Tegorocznemu naborowi do szkół ponadpodstawowych w Rzeszowie znów towarzyszy sporo nerwów. To kolejny rok z nadwyżką uczniów i skumulowanym rocznikiem – efekt jednej z paru reform oświaty, jakie w ostatniej dekadzie zafundowali Polakom politycy. W tym roku do liceów, techników i szkół branżowych w Rzeszowie o przyjęcie starało się 5,7 tys. uczniów. 500 osób nie zakwalifikowało się do żadnej, chociaż sporo miejsc czeka np. w szkołach branżowych. – Czas przywrócić godną pozycję szkołom branżowym. Licea nie są z gumy i czy wysłanie tam wszystkich to dobra perspektywa? – mówi Zbigniew Bury, dyrektor wydziału edukacji rzeszowskiego urzędu miasta.
W tym roku wydział edukacji przy rekrutacji współpracuje z placówkami, które nie są prowadzone przez miasto. Dzięki temu po raz pierwszy kandydaci mogli wśród wybranych szkół średnich wskazywać także licea prowadzone przez siostry prezentki i pijarki, liceum uniwersyteckie oraz przy Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania, a także Zespół Szkół Zakładu Doskonalenia Zawodowego. To sprawiło, że kto został przyjęty do takiej szkoły, nie blokował już miejsc w tych prowadzonych przez miasto. Dzięki temu udało się znacznie zmniejszyć liczbę osób, które dziś nerwowo szukają jeszcze wolnych miejsc w którejś z rzeszowskich miejsc. Tych i tak jest niemało. Po ogłoszeniu pierwszych wyników naboru okazało się, że 500 uczniów nie dostało się do żadnej z wybranych przez siebie szkół. Chociaż podczas rekrutacji można było wskazać aż sześć.
Uczniowie się nie podostawali, chociaż w rzeszowskich szkołach ponadpodstawowych miejsca są
O przyjęcie do szkół ponadpodstawowych w Rzeszowie w tym roku ubiegało się w sumie 5,7 tys. kandydatów. Przydzielonych zostało prawie 5,2 tys. osób, co oznacza, że 500 osób nie zostało zakwalifikowanych.
– Powody są co najmniej dwa – mówi Zbigniew Bury, dyrektor wydziału edukacji rzeszowskiego urzędu miasta. – Pierwsza: wybrali takie szkoły, w których ich liczba punktów była za mała, aby zostać zakwalifikowanym. Jeśli ktoś wybrał topowe licea, a jego punktacja była na poziomie 130-140 punktów, to nie miał szans do tych liceów się zakwalifikować. Druga przyczyna jest taka, że wybrał za mało szkół, czyli nie skorzystał z propozycji rozważenia sześciu szkół i oddziałów w tych szkołach, tylko skupił się na dwóch – trzech, a tam miał za mało punktów. A trzeba dodać, że wciąż mamy blisko 500 wolnych miejsc – są one jednak w klasach i szkołach, które nie znalazły uznania i nie zostały wybrane. Świadczy to o tym, że organizując rekrutację przygotowaliśmy w sumie tyle miejsc, ilu absolwentów się o nie ubiega.
Rzeszów ma zatem miejsca dla wszystkich chętnych, chociaż nie wszyscy dostaną się do wymarzonych szkół.
To i tak sytuacja nieporównywalna z rokiem 2019, kiedy przyjmowano do szkół średnich jednocześnie dwa roczniki: absolwentów ósmych klas i gimnazjów. Wtedy na 7 tys. chętnych, przyjęto 4,5 tys. Taki był efekt reformy PiS likwidującej gimnazja i przywracającej 4-letnie licea.
Obecna kumulacja, podobnie jak ubiegłoroczna, to z kolei efekt reformy PO, która nałożyła obowiązek edukacji szkolnej na sześciolatki, w wyniku czego w 2014 i 2015 roku do szkół trafiało o 50 proc. więcej dzieci. Teraz właśnie te powiększone roczniki starały się o przyjęcie do szkół ponadpodstawowych. A do tego trzeba jeszcze doliczyć dzieci uchodźców z Ukrainy.
– 60 proc. uczniów rzeszowskich szkół ponadpodstawowych jest spoza miasta, to nie tylko ci, którzy mieszkają w promieniu 10-15 km od Rzeszowa, ale i znacznie dalej, bywa, że nawet w Bieszczadach. Wszystko to zostało uwzględnione. Liczbę potrzebnych miejsc oszacowaliśmy właściwie, bo jak mówię wciąż jest niemal 500 wolnych miejsc. Nie ma niestety możliwości przesunięcia ich ze szkół mniej popularnych do bardziej popularnych – stwierdza dyrektor Bury.
Tym bardziej, że oblegane licea już są „rozdęte” przez ubiegłoroczną kumulację. Nie ma w nich fizycznie miejsca.
Co dalej z naborem do szkół ponadpodstawowych w Rzeszowie? Będzie runda uzupełniająca
Zgodnie z harmonogramem rekrutacji do piątku, 21 lipca, do godz. 15.00 kandydaci muszą przynieść dokumenty do szkoły, do której zostali zakwalifikowani. W poniedziałek 24 lipca ogłoszone zostaną listy przyjętych.
– Jeśli ktoś wciąż nie zostanie przyjęty do żadnej szkoły, będzie mógł skorzystać z rekrutacji uzupełniającej, która rusza 25 lipca. Będzie ona prowadzona już drogą tradycyjną, system pokaże, gdzie są wolne miejsca, ale trzeba będzie samemu pytać w poszczególnych szkołach o możliwość przyjęcia – wyjaśnia dyrektor wydziału edukacji.
W obleganych rzeszowskich szkołach (najwyższe progi punktowe były w I, II i IX LO – zależne od profilu klasy, ale średnio powyżej 161-150 punktów) – większości liceów ogólnokształcących, czy takich szkołach branżowych jak Zespół Szkół Elektronicznych wolnych miejsc trudno się jednak spodziewać.
– Łącznie mamy 14 liceów. Do dziesięciu progi punktowe są w granicach 150-160 punktów, kto ma mniej, do nich się nie dostanie. W tym momencie już nie planujemy nowych oddziałów, bo takie tworzyliśmy w trakcie symulacji rekrutacji, na bieżąco śledząc sytuację. I tak powstał dodatkowy oddział w III LO, w VII LO i w VIII LO. Utworzyliśmy także dodatkowy oddział w technikum w Zespole Szkół Technicznych, kształcący techników programistów. Jest na ten zawód duże zapotrzebowanie na rynku, zainteresowanie i punktacja kandydatów była wysoka – co najmniej 132 punkty decydowały o przyjęciu – a szkoła wykazała możliwość utworzenia takiego oddziału – tłumaczy Zbigniew Bury.
Sytuacja z kumulacją już się nie powtórzy. – W tym roku przygotowywaliśmy się na przyjęcie 5,7 tys. uczniów, a w przyszłym roku będzie ich tylko 2,2 tys. To ogromny spadek. Ale nie oznacza, że w przyszłym roku do najlepszych liceów będzie znacznie łatwiej się dostać – podkreśla dyrektor Bury. – Szkoły mają zapas uczniów wynikły z tego i z ubiegłego roku. A do najlepszych liceów progi i tak są wyśrubowane przez uczniów. To oni zdobywają określone oceny na świadectwach. Powinniśmy też myśleć perspektywicznie. Potrzebne są licea, technika, ale także szkolnictwo branżowe. Jeżeli do techników i liceów będziemy przyjmować uczniów z niewielką liczbą punktów, to może się okazać, że zabraknie rąk do pracy. Tylko 235 osób na 5,7 tys. było zainteresowanych w Rzeszowie szkolnictwem branżowym. Obrzydzono ludziom zawodówki. Trzeba podnieść ich pozycję, pamiętać, by oferowały kształcenie w zawodach poszukiwanych na rynku i nie upierać się, żeby obniżać progi punktów do przyjęcia w technikach.