Aneta Gieroń, Jaromir Kwiatkowski: Właśnie wchodzimy w karnawał – okres tańca, zabawy. Na czym polega fenomen tańca, bez którego nijak nie potrafimy wyobrazić sobie dobrej zabawy?
Laila Arifulina: Kilka lata temu byłam na karnawale w Rio de Janeiro i to było dla mnie niezwykłe przeżycie. Tam naprawdę uświadomiłam sobie, że taniec towarzyszy człowiekowi zawsze. Widziałam maleńkie dzieci trzymane na rękach czy w kołysce, które nóżkami, rączkami już ruszały się w rytm zasłyszanej muzyki. Cały świat żył tam tańcem. Człowiek ma genetycznie zakodowany taniec, ruch. Począwszy od bicia serca, które nadaje rytm.
Dla nas brazylijski karnawał jest największym na świecie tanecznym show na żywo. Pani patrzy na niego bardziej jak zawodowiec, pod katem artystycznym, czy może tamtejsza eksplozja tanecznych emocji przysłania wszystko inne?
Tam zobaczyłam emocje, jakie trudno zobaczyć w masowej zabawie gdziekolwiek indziej na świecie. W Internecie krążył film z dwuletnim chłopcem, który jeszcze mając na sobie pampersy tańczył sambę, to było niesamowite. Nie mam jednak wątpliwości, że wszechobecność tańca w Rio ma związek z ciepłym, słonecznym klimatem, wpływającym na temperament ludzi, ich chęć do życia.
Ten dwuletni tancerz z pieluszką jest potwierdzeniem, że każdy z nas rodzi się z umiejętnością tańca?
Właściwie tak. Jednak z wiekiem człowiek blokuje się w pewnych zachowaniach. Już w dzieciństwie chłopcy są niekiedy strofowani przez rodziców, że taniec towarzyski bardziej przystoi delikatnym dziewczynkom niż silnym mężczyznom. I tak, im więcej mamy lat, tym bardziej, w większym towarzystwie, czujemy się zawstydzeni tańcem. Nie chcemy tańczyć, by się nie ośmieszyć, nie mamy ochoty poddać się publicznej ocenie.
A potem unikamy bali karnawałowych, sylwestrów, wszelkich okazji do zatańczenia. Czy potrzebne są jakieś specjalne predyspozycje, aby tańczyć, czy wystarczą; ogólna muzykalność i podstawowe poczucie rytmu?
Mój tato nie potrafi tańczyć, ma specyficzne poczucie rytmu, co jest trochę dziwne, bo cała moja rodzina jest umuzykalniona. Ale tato był sportowcem; pływał, jeździł na nartach, grał w siatkówkę i w związku z tym tańczy po swojemu. Jemu ten brak poczucia rytmu nie przeszkadza.
Bez poczucia rytmu też możemy się poruszać po parkiecie?
Oczywiście. Wystarczą dobre chęci, trzeba się otworzyć na własną ekspresję. Kilka razy przygotowywałam choreografię do spektakli i zauważyłam, że aktorzy – z powodu wygórowanych oczekiwań w stosunku do samych siebie – tak się blokowali, iż nie potrafili zrozumieć, że nasza wspólna praca nie miała doprowadzić ich do występów na deskach Teatru Bolszoj, bo to jest niemożliwe, tylko miała wyzwolić drzemiące w nich emocje. To jest najcenniejsze – wyrażanie siebie samego w ruchu. Każdy to potrafi, trzeba tylko dać sobie na to przyzwolenie. Zdarzało się, że po spektaklu aktorzy podchodzili do mnie mówiąc, jak byłam wymagająca, a jednocześnie skuteczna, bo nagle odkrywali w sobie takie umiejętności czy pokłady emocji, o jakich wcześniej nie mieli pojęcia.
Czy w tańcu technika, opanowanie układów tanecznych, są konieczne? Pytamy, bo niekiedy obserwujemy ludzi, którzy szaleją na parkiecie, znajomi się nimi zachwycają, a oni z rozbrajającą szczerością przyznają, że bez wstydu eksploatują nieśmiertelny układ dwa na jeden, przy czym robią to z ogromną ekspresją i radością życia.
(śmiech) Każdy ma własny, oryginalny sposób na wyrażanie siebie w tańcu. W przypadku profesjonalnego tańca trzeba wielu godzin spędzonych na sali ćwiczeń i na parkiecie, ambicji i uporu, żeby pokazać, iż jest się dobrym. Ale są też osoby, które przychodzą na dyskotekę, wcześniej ćwicząc w domu przed lustrem podpatrzone w telewizji ruchy tancerzy, i mają całkiem poprawną świadomość swojego ciała, a efekty taneczne są całkiem fajne.
Skąd się te efekty biorą?
Poprzez naśladowanie przychodzi większa świadomość własnego ciała, a to jest niezbędne w poruszaniu się po parkiecie.
Tylko po co w ogóle być na parkiecie? Po co jest taniec?
Po pierwsze i najważniejsze, człowiek tańczy, by wyrazić w tańcu swoje emocje. W przypadku profesjonalnych tancerzy baletowych taniec jest taką samą sztuką jak muzyka czy malarstwo. Oni chcą coś wnieść do rozwoju sztuki tanecznej, chcą zostawić po sobie ślad. Ale jest też sporo tancerzy, choreografów, których rozpiera wewnętrzna energia, którzy realizują się w tańcu i nie ma dla nich większego znaczenia, czy jest to związane ze sławą, karierą i pieniędzmi. Dla nich najważniejsza jest zabawa w taniec.
Na czym polega wartość, ważność tańca, że towarzyszy nam w przełomowych chwilach życia: przy zawieraniu małżeństwa, witaniu nowego roku itd.?
To są bardzo emocjonujące momenty w życiu i żeby wyrazić swoją pełnię, człowiek tańczy.
Taniec potrafi dopełnić słowo?
Na pewno. Taniec jest tak mocno zakorzeniony w naszej tradycji, że nie potrafimy i nie chcemy z niego zrezygnować. W kościołach protestanckich się tańczy. Tam widać, jak człowiek może czerpać radość z chwalenia Boga poprzez modlitwę, taniec, śpiew.
Czy szerokość geograficzna wpływa na naszą aktywność taneczną?
Oczywiście. Przecież w Skandynawii nie zobaczymy tak gorących tańców jak np. w Ameryce Południowej. Skandynawowie tańczą, ale dużo spokojniejsze tańce, które pozwalają im oszczędzać energię.
W Polsce słońce aż tak nas nie inspiruje, a w ostatnich latach roztańczyliśmy się niebywale.
Gorący polski temperament znany jest od wieków, a słońca w Polsce też jest dużo więcej niż w Norwegii czy Szwecji.
Jaką rolę w upowszechnieniu tańca w Polsce spełniły takie telewizyjne programy jak You Can Dance czy Taniec z gwiazdami, po których Polska roztańczyła się bardzo, a szkoły tańca przeżywają oblężenie?
Szczęście, że takie programy powstały. Zwłaszcza, że w Polsce brakuje programów związanych z profesjonalnym tańcem. Kiedyś Bogusław Kaczyński prezentował raz w miesiącu najpiękniejsze spektakle baletowe na świecie i tam była szansa na zobaczenie gwiazd światowego baletu. Teraz tego nie ma. Na szczęście jest Internet. Te programy, o których Państwo wspomnieliście, sprawiły, że taniec stał się sztuką bardziej powszechną. Jestem entuzjastką You Can Dance, ponieważ ten program skupia się nie na tańcu towarzyskim i gwiazdach, ale przede wszystkim na pokazaniu różnych technik tańca istniejących na świecie i tysięcy młodych ludzi Polsce, którzy pasjonują się tańcem.
100 lat temu absolwent gimnazjum czy liceum potrafił świetnie tańczyć. To był element dobrego wychowania. A dziś często maturzyści boją się wyjść na parkiet na studniówce, bo nie potrafią zrobić kroku w tańcu towarzyskim.
Dobre wychowanie było w dobrych domach. Reszta tańczyła swoje tańce, osobno lub w parach. I to wcale nikomu nie przeszkadzało. Później nastąpiło wymieszanie: wieś weszła do miasta i wprowadziła tam pewne swoje obyczaje kulturowe.
Bywało, że na zabawie tanecznej jakiś mężczyzna chciał poprosić Panią do tańca, ale odwaga go opuściła, gdy się dowiedział, kim Pani jest?
Oj, było wiele takich sytuacji. Ale np. mąż powiedział mi, że ja nie potrafię tańczyć. W Rosji chodziło się przeważnie na dyskoteki, gdzie każdy tańczył sam sobie. W parach tańczył mało kto, wstydzili się. Gdy ktoś mnie zapraszał do tańca, to próbowałam dopasować się do partnera. Nie ja kierowałam nim, tylko on mną. Wtedy było o wiele łatwiej i jemu, i mnie.
Pani temperament tancerki baletowej pozwala na to, by to partner prowadził?
Teraz tak (śmiech). Kiedyś było odwrotnie. W teatrze tańczyłam z partnerami, ale na innych zasadach. Musiałam pokazać maksimum techniki i emocji, by uwaga widzów była zwrócona na mnie. Kiedy po raz pierwszy zaproszono mnie na dyskotekę w Polsce, wydeptałam nogi pierwszemu partnerowi, drugi wydeptał mnie, w końcu z trzecim znaleźliśmy wspólny język i przetańczyliśmy cały wieczór.
Gdy prosi Panią do tańca mężczyzna, który okazuje się kiepskim tancerzem? Przejmuje wtedy Pani prowadzenie?
To zależy od osoby. Jeśli mężczyzna jest silną osobowością, to się poddaję. Po co mamy się szarpać w tańcu? Jeśli wyczuwam, że on poddaje się mnie lub cicho mówi prowadź, to prowadzę. Albo on stoi, a ja tańczę wokół niego. Tak też może być, wszyscy podziwiają nas jako parę: jak super tańczą.
Tańcem można wyrazić wszystkie uczucia, emocje?
Według mnie tak. Być może dlatego tak myślę, że żyję tańcem.
A nam się wydaje, że wyrazić emocje w tańcu mogą głównie profesjonaliści. Wszyscy tańczymy, lepiej lub gorzej, ale wyrażanie emocji to już wyższa szkoła jazdy …
Dzieląc tancerzy na profesjonalnych i nieprofesjonalnych trochę upraszczamy temat. Jeśli człowiek chce i potrzebuje potańczyć, to nie patrzy na to, czy jest profesjonalistą, czy nie.
Może tańczymy, bo po prostu czerpiemy radość z poczucia bliskości z drugim człowiekiem?
To prawda. Kiedyś w rzeszowskim klubie Bohema obserwowałam tańczących. Wyglądali, jakby zupełnie odcięli się od świata. Czerpali radość z łapania rytmu, z bycia z partnerem. To wszystko jest bardzo indywidualną sprawą, ale ogólnie można powiedzieć, że jesteśmy zakodowani na pewne rzeczy, m.in. na taniec. Osoby poruszające się na parkiecie często tańczą słabo, ale jeżeli są w tym momencie szczęśliwe, to dobrze i niech to robią.
Gdyby jednak ktoś nie chciał odczuwać stresu wychodząc na parkiet, to powinien swoje umiejętności taneczne doskonalić. Jest to możliwe w każdym wieku?
Ktoś z moich znajomych, prowadzący szkołę tańca, opowiadał mi, że na kurs przyszła para 70-latków, którzy chcieli ładnie zatańczyć na weselu wnuka. To niesamowicie budujące. Ale warto zauważyć, że takie zachowania wynikają również z tego, że w obecnych czasach zmieniło się podejście ludzi do samych siebie, do wieku. Ludzie czują się młodsi i to daje im napęd m.in. do tego, by uczyć się tańczyć.
Co Pani zawdzięcza tańcowi, który towarzyszy Pani od zawsze?
Wielkim plusem wynikającym z tańca jest samodyscyplina. Widza nie obchodzi, co się ze mną dzieje, jakie mam problemy. On oczekuje, bym zatańczyła jak najlepiej. Muszę się zmobilizować. To mi daje napęd. Poza tym taniec jest bardzo uniwersalny, rozwija wszystkie mięśnie, wspaniale odstresowuje, jest największą pasją mojego życia.
Laila Arifulina, tancerka baletowa, absolwentka Szkoły Baletowej przy Teatrze Bolszoj w Moskwie oraz studiów aktorskich i reżyserskich. Tatarka urodzona w Moskwie, która wiele lat temu zamieszkała w Rzeszowie, bo zakochała się w chłopaku z tego miasta, studencie wychowania fizycznego na Uniwersytecie Moskiewskim. Dla niego zostawiła Moskwę, pracę w zespole Moskoncert, i przeniosła się na Podkarpacie. Założycielka i pedagog Studia Baletowego w Rzeszowie. Reżyserka widowisk baletowych: Dziadek do orzechów", Piotruś i Wilk", Kopciuszek", Królowa śniegu, Księga dżungli", „Przygody Alicji”, przygotowanych we współpracy z Filharmonią Podkarpacką.