Reklama

Biznes

Czym będziemy świecić za 20 lat?! Plany czy mrzonki

Anna Koniecka
Dodano: 20.05.2021
53853_wegiel
Share
Udostępnij
Ogłoszona na początku lutego „Polityka energetyczna Polski do roku 2040” zapowiada szeroko zakrojoną transformację. To ma być milowy krok dla branży energetycznej oraz całej gospodarki. Dla środowiska i konsumentów coraz droższego prądu jest na razie obietnica, że za dziesięć, góra dwadzieścia lat, prąd w Polsce może być produkowany taniej, a powietrze mniej truć. Będziemy odchodzić od węgla, zbudujemy elektrownie atomowe i gazowe, a także farmy wiatrowe na morzu. Reanimujemy przyduszony przez poprzednią politykę obecnego rządu ruch prosumencki, który nareszcie bez piętrzenia przeszkód będzie produkował z odnawialnych źródeł więcej prądu dla siebie i do sieci. Liczba prosumentów ma wzrosnąć pięciokrotnie! Eko-prąd, czysty zysk, czysta energia, ekologia, ekonomia. Tak by można w skrócie ująć założenia polityki energetycznej rozpisane na najbliższe dwie dekady.
 
Nic, tylko się cieszyć? Sęk w tym, że plany firmowane przez obecny rząd, szumnie nazwane przez jego apologetów rewolucyjną strategią rozwoju, budzą więcej pytań niż pewności. Nie tylko dlatego, że część wewnętrznej opozycji w rządzie powiedziała stanowcze „nie” dla rządowej bądź co bądź strategii. Do tego rodzaju schizofrenii w obozie władzy, oraz postępowania na zasadzie: psy szczekają a karawana idzie dalej, przywykliśmy, lecz na dłuższą metę dobrze to nie wróży. Zwłaszcza gdy od politycznych deklaracji trzeba, i to już, przejść do podejmowania odpowiedzialnych, kompetentnych(!) decyzji. Niewyobrażalnie kosztownych. Brzemiennych w skutki nieodwracalne, a tak odległe, że wyobraźnia nie sięga. 
 
Transformacja w energetyce będzie nas kosztować, wg szacunków rządowych, ok. 1,6 biliona złotych. Na samą restrukturyzację sektora górniczego potrzeba około 60 mld zł. Tu możemy liczyć na wsparcie z funduszy unijnych. Ale i tak trzeba będzie sięgnąć głęboko do kieszeni podatników.
 
Na energetykę atomową, wraz z całą infrastrukturą, potrzeba około 80 mld zł. Jeśli rząd wybierze tę opcję transformacji, będziemy się musieli jeszcze bardziej zapożyczyć. Dług na pokolenia. W unijnym funduszu odbudowy nie ma środków na rozwój energetyki atomowej. Bo to nie jest dobre narzędzie do wspierania regionów dekarbonizujących się. Generuje mniej miejsc pracy niż dynamicznie rozwijająca się energetyka oparta na odnawialnych źródłach energii (OZE). 
 
UE preferuje źródła odnawialne i to dla nich są przewidziane środki. 
 
Tak poza protokołem: gdyby pisowski rząd nie utrącił OZE, kiedy doszedł do władzy, mielibyśmy dzisiaj z odnawialnych źródeł jedną trzecią produkowanego w Polsce prądu. Czyli to, co – wg strategii rządowej mamy osiągnąć za 10 lat. Jak dobrze pójdzie… Pójdzie, wystarczy nie przeszkadzać. 
 
Atom
 
Energetyka jądrowa jest kosztowna. I to bardzo. Kosztuje – bezpieczne funkcjonowanie w specjalnym reżimie, poczynając od budowy aż po likwidację elektrowni. Elektrownie atomowe nie są wieczne, w przeciwieństwie do poprodukcyjnych odpadów radioaktywnych. One zostaną z nami, z naszymi pra pra… 
 
Średni żywot elektrowni jądrowej – 40 lat.  Stan bezpieczeństwa? Belgia musiała zamknąć (tymczasowo) dwa reaktory po tym, jak wykryto pęknięcia na zbiornikach. Francja w lutym wygasiła pierwszy reaktor w najstarszej elektrowni jądrowej w Fessenheim. Elektrownia pracuje 43 lata, w czerwcu ma być wygaszony drugi reaktor. I fajrant.
 
Po katastrofie w Fukushimie, z której prawie cały świat wyciągnął lekcję, ogólnounijne zasady bezpieczeństwa dotyczące obiektów jądrowych zostały zaktualizowane, także te dotyczące składowania materiałów promieniotwórczych. Są nowe zalecenia. Jak kosztowne jest zbudowanie wg tych zaleceń docelowego składowiska odpadów, świadczy fakt, że żadna z elektrowni atomowych w UE nawet nie zaczęła ich jeszcze budować. Bazują na ‘tymczasowych’. Pytanie za sto punktów: kto będzie u nas, w Polsce, chciał mieć takie sąsiedztwo? [Jak jest z bezpieczeństwem składowisk odpadów radioaktywnych, powstaje nowy raport UE.] 
 
Ryzyko
 
Katastrofy – wydarzały się i nadal będą. Nie wymyślono jeszcze technologii odpornej na błąd człowieka. Ani takiej, która by potrafiła oprzeć się nieprzewidywalnym siłom natury. 
Czarnobyl – 35 lat po katastrofie, której przyczyną był błąd popełniony podczas eksperymentu ze schładzaniem reaktora: Na usuwanie skutków, w tym zabezpieczenie zniszczonego IV reaktora, musiało się złożyć wiele krajów, w tym Polska.  Musieliśmy – bo to gigantyczne koszty, przekraczające możliwości finansowe nawet zamożnego państwa.  Niebezpieczeństwo, że skażenie będzie się powtarzać, zostało na razie zażegnane. Kupiliśmy sobie wzajemne bezpieczeństwo, na jak długo? Do zamkniętej, strzeżonej czarnobylskiej zony (30 km kw.) zwożone są radioaktywne odpady i Bóg jeden wie, co jeszcze, i skąd. 

Fukushima – 10 lat po katastrofie spowodowanej trzęsieniem ziemi i olbrzymią falą tsunami: Nie radzi sobie z usuwaniem skutków. Rząd Japonii podjął decyzję, że skażoną wodę z chłodzenia stopionych reaktorów trzeba wypuszczać do oceanu, bo nie ma już, gdzie jej magazynować.  I tak będzie prawdopodobnie przez setki lat.

Prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej: Nie ma bezpiecznych technologii jądrowych i to co można zrobić najlepszego, to zrezygnować z budowy elektrowni jądrowych. Zapewnianie, że jest najlepszym rozwiązaniem to kłamstwo, wygodne, gdyż zdejmuje obowiązek logicznego myślenia. Elektrowni jądrowej nikt nie ubezpiecza. 
 
Energetyka jądrowa to pułapka technologiczna, z której nie ma wyjścia – uważa prof. Mielczarski. Krytycznie ocenia plany budowania w Polsce elektrowni jądrowych: Wielu ekspertów uważa, że program energetyki jądrowej jaki jest w Polsce "realizowany" od 2009 roku to rodzaj zabawy i tworzenie nowych miejsc pracy. Jednak nawet jeżeli jest to zabawa, to niezbyt bezpieczna – konkluduje.
 
Prąd wyprodukowany z atomu jest jedyną realną ścieżką, która umożliwi szybkie i sprawne osiągnięcie neutralności klimatycznej – twierdzą autorzy raportu „Energetyka jądrowa dla Polski”.  Raport powstał w Instytucie Sobieskiego; organizacji, która otwarcie popiera PiS; przygotowywała strategie i programy dla partii. Jest sponsorowana z funduszu dla organizacji pozarządowych, ustanowionego przez PiS. 
 
Główne założenia raportu przedstawił Adam Rajewski z Uniwersytetu Warszawskiego. 
 
Z całym szacunkiem dla nauki oraz autorów Raportu, ale wśród argumentów za budowaniem elektrowni atomowych w Polsce jest również taki, że to podniesie prestiż Polski. To – może dla jeszcze większego prestiżu – wybudujmy kosmodrom narodowy?
 
Plany
 
Pierwszy w Polsce reaktor ma dać prąd do sieci w 2033 roku. Docelowo ma być sześć reaktorów. Trzy elektrownie jądrowe, wraz z całą infrastrukturą, sieciami przesyłowymi, składowiskami odpadów atomowych, itd. Taki jest plan do 2045 roku. 
 
Realny plan?   Pożyjemy, zobaczymy.  Ważniejsze na dziś – czy powinniśmy w ogóle pójść tą drogą.  Ogłoszony po 12-letniej przerwie, kilka razy aktualizowany stary -nowy „Program polskiej energetyki jądrowej”, znowu jest na stole – i trzeba zdecydować co dalej. 
 
Tak naprawdę to my się z tym atomem wozimy od 30 lat. Pierwsza elektrownia atomowa miała być za czasów PRL-u, w Żarnowcu. Ale po drodze zdarzył się Czarnobyl. I już nie chcieliśmy elektrowni atomowej. Teraz podobno znowu chcemy, tak wynika z badania, na które powołuje się rząd. Poparcie jest: 62,5 proc. Polek i Polaków popiera budowę elektrowni jądrowych w Polsce. Przeciwnych inwestowaniu w atom jest 31,6 proc.  Ale 51,4 proc. ankietowanych nie chce elektrowni w bezpośredniej okolicy swojego miejsca zamieszkania. [Badanie z listopada ub. roku, przeprowadzone wśród 2110 respondentów. Innych badań brak. Wykonawca reklamuje się w Internecie, że dostarcza „skrojone na miarę potrzeb klienta rozwiązania badawcze”, co trochę niepokoi, ale może niepotrzebnie.]
 
Z elektrowni atomowych za dwadzieścia lat ma pochodzić ok. 20 proc. prądu. I będzie działać stabilizująco na poziom cen energii w perspektywie co najmniej 60 lat! – czytamy w strategii. Jakoś bez entuzjazmu. Bo akurat czeka nas – jak zapowiada ‘wewnętrzna opozycja rządowa’ – skokowy wzrost cen energii. Plany planami, a rzeczywistość skrzeczy.

Węgiel
 
Energia atomowa oraz ta ze źródeł odnawialnych ma być alternatywą dla energetyki opartej na węglu. Z węglem musimy się pożegnać. Teraz 74 proc. energii pochodzi z węgla.  Za dziesięć lat – 56 proc. A za dwadzieścia lat – najwyżej 28. W przyszłym miksie energetycznym będą dominować gaz, odnawialne źródła energii. Węgiel ma być wyeliminowany z ogrzewania domów w miastach najpóźniej za dziesięć lat. Na wsi – do 2040 roku.

Dwa miliony kopciuchów w kraju jeszcze do wymiany. A nowe – jedzie na żółwiu. 
 
Polityka odchodzenia od węgla a dzisiejsza rzeczywistość: Otwarliśmy w lutym kopalnię węgla „Jastrzębie-Bzie”. Nowa kopalnia prowadzi wydobycie z dwóch ścian w swej jastrzębskiej części. Zatrudnia już ponad 1800 pracowników.  Zasoby węgla szacowane są na ok. 180 mln ton. Żywotność kopalni została określona do 2084 roku. Jak to się ma do deklaracji rządu o odchodzeniu od węgla do 2049 roku i zaakceptowanego unijnego "zielonego ładu"?
 
 Do 2049 ma być zamknięta ostatnia kopalnia. I co? Zmarnujemy ten skarb pod ziemią, w który teraz inwestujemy?
 
Sytuacja w branży energetycznej pilnie potrzebuje inwestycji. Stara wysłużona infrastruktura się sypie. Większość elektrowni węglowych to relikty z wczesnego PRL- u. Największe wyłączenia wyeksploatowanych bloków węglowych będą w latach 2030 -2040. I do tego czasu trzeba coś faktycznie wybudować. Już teraz brakuje mocy. Importujemy prąd. Ale tym akurat rząd się nie chwali.
 
Jak by nie liczyć – mało czasu, żeby zachować chociaż status quo, i nie wpaść w jeszcze większą czarną dziurę. 
 
Mówi się, że pierwszy reaktor zaczniemy budować za pięć lat. Ale Ministerstwo Klimatu i Środowiska poinformowało na początku stycznia, że są poważne opóźnienia „a dalsza realizacja programu energetyki jądrowej wymaga zdynamizowania”.
 
Gdzie będzie ta pierwsza elektrownia i dwie kolejne – nie ma decyzji, bo badania odnośnie lokalizacji nie zostały jeszcze zakończone. Mówi się o Żarnowcu i „okolicach nadmorskich”. Druga elektrownia ma stanąć w Bełchatowie. W starszych wersjach atomowych polskich planów jest jeszcze wymieniany nasz Połaniec.
 
Kto, w jakiej technologii wybuduje ten pierwszy reaktor, jakie będą warunki kredytowania – jeszcze nie wiadomo. Francja, Korea Południowa, Japonia? Polska podpisała w ub. roku wstępną umowę z USA o współpracy jądrowej.
 
Ponoć jeszcze w tym roku ma być wybrana technologia, w jakiej ma być zbudowany pierwszy reaktor. A to przesądzi w zasadzie, kto będzie wykonawcą. I będzie wiadomo u kogo polscy podatnicy zaciągną kredyt na polski atom. 
 
Adam Rajewski z Instytutu Techniki Cieplnej Politechniki Warszawskiej, współautor Raportu Energetyka jądrowa dla Polski”, zapytany czy te nowe polskie plany atomowe są, jego zdaniem, naprawdę realne, mówi, że… chce wierzyć w to, że są. Jeśli w Polsce będzie trwała wola polityczna, by tę elektrownię wybudować. I z tym – jak zaznacza Adam Rajewski – może być największy problem, bo niewykluczone, że w nadchodzących latach Zjednoczona Prawica straci władzę. I nie wiadomo, czy kolejna władza będzie zainteresowana doprowadzeniem tego projektu do końca.
 
Nie idźmy tą drogą
 
W dyskusjach, jakie się toczą wokół rządowej wersji transformacji energetycznej, eksperci lobbujący na jej rzecz, jak również eksperci-ratio (niekomercyjni i nie polityczni), są zgodni co do jednego: trzeba działać szybko.
 
Opinie tej drugiej strony: analityków, ekonomistów, organizacji pozarządowych, publicystów, internautów, przedstawiam poniżej. Jako skompresowany z konieczności (multum materiałów), komentarz różnych gremiów do przedstawionej zero – jedynkowo rządowej strategii: 
 
Rząd skupia się na bardzo odległej wizji, a nie widzi tego, co pod nosem. Co będziemy robić przez najbliższe 20 lat – strategia na to nie odpowiada. 
 
 
Fot. Archiwum VIP Biznes&Styl
 
Szybka dekarbonizacja już teraz, szybki wzrost fotowoltaki jest szansą. Polacy nie chcą węgla, chcą OZE.  (75 proc. Polaków jest za energią z odnawialnych źródeł.) 
Czy trzeba stawiać na atom? Atom nie jest magiczną receptą na przyszłość. Elektrownia jądrowa nie jest rozwiązaniem najpilniejszym w uzyskaniu bezpieczeństwa energetycznego. W 2025 roku możemy już mieć poważne problemy w systemie energetycznym. A od ośmiu lat wiadomo, że po roku 2022 problem będzie narastał. To pokazuje brak strategii od wielu lat w tej branży.  
 
Nie każdy kraj musi mieć energetykę atomową. Możemy korzystać z francuskich elektrowni atomowych w ramach wymiany sąsiedzkiej.
 
Trzeba patrzeć szerzej na naszą transformację: co się dzieje dookoła. W Niemczech – wygaszają atom. Pojawiają się problemy z zapewnieniem mocy w sieciach. Inwestują w energię gazową. Polska importuje z Niemiec energię, bo swojej nie mamy na tyle. Ich problemy mogą się przelać na nas i … będziemy od nich kupować gaz Putina. Tak się to może skończyć.
 
Musimy bardzo szybko znaleźć inne rozwiązanie niż to, które zapowiedział rząd w swojej szumnej polityce energetycznej do 2040. Powinniśmy do 2030 r. postawić maksymalnie na odnawialne źródła – to jest najważniejsze co musimy teraz zrobić. Aby nam prądu nie zabrakło. 
 
Wyłącznie na odnawialnych źródłach się nie da oprzeć systemu energetycznego. Lobbyści atomowi zacierają ręce. O innych źródłach (wodór) nie myślą, bo za drogo. Ale te technologie tanieją, i to one będą kształtować energetykę. Lecz podejście rządu jest takie: nas nie stać, żeby czekać z założonymi rękami aż rozwiną się elektrownie wodorowe. – Dawajcie atom!
 
Jeśli nie atom, to co? Elektrownie gazowe – to są elastyczne źródła, które będą w stanie zaspokoić potrzeby, gdy OZE nie będzie miało na tyle mocy. 
 
Dlaczego rząd przewiduje, że udział gazu zwiększy się o 30 procent, skoro ma być energia atomowa? Sam nie wierzy w to, co mówi?
 
Postscriptum 
 
Ile kosztuje jedna nieodpowiedzialna decyzja władzy.
 
Właśnie ćwiczymy skutki bezsensownej decyzji, podjętej wbrew ekonomii, ekologii oraz elementarnym zasadom odpowiedzialnego zarządzania państwem:
 
W 2015 roku, gdy partia PiS ponownie doszła do władzy, przeforsowała inwestowanie w budowę elektrowni węglowej w Ostrołęce. Chociaż trzy lata wcześniej już było wiadomo, że to inwestycja bez przyszłości, nierentowna, a kredytowanie w tej sytuacji co najmniej wątpliwe. Banki, czy inne niezależne od państwa instytucje [finansowe], dobrowolnie by nie zaryzykowały. I słusznie. 
 
Trwa wyburzanie ledwo rozpoczętej budowy. Miliard złotych z kieszeni podatników poszedł się paść na drzewo. A to dopiero początek liczenia kosztów tej jednej politycznej decyzji, która nigdy nie powinna była zapaść.
 
I pomyśleć, że jeszcze niespełna rok temu, podczas kampanii prezydenckiej, ‘Ostrołęka’ była lansowana jako sztandarowa inwestycja energetyczna RP. Niezbędna dla podniesienia bezpieczeństwa energetycznego państwa. Ocukrzona mnóstwem wyborczych obietnic o miejscach pracy, zarobkach i benefitach nie tylko dla lokalnej społeczności, ale i tej, co fedruje.

Obietnice hojnie rozdawał w imieniu partii rządzącej jej kandydat na prezydenta-reelegenta. I co?
 
Na gruzowisku węglowej Ostrołęki stanie kiedyś elektrownia gazowa. Decyzja zapadła nie teraz, bo rząd nagle olśniło, lecz grubo wcześniej. Ale jakoś tak niepolitycznie było zajeżdżać na wiece wyborcze buldożerami. 
 
„By rządzić trzeba sobie ludzi zjednywać, a nie zrażać. Istotą polityki jest jednak kompromis, a nie ciągła rewolucja (wszelkie podobieństwa do Polski są czysto przypadkowe)” – Witold Jurasz, „Co zostało po Arabskiej Wiośnie? Smutny bilans 10 lat”.
 
Źródła: materiały Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej, Ministerstwa Klimatu i Środowiska, Program polskiej energetyki jądrowej za lata 2016-2019, PAA, teraz-srodowisko.pl; okopress; biznes24; TVN24 Biznes; CIRE; businessinsider; Raport Energetyka jądrowa dla Polski” z listopada 2020; materiały własne autorki.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy