Historie z Pogranicza. Robert Gmiterek zaludnia pustkę
Alina Bosak
Dodano: 13.10.2023
Robert Gmiterek. Fot. Tomasz Michalski
Udostępnij
– Moja tożsamość składa się z czterech: polskiej, ukraińskiej, niemieckiej i żydowskiej. Bo choć nie ma we mnie żydowskiej krwi, to mój pradziadek został rozstrzelany z Żydami i leży z nimi w dole śmierci pod Ratą. Pomieszała się krew polska i żydowska. Ich znaki odnajduję na każdym kroku. Tego nie da się przemilczeć – uważa Robert Gmiterek, autor „Epifanii pana Eliasza. Historii z Pogranicza”. Zbiorem dwunastu opowiadań zaludnia pustkę pogranicza – bliskiego mu Roztocza. Przywołuje tych, którzy byli przed nami i przyjdą po nas. Życie naszych przodków, nasze, kolejne – to tak naprawę jedno istnienie, ciągłość, opowieść, która trwa.
Robert Gmiterek, zakorzeniony na Roztoczu poeta, pisarz, fotograf i kronikarz pogranicza polsko-ukraińskiego pierwsze opowiadania napisał mając już na karku pięćdziesiątkę. – Wcześniej czytałem – mówi. – I pisałem wiersze.
Namówiony przez żonę Annę, postanowił podzielić się też historiami, które, jak mówi, już dawno domagały się opowiedzenia. Tak powstały książki: „Sen na Kniaziach i inne historie osobiste (2019), „Oikoumene. Na Roztoczu świata” (2020), „Na Roztoczu – przewodnik metaforyczny” (2021). A w tym roku ukazała się „Epifania pana Eliasza. Inne historie Pogranicza”.
Pierwsze opowiadanie do tego zbioru stworzył w 2018 roku. Następne w kolejnych latach. W sumie dwanaście historii. Napisanych poetycką prozą, gęstą od tropów, symboli, znaczeń. Skondensowaną jak wiersz. A jednocześnie pisaną jakby na jednym oddechu.
– Zaczynałem od jednej frazy, zdania, zachowując przypisany im rytm. Takie jak „Śmierć z Tarnoszyna” praktycznie bez skreśleń – przyznaje pisarz i mówi, że jego pisanie jest pisaniem iluminacyjnym, jakby to jego bohaterowie odtworzeni ze strzępków historii chcieli dojść do głosu.
W każdym z opowiadań stara się zawrzeć świat pogranicza z różnymi jego aspektami – przyrodą, ludźmi, historią, językiem. Dzięki temu czytelnik dostaje obraz złożony z wielu warstw. Roztocze z całym jego bogactwem i nostalgią. Z tajemnicą.
Roztocze, wąski 180-kilometrowy pas o szerokości ok. 20 km, ciągnący się od Kraśnika po Lwów, przecięty granicą w okolicach Hrebennego. Lwów dla Roztocza jest równie ważny, jak dla Rzeszowa, który przed wojną należał przecież do województwa lwowskiego. Do Lwowa absolwenci rzeszowskiego gimnazjum jeździli na studia, nauczyciele po lwowskich szkołach uczyli w okolicznych szkołach. Zawsze też, jak mówi Robert Gmiterek, ta ziemia była pograniczem, bo nawet kiedy Lwów leżał w centrum Rzeczypospolitej, istniało pogranicze etniczne. Obok siebie mieszkali Polacy, Ukraińcy i Żydzi, potomkowie kolonistów niemieckich.
Czas nie ma znaczenia
Na pograniczu miesza się czas. Mieszają się ludzie, historie, języki. – Czuję się człowiekiem pogranicza nie tylko geograficznego, ale również etnicznego, językowego, a także pogranicza czasu. To wszystko najpełniej wybrzmiewa właśnie w takich miejscach jak Roztocze, gdzie przed wojną panowała polifonia kultur i języków, idei, które ją zmieniały. Czas nie ma dla mnie znaczenia, bo on był, jest i będzie – mówi Robert Gmiterek.
Jednocześnie aspekt czasu w jego opowiadanich zwraca uwagę (opowiadań jest dwanaście, tyle co miesięcy w roku). W “Epifanii” nie biegnie on linearnie. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość istnieją jednocześnie, nawzajem się przenikając i mieszając. Trochę jak w “Interstellar” Nolana, jak w naukowych teoriach fizyków – w rozwiązaniach różnych równań Einsteina na ogół nie ma w czasoprzestrzeni jednego czasu, tylko wiele lokalnych czasów. Jak to powiedział ks. prof. Heller, nawet historię Wszechświata mamy zapisaną w tkankach: „Dotykasz skóry ręki i dotykasz pierwiastków, które kiedyś były we wnętrzu naszego Słońca”.
Zaczęło się od poszukiwań własnej tożsamości
Impulsem do kolejnych opowiadań stawał się obraz, przestrzeń, fraza. Na skrawku czyichś wspomnień, pamiątek rozpędzała się wyobraźnia pisarza. Jakby rozmawiał z duchami, miał dar czytania śladów. Jak indiański tropiciel, któremu wystarczy złamane źdźbło trawy, Robert Gmiterek odnajduje zarośnięte ścieżki do nieistniejących wiosek, dostrzega cienie ludzi, co dawno temu je wydeptali. – Po ukazaniu się książki, dowiaduję się, że coś, co miałem za własną imaginację, zdarzyło się naprawdę – przyznaje Gmiterek. – Pogranicze jest bowiem tak gęste od opowieści i ludzkich losów, że moje historie znajdują w nim odzwierciedlenie. Dziś, jutro. Jak mówiłem, czas nie ma znaczenia.
Wyobrażenia i przeczucia mają silne zakorzenienie w wędrówkach po pograniczu i badaniu jego historii. – Od dawna gromadzę bibliotekę regionalną. Zaczęło się od poszukiwania własnej tożsamości, próby odpowiedzenia sobie na pytanie, kim jestem – mówi Gmiterek. Bo na pograniczu nic nie jest oczywiste. Krwawe lata wojny, etniczne czystki, sprawiły, że wiele spraw zostało otoczonych tajemnicą, wszystko przestało być oczywiste. – Jako człowiek pogranicza nie miałem zatem przeszłości. Została odcięta. Babcia przeżyła taką traumę wojenną, że mamie nie przekazała nic. Sam więc zacząłem szukać.
Dziadek był chrzczony w cerkwi, ale wybrał tożsamość polską. Jego brat wybrał tożsamość ukraińską. Byli dwujęzyczni. Wojna sprawiła to, że dziadek odciął język ukraiński. Mówił tylko po polsku. Babcia pochodziła z rodziny polsko-ukraińskiej. Zawsze mówię, że moja tożsamość zbudowana jest z czterech: polskiej, ukraińskiej, niemieckiej i żydowskiej. Bo choć nie ma we mnie żydowskiej krwi, to mój pradziadek został rozstrzelany z Żydami i leży z nimi w dole śmierci pod Ratą. Pomieszała się krew polska i żydowska.
Dzisiejsze pogranicze straciło kulturową różnorodność. Zostały tylko ostańce minionego świata – synagogi, cmentarze, kamieniarka bruśnieńska. Robert Gmiterek wędrując po Roztoczu odkrywa jednak genetyczną pamięć miejsc – zapisaną w kamieniach, drzewach, które pokryły żywą niegdyś tkankę wsi, miasteczek. Dziś Roztocze, podobnie jak Bieszczady, zaludniają w przewadze ludzie z zewnątrz. Bo ci, którzy mieszkali tam wcześniej, albo zostali zamordowani, albo wysiedleni, albo sami odeszli. I pisarz przywołuje historię, którą usłyszał niedawno na koncercie zespołu Krajka z ust Tatiany Nakoniecznej: – W latach 60-tych etnografowie zbierali na pograniczu dawne pieśni i melodie. W jednej wsi spotkali samotnego grajka, który nie miał już swojego zespołu. Powiedział im: „Żydów nam zabili, Ukraińców wywieźli, zostałem sam z bębenkiem”.
Zaludniam pustkę na nowo
Stąd na pograniczu często ma się wrażenie pustki. Pisarz przez swoje historie zaludnia ją na nowo. Jak w opowiadaniu „Pod sklepem w Oserdowie”, w którym wprowadza czytelnika do zagubionej gdzieś przy polsko-ukraińskiej granicy wioski, by poznał Starą Nastkę, Kulawego Bartka i Jana Jakóba Niemego.
Z kolei w „Gorzkich pestkach czereśni” przywołuje postać Jankiela, ostatniego Żyda w Miasteczku. – Jeździłem do tego miasteczka co roku na wakacje, od szóstego roku życia i czułem cień tego człowieka. Od dawna wiedziałem, że muszę o nim napisać. Poznałem opowiadania o nim, dowiedziałem się, że zachował się nawet list Jankiela w archiwum, że jest po nim ślad materialny. To Jankiel wybrał mnie do zapisania jego historii – uważa Robert Gmiterek i mówi, że pogranicze jest trochę jak Golem – potrzeba mu słowa, aby naprawdę ożyło.
Bliskie czytelnikowi pogranicza jest wędrowanie także po śladach bitew pierwszej wojny światowej. Na takie miejsca Robert Gmiterek także dociera i słyszy szczęk broni, jęk zabitych. Na grobli, którą człowiek nie znający historii przejdzie pewnie obojętnie, a ten świadomy – zobaczy masakrę. Tymczasem nie da się poznać naprawdę miejsca, nie znając jego historii.
– Każde miejsce ma takie swoje przestrzenie, swoją aurę. Każde miejsce ma także swojego poetę – zapewnia autor „Epifanii pana Eliasza”, książki do odkrycia.
***
Robert Gmiterek, „Epifania pana Eliasza. Inne historie Pogranicza”, Libra PL, Rzeszów 2023
Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.
Ściśle niezbędne ciasteczka
Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.
Jeśli wyłączysz to ciasteczko, nie będziemy mogli zapisać twoich preferencji. Oznacza to, że za każdym razem, gdy odwiedzasz tę stronę, musisz ponownie włączyć lub wyłączyć ciasteczka.