Reklama

Biznes

Kogo cieszy, a kogo martwi słaba złotówka

Z Romanem Przasnyskim, analitykiem z centrali Open Finance w Warszawie, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 13.07.2013
5624_roman-przasnyski-open-finance
Share
Udostępnij
Jaromir Kwiatkowski: Złoty od jakichś trzech miesięcy przeżywa wyraźne problemy. Od kwietnia np. cena euro wzrosła o ok. 25 groszy, do plus/minus 4,33 zł. Spotkałem się z opiniami, że dzieje się tak bardzo często w okresie letnim. Czy to okresowy wzrost, czy są tego inne przyczyny?
 
Roman Przasnyski: Od kilku lat sezonowe, letnie osłabienie złotego raczej nie występuje; w ciągu ostatnich trzech lat złoty od czerwca umacniał się. W tym roku jest inaczej. Przede wszystkim dlatego, że wskutek spodziewanych zmian w polityce pieniężnej Stanów Zjednoczonych umacnia się dolar, a słabną najmocniej waluty krajów rozwijających się. Złoty był mocny, bo dla zagranicznych inwestorów bardzo atrakcyjne były nasze obligacje. Teraz jednak ta tendencja się odwróciła, właśnie za sprawą amerykańskiej rezerwy federalnej. W mniejszym stopniu przyczyniło się do tego obniżanie stóp w naszym kraju. Cykl obniżek już się prawdopodobnie zakończył, a w dalszej perspektywie – kilkunastu miesięcy –  można się spodziewać wzrostu stóp procentowych. To powinno wpływać na umacnianie się złotego. Do obecnej słabości złotego przyczyniły się też niepokoje w Europie.
 
Jakie są konsekwencje drogiego euro (ale i dolara) dla przeciętnego Kowalskiego i dla polskiej gospodarki?
 
Drogie euro i dolar to oczywiście droższe wycieczki zagraniczne i zakupy importowanych towarów. Najbardziej odczujemy to jednak na stacjach benzynowych. Nawet jeśli ropa naftowa potanieje na giełdach (na co się nie zanosi), to drogi dolar spowoduje wzrost cen paliwa. Bardzo niska ostatnio inflacja może więc w związku z tym trochę wzrosnąć. Dla posiadaczy kredytów droższe euro oznacza wyższe raty i wzrost wartości całego zadłużenia w przeliczeniu na złote. Kredytów w euro udzielono jednak niezbyt wiele. O wiele więcej jest tych we frankach. Na szczęście kurs franka nie idzie tak mocno w górę, jak w przypadku dolara i euro, co wynika z polityki zapobiegania umocnieniu się franka przez szwajcarski bank centralny. W okresach niepokojów na rynkach finansowych jego kurs może sięgać 3,5 zł lub lekko ten poziom przekraczać (mówimy cały czas o notowaniach na rynku walutowym, a nie o cenach w kantorach czy bankach). Osłabienie złotego pomaga jednak naszej gospodarce, zwiększając konkurencyjność naszych towarów i usług za granicą. To właśnie dzięki słabemu złotemu tak łagodnie przetrwaliśmy poprzednią fazę spowolnienia w latach 2008-2009. Teraz jest trochę gorzej, ale i tak nasza gospodarka nawet ten niewielki obecnie wzrost zawdzięcza eksportowi. Ze słabego złotego cieszą się także eksporterzy. Zamieniając uzyskane ze sprzedaży towarów i usług waluty uzyskują więcej złotówek, czyli poprawia się opłacalność ich działalności.
 
Jak napisał w piątek „Puls Biznesu", ekonomiści przewidują jednak, że pod koniec roku cena euro spadnie do 4,15 zł, a na koniec 2014 r. do 4 zł. Ma to być wynik poprawiającej się globalnej koniunktury i sytuacji polskiej gospodarki. Czy jest to prawdopodobne, czy raczej  trzeba do tych prognoz podchodzić ostrożnie?
 
Długoterminowe prognozy obarczone są dużym ryzykiem. Wciąż jest wiele czynników, które mogą je zaburzyć w każdej chwili. Niestety, większość z nich może działać przeciwko naszej walucie. Generalnie, wraz z poprawą sytuacji zarówno w gospodarce globalnej, jak i naszej, na co niemal wszyscy liczą, złoty powinien się umacniać. Bardzo możliwe więc, że za kilka miesięcy euro będzie można kupić za 4,15 zł. Moim zdaniem, jeśli nie wystąpią niekorzystne zjawiska, kurs euro będzie się wahał w przedziale od 4,05 do 4,2 zł, jak to się działo od lipca 2012 r. do końca maja 2013r. 
 
Niekorzystne zjawiska, czyli co?
 
Te niekorzystne zjawiska to kolejne kłopoty państw południa Europy. Już słychać o tym, że Grecja nie radzi sobie najlepiej, niespokojnie było także w Hiszpanii. Niewykluczone, że kryzys może przyjąć ostrzejszą formę we Włoszech. W każdym z tych przypadków euro gwałtownie podrożeje. Mimo spodziewanej poprawy w gospodarce, kłopoty będą mieć kraje rozwijające się, głównie azjatyckie, a przede wszystkim Chiny, o których wiadomo już, że tempo wzrostu spadnie do 7 proc. PKB lub niżej. Niewykluczone są także większe perturbacje. Choć Chiny i Azja są daleko, to jednak złe nastroje inwestorów dotkną także polską walutę. Jedno jest niemal pewne: umacniać się będzie dolar, i to do wszystkich walut, także do euro. A jeśli euro będzie słabsze wobec dolara, to i kurs wspólnej waluty do złotego nie będzie zbyt mocno rósł.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy