Po co nam spektakl o wojnie i chłopcu, który z rodzicami przed nią uciekł? Dysputy o uchodźcach rozpalają emocje u dorosłych. Trzeba wciągać w nie dzieci? One już w tym siedzą. Układając klocki, rejestrują przekazy z telewizji i rozmowy przy stole. Wiedzą, ale nie są traktowane jako partnerzy do rozmów. A przecież w ich klasie może pojawić się chłopiec z obcego kraju. Jak go przyjmą? – Chcę aby ten spektakl stał się pretekstem do rozmowy – mówi Anna Retoruk, reżyserka sztuki „Teraz tu jest mój dom” – dzieła dla małych i dużych, którego premiera odbyła się w niedzielę w Teatrze Maska w Rzeszowie.
Nie wiem, ile lat ma Romek, ale na pewno chodzi już od jakiegoś czasu do szkoły. Poznajemy go w chwili, kiedy wchodzi do nowej klasy – w nowej szkole i nowym mieście, do którego właśnie przeprowadził się z rodzicami. Przyjęcie nie jest zbyt miłe, Romek trochę inaczej mówi, może nieco różni się wyglądem, bo dzieci od razu rozpoznają w nim obcego i sporo dokuczają z tego powodu. Kim jest? Widzowie zaraz się dowiedzą, ponieważ chłopiec rozpoczyna opowieść. O pewnym domu, w pewnym mieście pełnym bloków i o wojnie, innej niż zwykły bywać wojny.
Wojna najpierw jest tylko z telewizora. Namacalna staje się stopniowo – pewnego dnia nie ma na śniadanie herbaty (przerwany został wodociąg), potem odwołane zostają lekcje w szkole, w osiedlowym markecie pogasły reklamy i światła. Dzieci cieszą się, że nie ma lekcji. Zabawa w wojnę staje się jedną z ulubionych. Smutno się robi dopiero, kiedy rodzice postanawiają uciekać. Trzeba pożegnać dziadków, zostawić psa Łapę i spakować to, co najważniejsze do małego pudełka. – Przecież rower się w nim nie zmieści – martwi się Romek.
Spektakl „Teraz tu jest nasz dom” powstał na motywach książki Barbary Gawryluk pod tym samym tytułem i według scenariusza Tomasza Kaczorowskiego. To, co najlepsze jest w tej opowieści, to fakt, że mimo wojny w tle, sztuka widza nie straszy. Tego starszego, który za prostym obrazkiem rozpozna ludzki dramat, często wzruszy, a młodszego uczy, że chociaż czołgi wyglądają fajnie, to jednak porzucanie domu z ich powodu, nie jest już takie miłe i współczucie ludziom, którzy tego doświadczyli jest czymś naturalnym. Jerzy Dowgiałło, który wcielił się w rolę Romka, podczas swojej opowieści nie rozdziera szat, nie leje łez. Przez większość czasu uśmiecha się, czasem dziwi. Jego bohater to dziecko i po dziecięcemu obserwuje świat. Wojna to umundurowane na czarno postaci. W wysokich wojskowych butach maszerują do rytmicznych dźwięków. Choreografia stworzona przez Macieja Florka to mocny element spektaklu – w fascynujący sposób przekłada wojenne obrazy na taniec i ruch. Wyobraźni pomaga też muzyka Pawła Sowy. Współgra z obrazem i wzrusza.
Dobra robotę wykonali zresztą wszyscy twórcy spektaklu. Scenografia Jana Polivki, absolwenta Wydziału Teatralnego Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze i wykładowcy wrocławskiej filii PWST w Krakowie, zachwyca pomysłowością. To zbudowane z kartonowych pudeł ściany – można je burzyć i można z nich budować. Mogą udawać jeden dom i całe miasto. Ich fragmenty mogą latać w powietrzu i zamieniać się w pudło z pamiątkami.
Spektakl wzbogacony jest także o sceny z lalkami. Znakomicie animują je Andrzej Piecuch (gra także m.in. Ojca Romka i Sąsiada) oraz Kamila Olszewska. Na uznanie zasługuje Kamil Dobrowolski (Pies Łatek, Strażnik Graniczny) i Ewa Mrówczyńska (Olga), także Anna Kukułkowicz (Mama Romka).
„Teraz tu jest nasz dom” to nie tylko opowieść o ucieczce przed wojną, odnajdywania się w obcym kraju. Warto odczytywać ją także szerzej – jako historię o dojrzewaniu, a także doświadczeniu sytuacji granicznej w życiu. Kiedy trzeba porzucić wszystko, z czego zbudowało się swój bezpieczny świat i poskładać go na nowo. Anna Retoruk, reżyserka, która w ubiegłym roku na rzeszowskiej Maskaradzie zdobyła nagrodę za spektakl „Dziady po Białoszewskim”, tym spektaklem udowadnia, że teatralnej publiczności ma jeszcze wiele do powiedzenia i zaoferowania.
Pozostaje na końcu odpowiedzieć na pytanie, dla widza w jakim wieku, jest to spektakl? Na pewno nie dla paroletniego „naj-naja”, jak nazywani bywają najmłodsi widzowie. 7 lat, jak proponują twórcy, rzeczywiście wydaje się najodpowiedniejszym wiekiem startowym, bo górnej granicy wytyczać się nie da. Magia spektaklu Anny Retoruk tkwi bowiem także w tym, że odczytywać go można na wielu poziomach i znaleźć coś wyjątkowego, będąc w każdym wieku. Jak powiedział Jan Polivka, scenograf, to spektakl rodzinny, na który przychodzi dziecko, matka, dziadek i każdy z niego coś zabiera. Na „Teraz tu jest nasz dom”, rzeczywiście, warto się wybrać całą rodziną.