Jan Bury, zwycięzca w kategorii VIP Polityka
Chce mówić o kompetencjach i procedurach zamiast „wielkich kadrowych”
Z posłem Janem Burym, liderem podkarpackiego PSL, przewodniczącym Klubu Parlamentarnego tej partii, zwycięzcą rankingu VIP-a w kategorii „polityka”, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Po tym, jak w styczniu br. wygrał Pan pierwszy ranking VIP-a na najbardziej wpływową osobę na Podkarpaciu, powiedział Pan, że nie lubi takich rankingów, bo po nich przybywa tylko petentów i wrogów.
Podtrzymuję tę opinię. A powtórnym zwycięstwem jestem pozytywnie zaskoczony. Liczyłem na miejsce w pierwszej dziesiątce, ale wydawało mi się, że co roku może pojawić się nowe nazwisko. Zwłaszcza, że uważam, iż sukcesy są wynikiem pracy zespołowej. Dobrze się stało, że poszerzyli Państwo formułę rankingu, wprowadzając kategorie „biznes” i „kultura”. Uważam bowiem, że w Rzeszowie, na Podkarpaciu, jest mnóstwo ciekawych ludzi – kreatywnych, z pomysłami i inicjatywą. Nie tylko w świecie polityki, ale także biznesu, kultury, nauki, jak również na polu aktywności społecznej.
Mieliśmy podobne przemyślenia i dlatego właśnie poszerzyliśmy formułę rankingu. Zrozumieliśmy też, że jeżeli będziemy wrzucać do jednego „worka” polityków z ludźmi kultury, przedsiębiorcami czy profesorami, to ci pierwsi za każdym razem zdominują ranking, bowiem ludziom wpływowość kojarzy się głównie z doraźną, bieżącą polityką.
To prawda. Wpływ polityków na życie obywateli jest bardzo duży, a ponadto polityka od kilku, kilkunastu lat stała się bardzo „celebrycka”. Dziś poziom popularności polityka wynika nie tylko z jego pracy w parlamencie czy rządzie, ale także z liczby wystąpień w telewizji, radiu czy prasie. Polityka stała się także trochę aktorstwem, co w Polsce również ma miejsce.
W porównaniu z pierwszym rankingiem wśród polityków powtórzyła się pierwsza czwórka zwycięzców, choć – z wyjątkiem Pana – w nieco innej kolejności.
Dla mnie jest bardzo interesujące to, że w tej czwórce są dwaj politycy PSL, tzn. ja i marszałek Karapyta. To, że osoby, które głosowały, tak nas postrzegają, dobrze świadczy o wizerunku Stronnictwa. W skali kraju PSL uzyskuje w sondażach 4-6 procent, a jednak są takie regiony jak Lubelskie, Świętokrzyskie czy Podkarpacie, gdzie potrafimy wygrywać wybory samorządowe z wynikiem 20 i więcej procent, zdobywać mandaty do Sejmu, Sejmiku, a nasi ludzie potrafią dobrze sprawować np. funkcje marszałków. Tak jest na Podkarpaciu, gdzie marszałek Karapyta jest „dobrą twarzą PSL-u”.
Po raz drugi politycy PSL wypadli w naszym rankingu lepiej od przedstawicieli swojego większego koalicjanta, czyli PO.
Uważam, że to, iż odnosimy na Podkarpaciu wiele sukcesów, jest wspólną zasługą Platformy i PSL, ale także naszego trzeciego koalicjanta w Sejmiku, czyli SLD. W zgodzie, kompromisie, dialogu można budować i to się nam udaje od dwóch lat w podkarpackim samorządzie, a od pięciu lat w rządzie. Nie byłoby tych wyników bez wsparcia posła Rynasiewicza, europosłanki Łukacijewskiej, rządu i osobiście premiera Tuska, który ostatnio jest bardzo aktywny na Podkarpaciu.
Po pierwszym rankingu przekonywał Pan, że nie jest „wielkim kadrowym”. Obawiam się, że po drugim jeszcze mniej osób uwierzy, iż tak jest w istocie.
Nie lubię pojęcia „wielki kadrowy”. Uważam, że w polityce coraz bardziej liczą się kompetencje i procedury, regulaminy i zasady, choć mam świadomość, że ludzie postrzegają to trochę inaczej. Przykład kompetencji? Prof. Janusz Cisek. Był dyrektorem Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku, komendantem głównym „Strzelca”, dyrektorem Muzeum Wojska Polskiego. I z naszej rekomendacji został wiceministrem spraw zagranicznych, choć nie jest członkiem PSL. Albo Wojciech Węgrzyn, prezes Sądu Okręgowego w Krośnie, który – także z rekomendacji PSL – został wiceministrem sprawiedliwości. Ci ludzie pokazują nowy wizerunek PSL jako partii, która chce być ogólnonarodowa, choć korzenie, tradycja, wieś zawsze będą dla nas najważniejsze.