ostrzej wyznaczać granice życia niż dotąd. Zamiast betlejemskiej gwiazdy na niebie ludzie będą wypatrywać rakiet balistycznych dalekiego zasięgu.Tutaj trudno liczyć na święty spokój. Z wielu powodów.
W Grocie Narodzenia, znajdującej pod głównym ołtarzem w bazylice, jakoś też nie ma miejsca na spokój ani na skupienie. Popychanie, szturchanie, pozowanie do zdjęć (koniecznie!) z ręką na Srebrnej Gwieździe, symbolizującej miejsce, gdzie się Bóg narodził. Na schodkach, którymi się schodzi do uświęconego tradycją miejsca znowu przepychanka – lezie facet z kamerą i wszystkich bodzie – musi mieć views!
W bazylice rokrocznie, podczas przedświątecznego sprzątania dochodzi do regularnych bijatyk pomiędzy mnichami. Wyznającymi tę samą religię chrześcijańską z założenia, miłującą pokój i głoszącą miłość bliźniego. W ubiegłym roku tłukło się miotłami 300 mnichów, Świat islamski (i nie tylko) miał widowisko. Bazylika została „oddana w opiekę” mnichom prawołwnym, katolikim i Ormianom. I nie mogą się co do zakresu tej opieki dogadać. A bazylika od dziesiątków lat nie może się doczekać porządnego remontu. Nawet kurzu ze srebrnych kandelabrów i lamp oliwnych, co też kopcą, nie ma kto zdrapać. Dobrze, że Francuzi podarowali żaroodporną tapetę do Groty Narodzenia, bo strach byłoby wejść, że znów wybuchnie pożar i zagrozi ludzkiej ciżbie. I jakże, w takim rejwachu, w takim bardachu Jezusowi ma być dobrze w Betlejem?
Po sąsiedzku, tuż za ścianą, w kościele św. Katarzyny – cichutko, czyściutko. Prowadzą kościół franciszkanie. Jak się patrzy na witraż w głównym ołtarzu, można odnieść wrażenie, że przy narodzinach Jezusa asystowali nie aniołowie niebiescy a ziemscy. Po obu stronach witrażowego żłóbka z Maryją, Dzieciątkiem i Józefem stoją… franciszkanie. Tam gdzie na obrazach zwykł się unosić Duch Święty (w postaci Gołębicy), posadził artysta witrażysta… franciszkanina w aureoli. Zapewne to święty Hieronim. Wielce zasłużony dla Kościoła – przetłumaczył z języków oryginalnych
Ewangelie na łacinę
Franciszkanie wykuli w murze dziurę i zrobili sobie własne przejście do Groty Narodzenia. Mają tam swoje miejsce – malutki ołtarzyk „należący wyłącznie do katolików” – sama grota malutka, ciaśniutka, ale też podlega podziałom między braćmi jednego Boga.
Kto zarabia na Jezusie
W Betlejem, które liczy 30 tysięcy mieszkańców, dziesięć tysięcy wyznaje katolicyzm (różne nacje, ostatnio liczba katolików topnieje – uciekają stąd). Palestyńczycy do Polaków odnoszą się z sympatią. Lubią polskich katolików? Pielgrzymi z Polski płyną tutaj szeroką rzeką. , , słychać już na parkingu, gdzie z naręczami różańców czatują handlarze na wysiadających z autokarów. Na narodzinach Boga zarabia się przez okrągły rok. To jest biznes24h. Główne źródło utrzymania. Bardzo obfite. Chińskie różańce – 20 dolarów za 10 sztuk, krzyżyki, bransoletki, pierścioneczki jak na bazarze w Jerozolimie. Żeby jeszcze bardziej poprawić relacje polsko-palestyńskie, a ściślej – wesprzeć tutejszą ekonomię, Polska wystąpiła z inicjatywą uczenia mieszkańców Betlejem języka polskiego. Najpierw tych, którzy pracują w handlu i turystyce, a potem, kto wie?! W 2010 roku Betlejem odwiedziło 3 mln turystów, ale ostatnio, z powodu rosnących niepokojów na granicy izraelsko-palestyńskiej, ruch jest mniejszy.
Śledztwo w sprawie Jezusa
Jezus nie ma szczęścia do Betlejem jeszcze z wielu powodów. Jeden z nich w sposób szczególny nawiązuje do nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Jest związany z poszukiwaniem tzw. prawdy o Jezusie. Co mu się w życiu faktycznie przytrafiło, czy był żonaty, dzieciaty, ile miał rodzeństwa. No i gdzie się urodził. W toku śledztwa „w sprawie Jezusa” miejsce urodzenia w Betlejem – zaczyna być wątpliwe. Wątpić ludzka rzecz, znak czasu, pytać nie grzech, tylko co jeśli dla ukrzepienia wiary potrzeba niezbitych dowodów na cud? Jeden z badaczy pisze z najświętszą powagą, że nie znalazł dotąd historycznie wiarygodnego dowodu na to, kiedy dokładnie Zachariaszowi, mężowi Elżbiety, ukazał się Anioł, żeby powiedzieć mu o tym, że doczeka narodzin syna (Jana Chrzciciela). A leciwi już byli małżonkowie.
Tylko dwie księgi – według św. Mateusza i św. Łukasza – wspominają o narodzinach i pochodzeniu Jezusa, i to wyraźnie sobie przecząc. Według św. Mateusza Jezus pochodził jeśli nie z królewskiego rodu Dawida i Salomona, to na pewno z żydowskiej arystokracji. Tymczasem święty Łukasz utrzymuje, że rodzina Jezusa, choć pochodziła z domu Dawida, nie miała aż tak wspaniałego rodowodu.
Z kolei Ewangelia według świętego Marka podaje legendę o ubogim cieśli. Informacje o pochodzeniu Jezusa są więc tak rozbieżne, jakby dotyczyły dwóch różnych osób. Rozbieżności między księgami Ewangelii nie ograniczają się jedynie do pochodzenia Jezusa. Różnie przedstawiane są też okoliczności jego narodzin. Święty Łukasz utrzymuje, że do dzieciątka przybyli pasterze. Święty Mateusz, że królowie. Święty Łukasz pisze, że rodzina Jezusa mieszkała w Nazarecie. Stamtąd wyruszyła do Betlejem, gdzie miał się odbyć spis ludności, ale historycy sugerują, że niczego takiego akurat w podawanym czasie nie było. W Betlejem, w ubogim żłobie miał się urodzić Jezus.
Według św. Mateusza rodzina Jezusa należała do zamożnych mieszkańców Betlejem, a on sam przyszedł na świat w domu. Rzeź niewiniątek z rozkazu Heroda zmusiła rodzinę do ucieczki do Egiptu i dopiero po powrocie zamieszkała ona w Nazarecie. Czy to aby to miejsce, ta grota? – A skąd wiadomo? – Nie wiadomo, można przypuszczać. – Przewodnicy po Betlejem mają mniej wątpliwości niż badacze Pisma Świętego. Bo czemu rzymianie tak zakrywali akurat to miejsce – wokół tej konkretnej groty sadzili gaje oliwne ku czci Adonisa, skoro w okolicach Betlejem jest wiele takich grot. Tych świętych miejsc związanych z kultem Chrześcijan, a „zatuszowanych” przez rzymian szukała ze swoją „ekipą pomocników” matka Konstantyna Wielkiego, święta Helena, (Indiana Jones w spódnicy). Przyjechała na te tereny będąc już staruszeczką. I znalazła.
Kiedy narodził się Jezus?
Badacze nie mają pewności, podają różne daty. Patrząc jednak z perspektywy Betlejem, „śledztwa w sprawie Jezusa” nie mają wpływu na to jak chrześcijanie obchodzą święta Bożego Narodzenia. Jak je przeżywają – to osobna sprawa. Bardzo osobista. W Bazylice Narodzenia Pańskiego w Betlejem, w wigilię narodzin Jezusa jest szczególnie tłoczno. Kolejka do drzwi pokory, czyli niewielkiej dziury w murze, przez którą trzeba przeleźć, żeby znaleźć się w bazylice, jest bardzo długa. A to dopiero początek drogi do Groty Narodzenia, która znajduje się pod głównym ołtarzem bazyliki. I żeby tam wleźć, znowu trzeba pochylić się do ziemi. Po sąsiedzku, przed kościołem św. Katarzyny dojrzewają pomarańcze. Na piniach skrzą się świecidełka i czerwienieją czapki mikołajowe.