Przystąpienie Polski do Europejskiej Agencji Kosmicznej spowodowało, że pojawiły się możliwości finansowania aktywności kosmicznej, przede wszystkim przemysłowej. Problem w tym, jak po nie sięgnąć. I kto ma na to większe szanse: małe firmy czy będące częścią wielkich korporacji.
Tym problemom była poświęcona dyskusja panelowa "Potencjał polskiego sektora lotniczego i jego udział w programach Europejskiej Agencji Kosmicznej", która odbyła się w ramach Forum Innowacji Sektora Kosmicznego w Centrum Wystawienniczo – Kongresowym w Jasionce.
Prof. Zbigniew Kłos z Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych PAN przypomniał, że na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat w Polsce były bardzo ograniczone możliwości angażowania przemysłu w technologie i urządzenia kosmiczne. – Oczywiście, były programy rozwojowe, natomiast nie było pieniędzy dedykowanych na aktywność kosmiczną – stwierdził prof. Kłos. – Stąd środowisko się dobijało, aby takie pieniądze wydzielić, co było niemożliwe bez wstąpienia do Europejskiej Agencji Kosmicznej, gdzie rząd wpłaca składkę, a Agencja na zasadzie zwrotu kontraktuje realizację swoich programów w danym kraju. Nagle pojawiły się więc możliwości finansowania aktywności kosmicznej, przede wszystkim przemysłowej.
Pytanie, jak istniejący sektor lotniczy w Polsce może wykorzystać tę szansę i jak może w tym procesie uczestniczyć sektor kosmiczny. No i wreszcie: komu jest tu łatwiej: małym, samodzielnym firmom, czy będącym częścią wielkich korporacji.
O pozytywnych aspektach bycia częścią korporacji mówiła Marzena Osowska-Matasz z PZL Warszawa-Okęcie S.A. Firma należy do grupy Airbusa, dzięki czemu – jak powiedziała uczestniczka panelu – "będziemy budować własne zasoby i wewnętrzne doświadczenie w Polsce". Takim przykładem pomocy Airbusa jest to, że koncern zainwestował 1 mln euro w warszawską firmę, aby wybudować 500 m kw. "czystego pomieszczenia", tzw. clean roomu.
Osowska-Matasz mówiła o projektach realizowanych przez PZL Warszawa-Okęcie w ramach zamówień z Europejskiej Agencji Kosmicznej. Jeden z nich dotyczy zbiorników paliwowych.
Prof. Zbigniew Kłos zwrócił uwagę, że jest to projekt realizowany w ramach programu rakietowego ESA. – Polska w tym programie nie uczestniczy jako kraj, tak więc tam polskich pieniędzy nie ma. Państwo są finansowani przez firmę-matkę. To dobry przykład, że współczynnik zwrotu z ESA nie bierze się tylko z pieniędzy polskich oraz że duże firmy, które mają kooperantów, tworzą wartość dodaną – stwierdził przedstawiciel PAN.
Marek Bujny, wiceprezes Ultratechu (niedużej firmy rodzinnej) oraz stowarzyszenia Dolina Lotnicza, zwrócił uwagę na jedną przewagę, jaką mają mniejsze firmy: – Ja mam ten komfort, że to ja decyduję, w którym kierunku firma ma się rozwijać. Jeżeli uznam coś za ciekawe technologicznie, a także opłacalne, to w to wchodzę. Natomiast firmy, które są częścią korporacji, są uzależnione od tego, jak to widzi korporacja, czy przydzieli im zadanie, czy nie – stwierdził wiceprezes Ultratechu.
– Małe firmy to przeważnie wytwarzanie części. Mają tę specyfikę, że nawet kilka części im się opłaca, zwłaszcza w sektorze lotniczym – przekonywał Janusz Michalcewicz, prezes mieleckiego Eurotechu. – Firmy, które są w łańcuchach dostaw dla wielkich korporacji, mają szansę na wykonywanie części. Tu jest dla małych firm duża nisza, z której warto skorzystać. Jest ich dużo, jest ich wielka różnorodność i myślę, że w tej różnorodności jest siła oraz że powinna być zachęta z Polskiej Agencji Kosmicznej skierowana do tych firm, bo niektóre są bardzo dobrze technologicznie przygotowane w wąskich dyscyplinach.
Zdaniem Zbigniewa Burdzego z Polskiej Agencji Kosmicznej, szansę na zaistnienie mają obie te grupy: zarówno małe, jak i duże firmy. – W krótkim okresie największe możliwości mają małe i średnie firmy z otoczenia przemysłu lotniczego, dlatego że sektor kosmiczny jest sektorem wyjątkowo trudnym, gdzie potrzebne są wielkie nakłady finansowe na badania i rozwój, a oprócz tego mamy do czynienia często z jednostkową produkcją. Duży podmiotom w krótkim okresie jest trudno, dlatego że nie mają doświadczenia w sektorze kosmicznym, które to doświadczenie jest wskazane i niezbędne.
Dostawcy z sektora MŚP są w stanie szybko reagować, dlatego że mają już ze swoich innych branż systemy jakościowe, kadry na wysokim poziomie, linie produkcyjne, mogą też produkować jakąś część według specyfikacji, którą im przekaże zamawiający z sektora kosmicznego. Tak jest łatwiej, natomiast dostawcom systemów i podsystemów byłoby jeszcze łatwiej, gdyby mieli dużego partnera z sektora kosmicznego, z którym by weszli w kooperację – dowodził Burdzy.
Z przygotowaniem polskich firm do wykonywania zleceń z ESA jest coraz lepiej. Jak bowiem zauważył dr inż. Leszek Łoroch, dyrektor Centrum Technologii Kosmicznych Instytutu Lotnictwa, "mamy już zapytania z ESA, czy podejmujemy jakiś program, a nie, że my proponujemy, a ESA większość odrzuca".