Reklama

Ludzie

Miej serce i patrz w serce

Z lek. med. Andrzejem Curzytkiem, kardiologiem, kierownikiem Oddziału Kardiologicznego w SP ZOZ MSWiA w Rzeszowie, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 22.12.2019
48828_Curzytek
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Już po raz piąty odbyła się w Rzeszowie Podkarpacka Konferencja Kardiologii Zabiegowej i można by uznać, że dobra wiadomość jest taka, iż choroby układu krążenia dają dużo lepsze rokowania niż choroby nowotworowe, ale z drugiej strony, aż milion Polaków choruje na niewydolność serca i co piąty z nas na pewnym etapie życia, czy tego chce, czy nie, będzie miał problemy z niewydolnością serca…
 
Lek. med. Andrzej Curzytek: Niewydolność serca jest epidemią XXI wieku. Ma to związek z dwoma czynnikami. Po pierwsze starzeniem się społeczeństwa, a niewydolność serca wraz z wiekiem występuje częściej. Druga przyczyna to rozwój medycyny. Coraz częściej ratujemy życie dzieci z wrodzonymi wadami serca, systematycznie zwiększa się też liczba pacjentów z zawałami, wadami zastawkowymi oraz innymi chorobami serca, których udaje się uratować. Sama bowiem niewydolność serca nie jest konkretną jednostką chorobową, ale stanem zejściowym praktycznie wszystkich chorób serca. Po schorzeniach, o których wspominałem, często pozostaje uszczerbek na zdrowiu w postaci uszkodzenia lewej komory serca, a to w konsekwencji może prowadzić do niewydolności krążenia.
 
O ile samo stwierdzenie „niewydolność serca” już nas tak nie przeraża, to jednak lęk wywołują statystyki, z których wynika, że wciąż na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o przyczyny śmierci w Polsce, są choroby układu sercowo-naczyniowego.
 
Trzeba uczciwie powiedzieć, że rokowanie w zaawansowanej niewydolności serca jest często gorsze niż w chorobach nowotworowych, tym bardziej, że wielu pacjentów z niewydolnością serca może przez dłuższy czas w miarę normalnie funkcjonować. Jeśli się nie badają, nawet nie wiedzą, że mają uszkodzone serce, a do niewydolności serca może prowadzić wiele chorób, jak chociażby stany zapalne, czy infekcje wirusowe. Często nie mamy też świadomości, jak duży wpływy na choroby krążenia ma genetyka  – dziedziczne predyspozycje do pewnych chorób. Obecność nagłych zgonów wśród krewnych w młodym wieku powinna skłaniać do badań profilaktycznych. Wiele kardiomiopatii, czyli pierwotnych chorób mięśnia sercowego, także może prowadzić do rozwoju niewydolności serca, albo wprost do nagłej śmierci sercowej.
 
Sama niewydolność serca to…
 
Serce jako pompa tłoczy pewną objętość krwi do całego ciała. Jeśli jej czynność skurczowa ulega obniżeniu z powodu jakiejś choroby, ilość krwi przepływającej przez cały organizm, czyli wyrzucanej przez serce i pompowanej do każdej komórki w organizmie, spada. Jeśli dochodzi do dysproporcji pomiędzy zapotrzebowaniem komórek całego organizmu na tlen i składniki odżywcze, a możliwością takiego zagwarantowania przepływu przez serce, żeby te potrzeby zrealizować, wówczas mamy doczynienia z objawami niewydolności krążenia.

Bez względu na wiek i płeć, możemy mówić o objawach, które powinny nas zaniepokoić, a jednocześnie mogą być symptomem niewydolności serca.
 
Pacjent, jeśli ma niewydolność serca, zwłaszcza taką, która rozwija się podstępnie i przez lata, nieświadomie może sam ograniczać wysiłek fizyczny i uznawać, że jego tolerancja wysiłku oraz wydolność są dobre. Łatwo zauważyć jednak symptomy, które powinny niepokoić. Gdy taka osoba idzie na spacer z rówieśnikiem, ale nie nadąża za nim, ma zadyszkę, duszność, a do tego pojawiają się zasłabnięcia, utraty przytomności, albo obrzęki obwodowe, to nigdy nie należy lekceważyć takich objawów i jak najszybciej zmobilizować się do badań kardiologicznych.

Jako pacjenci całymi latami unikamy lekarzy i badań kontrolnych, a do szpitala trafiamy, gdy naprawdę jest już źle z naszym zdrowiem?
 
Chorobą prowadzącą do niewydolności serca jest często nadciśnienie tętnicze, u wielu Polaków nawet niezdiagnozowane, bo nie kontrolują ciśnienia i nie zażywają lekarstw. Tymczasem zdrowy człowiek bez obciążeń, który nie miał wcześniej podwyższonego ciśnienia, wystarczy, by przynajmniej raz do roku dokonał takiego pomiaru w optymalnych warunkach. Kolejne czynniki ryzyka prowadzące do choroby niedokrwiennej serca i w konsekwencji do jego niewydolności to cukrzyca oraz palenie papierosów.

Gdy serce nie jest już w stanie pompować dostatecznej ilość krwi do wszystkich komórek w organizmie, gdzie następują pierwsze szkody z tym związane?
 
Człowiek jest tak skonstruowany, że w organizmie uruchamiają się mechanizmy kompensacyjne. Gdy płynie za mało krwi, serce częściej się kurczy, a ilość krwi przepływającej przez organizm zostaje utrzymana. Może się też zacząć poszerzać jama lewej komory i dzięki temu przez jakiś czas możemy nie mieć żadnych objawów klinicznych – serce samo próbuje sprostać oczekiwaniom organizmu. Z czasem oznaki niewydolności serca nasilają się i zaczynają pojawiać przy każdym wysiłku. Przy najbardziej zaawansowanej niewydolności odczuwa się duszność nawet w spoczynku.

Inne zmiany w naszym organizmie z tym związane?
 
Przepływ krwi zaczyna spadać w mięśniach, a przez niektóre narządy staje się nieadekwatny, co prowadzi do zaburzenia funkcji np. nerek czy wątroby. Do najważniejszego życiowo organu – mózgu, dopływ krwi bardzo długo jest kompensowany, co powoduje, że przy niewydolności serca pacjenci późno mają objawy neurologiczne. Bywa też tak, że uszkodzenie serca jest nagłe i bardzo ciężkie.

Chodzi o rozległe zawały serca?
 
Tak. W takich przypadkach najważniejsze jest, by w tzw. złotej godzinie udało się przywrócić przepływ krwi przez tętnice. Gdy do szpitala trafia pacjent z zawałem serca, nie czeka na izbie przyjęć, ale natychmiast jedzie do pracowni hemodynamiki i poddawany jest angioplastyce. Zawały serca są procedurą nielimitowaną, a nasza pracownia przyjmuje 24 godziny przez 7 dni w tygodniu.

W ostatnim roku, ile takich zabiegów było na państwa oddziale?
 
Około 1500 angioplastyk, a w 2019 roku będzie na podobnym poziomie. Obecnie na oddziale mam 38-letniego pacjenta z zawałem, ale najstarszą pacjentką była prawie stuletnia kobieta, która po koronarografii i angioplastyce wieńcowej szczęśliwie wyszła do domu. Pod względem liczby zawałów dominują jednak mężczyźni. Młode kobiety z zawałem są zazwyczaj obciążone dwoma czynnikami ryzyka: cukrzycą i paleniem papierosów. Kobiety zazwyczaj do menopauzy i chwilę po niej chronione są przez estrogeny, mają więc mniej zawałów. Ryzyko u nich rośnie dopiero po 60. roku życia.

Po angioplastyce, jaki odsetek pacjentów ma szanse powrócić do zdrowia?
 
Duży – ponad 90 procent, jeśli chory nie ma innych współistniejących chorób i zamknięte naczynie będące powodem niedokrwienia serca zostało udrożnione szybko. Jeżeli po wyleczeniu pozostają pod kontrolą lekarza, stosują się do zaleceń i przyjmują lekarstwa, mają szansę prowadzić całkiem aktywne życie zawodowe i rodzinne.
 
Niewydolności serca jako choroby nie da się wyleczyć, ale co można robić, by nie dopuścić do niewydolności serca, a jeśli już ją mamy, czy można zahamować jej rozwój?
 
Zawsze lepiej zapobiegać, niż leczyć. Dlatego tak ważna jest kontrola ciśnienia tętniczego i przyjmowanie lekarstw. Jeśli ktoś z niewydolnością serca choruje też na cukrzycę, to najważniejsze powinno być dla niego utrzymywanie poziomów cukrów na bezpiecznym poziomie, jak najbardziej zbliżonym do wartości prawidłowej. Dzięki temu ryzyko progresji miażdżycy też będzie mniejsze. Jeśli ktoś pali, powinien jak najszybciej rzucić. Wypalenie jednego papierosa powoduje zablokowanie śródbłonka naczyniowego i upośledzenie reaktywności naczynia na około 6 godzin. W kardiologii nie sprawdza się zasada: paliłem 20 papierosów, więc zmniejszę do 2 i będzie dobrze. Efekty przynoszą działania „wszystko albo nic”. Jeżeli nasza aktywność fizyczna jest żadna, jak najszybciej wstańmy z kanapy i nieważne, ile mamy lat, starajmy się być aktywni ruchowo.

Zwłaszcza, że coraz częściej mamy 30, 40, 50 lat, dużą nadwagę i absolutną niechęć do wysiłku fizycznego, bo tak wygodny jest samochód i fotel. W wieku lat 60 problemy zdrowotne mogą uderzyć w nas z całą siłą?
 
Widuję dwie grupy pacjentów. Jedni, którzy bardzo aktywnie uprawiali sport przez większą część swego życia i dochodzi u nich do choroby. Jest też grono pacjentów, które było zupełnie nieaktywne przez lata i dochodzi u nich do tej samej choroby. I co się okazuje? Pacjenci z pierwszej grupy dużo szybciej dochodzą do zdrowia i o wiele lepiej funkcjonują już po chorobie. Dlatego nigdy nie pozwalajmy na bezruch w naszym życiu. Spacerujmy, uprawiajmy ogródek, korzystajmy z roweru, a jeśli marzy się nam większa aktywność fizyczna, zawsze warto zrobić test wysiłkowy, w trakcie którego będzie można ustalić, czy nie mamy cech niedokrwienia serca, albo zaburzeń rytmu.

Pan jest też najlepszym przykładem na to, że można przejść bardzo poważną chorobę i w pełni wrócić do aktywności.
 
Około dwa lata temu miałem wylew podpajęczynówkowy, co było związane, oczywiście, z przepracowaniem, zmęczeniem i okazało się dla mnie bardzo ważną lekcją życiową, z której do dziś staram się wyciągać wnioski.
 
Wylew podpajęczynówkowy to wylew krwi do mózgu, ale nie do środka, ale do przestrzeni wokół mózgu. To się bardzo często zdarza np. przy gwałtownym wzroście ciśnienia tętniczego. Wprawdzie od zawsze kontrolowałem i kontroluję ciśnienie, nigdy też nie miałem podwyższonego, ale byłem bardzo zmęczony, zestresowany i nie do końca poważnie potraktowałem towarzyszące objawy. Miałem bardzo silne bóle głowy i karku, co powinno było zwrócić moją uwagę, tym bardziej, że te bóle były najsilniejsze ze wszystkich dotychczasowych. Stosowałem leki przeciwbólowe, ale nie przechodziło i zgłosiłem się do szpitala. Przeszedłem diagnostykę, leczenie, trzy tygodnie leżałem na szpitalnym łóżku, ale wszystko szczęśliwie się skończyło. Dlatego każdy objaw, który pojawi się niespodziewanie i jest bardzo silny, zawsze warto sprawdzić i wyjaśnić. Bez podstawowych badań trudno stawiać diagnozę. 

Udało się powrócić do zdrowia i ani na rok nie zawiesić organizacji Podkarpackiej Konferencji Kardiologii Zabiegowej.
 
To wspólny pomysł doktora Piotra Wańczury, doktora Wojciecha Stecko i mój. Personel Oddziału Kardiologicznego i Pracowni Radiologii Zabiegowej tworzy bardzo zgrany zespół. Kilka lat temu uznaliśmy, że takiej konferencji w Rzeszowie nie ma, a bardzo zależało nam i ciągle zależy na nieustannym rozwoju i zdobywaniu nowych doświadczeń. Chcieliśmy pokazać, co sami potrafimy zaoferować pacjentom z chorobami serca, a jednocześnie uczyć się od innych. Od początku konferencja bardzo się spodobała i do dziś przyciąga wielu kardiologów oraz internistów z całego Podkarpacia. Od 4 lat w ramach naszej konferencji organizujemy też wykłady dla średniego personelu medycznego, by świadomość związana z objawami i leczeniem chorób serca była jak najszersza. Naszą tradycją są również transmitowane na żywo do sali konferencyjnej zabiegi inwazyjne z zakresu leczenia chorób strukturalnych serca. W tym roku mieliśmy angioplastykę naczynia wieńcowego z wykorzystaniem litotrypsji wieńcowej, diagnostyczne cewnikowanie serca u chorego z wadą przeciekową oraz angiografię mózgową z dostępu promieniowego. W trakcie konferencji wykłady wygłosili też eksperci w swoich dziedzinach, m.in. prof. Kazimierz Widenka i prof. Andrzej Przybylski z Rzeszowa, prof. Andrzej Ochała z Katowic, prof. Robert Sabiniewicz z Gdańska, prof. Wojciech Wojakowski z Katowic, prof. Jarosław Wójcik z Lublina oraz prof. Jan Gawełko z Tarnowa.
 
Przy okazji konferencji, czym jako oddział zawsze się chwalicie?
 
Ludźmi, bo najbardziej dumny jestem z zespołu, z którym na co dzień współpracuję. Mam to ogromne szczęście, że wszystkie osoby, które ściągnąłem do pracy na oddziale, są nie tylko znakomitymi specjalistami, ale też wspaniałymi ludźmi, a dla mnie empatia i kulturalne podejście do pacjenta są bardzo ważne. Podobne zabiegi jak u nas można wykonać w wielu placówkach, ale uważam, że stworzenie odpowiedniej atmosfery, eliminującej stres u pacjenta, jest już trudniejsze. A na oddziale, którym kieruję, dobrze czuć mają się wszyscy: pacjenci, pielęgniarki i lekarze. 
 
Na pewno cieszy mnie skuteczność naszego inwazyjnego leczenia zawałów i może dlatego oddział tak szybko się rozwija. W 2013 roku zaczynaliśmy od 22 łóżek, w tym było 8 łóżek intensywnej terapii kardiologicznej i 15 pielęgniarek. Po 6 latach mamy 36 łóżek i ponad 30 pielęgniarek. Kilka lat temu było tylko 4 lekarzy na oddziale i zaledwie dwa etaty kardiologiczne, dziś mamy 9 kardiologów i 10 rezydentów w trakcie specjalizacji z kardiologii. W pierwszym roku działalności przyjmowaliśmy około 160 pacjentów miesięcznie. W tej chwili ponad 300 i jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy