Strona główna>Sport>Wojciech Szczęsny – reaktywacja! Emeryt, który… walczy z Barceloną o potrójną koronę
Sport
Wojciech Szczęsny – reaktywacja! Emeryt, który… walczy z Barceloną o potrójną koronę
Źródło: Serwis informacyjny PZPN
Dodano: 30.04.2025
Źródło: Serwis informacyjny PZPN
Udostępnij
Jak na piłkarskiego emeryta, to idzie mu w tym sezonie całkiem nieźle. Właśnie zdobył z Barceloną Puchar Hiszpanii, w La Liga mają cztery punkty przewagi nad Realem Madryt i duże szanse na mistrzostwo kraju, w Lidze Mistrzów Blaugrana już jest w półfinale (w środę, 30 kwietnia zagra pierwszy mecz z Interem Mediolan). Wojciech Szczęsny + Barcelona = potrójna korona? Nie jest to niemożliwe (nawet może być poczwórna, bo triumf w Champions League daje prawo do walki o Superpuchar Europy, na dodatek zdobył już Superpuchar Hiszpanii za poprzedni sezon). A jeszcze kilka miesięcy temu Wojciech Szczęsny zawiesił buty na kołku, ogłosił zakończenie kariery, nie chciał już zarabiać kolejnych milionów, chciał poświęcić więcej czasu rodzinie, grał z synem w golfa i wylegiwał się na plaży. Życie jest jednak nieprzewidywalne. Gdy kontuzji doznał Marc-André ter Stegen, nastąpiła cudowna reaktywacja. „Tek” dziś jest talizmanem, z którym Barca wygrywa niemal wszystko, nikt nie wyobraża sobie drużyny bez niego, a wszyscy w klubie uwielbiają go również jako człowieka.
Wojtek Szczęsny znany jest z poczucia humoru, to był jeden z największych żartownisiów w historii reprezentacji Polski. Z tą Barceloną to początkowo też wszystko wyglądało na żart, kibicowski mem. Marc-André ter Stegen doznał kontuzji, Barcelona szukała bramkarza, więc w mediach społecznościowych pojawiły się żartobliwe komentarze, screeny typu – „Lewy, dzwoń do Wojtka, niech schodzi z plaży i wznawia karierę”. Większość kibiców i dziennikarzy nie brała tego początkowo na poważnie, pokpiwano, że to plotki, pobożne życzenia. Uważano, że nie ma szans na powrót Szczęsnego na boisko, jeszcze do tak wielkiego klubu.
Na jednym z memów odmłodzony Lewandowski i Pedri stoją pod oknem w koszulkach Barcelony, pytając mamę (albo żonę) Wojtka: „Dzień dobry, czy może wyjść Wojtek pograć z nami?”. Drugi mem głosił, że na stadionie Barcelony rozpoczęto właśnie demontaż czujników dymu (w nawiązaniu do nikotynowych słabości Wojtka), a trener Hansi Flick na tablicy taktycznej rysował długą strzałkę: Szczęsny i laga na Robercika. Okazało się jednak, że to nie są żarty, to się dzieje naprawdę. Barcelona złożyła Polakowi propozycję podpisania kontraktu do końca tego sezonu, a takiemu klubowi się nie odmawia, w końcu jego motto brzmi: „Barcelona – Més que un club” (Więcej niż klub). Nie chodziło o pieniądze, Szczęsny podczas kariery zarobił dużo, poczynił też udane inwestycje. W Hiszpanii zarabia podobno 3 miliony euro za sezon (jeden z najniższych kontraktów w klubie), czyli dużo mniej niż w Juventusie Turyn (12 mln euro brutto w szczytowym momencie).
Gdyby chciał zostać krezusem, to nie kończyłby kariery, ale przystał wcześniej na propozycję kontraktu w Arabii Saudyjskiej, gdzie mógł zarabiać rocznie kilkanaście milionów dolarów, a jednak odmówił. Skusiła go jednak wizja odniesienia wielkich sukcesów na koniec kariery, a przede wszystkim magia klubu, miasta, Camp Nou (nawet jeśli w remoncie) – można będzie kiedyś wnukom poopowiadać, jak to dziadek bronił w Barcelonie…
A rodzina jest dla Wojtka bardzo ważna i to dla niej planował zakończyć szybko karierę. Zyskał wtedy wielki szacunek wielu osób, bo potrafił zrezygnować z możliwości zarabiania kolejnych milionów, postawił na inne wartości. Miał 34 lata, gdy 27 sierpnia 2024 roku ogłosił zakończenie kariery, to mało jak na bramkarza, spokojnie mógł pograć jeszcze kilka sezonów. Wiele osób było zaskoczonych tą decyzją. Selekcjoner reprezentacji Polski Michał Probierz uznał ją nawet za zbyt pochopną i na konferencji prasowej drużyny narodowej – siedząc u boku Roberta Lewandowskiego – wieszczył, że Wojtek jeszcze zatęskni za boiskiem. Poniekąd tak się stało, choć trochę przypadkowo.
W czerwcu 2024 roku Wojciech Szczęsny w rozmowie z kanałem „Foot Truck” zdradził, jakie ma marzenia po zakończeniu kariery. – Planów mam sporo. Wszystkie są mniej lub bardziej związane z biznesem deweloperskim, a marzenia z architekturą. Chciałbym ją studiować. Od młodego chłopaka miałem bardzo dziwne marzenie. Jak mieszkałem na Grochowie, na dziesiątym piętrze, to z mojego mieszkania nie było widać centrum Warszawy. Na klatce schodowej było za to takie małe okienko idealnie skierowane na centrum. Tam była panorama Warszawy i nie jestem w stanie powiedzieć czemu, ale myślałem, że zaprojektuję budynek, który zmieni panoramę tej Warszawy. Dzisiaj bym chciał go zaprojektować, zbudować i sprzedać. Wtedy nie sądziłem, że będę w stanie to zrobić. Nie jest tak, że skończę karierę i od razu będę próbował zbudować 150 pięter w Warszawie, możliwe, że tak nigdy nie będzie. Cel nie jest najważniejszy, a najważniejsze jest do niego dążyć. Wierzę, że kiedyś do tego dojdzie – mówił Szczęsny.
Niedawno zakupił też ziemię na zboczach Gubałówki, gdzie zamierza wybudować dom z piękną panoramą na Zakopane i Tatry. Dużo inwestuje w nieruchomości. Wraz z żoną posiada apartamenty w Warszawie, Turynie, Londynie i dom w hiszpańskiej Marbelli. W rozmowie z „Foot Truckiem” zdradził, że całe jego aktywa są warte ponad 100 milionów złotych. Tygodnik „Wprost” oszacował ten majątek nawet na 160 mln zł. Ma słabość do dobrych samochodów. W jego kolekcji jest „najdroższy SUV świata”, czyli Rolls-Royce Cullinan Black Badge. Jego garaże zdobią też Rolls-Royce Wraith, Bentley Bentayga, Mercedes G63 AMG, Porsche 911, Audi R8 Spider, Porsche Cayenne.
fot. Cyfrasport
Wojciech Szczęsny w sierpniu 2024 roku zamieścił taki pożegnalny wpis na Instagramie, który wprawił w zdumienie niektórych kibiców, dziennikarzy, ludzi piłki:
„Wyjechałem z Warszawy, mojego rodzinnego miasta w czerwcu 2006 r., aby dołączyć do Arsenalu z jednym marzeniem – żyć z piłki nożnej. Nie wiedziałem, że to będzie początek życiowej podróży. Nie wiedziałem, że będę grać w największych klubach świata i reprezentować swój kraj 84 razy. Nie wiedziałem, że nie tylko będę zarabiać na życie z gry, ale gra stanie się całym moim życiem. Nie tylko zrealizowałem swoje marzenia, ale dotarłem tam, gdzie moja wyobraźnia nawet nie odważyła się mnie zabrać.
Grałem na najwyższym poziomie z najlepszymi w historii, nigdy nie czułem się gorszy. Nawiązałem przyjaźnie na całe życie, stworzyłem niezapomniane wspomnienia i poznałem ludzi, którzy wywarli niesamowity wpływ na moje życie. Wszystko, co mam i wszystko, czym jestem, zawdzięczam tej pięknej grze… Ale dałem też grze wszystko, co miałem. Dałem 18 lat mojego życia, codziennie, bez wymówek. Dzisiaj moje ciało wciąż czuje się gotowe na wyzwania, ale mojego serca już w tym nie ma. Czuję, że teraz nadszedł czas, aby poświęcić całą moją uwagę mojej rodzinie — mojej wspaniałej żonie Marinie i dwójce naszych pięknych dzieci: Liamowi i Noelii. Dlatego zdecydowałem się odejść z profesjonalnej piłki. Koniec podróży to czas refleksji i wdzięczności
Jest wiele osób, którym musiałbym podziękować w tym miejscu, ale postaram się spotkać osobiście z każdym z nich. Ale Wam – fanom – przesyłam szczególne podziękowania za to, że byliście ze mną w tej podróży. Za wsparcie i krytykę, za miłość i nienawiść, za to, że jesteście najpiękniejszą i najbardziej romantyczną częścią piłki nożnej. Bez was nic z tego nie miałoby sensu! Dziękuję!
Teraz każda historia ma swój koniec, ale w życiu każde zakończenie jest nowym początkiem. Co przyniesie mi ta nowa droga – czas pokaże. Ale jeśli ostatnie 18 lat nauczyło mnie czegokolwiek, to tego, że nie ma rzeczy niemożliwych, i uwierz mi, będę marzyć o CZYMŚ WIELKIM!”.
Los jednak płata często figle, życie bywa nieprzewidywalne i pisze niebywałe scenariusze. Wojtek grał z synem w golfa w słynnym hiszpańskim kurorcie – Marbelli, rozkoszował się „życiem na wolności”, gdy zadzwonił telefon z propozycją nie do odrzucenia. Telefon z Barcelony. Na jakiś czas odstawił więc jeszcze kij golfowy, ale rodzina zapewne będzie wyrozumiała, bo to dla nich wszystkich jest piękna katalońska przygoda.
Początki w Barcelonie były jednak trudne. Szczęsny przez trzy wakacyjne miesiące nie trenował, relaksował się, wypadł z rytmu, kondycji. To wszystko trzeba było nadrobić, wylać więcej potu na treningach niż zwykle, by wrócić do dawnej dyspozycji, a w wieku 34 lat nie jest to takie łatwe. Na dodatek młody Inaki Pena spisywał się bardzo dobrze w roli zastępcy Ter Stegena i nie oddawał miejsca w bramce.
Wydawało się pod koniec ubiegłego roku, że Polak może na stałe zostać w Barcelonie tylko rezerwowym bramkarzem. 4 stycznia dostał jednak szansę na debiut. Barcelona pokonała czwartoligowy UD Barbastro w 1/8 finału Pucharu Króla 4:0, ale większość osób i w Hiszpanii, i w Polsce zakładała, że w La Liga i Champions League znów bronił będzie Pena.
Hansi Flick wyraźnie miał jednak ochotę postawić na Polaka, tyle tylko, że Wojtek nie był jeszcze w optymalnej formie, brakowało mu trochę refleksu, szybkości, dobrej oceny sytuacji i odległości (czemu sprzyja fakt, że obrona Barcelony gra bardzo wysoko). Było to widać 12 stycznia w finałowym meczu o Superpuchar Hiszpanii z Realem Madryt w Dżuddzie w Arabii Saudyjskiej, gdy Polak dostał czerwoną kartkę po tym, jak w 54. minucie wślizgiem sfaulował szarżującego Kyliana Mbappe. Wtedy jednak Barca już wysoko prowadziła i pewnie sięgnęła po trofeum, wygrywając 5:2.
fot. East News
Pierwsze El Clasico zakończyło się więc dla Wojtka happy endem, ale 15 stycznia, ze względu na czerwoną kartkę, musiał pauzować w meczu 1/8 finału Pucharu Króla z Betisem Sewilla. Barcelona z Peną w bramce wygrała 5:1 i można się było spodziewać, że Szczęsny znów będzie tylko rezerwowym. Trzy dni później w La Liga bronił młody Hiszpan, ale „Blaugrana” zaliczyła wpadkę z Getafe (1:1). Flick postanowił wtedy postawić na Polaka.
21 stycznia w meczu Ligi Mistrzów w Lizbonie z Benfiką bronił już Szczęsny i… popełnił dwa poważne błędy. Barcelona zdołała się jednak podnieść przy wyniku 1:3 i wygrać po dramatycznym boju 5:4, a Polak zrehabilitował się w ostatnich minutach kapitalną interwencją. Od tamtej pory niemiecki trener konsekwentnie stawia na Wojtka, ten odwdzięcza się niemal bezbłędną grą. Stał się dla kibiców talizmanem, przynoszącym szczęście, symbolem zwycięstwa. Hiszpańskie media liczą mu mecze bez puszczonych goli i serię spotkań bez porażki Barcelony. Było takich meczów aż 22 (legendarny Johan Cruyff miał 23). Nie udało się pobić rekordu Cesca Fabregasa – z nim w składzie Barca nie przegrała 30 kolejnych spotkań.
Przyszła w końcu porażka w ćwierćfinale Champions League z Borussią Dortmund 1:3, ale nie miało to większego znaczenia, bo pierwszy mecz Duma Katalonii wygrała 4:0 i awansowała do półfinału, w którym 30 kwietnia zagra pierwszy mecz z Interem Mediolan na własnym stadionie. Po drodze Szczęsny zaliczył kapitalny występ w rewanżowym meczu z Benfiką (1:0), po którym hiszpańskie media nazywały go „Królem” i „Herosem”. Imponujący niesamowitymi paradami polski bramkarz był dla nich „Wielki” i „Cesarski”.
Kibice też są nim zachwyceni, nazywają go już legendą Barcelony, pojawiły się wpisy, że jest teraz najlepszym bramkarzem świata. Niektórzy nie wyobrażają sobie drużyny bez niego i uważają nawet, że w przyszłym sezonie to Polak, nie Ter Stegen powinien być pierwszym bramkarzem Barcelony. „Tek, kochamy Cię bardzo, przyszedłeś w najgorszym momencie dla klubu i każdego dnia z Tobą idziemy coraz wyżej” – napisał jeden z fanów.
Polak jest też duszą towarzystwa w szatni, jak również ulubieńcem pracowników klubu. Często zagląda do biura, nie gwiazdorzy, rozmawia z ludźmi, żartuje, jest naturalny, kontaktowy i bezpośredni. W aklimatyzacji na pewno pomogła mu obecność w klubie przyjaciela z reprezentacji Polski – Roberta Lewandowskiego i to jak wielki ma on wpływ na zespół. Wszyscy liczą więc na to, że Szczęsny przedłuży wygasający w czerwcu kontrakt z Barceloną.
fot. East News
Po triumfie w Superpucharze Hiszpanii Szczęsny zgarnął 26 kwietnia swoje drugie trofeum w barwach Barcelony. W sobotę został rozegrany prestiżowy finał Copa del Rey i to z samym Realem Madryt. Znów dramaturgia była niesamowita i znów Polak cieszył się po El Clasico, bo jego zespół wygrał po dogrywce 3:2 (Lewandowski nie mógł zagrać w tym meczu z powodu kontuzji).
– Mamy taki fajny nawyk wygrywania finałów. Finał Superpucharu i drugi teraz. Mam wielką nadzieję, że jeszcze jeden finał przed nami. Chciałbym go też wygrać – w swoim stylu powiedział po meczu Szczęsny, nawiązując do walki o triumf w Lidze Mistrzów.
O tym, że to już jest stary dobry Szczęsny w super formie, symbolicznie świadczy sytuacja z ostatnich minut dogrywki. Pokazująca, że te nieudane wyjścia z pierwszych meczów, złe obliczenie odległości, to już przeszłość. W ostatniej minucie meczu Real wyprowadził kontrę, piłka została zagrana za plecy obrońców do szarżującego Mbappe. Tym razem jednak timing Polaka był idealny, wybiegł za pole karne, uprzedził Francuza, wybijając piłkę na aut i pieczętując zdobycie Pucharu Hiszpanii.
Po meczu Szczęsny napisał na swoim profilu na Instagramie: „Ludzie ostrzegali mnie przed przejściem na sportową emeryturę… Nie sądzę, żeby było aż tak źle. Dobranoc”. A tak naprawdę – paradoksalnie – to jest w tej Barcelonie i pisze historię futbolu właśnie dzięki temu, że… przeszedł na emeryturę. Gdyby nie zakończył kariery i grał od września w innym klubie, nie trafiłby w szczęśliwych okolicznościach do Dumy Katalonii po kontuzji Ter Stegena.
Mamy taki fajny nawyk wygrywania finałów. Finał Superpucharu i drugi teraz. Mam wielką nadzieję, że jeszcze jeden finał przed nami. Chciałbym go też wygrać!
Wojciech Szczęsny
TVP Sport
Wojtek to człowiek z sercem na dłoni i po finale Copa del Rey znów to pokazał. W mediach społecznościowych popularny stał się filmik ze zdarzenia przy bramie wjazdowej do ośrodka treningowego Barcelony. Młody kibic wyczekiwał tam, by popatrzeć na gwiazdy swojej ukochanej drużyny. Gdy zobaczył w samochodzie nadjeżdżającego Szczęsnego, podekscytowany tańczył z radości. Polski bramkarz zatrzymał się i z uśmiechem rzucił mu przez okno swoją koszulkę z finału Copa del Rey. Nastolatek zaczął krzyczeć i piszczeć ze szczęścia, nie mogąc uwierzyć w to, co go spotkało.
Pozostały mu w tym sezonie jeszcze dwa wielkie cele do zrealizowania. Półfinałowe mecze z Interem Mediolan i ewentualny wielki finał Ligi Mistrzów. Potrójna korona ciągle jest realna. W La Liga Barcelona ma cztery punkty przewagi nad Realem Madryt i duże szanse na tytuł. O wszystkim może zdecydować bezpośredni mecz. Kolejne El Clasico już 11 maja w Barcelonie. A jeśli Wojtek przedłuży kontrakt, to być może będzie miał jeszcze okazję powalczyć o Superpuchar Europy i kolejny Superpuchar Hiszpanii. Czy w sierpniu 2024 roku ktoś mógł sobie wyobrazić taki scenariusz?
fot. East News
Kariera Wojtka Szczęsnego, zwłaszcza w reprezentacji Polski, to wzloty i upadki. W kadrze przechodził od roli człowieka, który zatrzymał Niemców na Stadionie Narodowym, dając nam swoją genialną grą pierwsze, historyczne zwycięstwo nad tym rywalem, poprzez rolę pechowca i kozła ofiarnego na trzech kolejnych EURO i mundialu 2018, do króla rzutów karnych na mistrzostwach świata w Katarze oraz bohatera meczów barażowych Euro 2024.
W meczu otwarcia EURO 2012 wyleciał z boiska po czerwonej kartce, podczas EURO 2016 doznał kontuzji, na mundialu w 2018 spisywał się słabo, na EURO 2020 zaliczył samobója ze Słowacją. Niektórzy złośliwie mówili wtedy o nim (Nie)Szczęsny. Od 2022 roku jednak znów grał w kadrze znakomicie i powtarzalnie, zmazując dawne plamy. Na mundialu w Katarze Wojciech Szczęsny obronił dwa rzuty karne, jak Jan Tomaszewski na MŚ 1974 i był chyba najlepszym bramkarzem turnieju.
O Wojciechu Szczęsnym można tylko z małą przesadą powiedzieć, że to w ostatniej dekadzie najbardziej kontrowersyjny bramkarz świata. Ma równie wielu zwolenników, co przeciwników, trudno być wobec niego obojętnym. To bramkarz i człowiek, który wzbudza emocje, na boisku i poza nim. Nie on pierwszy w historii naszych reprezentacyjnych bramkarzy. Podobnie było przed laty z Janem Tomaszewskim i Arturem Borucem.
Z Łukaszem Fabiańskim przez wiele lat byli jak bracia, albo koledzy ze szkolnej ławy, którzy trochę się kochają, ale też mocno i zawzięcie ze sobą rywalizują. Nie tylko w reprezentacji Polski, ale przez pewien czas także w Arsenalu Londyn. W grze w skojarzenia na hasło „Szczęsny”, wielu osób odpowiedziałoby: „Fabiański”. Byli jak Szczepcio i Tońcio, jak Flip i Flap.
Przez lata wśród polskich kibiców i dziennikarzy (a pewnie też i trenerów oraz wśród kolegów z kadry) był podział na zwolenników Fabiańskiego i Szczęsnego (ja zawsze byłem w obozie „Fabiana”, choć cenię Wojtka jako bramkarza, a także jego ojca Macieja, z którym przez lata mieliśmy bardzo dobre relacje). Z podziałami wśród sympatyków Fabiańskiego i Szczęsnego było trochę jak z orędownikami Messiego i Ronaldo czy Federera i Nadala.
Niesamowita jest saga rodu Szczęsnych, często niestety dramatyczna… Wojtek Szczęsny to nieodrodny syn swojego ojca Macieja. Bramkarską klasę ma zapisaną w genach. Obaj bardzo utalentowani, choć trochę niespełnieni w karierze (bardziej Maciej, bo mógł osiągnąć znacznie więcej), obaj oryginalni i inteligentni, charyzmatyczne osobowości. Obaj kontrowersyjni, niepokorni, z niewyparzonym językiem, ciętą ripostą, poczuciem humoru. Obaj wymykający się schematom i stereotypom o niezbyt lotnych zazwyczaj piłkarzach. Maciej okazał się zdolnym fotografem, miłośnikiem i znawcą jazzu, błyskotliwym piłkarskim ekspertem telewizyjnym.
Wojtek, ze swoim pseudonimem „Szczena”, barwnymi zawadiackimi wypowiedziami, prowokacjami, nieszablonowym myśleniem, przypomina też trochę Jacka Gmocha, który był taki jako piłkarz, a szczególnie jako trener i później ekspert piłkarski, w roli którego stał się prawdziwym showmanem. Świetny w roli telewizyjnego eksperta piłkarskiego był też Maciej Szczęsny. Jego syn, gdy zakończy karierę, też na pewno sprawdziłby się znakomicie w tej roli.
Maciej Szczęsny na pewno był bardziej niespełniony jako bramkarz od syna, zwłaszcza w kadrze (tylko siedem występów), no i nigdy nie wyjechał na Zachód (podobnie jak jego koledzy z reprezentacji, Legii i Widzewa – Jacek Zieliński i Tomasz Łapiński), co zamknęło mu drogę do wielkiej kariery. Miał bowiem wielki talent, może nawet większy od Wojtka. Mógł być bramkarzem najwyższej światowej klasy, a pozostał – niestety – tylko lokalną polską gwiazdą, która przez moment pokazała się w europejskich pucharach.
Maciej na polskich boiskach dokonał sztuki nie lada. Zdobył mistrzostwo Polski z czterema różnymi klubami: Legią Warszawa, Widzewem Łódź, Polonią Warszawa i Wisłą Kraków (przejścia do Widzewa nigdy nie wybaczyli mu kibice Legii, wielokrotnie uprzykrzając mu życie). Pokazał się też z Legią w Europie. Awansował z nią do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów (1:3 i 1:1 z Manchesterem United) i ćwierćfinału Ligi Mistrzów (0:0 i 0:3 z Panathinaikosem Ateny).
Fantastycznie bronił w ćwierćfinałowych meczach PZP z ówczesnym mistrzem Włoch Sampdorią Genua, ale dostał czerwoną kartkę i nie mógł zagrać w półfinale z Manchesterem United. Gdy jego odwieczny rywal w walce o miejsce w bramce Legii Zbigniew Robakiewicz (taki jak Fabiański dla Wojtka w kadrze i Arsenalu) kapitalnie bronił przeciwko „Czerwonym Diabłom”, Anglicy – gdy się dowiedzieli, że to rezerwowy bramkarz Legii – pytali: „to jak, u diabła, broni ten wasz pierwszy bramkarz, skoro drugi jest tak dobry?”.
fot. 400mm.pl
Maciejem Szczęsnym interesowało się kilka dobrych zagranicznych klubów, w tym właśnie z ligi angielskiej, ale jego wyjazd dwa razy zablokowali wojskowi działacze Legii, nie mogąc się porozumieć co do wysokości transferu i podziału profitów. Ojcu udało się za to w młodym wieku wysłać do Anglii syna. Wojtek został bramkarzem młodzieżowych drużyn Arsenalu Londyn, gdy miał 16 lat opuścił Legię i Warszawę.
Podobno najlepszym bramkarzem w rodzinie Szczęsnych wcale nie był ani Maciej, ani Wojtek, ale… Jan Szczęsny, drugi z synów, o trzy lata starszy od brata. Pech i kontuzje zatrzymały jednak jego karierę. Przed laty w rozmowie dla „Polska The Times” Jan Szczęsny tak wspominał swoje losy: – Zahamowały mnie kontuzje. Trzy lata nie grałem w piłkę. Zerwałem w barku wszystkie wiązania, wszystkie przyczepy, mięśnie. To było jeszcze w Gwardii Warszawa podczas obozu w Giżycku. Źle spadłem na ziemię, połamałem bark. Po drugiej operacji usłyszałem, że jak dalej będę grał w piłkę, to moja ręka może stać się całkowicie niesprawna i nie będę mógł podnieść nią nawet szklanki z herbatą. Jak to wyszczekany Szczęsny, bo my wszyscy jesteśmy wyszczekani, odparłem, że do herbaty mam jeszcze drugą rękę. Druga kontuzja to efekt motocyklowego wypadku. Już nie jestem zazdrosny o brata, chociaż to w pewnym momencie było naturalne, bo przecież to kiedyś o mnie mówiono, że mam większy talent, że ja zawojuję Europę. W tym momencie, kiedy przytrafiła mi się ta kontuzja, Wojtek trafił do Arsenalu. Byłem zdołowany. Czułem to tak, jakby brat zgarnął mi tę szansę. Ale oczywiście nie miałem do niego pretensji.
fot. 400mm.pl
Choć Wojtek tak bardzo przypomina swojego ojca i pod względem sportowym i osobowości, choć Maciej miał duży wpływ na wychowanie bramkarza tak wysokiej klasy, to – paradoksalnie – obaj od wielu lat nie utrzymują kontaktu, nie rozmawiają ze sobą. Tak zdecydował Wojtek i odciął się od ojca (oświadczył, że nie zamierza ujawniać – dlaczego). Maciej twierdzi, że tego nie rozumie i nie wie dlaczego tak się stało.
W 1990 roku rodzice Wojtka Szczęsnego rozwiedli się. Pani Alicja głównie sama wychowywała synów. Poza rozstaniem, sytuacji nie ułatwiało to, że życie rodzinne dla piłkarzy jest trudne – ciągłe mecze, wyjazdy i mało czasu dla najbliższych. To może tkwić zadrą w sercu Wojtka, ale należy też pamiętać, że przecież to Maciej wychował syna na super bramkarza i przez lata wyglądało na to, że ich relacje są dobre, rozmawiali po każdym meczu, analizowali grę Wojtka.
– Maciek niewiele zajmował się chłopcami. Odszedł, gdy Wojtek miał trzy miesiące. Zresztą, nawet gdyby chciał, nie mógł mi pomagać. Mieszkał w Krakowie, my w Warszawie, więc czasem nie widział ich przez osiem tygodni. Gdy był w stolicy, przychodził na ich mecze, stawał za bramką, udzielał wskazówek. Był obecny, ale ich nie wychowywał – mówiła przed laty mama Wojtka w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.
Przypomniała też zabawną i wzruszającą później historię. Gdy Wojtek i jego brat Jan byli dziećmi, pewnego dnia postanowili wygrać w audiotele samochód dla mamy. Pani Alicja jeździła wtedy „maluchem”, a do wygrania był nowy seat. Aby zwiększyć swoje szanse na wygraną w telewizyjnym konkursie, wykonali mnóstwo połączeń telefonicznych. Nie jest trudno się domyślić, że nie mieli szczęścia w losowaniu, a mama chłopców zamiast seata odebrała… rachunek telefoniczny na kilka tysięcy złotych. Musiała później napisać podanie, aby całą kwotę rozłożono jej na raty.
Kiedy Wojtek był zawodowym piłkarzem i dobrze zarabiał, mógł spełnić marzenie mamy. Pewnego dnia podjechał razem z bratem pod jej mieszkanie, aby wręczyć kluczyki do Opla Tigry. Był to prezent na Dzień Matki. – Zaczęłam ryczeć ze szczęścia. Bałam się, że obudzę ludzi na osiedlu – wspominała Pani Alicja, która w prezencie od Wojtka otrzymała także wymarzony dom, pod lasem, z daleka od wielkomiejskiego hałasu.
Widać, że dla Wojtka rodzina jest bardzo ważna i niezwykle stara się, by wszystko w niej dobrze się układało. Jest wspaniałym ojcem. Symboliczne i wzruszające były obrazki z mundialu 2022. Jego 4-letni wówczas syn Liam przyleciał do Kataru z mamą, Mariną Łuczenko-Szczęsną, by spotkać się z ojcem i obejrzeć mecz z Francją.
– Po meczu z Argentyną zadzwoniłem do rodziny – wszyscy byli razem i popłakałem się, rozkleiłem jak mały chłopiec. Strasznie ryczałem, łzy płynęły po policzkach. Zeszły emocje, stres, puściło napięcie. Grasz na maksymalnej adrenalinie, a potem nagle dzwonisz do domu, widzisz wszystkich uradowanych, szczęśliwych, rozbawionych, to… coś pęka. Rodzina bardzo przeżyła mistrzostwa świata w Rosji i to, co się działo po nich. Przyjemnie nie było. A teraz dzwoni, widzę, jak świętują, na ich twarzach jest szczęście, ulga, duma, poczułem niesamowite wsparcie – powiedział Szczęsny w rozmowie z „PS”.
Po meczu z Argentyną zadzwoniłem do rodziny – wszyscy byli razem i popłakałem się, rozkleiłem jak mały chłopiec. Strasznie ryczałem, łzy płynęły po policzkach. Zeszły emocje, stres, puściło napięcie.
Wojciech Szczęsny
Przegląd Sportowy
W 2016 roku Wojciech Szczęsny ożenił się z piosenkarką Mariną Łuczenko, która nagrała specjalny utwór na mundial w Katarze. Słowa refrenu do piosenki „This is the moment” napisał nie kto inny jak… bramkarz reprezentacji Polski na tych mistrzostwach, który po wielu latach pobytu w Londynie świetnie zna język angielski. Wojtek Szczęsny napisał go w 15 minut, jak zdradziła Marina.
W tłumaczeniu ten refren brzmi (i wygląda jakby Wojtek był prorokiem co do swoich losów w Katarze): „To jest ten moment (Oooch) To jest ten moment Nie rezygnuj z tego Marzyłeś o tym przez całe życie To jest twoja chwila Musisz go mieć i musisz spróbować By sięgnąć gwiazd To jest twój czas”.
fot. Cyfrasport
Języka angielskiego Wojtek świetnie nauczył się po wyjeździe do Arsenalu Londyn, w którym długo walczył o miejsce w składzie, także z Łukaszem Fabiańskim. W barwach „Kanonierów” zagrał 132 mecze w Premier League (dwa razy zdobył z Arsenalem Puchar Anglii). Gdy miał 19 lat na rok był wypożyczony do Brentford, by nabrać doświadczenia. W latach 2015-2017 Arsenal wypożyczył go do Romy, w której wylansował się na tyle skutecznie, że kupił go za 18 milionów euro wielki Juventus Turyn.
W pierwszym sezonie w Turynie był zmiennikiem legendarnego Gianluigiego Buffona, a później od sezonu 2018/2019 został numerem 1. Z Juventusem trzy razy zdobywał mistrzostwo Włoch, po dwa razy Superpuchar i Puchar Włoch. W sezonie 2019/2020 został wybrany najlepszym bramkarzem Serie A.
Wojtkowi zabrakło tylko spektakularnego sukcesu z reprezentacją Polski, ćwierćfinał EURO 2016 to jednak tylko „sukcesik”, poza tym zagrał tylko w jednym meczu, z kolejnych wykluczyła go kontuzja. Nie do końca spełniony był też w Arsenalu. Miał różne niedomówienia z trenerem Arsenem Wengerem, który kiedyś przyłapał go na paleniu papierosów pod prysznicem po przegranym meczu i ukarał finansowo. Papierosy to jego słabość. Po meczu z Argentyną w Katarze Wojtek też rzucił w szatni do kolegów: dajcie zapalić.
fot. 400mm.pl
EURO 2012 na boiskach Polski i Ukrainy też miało być popisem Szczęsnego i kadry Franciszka Smudy. Przed turniejem Wojtek był w wybornej formie, reprezentacja Polski nie straciła gola w pięciu kolejnych meczach. Niestety, dla „Szczeny” mistrzostwa zakończyły się w 69. minucie meczu otwarcia z Grecją. Zobaczył czerwoną kartkę za faul w polu karnym i musiał opuścić boisko. Zastąpił go Przemysław Tytoń, obronił jedenastkę, mecz skończył się wynikiem 1:1, ale Szczęsny nie zagrał w kolejnych meczach, a Polska nie wyszła z grupy.
Na EURO 2016 też był w znakomitej formie. W pierwszym meczu z Irlandią Północną nie puścił gola, wygraliśmy 1:0, ale doznał w tym spotkaniu kontuzji uda, nie mógł już zagrać we Francji, zastąpił go Łukasz Fabiański i spisywał się bardzo dobrze.
Mundial 2018 w Rosji był dla Polski i Szczęsnego niewypałem. W drugiej połowie pierwszego meczu z Senegalem wybiegł prawie pod połowę boiska, źle obliczył to wyjście, rywal łatwo go minął z piłką i strzelił do pustej bramki (przegraliśmy 1:2, a później 0:3 z Kolumbią i po było dla nas po mistrzostwach). W wygranym 1:0 meczu z Japonią bronił już Fabiański.
W 2021 roku w pierwszym swoim meczu w finałach – przesuniętego o rok (z powodu pandemii) – EURO Polska przegrała ze Słowacją 1:2. Po strzale Roberta Maka piłka odbiła się od słupka tak nieszczęśliwie, że trafiła w plecy Szczęsnego i wpadła do bramki. Gol oficjalnie został zaliczony jako samobójcze trafienie polskiego bramkarza.
Na szczęście dla Wojtka po drodze, w 2014 roku, był mecz z aktualnymi wówczas mistrzami świata Niemcami na Stadionie Narodowym. Kadra Adama Nawałki jedyny raz w historii polskiego futbolu wygrała z Niemcami, a ojcem zwycięstwa był Szczęsny, który bronił niczym Tomaszewski na Wembley, fantastycznymi interwencjami zatrzymywał rywali, którzy trafiali także w słupek i poprzeczkę. Wygraliśmy 2:0, a Szczęsny został wreszcie doceniony.
fot. Cyfrasport
Później było różnie i w klubie, i w kadrze, ale rok 2022 był w reprezentacji Polski wielkim popisem Wojciecha Szczęsnego. Miał dużo do udowodnienia po tych wpadkach i zmazał wszystkie plamy. Znakomicie zagrał w barażowym meczu o mundial ze Szwecją (2:0), podobnie w wyjazdowym spotkaniu z Walią (1:0 dla nas), które dało nam utrzymanie w dywizji A Ligi Narodów.
Prawdziwym jednak jego popisem jest mundial w Katarze. Kapitalnie bronił w spotkaniu z Meksykiem (0:0), uratował nas przed blamażem w meczu z Arabią Saudyjską, broniąc rzut karny. W meczu z Argentyną obronił jedenastkę wykonywaną przez samego Leo Messiego i kilkukrotnie ratował Polskę przed utratą kolejnych goli, dzięki czemu wyprzedziliśmy bilansem bramkowym Meksyk i zagraliśmy w 1/8 finału z Francją.
fot. Cyfrasport
Stał się specjalistą od jedenastek. Dzieje się tak także dlatego, że od pewnego czasu bardzo długo analizuje z trenerami, w jaki sposób wykonują rzuty karne wyznaczeni do tego zawodnicy w zespołach rywali. Od stycznia 2021 do mundialu Szczęsny obronił aż dziewięć z dwudziestu rzutów karnych. Przed nim tylko trzech bramkarzy obroniło dwa rzuty karne podczas finałów mistrzostw świata (nie licząc serii jedenastek po dogrywce). Pierwszym był oczywiście Jan Tomaszewski, który w 1974 roku zatrzymał Szweda Tappera i Niemca Hoenessa. Drugim Brad Friedel z USA w 2002 roku, a trzecim Hiszpan Iker Casillas, ale zrobił to na dwóch mundialach – w 2002 i 2010 roku.
Szczęsny przez lata tworzył z Lewandowskim i swoim najlepszym kolegą Grzegorzem Krychowiakiem tercet, który rządził reprezentacją Polski na boisku i w szatni. Cała trójka, a zwłaszcza Szczęsny i Krychowiak, słynie z zamiłowania do żartów, robienia sobie dowcipów i złośliwych komentarzy pod swoim adresem.
Po meczu z Arabią Saudyjską w Katarze, Szczęsny, który obronił jedenastkę, udzielił błyskotliwego wywiadu telewizyjnego. Zapytany, czy on i Lewandowski, który strzelił gola, wreszcie się przełamali na mundialu, odparł: „Żeby Lewy do mojego poziomu doszedł, to musiałby tę sytuację z 90 minuty meczu z Arabią wykorzystać. Na razie wykonał połowę roboty”.
Lewandowski, w wywiadzie po meczu z Argentyną, zrewanżował się Szczęsnemu dowcipem, za te docinki po spotkaniu z Arabią Saudyjską, odnośnie niewykorzystanych „setek”. Zapytany o obronioną przez Wojtka drugą jedenastkę podczas tego turnieju, „Lewy” powiedział, że Szczęsny popełnił błąd, faulując Messiego, to musiał go naprawić, broniąc karnego.
Krychowiak wtedy nie dworował ze swojego najlepszego kumpla. Zamieścił natomiast na Twitterze wspólne zdjęcie ze Szczęsnym z dowcipnym podpisem: „Byłem kolegą Wojciecha Szczęsnego jeszcze przed tym, zanim to było modne”.
Przed mundialem 2022, gdy Barcelona Lewandowskiego i Juventus Szczęsnego odpadły z Ligi Mistrzów i okazało się, że na wiosnę zagrają w Lidze Europy, Krychowiak – który z Sevillą przed laty wygrał Ligę Europy – zamieścił swoje zdjęcie z uśmiechniętą twarzą i kpiarski wpis na temat kolegów: „Ten moment, kiedy Szczęsny i Lewy rozpoczynają walkę o trofeum, które ty już masz”.
Pamiętam, jak w 2014 roku Szczęsny i Krychowiak zorganizowali sobie skecz na żywo podczas konferencji prasowej przed meczem Polska – Niemcy na Narodowym, który później wygrali. Założyli się, że w swoje wypowiedzi podczas spotkania z mediami wplotą nazwiska Dida i Bierhoff, czyli dwóch słynnych piłkarzy sprzed lat. Te wtrącenia były kuriozalne i śmieszne, wiele osób skrytykowało ich za to, ale wygraliśmy z Niemcami, więc wszyscy machnęli na to ręką.
Taka też jest cała kariera Wojtka Szczęsnego – na wesoło, z wpadkami, ale i genialnymi występami, a wisienką na torcie całej tej piłkarskiej przygody może być potrójna korona dla emeryta z Barcelony…
Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.
Ściśle niezbędne ciasteczka
Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.
Jeśli wyłączysz to ciasteczko, nie będziemy mogli zapisać twoich preferencji. Oznacza to, że za każdym razem, gdy odwiedzasz tę stronę, musisz ponownie włączyć lub wyłączyć ciasteczka.