Aneta Gieroń: Jest rok 2019 i „Zimna wojna” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego, której Podkarpacka Komisja Filmowa była koproducentem, walczy o „Oscara” dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Mija rok i Polska znów ma oscarowy film, a Podkarpacka Komisja Filmowa znów jest koproducentem kinowego przeboju, tym razem „Bożego Ciała’’ wyreżyserowanego przez Jana Komasę. Jak się znajduje pewniaki do Oscara?
Marta Kraus: Nie znam odpowiedzi na to pytanie, choć przyznaję, że to bardzo miłe, iż dwa lata pod rząd polskie filmy walczą o Oscara i są to obrazy, które plany zdjęciowe miały na Podkarpaciu, a my mieliśmy swój udział, także finansowy, w ich produkcji. Podkarpacka Komisja Filmowa powstała w 2016 roku z inicjatywy Sejmiku Województwa Podkarpackiego i jest dysponentem pieniędzy, jakie posiada Podkarpacki Regionalny Fundusz Filmowy. Działa w Wojewódzkim Domu Kultury w Rzeszowie. W pierwszym roku finansowania do Funduszu przystąpiło też Miasto Rzeszów. W tym roku jesteśmy na moment przed ogłoszeniem czwartego już konkursu na dofinansowania, a Miasto Rzeszów, po dwuletniej przerwie, znów chce się przyłączyć do finansowania filmowych przedsięwzięć promujących Podkarpacie.
Ile pieniędzy do podziału będzie w tym roku?
600 tys. zł wyłożył samorząd województwa podkarpackiego, a 500 tys. zł – władze Rzeszowa. To spory budżet – w pierwszy roku działalności mieliśmy 600 tys. zł. Przez kolejne dwa lata po pół miliona zł.
To pierwszy, namacalny sukces „Bożego Ciała” na Podkarpaciu? Po tym, jak film odniósł sukces artystyczny i komercyjny, samorządowcy uwierzyli w skuteczną promocję miasta i regionu za pośrednictwem filmu?
Mam nadzieję, że przez ostatnie 4 lata udaje się nam swoją pracą udowadniać, że Podkarpacka Komisja Filmowa jest potrzebna i jej działania przynoszą wiele dobrego dla regionu.
Aż dwie nominacje do Oscara dla filmów, które samorząd województwa podkarpackiego wsparł finansowo w ostatnich latach, cieszą tak bardzo, że aż paraliżują?
W pierwszej edycji dofinansowaliśmy: „Zimną wojnę” Pawła Pawlikowskiego, „Eter” Krzysztofa Zanussiego, „Ułaskawienie” Jana Jakuba Kolskiego oraz „Władców przygód. Stąd do Oblivio” Tomasza Szafrańskiego. W II edycji mieliśmy 500 tys. zł do podziału i największą dotację, czyli 330 tys. zł, otrzymało „Boże Ciało” w reżyserii Jana Komasy. To największa suma, jaką dotychczas wsparliśmy filmowców na Podkarpaciu. Odrobinę mniej – 300 tys. zł – otrzymało „Ułaskawienie”. Rok temu zdecydowaliśmy się wspomóc produkcję „Sonaty” w reżyserii Bartosza Blaschke. Filmu opartego na faktach, opowiadającego o chłopaku nazywanym Beethovenem z Murzasichla, który genialnie gra na fortepianie, a jest osobą niedosłyszącą. Pieniądze otrzymała też Marta Karwowska, reżyserka kina familijnego „Tarapaty 2”, oraz Piotr Chrzan, reżyser i scenarzysta pochodzący z Przemyśla, który pracuje nad filmem „Jedyny gatunek z rodzaju człowieka”. W tym roku dofinansowania zostaną przyznane po raz czwarty i mam nadzieję, że będą to tak samo dobrze zainwestowane pieniądze, jak w latach poprzednich.
Zawsze też podkreślam, że fundusz filmowy to nie dotacja, ale wkłady koprodukcyjne i jeżeli film trafia do dystrybucji kinowej, przynosi zyski, my z tego korzystamy na równych prawach z innym koproducentami. 100 tys. zł, jakie zainwestowaliśmy w „Zimną wojnę”, już dawno się nam zwróciło, a ciągle jeszcze zarabiamy, bo film nadal jest prezentowany w kinach, na nośnikach CD i innych. „Boże Ciało” już ma na koncie ponad 1,5 mln widzów i prawie 30 mln zł. To jeden z większych przebojów kasowych, jeśli chodzi o polskie kino w ostatnich latach. Sam film był stosunkowo niedrogi, z około 5-milionowym budżetem. Pieniądze, jakie Podkarpacka Komisja Filmowa zarabia z wpływów filmowych, wykorzystujemy na działania edukacyjne, wsparcie produkcji filmowej, wydarzenia filmowe, warsztaty artystyczne oraz upowszechnianie kinematografii w regionie. Tworzymy też Podkarpacki Szlak Filmowy, który został wpisany do Strategii Województwa Podkarpackiego i ma powstać do 2030 roku.
Może więc przepis na sukces jest prosty – w pierwszej kolejności trzeba wspierać filmy uznanych reżyserów? Co jednak w sytuacji, gdy w kolejnych edycjach po pieniądze zgłoszą się sami debiutanci?
Znane nazwisko na pewno pomaga, ale nie przesądza o sukcesie (śmiech). Za decyzją o przyznaniu finansowania stoi rozbudowana procedura oraz sztab osób, które rozstrzygają konkurs. W Polsce średni budżet filmowy wynosi 4-6 mln zł. Większe sięgają 15-20 mln zł. Pieniądze, jakie oferujemy jako koproducenci, są niewielką częścią budżetu filmowego, a jeszcze wymagamy od producentów, by potwierdzili, że mają zabezpieczone środki na realizację filmu oraz szanse zaistnieć w dystrybucji kinowej. Zaangażowanie w produkcję Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej też jest dla nas ważnym atutem.
Marta Kraus. Fot. Tadeusz Poźniak
Co więc skłania producentów, by sięgać po tak niewielkie pieniądze w samorządach?
Często są to pieniądze brakujące na domknięcie budżetu filmu. Nawet znanym reżyserom, Pawłowi Pawlikowskiemu czy Jankowi Komasie, wcale nie jest łatwo zdobyć ostatni milion na realizację. W Polsce rynek inwestorów prywatnych jest ciągle mały, a biznes nie widzi w przemyśle filmowym dobrego interesu, na którym można szybko zarobić. Dlatego filmowcy często i chętnie szukają pieniędzy w samorządach.
Kiedy wykładaliście 330 tys. zł na „Boże Ciało”, od początku było wiadomo, że będzie to najbardziej podkarpacka produkcja filmowa, a Jaśliska ważnym i rozpoznawalnym „bohaterem” filmowym?
Już na etapie wnioskowanie widzieliśmy, jakie są plany wykorzystania Podkarpacia i że w Jaśliskach ma być 20 dni zdjęciowych. Marek Zawierucha, scenograf „Bożego Ciała”, który wcześniej pracował przy „Twarzy” Małgorzaty Szumowskiej, która też kręciła w Jaśliskach, przekonał ekipę Janka Komasy, że idealna sceneria do filmu jest nie na Mazurach, ale właśnie na Podkarpaciu, w Beskidzie Niskim. To był ważny argument, ale bez naszego finansowania być może nie daliby się ostatecznie przekonać. Od początku zależało nam na współpracy, bo cenimy firmę producencką Aurum Film, która ma na koncie m.in. produkcję „Ostatniej rodziny”, filmu o Zdzisławie Beksińskim, który był pokazywany na festiwalach, a sukces artystyczny udało mu się połączyć z komercyjnym. 20 dni zdjęciowych to też była skala zaangażowania, jakiej na Podkarpaciu jeszcze nie było. Wcześniejsze filmy, które dofinansowaliśmy, miały w naszym regionie od 2 do 5 dni filmowych. Tylko „Ułaskawienie” Jana Jakuba Kolskiego miało powyżej 10 dni.
W żadnym też wcześniej dofinansowanym filmie Podkarpacie nie jest tak widoczne i rozpoznawalne, jak Jaśliska w „Bożym Ciele”.
W przypadku „Bożego Ciała” jesteśmy jedynym funduszem filmowym w Polsce, który wsparł produkcję tego filmu. Tym większy sukces, że ekipa wybrała właśnie Podkarpacie i w naszym regionie zrealizowała całą opowieść. Same Jaśliska wyrastają na niezwykłą miejscowość, gdzie właściwie co trzeci mieszkaniec jest aktorem, a po „Winie truskawkowym” Dariusza Jabłońskiego oraz „Twarzy” Małgorzaty Szumowskiej, które też tutaj były kręcone, „Boże Ciało” usankcjonowało ich filmowy potencjał.
To tłumaczy, dlaczego w przypadku „Zimnej wojny” nie reprezentowałaś Podkarpacia w Los Angeles, a za „Boże Ciało” kciuki trzymałaś w Hollywood.
„Zimna wojna” miała tak wielu koproducentów polskich oraz zagranicznych, że logistycznie nie było możliwości zaprosić wszystkich do Los Angeles. „Boże Ciało”, które jest kameralnym filmem o chłopaku, który udaje księdza, a mimo to ma zbawienny wpływ na skłóconą lokalną społeczność, rozmiarem sukcesu zaskoczyło chyba nawet samych twórców, którzy nieustannie podkreślają swoją wdzięczność dla widzów, ale dla nas, koproducentów, także. Świat chyba dostrzegł w tym obrazie uniwersalne przesłanie, choć początkowo wszyscy się obawiali, iż jest tak bardzo polski w przekazie, że aż niezrozumiały dla innych. Być może członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej potrafili odczytać w nim to, czego nawet my nie dostrzegamy. Niekiedy egzotyka jakiejś historii okazuje się nieprawdopodobnym magnesem dla widzów.
Bardzo się wzruszyłaś samą ceremonią Oscarów?
Ogromnie się wzruszyłam w styczniu tego roku, kiedy okazało się, że „Boże Ciało” znalazło się na krótkiej liście filmów nominowanych do Oscara. I choć byłam w Los Angeles w trakcie rozdania statuetek, to fizycznie w Dolby Theatre nie byłam, więc wzruszenie nie było tak wielkie, choć emocje duże. Nieustannie to podkreślam, bo po moim pobycie w Hollywood wszyscy mnie pytają o wrażenia z oscarowej gali i kogo z gwiazd kina poznałam osobiście (śmiech). W Dolby Theatre było około 10 osób z ekipy „Bożego Ciała”, z czego na dobre miejsca mógł liczyć Jan Komasa z żoną, producenci i Bartek Bielenia. Ja w tym czasie byłam na imprezie zamkniętej, gdzie z około 20 osobami, Polakami i Amerykanami, wpatrywałam się w ekran telewizora z nadzieją, że zobaczę Oskara dla „Bożego Ciała”. Niestety, „Parasite” okazało się bezkonkurencyjne.
Jak „Boże Ciało” było przyjmowane na zamkniętych pokazach i wydarzeniach filmowych w Stanach Zjednoczonych?
Warto mieć świadomość, że w Ameryce filmy nie sprzedają się same i nie docierają do szerokiej publiczności oraz członków Akademii Filmowej, jeżeli nie mają wsparcia ogromnej machiny marketingowej. Netflix na kampanię oscarową wydaje średnio od 10 do 20 mln dolarów. Gdy okazało się, że „Boże Ciało” ma szansę na Oscara, Polski Instytut Sztuki Filmowej przeznaczył około 750 tys. zł na kampanię reklamową filmu w USA, co na polskie możliwości nie jest małą kwotą. Dzięki tym pieniądzom udało się zwrócić uwagę na Janka Komasę, który był dużo mniej rozpoznawalny w tym środowisku niż rok temu Paweł Pawlikowski. Polski kandydat do Oscara miał profesjonalną agencję PR, która już wcześniej zajmowała się promocją filmów ubiegających się o najsłynniejszą statuetkę, a reżyser filmu przez ponad dwa miesiące promował obraz w USA.
Międzynarodowemu agentowi sprzedaży New Europe Film Sales udało się sprzedać „Boże Ciało” do 45 krajów. Wkrótce po Oscarach film wszedł na ekrany do około 80 kin w USA, co nie jest rekordowym wynikiem, ale i tak dużym sukcesem. Przebić się na rynku amerykańskim z filmem europejskim, ze Wschodniej Europy, jest sporym osiągnięciem. Podsumowując, 330 tys. zł, jakie wydało Podkarpacie na wsparcie „Bożego Ciała”, to naprawdę świetnie wydane pieniądze, które zagwarantowały bezcenne korzyści wizerunkowe. Jan Komasa wszędzie podkreśla ogromną rolę Podkarpacia w powstaniu filmu. Jest autentycznym i zaangażowanym ambasadorem marki Podkarpacie. „Boże Ciało” dostało też aż 15 nominacji do Polskich Nagród Filmowych Orły. Rozdanie statuetek 2 marca i jestem pewna, że o Podkarpaciu znów będzie głośno.
To, co się dzieje od początku roku przy okazji „Bożego Ciała”, może odmienić Jaśliska?
Jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Mamy nadzieję, że kolejne nabory w ramach Podkarpackiego Regionalnego Funduszu Filmowego będą się cieszyć jeszcze większym zainteresowaniem filmowców. W regionie mamy świetne plenery, miejsca unikatowe w skali Polski i Europy, chociażby Beskid Niski i Bieszczady.
Chcę wierzyć, że Jaśliska będą przeżywać swoje pięć minut, ale wiele zależy od samych mieszkańców i lokalnego zaangażowania. Sebastian Szałaj oraz były konsul RP w Los Angeles i Londynie, Jakub Zaborowski, który osiadł w Jaśliskach, są mocno zaangażowani, by wspólnie z filmowcami z „Bożego Ciała” w sierpniu tego roku zorganizować tutaj festiwal filmowy. Przy kościele powstaje karczma, w jednej ze starych chałup zostanie otwarte muzeum. Jaśliska szukają na siebie pomysłu. Jest szansa, że obok baru Czeremcha, w budynku, gdzie kiedyś było kino, znów będzie można oglądać filmy.
Dla mnie Jaśliska to mikrokosmos, z piękną, drewnianą architekturą, której nie zniszczyły kolejne dekady. Dookoła dzikie tereny i piękny Beskid Niski. Dużym atutem wsi jest brak drogi tranzytowej – Rynek objeżdża się mało ruchliwą drogą. Wszyscy tutaj są oswojeni z kamerą i filmowcami, właściwie oczekują, że znów doczekają się jakiejś produkcji filmowej, po której w telefonach zostaną im pamiątkowe zdjęcia z gwiazdami, jak to było po „Bożym Ciele”.
Marta Kraus na schodach do budynku, gdzie w Jaśliskach przed laty było kino. Fot. Tadeusz Poźniak
Na Podkarpaciu jest więcej miejsc, które są gotowym planem filmowym?
Obok Jaślisk, wspaniałym miejscem jest Przemyśl – bardzo popularny wśród filmowców, wykorzystywany jako znakomita scenografia do filmów przedwojennych. Kierujemy tam scenografów, którzy pytają o miasta, w których można nakręcić sceny sprzed II wojny światowej albo z okresu wojny. W Przemyślu są uliczki, które zachowały przedwojenny charakter. W kwietniu rusza tam plan dużego serialu, ale nie mogę jeszcze zdradzić tytułu. Jan Jakub Kolski, reżyser „Ułaskawienia”, realizował tam zdjęcia w klasztorze, na ulicy do niego wiodącej i sfilmował też liceum. Także zdjęcia do serialu Telewizji Polskiej „Ziuk. Młody Piłsudski” powstawały na przemyskich uliczkach.
W filmową promocję Przemyśla mocno angażuje się tamtejszy Urząd Miasta. Dorota Kędzierzawska i Arthur Reinhart, którzy kręcili tam „Żużel”, zakochali się w Przemyślu i są jego ambasadorami. Oboje zwracają też uwagę na ogromne wsparcie logistyczne, jakie otrzymywali na miejscu, a to dla producentów bardzo ważne. Koszt każdego dnia zdjęciowego jest ogromny, dlatego elastyczność miejscowych władz oraz lokalnych wolontariuszy jest bezcenna. Jaśliska były dla Komasy pierwszym planem filmowym, który realizował poza Warszawą. Wszystkie jego wcześniejsze obrazy powstawały w stolicy. Ostatecznie bardzo polubił Jaśliska i chwalił sobie pracę tutaj.
Inne jeszcze miejsca na Podkarpaciu?
Filmowym miastem jest również Jarosław. Znakomite miejsce dla filmów o czasach przedwojennych, wojennych, powojennych. Jego dawny klimat bardzo podoba się filmowcom, choć pewnie niekoniecznie samym mieszkańcom. O Bieszczadach i Beskidzie Niskim musiałabym długo opowiadać, a po sukcesie „Watahy” na HBO już nic chyba nie muszę dodawać.
Tereny Beskidu Niskiego przyciągają w ostatnim czasie nie tylko filmowców. Osiadł tu były konsul RP w Los Angeles, ziemię kupił aktor Leszek Lichota, w pobliskiej Daliowej zamieszkał Sławomir Shuty. Wydawnictwo Czarne Andrzeja Stasiuka i Moniki Sznajderman w Wołowcu, z tymi terenami związane jest od dawna.
Rzeszów ma potencjał filmowy? Bo nie wydaje się zbyt ciekawy historycznie ani architektonicznie?
Są historie filmowe, które potrzebują ładnego, prowincjonalnego miasta z ładnym Rynkiem, niską zabudową i odnowionymi kamienicami – taka właśnie jest stolica Podkarpacia. Dla scenariuszy obyczajowych, albo seriali Rzeszów może być ciekawym miastem.
Zachwycił w „Rzeszowskich januszach”, filmach, jakie powstały w ramach Podkarpackiej Kroniki Filmowej.
To program wsparcia produkcji filmów dokumentujących historię, ludzi oraz dziedzictwo kulturowe Podkarpacia. Działa od 2016 roku. Udało się nam też zorganizować cztery edycje ComOn – warsztatów twórczych kreujących i skupiających środowisko młodych twórców filmowych z Podkarpacia. W regionie nie mamy szkół filmowych, producentów i rynku filmowego, ale postanowiliśmy zaryzykować i otworzyć się na filmowe realizacje. Warto było – pomysłów na filmowe Podkarpacie jest coraz więcej!
Marta Kraus, rzeszowianka, absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, od 2016 roku kierownik Podkarpackiej Komisji Filmowej.
Fotografie do wywiadu powstały w Jaśliskach na Podkarpaciu.