Prof. Józefa Hrynkiewicz z Warszawy, specjalistka od sytemu emerytalnego i polityki społecznej, otworzy listę PiS do Sejmu w okręgu rzeszowsko-tarnobrzeskim. Na liście nie ma pełnomocnika tej partii w tym okręgu, marszałka województwa Władysława Ortyla.
To niespodzianka (według nieoficjalnych spekulacji Ortyl był typowany w sposób naturalny na „jedynkę”). Z drugiej pozycji, tuż za prof. Hrynkiewicz, kandyduje wicemarszałek Wojciech Buczak. Za Buczakiem plasuje się plejada posłów PiS (najwyżej jest Antoni Błądek, najniżej Jan Warzecha), a – poza Ortylem – kształt listy nie odbiega od tego, o którym pisaliśmy wczoraj.
Dr Paweł Kuca, politolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego, widzi trzy potencjalne powody, dla których marszałek Ortyl nie kandyduje do parlamentu. – Być może chodzi o to, że PiS musi dokładnie pilnować sytuacji w sejmiku. Przewaga koalicji rządzącej województwem topnieje i PiS musi na to uważać – twierdzi Kuca.
Drugie wytłumaczenie, nie wykluczające pierwszego, jest takie, że polityczna rola marszałka województwa jest większa niż szeregowego posła. – Dla marszałka Ortyla pójście do Warszawy będzie awansem wyłącznie wtedy, gdy obejmie on funkcję konstytucyjnego ministra, a nie mandat posła. Już nawet objęcie teki wiceministra nie byłoby awansem – uważa politolog z UR.
O Władysławie Ortylu mówi się od jakiegoś czasu w kontekście ewentualnego objęcia teki ministra infrastruktury i rozwoju, gdyby PiS wygrał wybory i tworzył rząd. – Niekandydowanie do Sejmu nie zamyka marszałkowi drogi do rządu – podkreśla Kuca i dodaje, że podkarpacki PiS, biorąc pod uwagę wyniki, jakie ta partia osiąga w kolejnych wyborach, powinien powalczyć o tekę konstytucyjnego ministra dla swojego przedstawiciela.
Trzeci, najmniej prawdopodobny powód niekandydowania Ortyla mógłby być taki, że być może z centrali partii naciskano, by liderem listy była prof. Józefa Hrynkiewicz, a marszałek, niekwestionowany lider PiS w okręgu rzeszowsko-tarnobrzeskim, uznał, że nie będzie kandydował z drugiego miejsca.
Jest jeszcze jeden aspekt wyborczej układanki. Załóżmy, że Ortyl wystartowałby do Sejmu, zdobył i objął mandat, a Tadeusz Ferenc wygrałby wybory do Senatu. PiS potrzebowałby wtedy dwóch mocnych kandydatów: na marszałka województwa i na prezydenta Rzeszowa. O jedną z tych funkcji mógłby powalczyć Wojciech Buczak, nawet już z mandatem posła. W przypadku powodzenia zostałby wycofany z Sejmu, a na jego miejsce „wskoczyłby” następny z listy. Ale Buczak się nie „rozdwoi”, a mocnego kandydata na drugą z tych funkcji na razie nie widać. Przed podobnym dylematem PiS stanąłby także wtedy, gdyby Ortyl objął funkcję ministra.
PiS ogłosił też kandydatów w trzech okręgach do Senatu, pokrywających się z okręgiem rzeszowsko-tarnobrzeskim do Sejmu. Zgodnie z tym, co wcześniej pisaliśmy, kandydują: prof. Aleksander Bobko, rektor Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz senatorowie Janina Sagatowska i Zdzisław Pupa. A to oznacza – również zgodnie z tym co pisaliśmy – że zabrakło miejsca dla dwóch kandydatów Polski Razem: senatora Kazimierza Jaworskiego, który cztery lata temu, jako kandydat PiS, wygrał z prezydentem Rzeszowa Tadeuszem Ferencem, oraz Pawła Kowala, byłego europosła. Jeżeli Jaworski zdecydowałby się na start z własnego komitetu, głosy prawicowych wyborców podzieliłyby się pomiędzy niego i Bobkę. A to zwiększa szanse na mandat Tadeusza Ferenca.