Reklama

Biznes

Finisz kampanii do Senatu. Partie ważniejsze od nazwisk

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 06.09.2013
7025_5918_senat
Share
Udostępnij
Ogromne zaangażowanie central partyjnych, zwłaszcza PiS, ale także PSL i Solidarnej Polski; szyldy partyjne istotniejsze od nazwisk kandydatów; wspólny kandydat PSL i PO; brak kandydata SLD; mnogość kandydatów szeroko pojętej prawicy; niewielkie znaczenie programów wyborczych – to cechy kończącej się właśnie kampanii w wyborach uzupełniających do Senatu w okręgu nr 55 (powiaty: dębicki, mielecki, kolbuszowski, ropczycko-sędziszowski i strzyżowski), które odbędą się w najbliższą niedzielę.
 
Przypomnijmy, że konieczność przeprowadzenia tych wyborów wynika stąd, iż dotychczasowy senator, Władysław Ortyl z PiS, końcem maja został wybrany na marszałka województwa podkarpackiego po aferze korupcyjnej, której głównym negatywnym bohaterem był jego poprzednik w Urzędzie Marszałkowskim, Mirosław Karapyta z PSL.
 
Siódemka, w tym piątka z prawicy

W wyborcze szranki stanęła siódemka kandydatów. Zdaniem komentatorów, najpoważniejszymi pretendentami do senatorskiego fotela są: kandydat PiS Zdzisław Pupa i kandydat koalicji PO-PSL Mariusz Kawa. Pozostali to kandydaci partii, które powstały w wyniku rozłamu w PiS-ie: Solidarnej Polski – Kazimierz Ziobro i PJN – Andrzej Marciniec; kandydaci niezależni, którzy „obchodzą PiS z prawej strony”: Ewa Kantor (KWW Ewy Kantor) i Ireneusz Dzieszko (Prawica Podkarpacka) oraz przedstawiciel Samoobrony – Józef Habrat.

Kandydata nie wystawił SLD, choć lider Sojuszu na Podkarpaciu, poseł Tomasz Kamiński, niemal do końca okresu zgłaszania kandydatur zapewniał, że partia rozważa, kogo wystawić z grona kilku „kandydatów na kandydatów”. W grę mieli wchodzić była wicemarszałek Anna Kowalska, były szef Igloopolu i eks-burmistrz Dębicy Edward Brzostowski oraz dwóch starostów. Być może SLD wycofał się z senackiego wyścigu dlatego, że zdał sobie sprawę, iż nie ma w nim żadnych szans, jak również po to, by nie psuć szyków kandydatowi PO-PSL, który startuje ze znacznie większymi szansami na zwycięstwo. By jakoś wytłumaczyć absencję przedstawiciela Sojuszu w wyborach, poseł Kamiński zaczął powtarzać, że SLD nie startuje, bo jest przeciw istnieniu Senatu w jego obecnym kształcie. 
 
Również PO nie zaryzykowała wystawienia własnego kandydata, lecz „podpięła” się pod kandydata PSL, Mariusza Kawę, który w wyborach do Senatu w 2011 r. przegrał w tym okręgu tylko z Władysławem Ortylem, ale zdobył ponad 61 tys. głosów, a więc PSL liczy, że tym razem mu się uda. Obie partie nie ukrywały, że zdają sobie sprawę, iż ich kandydaci w pojedynkę nie mieliby szans z kandydatem PiS, ale jednocześnie, że liczą na to, iż „koalicyjny Kawa” ma szansę powalczyć o zwycięstwo. Jest to o tyle prawdopodobne, że głosy będzie odbierał Kawie właściwie jedynie Habrat, natomiast Pupie – cała plejada prawicowych kandydatów: Ziobro, Kantor, Dzieszko i Marciniec. Nawet jeżeli (może poza Ziobrą)  uzyskają śladowe poparcie, to w sumie będzie to spora liczba głosów, która może zaważyć na tym, że na wynik rywalizacji pomiędzy Pupą a Kawą obaj kandydaci będą czekali w napięciu do ostatnich chwil, a różnica głosów pomiędzy nimi może być nieduża.

Starcie partii, a nie nazwisk
 
W tej kampanii zetknąłem się np. z sympatykami PiS-u, w których kandydatura Zdzisława Pupy nie budziła wielkiego entuzjazmu. Jednocześnie jednak odnosiłem wrażenie, że personalia miały w wyścigu do senackiego fotela znaczenie drugorzędne. Tak naprawdę chodziło o wyborcze starcie partii politycznych. I to tych największych, obecnych w parlamencie.  Nie starały się one ukrywać, że stawka kampanii jest wysoka, przekraczająca znaczenie jednego fotela w Senacie, który – bez względu na to, kto w nim usiądzie – i tak nie zmieni układu sił w izbie wyższej parlamentu. Zupełnie nieadekwatnie do wagi tych wyborów, na Podkarpaciu przez kilka ostatnich tygodni skupiała się uwaga sporej części ogólnopolskich mediów.
 
Dla PiS zwycięstwo Pupy byłoby nie tylko potwierdzeniem hegemonii tej partii na Podkarpaciu, ale czymś więcej – kolejnym (po wynikach sondaży i wyborach prezydenta Elbląga) potwierdzeniem, że partia znajduje się na „fali wznoszącej”. Dla partii koalicji rządowej PO-PSL zwycięstwo Kawy byłoby z kolei sygnałem, że przewaga PiS w sondażach ma charakter nietrwały i nic (w kontekście przyszłych wyników „sezonu wyborczego” 2014-15) nie jest jeszcze przesądzone. Solidarna Polska liczy z kolei, że dobry wynik jej kandydata pozwoli partii pokazać, iż liczy się na politycznej scenie i odbić się w sondażach ponad próg wyborczy.
 
Z tych powodów Podkarpacie przeżyło w kampanii wyborczej najazd partyjnych liderów, którzy wspierali swoich kandydatów. Celował w tym zwłaszcza PiS, którego lider, Jarosław Kaczyński, był na terenie okręgu nr 55 kilkakrotnie. Nasz region odwiedzili też inni liderzy PiS, m.in. Adam Hofman, Beata Szydło, Mariusz Błaszczak czy Joachim Brudziński. Mariusza Kawę wspierali głównie wicepremier i lider ludowców Janusz Piechociński oraz ministrowie i wiceministrowie z PSL, m.in. Stanisław Kalemba i Władysław Kosiniak-Kamysz, jak również były lider ludowców, Waldemar Pawlak.
 
O wiele bardziej powściągliwie zachowywała się Platforma, prawdopodobnie poważnie biorąc pod uwagę ryzyko porażki. To taktyka stara jak świat: jeżeli kandydat PO-PSL wygra, muskuły będą prężyć obie partie; w przypadku porażki, jej odium spadnie głównie na ludowców. Premier Donald Tusk zachęcał do głosowania na Kawę w liście przesłanym do 500 działaczy PO w regionie. Na finiszu kampanii, w czwartek, premier miał przyjechać do Dębicy, ale wizyta została odwołana. Zdaniem Dominika Szczepańskiego, politologa z Uniwersytetu Rzeszowskiego, taka postawa szefa rządu była „przejawem lekceważenia kandydata PO-PSL, jak i województwa".
 
Aktywną agitację na rzecz kandydata Solidarnej Polski prowadził lider SP, Zbigniew Ziobro. W ostatni weekend kampanii na Podkarpacie przyjechali Kaczyński i Ziobro; w Mielcu odbyły się posiedzenia wyjazdowe klubów PiS i SP.  
 
Komentatorzy zwracają uwagę, że rywalizacja pomiędzy PiS-em i SP zdominowała końcówkę kampanii. PiS krytykował SP za billboardy z hasłem „Ziobro do Senatu", na których umieszczono wizerunki Kazimierza Ziobry  i Zbigniewa Ziobry. Rzecznik PiS Adam Hofman uznał nawet kandydata SP za „podróbkę Zbigniewa Ziobry". SP z kolei wielokrotnie wzywała Zdzisława Pupę do rezygnacji z udziału w wyborach, a lider SP na Podkarpaciu, poseł Mieczysław Golba, przypomniał, że w ostatnich wyborach do parlamentu wyborcy zaufali Ziobrze, a nie Pupie. Z apelem do kandydata SP, żeby „w imię interesu Polski, już nie prawicy, tylko Polski, zrezygnował", zwrócił się Jarosław Kaczyński. Wszystkie te apele okazały się, oczywiście, nieskuteczne.
 
Kandydaci widoczni i niewidoczni
 
Kampania wyborcza nie stała się pretekstem do poważnej debaty programowej. Wprawdzie kandydaci PO-PSL i PiS wzajemnie zapraszali się na debatę pomiędzy sobą, ale ostatecznie do niej nie doszło. Wyjątkiem była debata pomiędzy Mariuszem Kawą a Kazimierzem Ziobro. 
 
Kawa zapowiedział, że w Senacie chciałby zająć się działaniami państwa w sprawie ochrony przeciwpowodziowej, mówił też o możliwościach dla małych przedsiębiorstw, płynących z nowej unijnej perspektywy finansowej. Zdzisław Pupa wskazywał głównie na problem bezrobocia i sytuację w rolnictwie. Kazimierz Ziobro – nawiązując do COP – powtarzał, że Polska potrzebuje „planu Kwiatkowskiego nr 2".
 
Kandydat PO-PSL, bez względu na wynik w wyborach, może zaliczyć swoją kampanię do prężnych i udanych. Był najbardziej aktywny z kandydatów, odbył sporo spotkań z wyborcami, jego nazwisko często pojawiało się w mediach. Dość aktywną kampanię prowadzili także Zdzisław Pupa (lider w ilości organizowanych konferencji prasowych) i Kazimierz Ziobro. O kampaniach pozostałych kandydatów niewiele da się powiedzieć.

Kto zajmie miejsce w Senacie po Władysławie Ortylu – przekonamy się po niedzielnym głosowaniu.
 

Sylwetki kandydatów:
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy