Reklama

Ludzie

Mężczyzna od kuchni. Z Krystianem Herbą na rowerze

Idalia Stochla
Dodano: 18.06.2019
46115_Herba
Share
Udostępnij
Krystian Herba, sportowiec, 5-krotny rekordzista Guinnesa w zdobywaniu najwyższych budynków świata skacząc rowerem po schodach. Specjalizuje się w trialu rowerowym. W 2016 roku w Willis Tower (Chicago) pobił rekord, pokonując 3461  schodów na rowerze. Do niego należy również aktualny rekord w ilości schodów pokonanych na rowerze w ciągu 1 minuty – 119 – ustanowiony w Atomium w tym samym roku. Zdobywca 17 budynków w 13 krajach. Nauczyciel wychowania fizycznego w Zespole Szkół Mechanicznych w Rzeszowie. Tata Emilki, Neli i już wkrótce…Filipa. 
 
Idalia Stochla: Gdy miałeś 7 lat trenowałeś zapasy w barwach Stali Rzeszów, trzy lata później lekkoatletykę. W międzyczasie były narty, windsurfing. Kiedy pojawił się rower? 

Krystian Herba: Od dziecka lubiłem jeździć na rowerze i próbowałem na nim skakać, ale trenować trial rowerowy zacząłem w zasadzie w wieku 13 lat. Tato otworzył sklep rowerowy i pojawił się dla mnie dostęp do rowerów i części. Zacząłem, chyba jak wszyscy wtedy w Rzeszowie, od roweru górskiego. Na nim uczyłem się podstawowych elementów trialu takich jak stójka, ćwiczenia równoważne czy skakanie na jednym kole. Później był rok 1995, kiedy zmontowałem swój pierwszy rower do trialu. 

Sam? 
 
Tak! Znalazłem ramę, w Mielcu była firma, która produkowała ramy rowerowe z aluminium. Ta rama została specjalnie wzmocniona, by wytrzymała trochę dłużej. Niektóre części trzeba było dorabiać. I tak „tłukłem” na tym rowerze po 4 -6 godzin dziennie. Zresztą było ich w moim życiu sporo. 

A co stało się z tym pierwszym? 

To były lata 90. Czasy, gdy nie było zbyt dużego dostępu do sprzętu, więc swoje stare rowery sprzedawałem komuś, kto dopiero zaczynał przygodę z trialem. Rowery, które użytkowałem były więc dość łakomym kąskiem dla wielu, zwłaszcza że części dorabiane do rowerów były z dobrych materiałów. Tata pracował wtedy na Politechnice Rzeszowskiej i jego znajomy z wydziału lotniczego takie rzeczy potrafił zrobić. 

Ile rowerów było w Twoim życiu?
 
Dużo! Nie liczyłem nawet, ile! Obecnie na stanie mam 5. Używam w zasadzie 2, jednego z pewnością nigdy nie sprzedam bo pobiłem na nim 5 rekordów Guinnesa. O sprzęt dbam, bo jak to w związku, o żonę trzeba dbać ( śmiech). 

Zdradzisz cenę roweru, na którym zarabiasz?
 
Cena wyjściowa w Polsce to około 12 tys. złotych.  Dodatkowo trzeba doliczyć pedały z tytanowymi ośkami, tytanowe śrubki, czyli prawie 14 tys. złotych. Rowery mam 2 a do tego trochę części zapasowych. Nie jest to wcale cena zawrotna, bo rowery szosowe kosztują przecież nawet 50 tys. 
 
W social mediach napisałeś: „Nie płaczę, ocieram pot z czoła” – a jednak gdy pokonałeś 630 schodów 30 piętrowego budynku Swissotel Tallinn w Estonii zakryłeś twarz rękami. Polały się łzy wzruszenia? 
 
Hahaha, łez szczęścia nie było. W Estonii za cel postawiłem sobie pokonanie wysokości w jak najkrótszym czasie. Zależało mi na tym, aby czas nie był gorszy niż 3 tygodnie wcześniej w Czechach. Udało się to zrobić w 8 minut i 52 sekundy…Powietrze było bardzo suche i na klatce dodatkowo dość gorąco. Byłem mocno wysuszony od środka. Tętno zabójcze. Na szczycie musiałem złapać tlen, żeby móc w ogóle wstać. Musiałem zasłonić twarz, bo wierz mi, widok konającego rowerzysty nie był zbyt przyjemny.  
 
Twoje najbliższe dziewczyny kibicują Ci za każdym razem? 
 
Jeśli jest tylko możliwość to tak, jeździmy razem. Nie wszędzie się da. Z punktu widzenia turysty wyjazdy nie powalają atrakcyjnością. W przypadku wyjazdu do Estonii dwie noce spędziliśmy w samochodzie, w podróży. Często podróżuję też nocą i gdy jednego wieczoru mam wieczorny pokaz w Rzeszowie, następnego dnia muszę być np. w Kaliszu to bywa meczące.
 
Przed Tobą wiele też nowych wyzwań, w lipcu zostaniesz po raz trzeci tatą…
 
Jeśli udało się pogodzić sport przy dwójce dzieci uda się i przy trójce. Trzeba się po prostu przyzwyczaić do faktu, że nie ma dnia wolnego. Wszystkie dni są zajęte, od rana do wieczora. Trzeba też tak ustawić sobie plan dnia, by znaleźć czas dla rodziny i na trening. Skaczę na rowerze od 25 lat i wszystkie trudne momenty, które każdy sportowiec w swoim życiu przechodzi, mam już chyba za sobą. Nie obawiam się, że pojawienie się Filipa będzie rewolucją w mojej karierze sportowej! 
 
Optymista z Ciebie!
 
Pierwsza córka to była rewolucja, druga też, ale mniejsza. Trzeciej już nie będzie.

Czy w sporcie, który uprawiasz jest granica wieku, po której z roweru trzeba zsiąść? 
 
W latach 90. francuski zawodnik Thierry Girard został mistrzem świata w wieku 41 lat, więc jeszcze trochę mi zostało. Hiszpański zawodnik Benito Ros, nieco ode mnie starszy, należy do grona zawodników najlepszych na świecie. Myślę, że wiekiem nie należy się przejmować. Sportem trzeba się bawić, a nie patrzyć w metrykę. Może akurat będę sportowcem skaczącym na rowerze po pięćdziesiątce? To, że niewiele osób po 40 roku życia uprawia ten sport, nie znaczy, że nie mogę być pierwszym.
 
Mówimy o formie fizycznej a psychiczna? 
 
Jeśli mówimy o zdobywaniu budynków, to psychicznie się uodporniłem. Udało mi się pobić kilka rekordów, których teraz z perspektywy czasu, nie chciałbym już powtarzać. Jak choćby……w Chicago, gdzie schody były tak strome, że pobicie rekordu Guinnesa było ekstremalnie trudne i zajęło mi ponad 3 godziny, podczas gdy w normalnych warunkach dystans pokonałbym w czasie poniżej 1,5 godziny. Moja psychika jest tak skonstruowana, że nawet gdy na treningach nie wychodzi do końca tak jak powinno, to gdy przychodzi właściwe wyzwanie, następuje pełna mobilizacja. Uzyskuję wyniki dużo lepsze niż podczas treningów. 

Czym nas zaskoczysz zdobywając Europa Tower w Wilnie i Z-Tower w Rydze? 
 
Wyzwanie, prawdopodobnie nie tak trudne, ale ciekawe. Mówię prawdopodobnie, bo klatki schodowej, ani w jednym, ani w drugim budynku jeszcze nie widziałem. Będę walczył o jak najszybszy czas. Budynki liczą po około 30 pięter. Piętra w tych budynkach są trochę wyższe niż w tradycyjnych blokach mieszkalnych np. w Rzeszowie. Na ogół mamy 17 schodów na piętro, a w tych budynkach, w których ostatnio skakałem było tych schodów 21. 4 czy 5 schodów na piętro więcej, jak szybko policzyć, daje nam 38-40 pięter w zwykłym bloku mieszkalnym.  I w Wilnie i w Rydze chciałbym znaleźć się na szczycie w czasie poniżej 10 minut. Zdobyłem do tej pory 17 budynków więc i dwa kolejne powinny pójść gładko. 

Przed każdym biciem rekordu idziesz wcześniej z notatnikiem i sprawdzasz liczbę schodów?
 
Tak, zawsze przyjeżdżając wcześniej na miejsce, ja lub ktoś z mojej ekipy sprawdza liczbę schodów. Do tej pory w żadnym z 17 budynków, w których skakałem liczba schodów podana przez zarządców, nie zgadzała się z tą rzeczywistą. Różnica wynosiła od kilku do prawie … 250!  To jest naprawdę zagadka. Można się pomylić o kilka. Jeśli ma być 1364 schody, zaś na miejscu okazuje się, że jest ich 1212. Przy okazji liczenia schodów sprawdzam też liczbę schodów na półpiętrach czy rozkład klatki schodowej. Skaczę po 2 schody, więc liczba schodów na półpiętrach ma zasadnicze znaczenie. 
 
Po 10 latach wracasz do Mam Talent. Jesteś głodny sukcesów? 
 
Po pierwsze jeszcze nigdy nikt do tego programu nie wrócił po 10 latach. W 2009 roku nie do końca byłem zadowolony ze swojego występu, zwłaszcza półfinałowego. Wtedy akurat zachorował mój tato, miałem inne ważniejsze rzeczy na głowie. Mój występ nie był do końca przygotowany profesjonalnie. Tym razem będzie inaczej. Jestem już po castingu. Staraliśmy się z choreografką Agnieszką Wójcik – Dziadosz, która ma swój duży udział w podobnych występach, połączyć w całość skoki na rowerze z muzyką.  Na efekty trzeba zaczekać do jesieni. 
 
Co Cię motywuje w sporcie?
 
Wyzwania, które mam na horyzoncie. Zdecydowanie. Musisz wiedzieć, po co trenujesz! 
 
Co robisz, by „chciało się chcieć ”, co robisz gdy się nie chce? 

Mój związek z rowerem, to trochę jak małżeństwo. Bywają kryzysy (śmiech).  Choć w moim małżeństwie, tym prawdziwym, akurat ich nie ma. Oczywiście, są momenty, gdy się nie chce, rower czeka. Ale miłość do roweru wraca i okazuje się, że wychodzi jeszcze lepiej niż przed kryzysem (śmiech). 
 
Rodzina Herbów to sportowa rodzina? 

Emilka ma 5 lat, Nela 3. Obydwie jeżdżą na rowerach, choć Nela jeszcze na rowerku biegowym. Jesteśmy rodziną dość aktywną. Wakacje, gdy leżelibyśmy bezczynnie na plaży, nie do pomyślenia. Jeśli gdzieś w czwórkę jedziemy, to oczywiście, zabieramy rowery. Gdy dziewczynki były małe, woziłem je w przyczepce. Raz, gdy byliśmy nad jeziorem Garda we Włoszech, przez 3,5 godziny jechałem z nimi w przyczepce pod górę. Ruszamy się cały czas.  Żona jest też mocno aktywna. Blisko 15 lat tańczyła taniec towarzyski. Trenuje crossfit, teraz z racji ciąży ma przerwę, ale jestem pewny, że do sportu szybko wróci. Wiele lat pływałem też na desce windsurfingowej, jeździłem na nartach, snowboardzie, biegałem maratony. Była też wspinaczka skałkowa. 
 
„Typowy dzień ” z życia Krystiana Herby? 
 
Nie mam standardowego dnia. Zawsze całą rodziną jemy wspólne śniadanie. Zawozimy dziewczynki do przedszkola, jest czas, by popracować nad formą czy potrenować. Jestem też nauczycielem wychowania fizycznego, na pół etatu. Nie lubię trenować przed 10. Godz.11 jest najbardziej optymalna. Zajmuję się córkami. Nudy nie ma. 

Jesteś sportowym autorytetem dla swoich uczniów, przychodzą do Ciebie mówiąc „chcę być taki jak Pan”? 
 
Dla swoich uczniów jestem codziennością, mają mnie od początku. Co innego, gdy spotykasz kogoś znanego, na jakiejś imprezie, gdy wszyscy przybiegają po autograf. Inaczej sytuacja wygląda, gdy przebywasz z uczniami, na co dzień i jesteś nauczycielem, jak każdy inny. Oczywiście, opowiadam im o dyscyplinie sportu, którą uprawiam, trikach, które wykonuję, o podróżach. Młodzież, z którą pracuje, czyli szkoła średnia, jest już troszkę za stara, by zaczynać zawodowo przygodę ze sportem wyczynowym. Ja zaczynałem mając 13 lat. Syn kolegi zaczyna trenować, w wieku 5 lat. 16 czy 17 lat – trochę późno. Staram się jednak zaszczepić w nich chęć do testowania swoich możliwości, chęć do poznawania i odkrywania nowych rzeczy, czy nawet chęć do podróżowania.
 
Ile wyrzeczeń kosztował Cię sukces? 
 
Myślę, że bardzo dużo. Gdy moi koledzy czy koleżanki imprezowali w szkole średniej czy na studiach, ja jeździłem na zawody. Jako student ani razu nie uczestniczyłem w Juwenaliach. Dopiero 5 lat po studiach udało mi się pójść (śmiech). Nie było czasu na imprezy – każdy ma swoje priorytety. Zawsze sobie też powtarzam, że gdy skończę skakać, będę nadrabiać zaległości, choćby towarzyskie. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy