Reklama

Ludzie

Teatr kończy remont dużej sceny i marzy o rozbudowie. Co w planach?

Z Janem Nowarą, dyrektorem Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie rozmawia Alina Bosak.
Dodano: 06.11.2019
48225_teat
Share
Udostępnij
Alina Bosak: Kończy się wielki remont rzeszowskiego teatru. Widzowie już pewnie stęsknili się za Dużą Sceną, która od czerwca była wyłączona z repertuaru. Jakie zmiany zobaczą po jej otwarciu?
 
Jan Nowara: Dozbroiliśmy okno sceniczne.
 
Brzmi tajemniczo.
 
Powiększyliśmy okno sceny. Znajdował się pod nią orkiestron i przestrzeń wykorzystywana jako magazyn. Stworzony został ruchomy most portalowy i okno sceny będzie można podwyższać lub obniżać. Zyskamy także na jakości dźwięku, dzięki nowej linii dźwiękowej. Dziś powstaje wiele spektakli muzycznych, więc ta zmiana ma duże znaczenie. Przebudowa objęła także dostosowanie tej części budynku do obowiązujących obecnie przepisów przeciwpożarowych. Takiej modernizacji musimy poddać cały gmach. Jest to projekt wieloletni. 
 
 
Jan Nowara. Fot. Archiwum Teatru Siemaszkowej
 
Ile kosztował tegoroczny remont? 

Około 3,8 mln złotych.
 
Co z planami rozbudowy teatru?
 
Wciąż aktualne. Na dziedzińcu jest wystarczająco miejsca, by rozbudować nasz teatr o profesjonalną scenę kameralną – mobilną, z widownią na 150 osób. Taką, która umożliwiłaby swobodne wykorzystanie przestrzeni. Coraz więcej jest spektakli, w których nie ma już klasycznej inscenizacji, ale widz „wchodzi w dramat”. Tak jest w przypadku naszej „Szklanej menażerii”, „Miłości i gniewu”, ale też gościnnych sztuk. Wkrótce na Festiwal Nowego Teatru przyjedzie Marcin Wierzchowski z „Idiotami” inspirowanymi filmem Larsa von Tiera i on też będzie szukał przestrzeni umożliwiającej kontakt z widzami. Scena kameralna mogłaby spełniać także funkcję sali prób. Bardzo brakuje nam takiej przestrzeni odpowiadającej wielkością dużej scenie. Kiedy przygotowujemy nowy spektakl, nieustannie ściągamy i ustawiamy na nowo dekoracje na dużej scenie, bo do południa są próby zbliżającej się premiery, a wieczorem przedstawienie dla publiczności. W nowym budynku, połączony z głównym gmachem przewiązką, byłoby nowoczesne archiwum połączone z salą edukacyjną. Dziś brakuje nam miejsca na takie działania, warsztaty, spotkania. Mamy plany i  rysunki, które teraz należałoby przekształcić w architektoniczny projekt. 
 
Współczesne przedstawienia często wymagają przestrzeni, jaką tradycyjne teatry nie dysponują. Scena kameralna tego problemu nie rozwiąże.

Tak. W Rzeszowie nie znaleźliśmy pomieszczeń o charakterze postindustrialnym, a szukaliśmy ich intensywnie, chcąc zaprosić na rozpoczynający się 29 listopada, Festiwal Nowego Teatru „Trojanki” w reżyserii Jana Klaty. Ale ten znakomity spektakl nie zostanie w Rzeszowie pokazany, ponieważ do tego potrzebna jest hala, w której będzie można wysypać kilka ton piachu – tego wymaga scenografia ukazująca plażę.  Tego nie da zrobić się w teatrze, ani w hali sportowej. W innych miastach są stare fabryki, magazyny, browary, rzeźnie, które wykorzystuje się do takich celów. Artyści szukają dziś innych, niescenicznych przestrzeni. Tych nam brak.
 
 
Wizualizacja rozbudowy teatru. Fot. Archiwum Teatru Siemaszkowej
 
Kiedy zobaczymy pierwszy spektakl na odnowionej Dużej Scenie?

26 listopada wznowimy „Lwów nie oddamy!” w reżyserii Katarzyny Szyngiery. 9 grudnia ten spektakl gramy na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Boska Komedia w Krakowie, na dużej scenie Starego Teatru, co jest dla nas prestiżowym wyróżnieniem, bo na niej wystawiano sztuki wybitnych twórców, m.in. Wajdy, Swinarskiego, Jarockiego, Grzegorzewskiego. 
 
Boska Komedia zaczyna się tuż po Rzeszowskich Spotkaniach Teatralnych, od pięciu lat odbywających się pod szyldem Festiwalu Nowego Teatru.

Nasz festiwal rozpoczyna się 29 listopada. My wystawimy na nim „Mistrza i Małgorzatę” w reżyserii Cezarego Ibera.
 
Spektakl miał niewiele przedstawień przed remontem Dużej Sceny. Wiele osób na niego czeka. Jak często będzie grany w nowym sezonie?
 
Pewną trudność sprawia duża liczba aktorów występujących gościnnie. Krzysztof Boczkowski, który gra Wolanda, jest aktorem Teatru Współczesnego we Wrocławiu, bardzo mocno tam zajętym. Zamierzamy jednak kilka razy w miesiącu ten spektakl grać. 
 
Duża Scena lada moment rusza, ale najbliższa premiera Teatru Siemaszkowej odbędzie wcale  nie w Rzeszowie, a w Muzeum-Zamku w Łańcucie. 16 listopada, w Sali Balowej wystawiona zostanie „Ermida albo Królewna pasterska” w Pana reżyserii. Barokowa sztuka? Tego dawno nie było!
 
To element strategii „genius loci”, którą realizuję od początku kierowania tym teatrem. Przedstawienie odbędzie się w ramach Festiwalu Dziedzictwa Kresów. Sztukę 400 lat temu napisał Stanisław Herakliusz Lubomirski – erudyta, światowiec pełniący wiele funkcji państwowych, ale także człowiek, który wyremontował siedzibę w Łańcucie. W Muzeum-Zamku można dziś podziwiać także małą scenę teatralną stworzoną dla księżnej Lubomirskiej, więc miejsce ma z pewnością wyjątkowego ducha. Sztukę chcemy zagrać dla większej publiczności, a więc w Sali Balowej, ponieważ teatrzyk księżnej nie pomieści wielu widzów.  
 
Rymowana sztuka z XVII wieku ma szansę na powodzenie? 

Temat ucieczki z salonu do sielankowej krainy natury wciąż jest aktualny. 
 
Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady?

My mieszczuchy wciąż lokujemy swoje wyobrażenie wypoczynku w wiejskich daczach i letnich domach na łonie natury. Poza tym ekologia stała się ważnym nurtem życia publicznego i polityki. W czym jest trochę szarlatanerii – straszy się smogiem, kiedy poważni naukowcy wskazują, że przyczyną ocieplenia klimatu są plamy na Słońcu, a nie działalność człowieka. Miraże takich idei zamierzamy w spektaklu także zaznaczyć. Dwie kluczowe postaci sztuki – królewna Ermida i jej dwórka Laurella, które uciekają z dworu do Arkadii, uosabiają oddanie ekologii, a także zmęczenie konwenansem i rytuałem dworskiego życia. Główną motywacją ich działań jest jednak poszukiwanie miłości. Bo w różnych tradycjach Arkadia jest przecież miejscem, w którym ma się nadzieję na wielką, nieskrępowaną i idealną miłość. Ermida podejrzewa swojego narzeczonego króla Filandra o niewierność, dlatego szuka ideału w Arkadii.  
 
A to już naprawdę uniwersalny temat…

Opowiadamy to z przymrużeniem oka, bawiąc się konwencją. Jest także bohater powodujący zwroty akcji w tej sztuce – spirytus movens w postaci służącego Argana, którego kreuje Robert Żurek. Na ucieczce z dworu i emocjach innych postaci zamierza skorzystać. Obiecuje królowi odnaleźć Ermidę. Jest też pasterz, który zakochuje się w królewnie. Uczucia wybuchają z dużą gwałtownością, jak to w baroku, a nasi aktorzy mają okazję zmierzyć się z odtworzeniem skrajnych emocji. W naszej interpretacji zostawiamy odbiorcy wybór. U Lubomirskiego ostatecznie tryumfuje stoicyzm – jego sztuka ma podtytuł: „Ten szczęśliwy, który się swym stanem kontentuje”. Morał zaś jest taki, że nie ma sensu szukać harmonii w mitycznych miejscach, ale nauczyć się cieszyć tym, co się już posiada. W naszej interpretacji nie dajemy tak kategorycznych rad. Tych, którzy śnią o Arkadii jest jednak dość sporo i nie wszyscy chcą z tego marzenia rezygnować. 
 
Wprowadził Pan jeszcze od scenariusza inne nowości?

Część tekstu będzie śpiewana. Stylizowaną muzykę tych pieśni skomponował Wojciech Głuch, kompozytor mieszkający obecnie w Geteborgu, niegdyś kierownik muzyczny Teatru „STS” i warszawskiego Teatru Rozmaitości, twórca muzyki filmowej. 
 
„Ermida” trafi do repertuaru i na Dużą Scenę?

To spektakl wymyślony do pałacowych wnętrz. Zaproponujemy go jako ekskluzywne przedstawienie zamkom i rezydencjom. To też konsekwentny dążenie do wychodzenia z naszym teatrem poza scenę. Mamy spektakl dla Bieszczad „Wyżej niż połonina”, mamy „Kiedy byłem małym chłopcem” o Tadeuszu Nalepie, również do pozateatralnych wnętrz.
 
Koniec listopada i początek grudnia upłynie pod znakiem Festiwalu Nowego Teatru. Tu też będą zmiany?

Będzie to inny festiwal, bo zupełnie bez udziału Joanny Puzyny-Chojki, która zginęła tragicznie ponad rok temu, ale współtworzyła program jeszcze ostatniej edycji, wybierała spektakle, które pokazaliśmy w 2018 roku. Była partnerem tego projektu, który realizowałem od początku objęcia stanowiska dyrektora teatru. W tej chwili kuratorem konkursowej części festiwalu już Tomasz Domagała, bloger, krytyk teatralny, który prowadzi audycję w polskieradio24.pl. Nowością festiwalu jest zaproszenie do Rzeszowa także teatrów offowych. To potężny nurt w polskiej twórczości – ambitny, poszukujący. Portal Teatralny.pl wspólnie z Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego organizuje konkurs „The Best Off” dla tych teatrów i do ostatniej edycji zgłoszono 160 spektakli! Wśród takich teatrów są te, które proponują nurt bardziej rozrywkowy, jak chociażby nasze rzeszowskie Ave Teatr i Teatr Bo Tak, oraz poszukujące jak Teatr Przedmieście Anety Adamskiej. Takich teatrów jest w Polsce sporo. Dlatego poprosiłem Katarzynę Knychalską, założycielkę portalu Teatralny.pl, by została kuratorką części Festiwalu Nowego Teatru pod nazwą „Off Konteksty”. Po raz pierwszy na scenie Teatru Maska zaprezentujemy trzy najlepsze spektakle konkursu „The Best Off”. Ważnym nurtem festiwalu będą też efekty działań Sceny Nowej Dramaturgii i projektu, w którym skojarzyliśmy autorów scenariuszy i reżyserów. Czytanie sztuk, które powstały w wyniku pracy tych tandemów odbędzie się podczas festiwalu. Kuratorem jest tu Martyna Łyko i Witold Mrozek. Kontynuacją debat o teatrze, które zapoczątkowała Joanna Puzyna-Chojka, będzie panel z udziałem teatrologów i twórców. Pokieruje nim prof. Zbigniew Majchrowski, dyrektor Katedry Teorii Literatury i Krytyki Artystycznej na Uniwersytecie Gdańskim.
 
Wiodący temat festiwalu?

 „Ja i czy wspólnota?” To sprawa szeroko dziś dyskutowana. Dla jednych wspólnota jest czymś, co ogranicza wolność jednostki. Niektórzy jednak mówią, że tylko zachowanie wspólnoty kulturowej, historycznej jest szansą na przetrwanie we własnej kulturze, a nie wtopili się w jakiś wspólny kosmopolityczny nurt.    
 
A jakie tematy poruszą premiery planowane w rzeszowski teatrze w tym sezonie? 

Z reżyserem Waldemarem Śmigasiewiczem umówiłem się na Gombrowicza i szykujemy w Rzeszowie „Iwonę, księżniczkę Burgunda”. Dużą realizacją na Dużej Scenie i spektaklem, który będziemy chcieli zabrać na festiwal Trans/Misje do Wilna i Trok, jest komedia Szekspira „Wesołe kumoszki z Windsoru” w reżyserii Pawła Aignera. Ja zaś wyreżyseruję „Kto się boi Virginii Woolf” Edwarda Albeego – psychodramę o kryzysie człowieczeństwa i pustce, której nie potrafi wypełnić miłość. W dramacie ta pustka jest związana z brakiem dziecka. Tekst jest znany z wielu świetnych wystawień i filmu. Jest w nim gra okrucieństwa, którym bohaterowie próbują przykryć brak w związku. Planujemy także premierę spektaklu zbudowanego na utworach Leonarda Cohena. Prawa do wystawienia tekstu ma Sławomir Gaudyn, a w monodramie zagra i zaśpiewa Robert Żurek. Towarzyszył mu będzie na pianinie Mikołaj Babula. 
 
Znów opowieść o miłości…

I o życiu, które jest podróżą. 
 
          
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy