Aneta Gieroń
Dodano: 05-11-2012
Przy gigantycznym placku z jagodami jakby na chwilę czas się zatrzymał, a może i przeniósł ze 20 lat wstecz, gdy Władek Nadopta, legendarny Majster Bieda znosił ogromne kosze czarnych jagód do Schroniska Pod Małą Rawką, a Robert Żechowski całymi godzinami nie odchodził od palników przenośnej kuchenki, bo przed schroniskiem kłębił się tłum wygłodniałych entuzjastów placka z jagodami.- To było już tak dawno - śmieje się Robert. – Od tego czasu tak wiele się zmieniło. Pod Małą Rawkę poznaliśmy się z Ewą. Tam wszystko się zaczęło, nasza „Chata Wędrowca” istniejąca od siedmiu lat w Wetlinie jest spełnieniem zawodowych i rodzinnych marzeń.
Smak jagód na chrupiącym cieście
TO MOŻE CIĘ ZAINTRESOWAĆ
Z jagodami, z cukrem, śmietanką, miętą, dla upartych może być z truskawkami i jogurtem, przepyszny Naleśnik Gigant z „Chaty Wędrowca” z plackiem z jagodami, który smażyli Robert z Majstrem Biedą już niewiele ma wspólnego, ale przepyszny smak i zapach czarnych jagód pozostał ten sam. - Ciasto w najsłynniejszej potrawie „Chaty Wędrowca” jest naleśnikowe, tylko inaczej smażone, na głębokim tłuszczu, dzięki temu jest miękkie, chrupiące, trochę przypominające faworki, albo racuchy - tłumaczy Robert. Magia placka tkwi w magii ciasta. Pyszny, rozpływający się w ustach jest jedzony na świeżo, podany prosto z patelni. Dlatego od kilku lat nie brakuje smakoszy, którzy w niedzielę rano wsiadają do samochodu w Rzeszowie, przed południem delektują się plackiem z jagodami w Wetlinie, a po południu cieszą oko bieszczadzkimi widokami w drodze powrotnej do Rzeszowa. Zwłaszcza, że „Chata Wędrowca” to nie tylko klimat jednej z najpiękniejszych bieszczadzkich miejscowości, to atmosfera Chaty, gdzie każda ława, zdjęcie na ścianie mają swoją historię, gdzie na półkach kłębią się bieszczadzkie anioły, a poniżej przycupnęły kiszone ogórki.
- Duży nacisk kładziemy na używane przyprawy. Maggi mówimy nie. Kostki Knorra, z całym szacunkiem dla firmy, omijamy z daleka. U nas smak i zapach pomarańczy miesza się z goździkami i cynamonem. Nasze mięsa siedzą na poduszce utkanej z tymianku, kolendry, czosnku, oliwy extra vergine, wina czy miodu. U nas mają emerytalny trzeci filar – śmieje się Robert, ale wiem, że mówi śmiertelnie poważnie. Na półkach kuchennych „Chaty Wędrowca” nigdy nie brakuje miodu gryczanego, imbiru, octu balsamicznego, harrisy, czy szafranu – najdroższej przyprawy na świecie. Dodatki do mięs, to nie byle jak posiekane w malakserze warzywa, raczej kompozycje z sezonowych owoców i warzyw nie poddawane zbytniej obróbce.
ZOBACZ TAKŻE
- Liczy się przecież smak komponentów, delektowanie pojedynczym składnikiem. Na to wszystko oliwa z pierwszego tłoczenia i świeżo zmielony pieprz - wylicza Ewa. - W naszej kuchni staramy się zbliżyć jak najbardziej do prostoty i niezbyt dużej ingerencji w naturalne smaki i aromaty. Sezonowo ucieramy pomidory, jesienią w dębowej beczce kisimy kapustę, a zakwas na żur drzemie sobie na półeczkach w kuchni i czeka na odpowiedni moment.
Esencja smaku na talerzu i w rozmowie
Pstrąg górski z czosnkiem smażony na maśle rozpływa się w ustach, tutaj rewolucji już nie będzie. Podobnie jak na talerzu karczmarza, na którym serwowane są pieczony schab, karkówka, golonka, żeberka, polędwiczki, wszystko kruche, delikatne i zadziwiająco soczyste. - Tajemnica tkwi w piecu parowym, w którym od tego roku pieczemy nasze mięsa, po tym, jak zrezygnowaliśmy z grilla – tłumaczy Robert – To była świadoma decyzja, grillowane mięsa i ryby podają prawie wszystkie restauracje, ich jakość bywa różna. My chcąc zagwarantować wysoką powtarzalność wysokiej jakości potraw, zdecydowaliśmy się na pieczenie mięs. Klienci są zachwyceni.