Reklama

Ludzie

Z Unii dostaliśmy nie tylko zastrzyk gotówki, ale też entuzjazm i dobre praktyki

Z Tomaszem Porębą, posłem Prawa i Sprawiedliwości do Parlamentu Europejskiego, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 30.04.2019
45487_7K7A3429
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Przed Panem, bodaj najnudniejsza kampania wyborcza w całej politycznej karierze. Według wszystkich sondaży akurat Pan może być pewny mandatu europosła z Podkarpacia. W porównaniu do roku 2009, kiedy do Parlamentu Europejskiego startował Pan po raz pierwszy i był jeszcze słabo znany na Podkarpaciu, a potem w 2014 roku, kiedy o głosy z północnej części Podkarpacia zabiegał Pan z bardzo popularnym Stanisławem Ożogiem, też z PiS-u, tegoroczne wybory zdają się być najłatwiejsze. Nie boi się Pan, że to może uśpić czujność?
 
Tomasz Poręba: Dla mnie każda kampania wyborcza jest ważna. I wszystkie kampanie oraz lata, które spędziłem w Parlamencie Europejskim, mają logiczny ciąg, jeśli chodzi o podejmowane przeze mnie inicjatywy. W 2009 roku powiedziałem po raz pierwszy, w co nikt do końca nie wierzył, że droga S19 może powstać i od tego czasu, zarówno moją pierwszą kadencję w PE jak i drugą, skoncentrowałem na promocji tego projektu. Początkowo, komisarze unijni, z którymi rozmawiałem oraz liczni europosłowie nawet nie wiedzieli, co to jest Via Carpathia – tak było mniej więcej do 2011 roku. Kolejne lata wiążą się z konsekwentną pracą, konferencjami, spotkaniami i nieustępliwością, bo w międzyczasie były plany, by tej drogi nie budować, aż udało się doprowadzić do tego, że w 2016 roku Parlament Europejski przyjął mój raport o dostępności komunikacyjnej Europy Środowo-Wschodniej poparty przez blisko 600 europosłów. Via Carpathia została wskazana jako główny szlak komunikacyjny we wschodniej części Unii Europejskiej. W 2019 roku w Strasburgu, po ciężkich bojach w Komisji i w Radzie, Parlament Europejski przyjął raport, gdzie udało się włączyć transgraniczne odcinki Via Carpathii, jak  chociażby te pomiędzy Rzeszowem, Barwinkiem i Koszycami do finansowania w ramach europejskiego programu „Łącząc Europę”. To jest właśnie 10 lat mojej pracy. Jeśli mieszkańcy Podkarpacia ponownie obdarzą mnie zaufaniem 26 maja, chciałbym kontynuować działania na rzecz tego strategicznego szlaku komunikacyjnego z punktu widzenia naszego regionu i Polski.
 
To oznacza, że w 2026 roku, droga S19 z Rzeszowa do Barwinka powinna być gotowa. 
 
Takie są plany – w pierwszej kolejności przejedziemy z Rzeszowa do Lublina w 2021 roku, natomiast z Rzeszowa do Barwinka w 2026 roku. Zgodnie z harmonogramem prac środki na tę drogę są zabezpieczone. W ciągu najbliższych lat S19 będzie przechodzić przez całe Podkarpacie. To się jeszcze kilka lat temu nikomu nie śniło. Nadchodzące lata to nie tylko budowa odcinków S19 na Podkarpaciu, ale też pointa długofalowego projektu, czyli wpisanie drogi Via Carpathia na całej długości do Transeuropejskiej Sieci Transportowej TEN-T. Dlatego nie ma mowy, by najbliższa kampania była nudna. Przed nami jeszcze wiele pracy, by przejazd S19 na całej jej podkarpackiej części był możliwy, a to tylko element większego planu, jakim jest budowa szlaku od Litwy aż po Grecję – to jest cel mojego politycznego życia. Jako szef ogólnopolskiej kampanii najpierw w wyborach samorządowych, a teraz w wyborach europejskich dużą politykę mam Warszawie. W regionie koncentruję się na projektach, które mają służyć Podkarpaciu.

Ma Pan też ambicje, by w ewentualnej kolejnej kadencji w Parlamencie Europejskiej zostać komisarzem unijnym? Pana nazwisko pada obok nazwiska m.in. Adama Bielana, pod warunkiem, że PiS wygra jesienne wybory do polskiego parlamentu.
 
Nie mam takich planów ani takich ambicji. Moim priorytetem jest dokończenie projektów związanych z Via Carpathia, chciałbym też sfinalizować modernizację polskiej kolei, także na Podkarpaciu. Zależy mi na przywróceniu produkcji w zakładach taboru kolejowego w Gniewczynie i ważne są inwestycje w podkarpacki sport. W ostatnich latach udało się ściągnąć prawie 251 mln zł na inwestycje sportowe na Podkarpaciu. Nie rezygnuję z promocji naszej kultury, tradycji i ludzi. W ciągu 10 lat prawie 200 młodych ludzi było w moich biurach na stażach. Setki, a właściwie tysiące osób gościłem u siebie w Brukseli w ramach wycieczek i spotkań dla mieszkańców z Podkarpacia. Promowałem Muzeum Beksińskiego w Sanoku, Muzeum im. Rodziny Ulmów w Markowej, filmy o Ignacym Łukasiewiczu i pobycie Prymasa Wyszyńskiego w Komańczy, podkarpackich przedsiębiorców i producentów żywności, a pomysłów na kolejne lata jest naprawdę dużo.
 
W 2009 roku zdobył Pan ponad 90 tys. głosów, w wyborach w 2014 roku było 114 tys. I tak jak w sporcie, jakie minimum zdobytych głosów zakłada Pan w najbliższych wyborach?
 
Jestem bardzo ambitnym człowiekiem i rzeczywiście sport mnie tego nauczył, ale dla mnie cenny jest każdy głos. Każde wybory są oceną pracy polityka i jeśli tych głosów jest coraz więcej, to dla mnie sygnał, że to co robię, ma sens. Nie ukrywam, że będę szczęśliwy, jeśli uda mi się wygrać najbliższe wybory i ponownie będę mógł reprezentować mieszkańców Podkarpacia w Parlamencie Europejskim. Mam nadzieję, że mój sposób działania, jaki przyjąłem od początku swojej obecności w polityce, czyli nie awantury i eskalacja politycznych napięć, ale praca w kluczowych dla Podkarpacia obszarach, jest dobrze oceniany przez wyborców.
 
Pamięta Pan, gdzie był 1 maja 2004 roku?
 
Byłem w tym dniu z żoną na Rynku Głównym w Krakowie – to był wiec z okazji przystąpienia Polski do Unii Europejskiej i radość była ogromna. Piękne wspomnienia, bardzo ważne, bo diametralnie odmieniły moje życie.
 
W 2004 roku zaczął Pan pracę w Parlamencie Europejskim.
 
Tuż po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej wyjechałem do Brukseli, gdzie byłem urzędnikiem, głównym doradcą grupy Unii na rzecz Europy Narodów w Komisji Spraw Zagranicznych i rzecznikiem prasowym grupy deputowanych PiS. To dało mi duże doświadczenie zanim zostałem europosłem – wiedziałem, jak Parlament Europejski funkcjonuje na poziomie administracyjnym.
 
Na przestrzeni tych 15 lat, odkąd Polska jest w Unii, jak zmieniła się Unia Europejska?
 
Wydaje mi się, że o wiele częściej dziś niż kiedyś Unia Europejska stosuje podwójne standardy, jeśli chodzi o różnego rodzaju polityki unijne, czy karanie krajów członkowskich. Zgoda Unii Europejskiej, wbrew wszelkim zapisom traktatowym, na budowę gazociągu Nord Stream, czy różna polityka pozwalająca w jednych państwach wspierać a w innych nie, budowę stoczni, albo przemysł motoryzacyjny, pokazuje, że ten wielki projekt, jakim jest Unia i który jest bardzo ważny z punktu widzenia interesów Polski, zaczyna ulegać przeformatowaniu w kierunku zwiększania dominacji największych członków Unii Europejskiej.
 
Niemcy, Francja, Hiszpania i Włochy próbują bardzo mocno, pomijając solidarność i równość, wcielać w życie bardzo wiele rozwiązań nietraktatowych w Unii Europejskiej, co podważa zaufanie do samej Unii.
 
O co toczy się dziś spór w Unii Europejskiej?
 
To mocny spór o to, czy o przyszłości danego kraju, jego polityce społecznej, gospodarczej, kulturalnej będzie decydował suwerennie wybierany rząd danego kraju i w demokratycznych wyborach wybrani parlamentarzyści, oczywiście, przy współpracy z Unią i Komisją Europejską, czy jednak te wszystkie rozwiązania, często niekonsultowane z rządami, będą narzucać unijni komisarze. Bardzo bym chciał, by Unia pozostała związkiem krajów suwerennie podejmujących decyzje w sprawach ważnych z punktu widzenia ich obywateli, a najważniejsze polityki: bezpieczeństwa energetycznego, rolnictwa, spójności, czy transportu były koordynowane przez Komisję Europejską. 
 
Gdyby miał Pan podsumować ostatnie 15 lat Polski w Unii Europejskiej to sukces, czy sukces z lekko gorzkim smakiem?
 
Bardzo duży sukces. Otrzymaliśmy z Unii nie tylko ogromny zastrzyk gotówki, ale też entuzjazm i dobre praktyki, jak chociażby związane z funkcjonowaniem polskiego systemu bankowego, czy codziennego życia – jeden bilet kolejowy na całą Polskę. Obniżenie roamingu, czyli  kosztów rozmów telefonicznych i przesyłu danych w krajach Unii Europejskiej, walka z podwójną jakością produktów, to wszystko zawdzięczamy naszej obecności w Unii, która cywilizacyjnie zrewolucjonizowała Polskę. Nie będę już nawet wspominał o rozwoju infrastrukturalnym: drogi, lotniska, bo to wszyscy widzimy i tego doświadczamy na co dzień. Ogromnie zmieniły się też polskie miasta. Swobodny przepływ towarów, usług, zniesienie granic, możliwość uczenia się i legalnej pracy w krajach Unii, to wszystko jest naszym udziałem od 15 lat i jest ogromnie ważne dla każdego z nas. 
 
Jak wejście Polski do Unii Europejskiej odmieniło samych Polaków?
 
Obniżyło nasz poziom kompleksów. Przestaliśmy się czuć obywatelami drugiej kategorii, co widzę też po swoich stażystach. Przyjeżdżają do mnie młodzi ludzie z Podkarpacia, znający języki obce, po dobrych szkołach i gdy porównują się ze swoimi rówieśnikami z innych krajów unijnych, są pewni siebie, wiedzą, czego chcą i nie mają, a przede wszystkim nie muszą mieć kompleksów. To młode pokolenie ma największe możliwości skorzystania ze wszystkich dobrodziejstw naszego członkostwa w UE i oni są też wizytówką naszego kraju w Europie. To równie ważne, jak twarde, czyli infrastrukturalne i gospodarcze korzyści naszej obecności w Unii.  Mamy piękną kulturę, tradycję, mamy wielki potencjał, rozwijamy się gospodarczo i jeśli zwiększymy jeszcze naszą dostępność komunikacyjną, uważam, że mamy znakomite perspektywy dalszego rozwoju.
 
Jak Unia odmieniła Pana? Właściwe całe dorosłe życie spędził Pan w Brukseli i Strasburgu.
 
Gdy wyjeżdżałem do Parlamentu Europejskiego miałem 30 lat i byłem na drodze, którą zaplanowałem sobie dużo wcześniej, będąc jeszcze na studiach. Już wtedy marzyłem i czułem, że moje życie będzie związane z Brukselą. Studiowałem historię i politologię, doskonale wiedziałem, że naszą naturalną drogą po 1989 roku będzie wstąpienie do Unii Europejskiej.
 
I uparł się Pan na tę Brukselę właściwie już jako dwudziestolatek?
 
Historia, politologia, podyplomowe studia europejskie na Uniwersytecie w Maastricht, to była naturalna i konsekwentna droga, bo czułem, że w Brukseli wcześniej czy później będą się decydować najważniejsze dla Polski sprawy. Wiedziałem, że będzie potrzebna duża grupa młodych Polaków, wykształconych, znających języki obce do reprezentowania naszych interesów. Dlatego gdy w 2004 roku prezes Jarosław Kaczyński zaproponował mi start w wyborach do polskiego parlamentu w 2005 roku, choć był to zaszczyt, poprosiłem, bym mógł uczyć się i rozwijać w Brukseli. Wtedy wszyscy patrzyli na mnie jak na dziwaka, ale te 5 lat, które spędziłem jako urzędnik w Brukseli, dało mi więcej niż jakikolwiek uniwersytet. I gdyby nie to, że od początku inwestowałem w rozwój swojej wiedzy o Europie, naukę języków obcych, zdobywanie praktycznego doświadczenia, w 2009 roku nie czułbym się gotowy, by zabiegać o mandat europosła.
 
 
Od prawej Tomasz Poręba i Aneta Gieroń. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Bruksela, Strasburg, to był kolorowy, niedostępny świat dla kogoś, kto przyjechał z polskiej prowincji, bo pochodzi Pan z Grybowa, pańska żona z Mielca, a studiował Pan w Krakowie.
 
Sport wiele mnie nauczył. Rywalizacja i ambicje były w moim życiu zawsze, dlatego przyjeżdżając do Brukseli, nie miałem kompleksów. Dziś jestem zbudowany ze wszystkich doświadczeń z ostatnich kilkunastu lat i trudno byłoby mnie zaskoczyć czy oszukać w jakiejkolwiek tematyce unijno-europejskiej. Dzięki tym 15 latom spędzonym w Brukseli mam wiele kontaktów wśród obecnych i byłych komisarzy unijnych, wśród europosłów oraz polityków z różnych europejskich frakcji. Nabrałem też większego dystansu do wszystkiego, co dzieje się zarówno w Europie jak i w Polsce. I gdybym miał te 10 lat bycia europosłem podsumować jednym słowem, powiedziałbym: doświadczenie.
 
Tym bardziej przykro, gdy słyszymy, jak Krystyna Pawłowicz mówi na flagę europejską „szmata”, a była już premier Beata Szydło, z konferencji prasowych usuwa unijne flagi, pozostawiając tylko biało-czerwone.
 
Jestem przeciwnikiem agresywnego języka w polityce. Wolę koncentrować się na projektach ważnych dla Polski i Podkarpacia.
 
I uważa Pan, że co było najważniejsze dla Podkarpacia w ostatnich 15 latach, odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej?
 
Tych obszarów jest naprawdę wiele. Wystarczy przypomnieć, jak w 2009 roku wyglądało lotnisko w Jasionce i jak wygląda ono dzisiaj. Autostrada A4, kolejne odcinki S19, rozwój regionu w samorządach. Uwolniony został potencjał naszego województwa: innowacyjność, Dolina Lotnicza, strefy ekonomiczne. I jeśli to połączymy z naturalnym bogactwem krajobrazu, kulturą, dziedzictwem i historią, poprawimy dostępność komunikacyjną, otrzymamy bardzo interesujący region, który ma szansę być jednym z najatrakcyjniejszych w tej części Europy. Jesteśmy idealnym miejscem jako baza do współpracy z Ukrainą i na Wschód. Jeśli dodam jeszcze, jak wypiękniał region, to nie sposób nie zauważyć, jak na lepsze zmienił się obraz Podkarpacia przez ostatnich 15 lat.

A niedosyt?
 
Na pewno nie wydałbym tak dużych unijnych pieniędzy na estetyzację miast: modernizację rynków, budowanie fontann i brukowanie starówek. Więcej pieniędzy należało przeznaczyć na infrastrukturę drogową oraz innowacyjność, nowe technologie i nowe miejsca pracy. 

Kolejna perspektywa, po 2021 roku na pewno nie zapewni nam już tak gigantycznego dopływu gotówki z unijnej kasy, jak to było w ostatnich kilkunastu latach. Pańskim zdaniem polska gospodarka jest już na tyle konkurencyjna i innowacyjna, że nie czeka nas potężne załamanie gospodarcze już za kilka lat?
 
Damy sobie radę. Nowa perspektywa największy nacisk chce kłaść na innowacyjność, ochronę środowiska i rozwój kolei – jako Podkarpacie mamy szansę aktywnie i skutecznie partycypować w tych projektach. Wydaje mi się, że połączenie nowych technologii z przemyślaną wizją rozwoju województwa powinno zagwarantować nam dalszy rozwój. Warto też jeszcze mocniej promować region jako atrakcyjny turystycznie.
 
XXI wiek jest wiekiem nauki.
 
Zgadzam się, dlatego ogromne dotacje, z jakich skorzystały Uniwersytet Rzeszowski oraz Politechnika Rzeszowska, także na zakup najnowocześniejszego sprzętu, powinny sprzyjać rozwojowi nauki w regionie. Obecny rząd wspiera środowiska startup-owe, więc trzeba tylko działać, ale wszyscy powinniśmy wysoko stawiać sobie poprzeczkę.
 
Jak wysoko stawia sobie poprzeczkę PiS na Podkarpaciu w najbliższych wyborach do Parlamentu Europejskiego? Będą dwa czy trzy mandaty?
 
To zależy od naszych wyborców i frekwencji w dniu wyborów. Jeśli będzie duża frekwencja, jeśli tłumnie ruszymy do urn, do czego zachęcam, jesteśmy w stanie utrzymać obecne trzy mandaty i byłoby to z dużą korzyścią dla regionu.

Ile mandatów chce zdobyć PiS?
 
Nie jestem w stanie tego przewidzieć, w mijającej kadencji były dwa.
 
Pańscy partyjni koledzy mówią, że po obecnych wyborach liczą na wszystkie trzy dla PiS-u.
 
Staram się być powściągliwy w opiniach. Musimy być bardzo pokorni, ale oczywiście, taki wynik bardzo by mnie ucieszył. Decyzja leży w rękach wyborców. Ze swojej strony mogę zapewnić, że pracujemy i będziemy pracować na każdy głos.

Jeśli będą dwa mandaty dla PiS-u, to konkretnie dla kogo?
 
To decyzja wyborców i to oni zdecydują, kogo chcą widzieć w przyszłym parlamencie. O tym, kto konkretnie będzie reprezentował Podkarpacie w Parlamencie Europejskim będzie można rozmawiać 27 maja.
 
Chciałby Pan, by różnorodność płciowa wśród europarlamentarzystów z Podkarpacia została zachowana, czy przewiduje Pan, że w najbliższej kadencji mogą nas reprezentować sami mężczyźni?
 
Na pewno chciałbym europarlamentarzystów z Podkarpacia, którzy koncentrują się przede wszystkim na solidnej i ciężkiej pracy dla regionu, a nie na podpisywaniu diet.
 
Tomasz Poręba, historyk i politolog, od 2009 roku poseł PiS do Parlamentu Europejskiego. W 2014 stanął na czele konserwatywnego europejskiego think tanku New Direction. W 2018 i 2019 roku szef sztabu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości w wyborach samorządowych i do Parlamentu Europejskiego.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy