Reklama

Biznes

Po mieczu i kądzieli uwikłani w galicyjską przeszłość  

Aneta Gieroń
Dodano: 01.03.2024
  • Robert Makłowicz i prof. Waldemar Łazuga. Fot. Tadeusz Poźniak
Robert Makłowicz i prof. Waldemar Łazuga. Fot. Tadeusz Poźniak
Share
Udostępnij

Prof. Waldemar Łazuga oraz Robert Makłowicz w ramach cyklu „Wielkie Pytania w Nauce” organizowanego przez Wyższą Szkołę Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, przekonywali w środę w Filharmonii Podkarpackiej, jak bardzo wszyscy uwikłani jesteśmy w przeszłość i jak ogromnym sentymentem wciąż darzymy franciszkańsko-józefiński mit, mimo że, w 1918 roku Polska odzyskała niepodległość i Galicja przestała być częścią Austro-Węgier, które się rozpadły. Także dla Roberta Makłowicza, dziennikarza, krytyka kulinarnego, autora książek, wychowanego w przedwojennym, krakowskim mieszkaniu, pełnym galicyjskich pamiątek i gazet sprzed pierwszej wojny światowej, duch „babki Austrii” jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że przesiąkł tym klimatem na całe życie. Nawet w Rzeszowie gościł ubrany w koszulę z podobizną cesarza Franciszka Józefa. Ale czy może być inaczej, skoro pochodzi z domu, gdzie po mieczu i kądzieli, krzyżują się austriackie, węgierskie, ormiańskie, polskie i ukraińskie życiorysy?!

 „Uwikłani w przeszłość. Patrzący w przyszłość” – tak mówił znakomity historyk prof. Waldemar Łazuga.

– Każdy z nas ma swoje uwikłania w przeszłości i nikt nie umrze w świecie, w którym się urodził. A przeszłość zawsze wpływa na kolejne pokolenia – tłumaczył historyk.

– Każdy naród żyje w pewnego rodzaju własnym imaginarium – przekonywał Robert Makłowicz.

Galicyjska przeszłość i wyzwania przyszłości

A wszystko to w nawiązaniu do najnowszej książki prof. Łazuga „Uwikłani w przeszłość”. Punktem wyjścia jest rok 1918 – jedna z najważniejszych dat w naszej historii. Niepodległość – największy, wyczekiwany dar – wyłaniała się z chaosu. Powraca też pytanie: czy borykającą się z kłopotami Polską powinni rządzić „fachowcy” związani z zaborczym aparatem władzy, czy też ci właśnie – z tego samego powodu – od rządów powinni być odsunięci? Kto był, a kto nie był w niewoli patriotą? Zwłaszcza, że przeszłość przeszłości nierówna.

W Galicji przez trzy ostatnie dekady XIX wieku z trudem wyobrażano sobie Polskę bez Austrii. Rosja i Prusy nie pozostawiały Polakom złudzeń i nie zmieniały tego dłuższe czy krótsze okresy „ociepleń”.

Monarchia austro-węgierska i czasy Franciszka Józefa

W Austrii droga prowadziła od alienacji, przez akceptację, aż po pewien stan idealizacji monarchii, która pozwalała cieszyć się wolnością słowa, wyznania i sumienia, pielęgnować język ojczysty, kulturę i oświatę. Pozwalała nawet robić kariery polityczne. Zasiadać w gabinetach. Błyszczeć na salonach. Jak postrzegana była c.k. monarchia w Polsce po 1918 roku? Jak postrzegali ją Polacy, którzy w życiu publicznym odgrywali wybitne role? Jaki bagaż dźwigano? Co się z tym bagażem stało?

Bo „Uwikłani w przeszłość” to w pewnym sensie ciąg dalszy książki „Kalkulować… Polacy na szczytach c.k. monarchii” także prof. Łazugi. Tylko tamta historia kończy się w 1918 roku.

Uwikłani w przeszłość prof. Łazugi

– Jeśli Państwo nie czytali jeszcze tych książek, to szczerze Wam zazdroszczę – mówił Robert Makłowicz. – Najlepiej czytać je w kolejności: pierwsze „Kalkulować…”, a następnie „Uwikłani w przeszłość”. Ja jedną zostawiłem w moim domu w Dalmacji, ale na szczęście żona kupiła mi drugi egzemplarz i już nie rozpaczam, że muszę wracać do ukochanej lektury do Dalmacji.

Jak przyznał prof.  Łazuga, ciężko jest żyć w przyszłości, skoro jest nam ona nieznana, a teraźniejszości … nie ma, bo nawet każde słowo w chwili wypowiedzenia należy już do przeszłości. Dlatego przeszłość ma tak ogromne znaczenie.

Od lewej: dr Wergiliusz Gołąbek, Robert Makłowicz, prof. Waldemar Łazuga i red. Wojciech Bonowicz. Fot. Tadeusz Poźniak

– Uwikłanie w przeszłości jest faktem. Zwłaszcza, że możemy żyć w niedzisiejszym świecie z wyboru. Ludzie, którzy nie przyjmują do wiadomości świata, w którym żyją, bo źle się w nim czują, mogą żyć w minionym – mówił prof. Waldemar Łazuga.

Wspomnienie pogrzebu Otto von Habsburga

Historyk wspominał też  pogrzeb Otto von Habsburga – syna ostatniego cesarza Karola I, twórcy idei Paneuropy, wieloletniego deputowanego Parlamentu Europejskiego, który w wieku 98 lat zmarł w 2011 roku, a w którego pożegnaniu brał udział także prof. Łazuga.

– Zgodnie z kilkusetletnią tradycją kondukt żałobny przeszedł śródmieściem Wiednia ponad dwu i półkilometrową trasą, okrążając Pałac Cesarski. Potem kondukt zatrzymał się przed wejściem do Kościoła Kapucynów na Neuermarkt, gdzie od 1663 roku chowano austriackich cesarzy i członków rodziny panującej. Wprowadzenie zwłok do krypty Habsburgów przebiegło również zgodnie z tradycją –  to była tak anachroniczna i konserwatywna ceremonia, jeśli brać pod uwagę, że odbywała się w drugiej dekadzie XXI wieku, że tylko w Austrii mogło się wydarzyć coś takiego – mówił prof. Łazuga.

Robert Makłowicz nawiązał przy okazji do wspomnienia profesora i przytoczył pojęcie mitu.

– Każdy mit to przede wszystkim uczucie, wiara, której nie da się w żaden sposób naukowo potwierdzić. Czyli można się opierać tylko na porywach serca – zaznaczył dziennikarz. Tym samym odniósł się do imaginarium, którym narody żyją i się karmią, zaczynając od edukacji w szkołach. Tak jest chociażby z twórczością Henryka Sienkiewicza, która powstała z myślą „ku pokrzepieniu serc”.

Babka Hucułka, Węgierka i Austriaczka

Spotkanie z prof. Łazugą oraz Robertem Makłowiczem prowadził redaktor Wojciech Bonowicz, publicysta „Tygodnika Powszechnego”. Nie zabrakło więc dyskusji o wyzwaniach związanych z historią.  

– Powinniśmy stronić od przesadnego lukrowania historii i jej zakłamywania, a powinniśmy nauczyć się akceptować prawdę – mówił prof. Łazuga.  

Fot. Robert Makłowicz. Fot. Tadeusz Poźniak

– Jestem nieustannie uwikłany w przeszłość i zanurzony w historii – przyznał Robert Makłowicz. – W typowo galicyjskiej scenerii spędziłem dzieciństwo. Babcia opowiadała swoje przedwojenne losy, a mieszkanie, w którym żyliśmy wypełnione było książkami, zdjęciami, meblami i gazetami z dwudziestolecia międzywojennego, a nawet sprzed I Wojny Światowej. Miałem babkę Hucułkę, Węgierkę i Austriaczkę. W moich żyłach jest też krew ormiańska, a historia Galicji jest mi wyjątkowo bliska.

I jak zażartował dr Wergiliusz Gołąbek, wiceprezydent WSIiZ, Robert Makłowicz, kojarzy się ludziom jednoznacznie, a skoro tak, nie mogło zabraknąć pytań związanych z galicyjską kuchnią.

Przedwojenne kremówki z Wadowic

– Te dania w ciągu ostatnich 100 lat, aż tak bardzo się nie zmieniły. Sztuka mięsa, smażone ziemniaki i kremówka były i są popularne na wiedeńskich i krakowskich stołach – mówił Makłowicz.

Nawiązał też do najsłynniejszej, wadowickiej kremówki papieskiej, o której wspominał Jan Paweł II.

– To była kremówka najprawdopodobniej z wiedeńskimi i żydowskimi korzeniami. Robił je ojciec przyjaciela Karola Wojtyły, Żyd, który z Wiednia przeniósł się do Krakowa, a potem do Wadowic, zachowując austro-węgierskie receptury.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy