Aneta Gieroń: Po 20 latach bycia radnym, co się czuje, gdy po raz pierwszy wchodzi się do gabinetu prezydenta Rzeszowa, ale już nie w roli gościa, ale lokatora?
Konrad Fijołek: Radość! Człowiek cieszy się, że może realizować pomysły, które przez te wszystkie lata rodziły mu się w głowie. Sprawczość tego miejsca działa na wyobraźnię, nie tylko moją.
Wygrana na prezydenta Rzeszowa w I turze z 56, 51 proc. głosów rzeszowian, to z jednej strony spełnienie marzeń, ale z drugiej jeszcze większe zobowiązanie na najbliższe dwa lata, bo tyle trwać będzie ta kadencja w ramach wyborów uzupełniających?
Zawsze mamy nadzieję, że nasze marzenia się spełnią, ale nie spodziewałem się, że nowym prezydentem Rzeszowa, po prawie 19 latach rządów Tadeusza Ferenca, zostanę w takich właśnie okolicznościach. Ogromne poparcie wśród mieszkańców Rzeszów, zaufanie, jakim zostałem obdarzony już w pierwszej turze, na pewno ułatwiają mi wejście w nową rolę. Ciągle jeszcze niesie mnie fala energii z kampanii wyborczej. Od ponad 20 lat jestem w przestrzeni publicznej Rzeszowa, ale nigdy wcześniej nie doświadczyłem od mieszkańców miasta takiej sympatii, zaangażowania w to, co związane z Rzeszowem. W ostatnich tygodniach nieustannie ktoś podchodzi do mnie na ulicy, zatrzymuje samochód i podnosi ręce w geście zwycięstwa. Ciągle to trwa, aż trudno uwierzyć. Na wszystkie zaplanowane spotkania jako nowy prezydent Rzeszowa notorycznie się spóźniam – po drodze tyle osób mnie zatrzymuje, by choć chwilę porozmawiać, zrobić wspólne zdjęcie. Ten festiwal radości rzeszowian jest dla mnie największym zobowiązaniem, nie chciałbym nikogo zawieść. Nigdy w życiu nie spodziewałem się, że coś takiego będzie mi dane doświadczyć.
Dramaturgia wydarzeń w ostatnich 4 miesiącach była duża. Zaczęło się 10 lutego, gdy Tadeusz Ferenc ogłosił, że rezygnuje z funkcji prezydenta Rzeszowa, a na swojego następcę wskazał Marcina Warchoła, wiceministra sprawiedliwości, ówczesnego posła Solidarnej Polski. W kolejnych tygodniach zabiegał Pan o poparcie partii opozycyjnych oraz organizacji pozarządowych i dopiero 15 marca ogłosił swój start w wyborach na prezydenta Rzeszowa. Pierwsze sondaże pokazywały wyrównaną walkę o prezydenturę.
Tym bardziej cieszy to pewne zwycięstwo w pierwszej turze. Z wykształcenia jestem socjologiem, mam za sobą wiele kampanii wyborczych i bardzo ostrożnie podchodziłem do ewentualnego zwycięstwa już 13 czerwca. Jak zawsze w takich sytuacjach przesądził splot kilku okoliczności, ale na pewno największe znaczenie miała moja lokalność. Fakt, że jako jedyny kandydat całe życie, zawodowe i prywatne od zawsze związałem z Rzeszowem. W badaniach, jakie robione były jeszcze przed wyborami, aż 70 proc. respondentów podkreślało, że chciałoby prezydenta, którego dobrze zna i którego codziennie spotyka na ulicach miasta. Mam wrażenie, że konkurencja chyba nie doceniła tych badań, a ja uznałem je za kluczowe w walce o prezydenturę Rzeszowa. Miałem rację.
Ta mogła być jeszcze bardziej zacięta, gdyby była II tura wyborów 27 czerwca? Kampania Ewy Leniart, wojewody podkarpackiego w ostatnich tygodniach mocno przyspieszyła.
Już przesunięcie terminu wyborów z 9 maja na 13 czerwca było dla nas dużym wyzwaniem, a II tura 27 czerwca wymagałaby zabójczego tempa od obojga kandydatów oraz ich sztabów. Nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek w stolicy Podkarpacia przeżywali podobną kampanię wyborczą – długą i naprawdę intensywną, w dodatku w niemałym stopniu przypadającą na bardzo trudny czas wzrostu zachorowań na koronawirusa i pełnego lockdownu. Ostatnich 5 tygodni to był sprint kampanijny. Ilość wydarzeń, debat i działań medialnych była nieprawdopodobna. Podobnie jak zainteresowanie samym Rzeszowem, który nagle znalazł się w centrum analiz ogólnopolskich stacji radiowych i telewizyjnych.
Sam od początku postawiłem na spokojną i merytoryczną kampanię wśród rzeszowian. Każdego dnia byłem na osiedlach, pod sklepami, na przystankach, pod szkołami i nieważne, że czasem staliśmy tam w kilka osób. Słuchałem ludzi i o dziwo, nawet w najmniejszych gremiach rodziły się dobre pomysły na kolejne działania w kolejnych dniach kampanii. Z rozmów z rzeszowianami zrodziło się chociażby bardzo skuteczne, jak się okazało hasło: „Wybierzmy w I turze, potem wakacje i podróże”. Wyborcom się spodobało, a samorządność po raz kolejny okazała się diametralnie innym obszarem działania, niż to się dzieje przy wyborach parlamentarnych.
Trochę zaskoczył Pan przemówieniem po wygranych wyborach. Uciekł Pan od triumfalizmu, a postawił na jedność mówiąc: „W Rzeszowie nie wygrała żadna opcja, formacja, ani strona. W Rzeszowie zwyciężyła jedność. Po pierwsze między nami radnymi, a następnie jedność między rzeszowianami.” To pierwszy krok do kampanii na prezydenta Rzeszowa w 2023 roku, czy nie chciał się Pan stać ofiarą ogólnopolskiej polityki, bo nie jest tajemnicą, że wszystkie partie polityczne wybory w Rzeszowie traktowały jako argument lub kontrargument w polityce uprawianej w Warszawie.
Te słowa znów są powtórzeniem moich rozmów z rzeszowianami. W kampanii tak często powtarzali mi, jak bardzo się cieszą, że jestem kandydatem, który reprezentuje zjednoczenie tak wielu środowisk i poglądów politycznych, że jest ktoś „nasz”, wokół kogo można się skupić. Ten entuzjazm wyborców, a jednocześnie ich niechęć do wszelkich podziałów na lepszy i gorszy sort sprawiły, że właśnie to chciałem podkreślić najbardziej w pierwszych słowach po ogłoszeniu zwycięstwa. Właśnie na takim przekazie zależało mi najbardziej, bo widziałem, że 13 czerwca cała Polska patrzy na Rzeszów.
I co Pan zrobi, by jedność wkroczyła do sali sesyjnej w rzeszowskim Ratuszu? W ostatnich latach „Rozwój Rzeszowa”, który ma większość, wchodził w ostry spór w radnymi z Prawa i Sprawiedliwości pozostającymi w opozycji.
Mam kilka pomysłów. W wystąpieniu inauguracyjnym po zaprzysiężeniu na prezydenta Rzeszowa zapowiedziałem, że zaproszę radnych PiS-u oraz wojewodę podkarpackiego, Ewę Leniart do rozmowy o takim pakiecie uchwał dla Rzeszowa, co do którego się zgadzamy i zrobimy je razem. Będą też kolejne działania, ale jeszcze za wcześnie, by mówić o szczegółach.
W ostatnich tygodniach w mediach ogólnopolskich został Pan wykreowany na ikonę partii opozycyjnych, jak wygrywać ze Zjednoczoną Prawicą. Nie boi się Pan, że z polityka samorządowego zostanie pan wepchnięty w tryby polityki krajowej, a tam już instrumentalnie wykorzystany? W ciągu ostatnich 4 miesięcy otrzymał Pan w pakiecie rozpoznawalność i kontakty na szczeblu ogólnopolskim. Jak chce Pan to wykorzystać dla Rzeszowa?
Instrumentalnego wykorzystania w polityce ogólnopolskiej się nie boję – mam już na tyle duże i wieloletnie doświadczenie w polityce, że jestem świadomy mechanizmów rządzących wielką polityką i bynajmniej, nie mam ambicji politycznych, interesuje mnie samorząd. Na pewno z całą mocą chcę wykorzystać „nasze 5 minut”, jakie Rzeszów właśnie przeżywa.
I co chce Pan zrobić?
Podkreślać nasze przesłanie z Rzeszowa, jak ważna w Polsce jest samorządność. Nie możemy pozwolić na jej ograniczanie i okrajanie na rzecz centralizacji władzy w Warszawie. To droga donikąd, z olbrzymią szkodą dla wszystkich społeczności lokalnych. Nieustannie również podkreślam znaczenie jedności – w ogromnym stopniu doświadczałem jej od rzeszowian w ostatnich miesiącach i dzięki niej wygrałem wybory.
Jak to można przełożyć na nowe impulsy dla kultury, nauki albo biznesu w Rzeszowie?
Wspaniałą reklamę w Polsce wartą setki milionów zł już zdobyliśmy. Każdego dnia dostaję dziesiątki wiadomości od mieszkańców z całego kraju, którzy chcą przyjechać do Rzeszowa, by zobaczyć miasto, które obserwowali w ostatnich tygodniach w ogólnopolskich serwisach informacyjnych.
Nie tak dawno na kanwie tego zainteresowania Piotr Kraśko, dziennikarz TVN 24, zapytał Pana o trzy powody, albo trzy atrakcje Rzeszowa, dla których warto do nas przyjechać. I…
Na pewno warto zobaczyć Rynek wraz z prowadzącymi do niego uliczkami na czele z Paniagą, czyli nasz miejski salon. Rekomendowałbym także Bulwary nad Wisłokiem i koniecznie zabrał gości do Jasionki, Rogoźnicy oraz na Dworzysko, by pokazać jak wspaniale rozwijają się nasze strefy ekonomiczne.
Podkarpacki Park Naukowo-Technologiczny „Aeropolis” przy lotnisku robi imponujące wrażenie, ale to tereny marszałka województwa, podobnie jak Rogoźnica. Dworzysko rozwija starosta rzeszowski, Rzeszów ma tylko część Dworzyska.
To prawda, ale skoro podkreślam jedność, nie widzę powodów, dla których miasto nie ma się chwalić także strefami ekonomicznymi, skoro są one częścią składową Rzeszowa i życia rzeszowian. Zależy mi, by nie deklarować, ale realnie rozwijać współpracę między różnymi poziomami samorządów bez względu na pochodzenie polityczne.
Fot. Tadeusz Poźniak
Mówiąc o atutach miasta, jak w soczewce wychodzi nam, że w ostatnich 20 latach Rzeszów rozwinął się infrastrukturalnie i estetycznie, ale nie stworzył żadnego większego centrum kulturalnego, rekreacyjnego czy rozrywkowego, który byłby wizytówką miasta. Fontanna multimedialna albo okrągła kładka taką sztandarową inwestycją nie są.
20 lat temu mieliśmy ogromne zapóźnienia infrastrukturalne, o których dziś już nie pamiętamy, bo rewolucyjnie odmienił się Rzeszów w ostatnich dwóch dekadach. Teraz pewnie będzie trudniej o realizację spektakularnych inwestycji kulturalnych z pieniędzy unijnych, ale najbliższe dwa lata, jakie spędzę w Ratuszu na pewno będą czasem, w którym rozpocznę starania o budowę takiego właśnie miejsca, gdzie rzeszowianie będą mogli w przyszłości spędzać czas wolny. Mamy wiele przykładów z Europy, jak można uatrakcyjnić miasto. Chociażby Bilbao w Hiszpanii, które stworzyło Muzeum Guggenheima, czyli muzeum sztuki współczesnej w budynku zaprojektowanym przez Franka O. Gehry’ego. Wspaniała architektura w połączniu ze znakomitą kolekcją sztuki sprawiły, że w ciągu dwóch pierwszych lat po otwarciu muzeum do Bilbao zjechało prawie 3 mln turystów. Moim marzeniem jest, by coś podobnego powstało w Rzeszowie. Możemy też iść drogą Walencji, innego hiszpańskiego miasta, która słynie ze znakomitego designu oraz publicznych inwestycji, które zachwycają architekturą na światowym poziomie.
Co konkretnie mogłoby powstać w Rzeszowie w najbliższym czasie?
Uważam, że bardzo potrzebny jest aquapark, którego najciekawszy projekt powinien zostać wyłoniony w konkursie architektonicznym. Nowoczesna scena teatralno-muzyczna w znakomicie zaprojektowanym budynku też jest moim marzeniem. Przykładem może być dla nas Szczecin i Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza mieszcząca się od 2014 w nowoczesnym budynku, wyróżnianym w wielu konkursach, a który to obiekt jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych gmachów kultury w Polsce. Dobra architektura zawsze jest wielkim atutem miasta. Uważam, że Rzeszów ze swoim Festiwalem Przestrzeni Miejskiej powinien być konsekwentny i wszystkie publiczne budowle robić z konkursu architektonicznego. Tym możemy się wyróżniać. To nie jest wiedza tajemna – dziś w każdym nowoczesnym mieście najważniejsza jest przestrzeń miejska.
Dlaczego nie starał się Pan tego wszystkiego zrealizować w ostatnich 10 latach jako szef największego klubu radnych w Radzie Miasta Rzeszowa?
Jako radny nie mam możliwości sprawczych. To prezydent nakreśla i kreuje politykę przestrzenną i to on wnosi projekty uchwał na sesję – nie radni rysują plany. Nie zapominajmy, że przez ostatnich 20 lat udało się nam nadrobić bardzo wiele zapóźnień infrastrukturalnych, dlatego teraz główny ciężar zainteresowania w rozwoju miasta chciałbym przesunąć na człowieka i jego potrzeby. Przede wszystkim jakość życia, czyli jak spędzamy czas w tym mieście, jak się nam tutaj żyje, jakie budujemy w nim relacje. W Rzeszowie musi być więcej zieleni, musi być dostępna dla każdego w ciągu 10 minut spaceru po mieście. Skwery muszą być rzeczą powszechną. Konieczna jest lepsza oferta rekreacyjna, czyli baza sportowa, budowa aquaparku i lodowiska w Rzeszowie. Teraz jako prezydent mam moc sprawczą i nawet jeśli dwa lata, to zbyt krótki czas, by te obietnice zrealizować, to na pewno można je rozpocząć i na pewno będę się starał to zrobić.
Jak wyliczył ruch miejski „Razem dla Rzeszowa”, w kampanii wyborczej złożył Pan w ramach kontraktów dla osiedli, 185 obietnic miejskich i 140 zobowiązań. Gdy to podzielić przez nieco ponad 2-letnią kadencję, wychodzi około 2 dni na jedną obietnicę.
Wiele z tych obietnic jest już w trakcie realizacji, inne, typu plac zabaw dla psów wymagają niewielkich nakładów pracy. Jestem pewny, że wszystkie złożone obietnice uda się zrealizować. Większe inwestycje, jak choćby budowa aquaparku czy południowej obwodnicy Rzeszowa, będą wymagały dobrej woli i chęci działania nie tylko ze strony prezydenta Rzeszowa.
Przestrzeń miejska, z punktu widzenia rzeszowian, to w ostatnich latach prezydentury Tadeusza Ferenca temat najbardziej zaniedbany. W wyborach prezydenckich w 2021 roku okazał się jednym z najważniejszych. "Złośliwość losu" czy znak czasu?
Pewnie wszystkiego po trochu. W Ratuszu nastąpiła zmiana pokoleniowa, co pewnie jest nieprzypadkowe, jeśli chodzi o obecne oczekiwania mieszkańców Rzeszowa. Nie zapominajmy też, jak przez te dwie dekady zmieniał się paradygmat rozwoju miasta. 20 lat temu każdy inwestor w Rzeszowie był na wagę złota, dziś te proporcje się odwróciły. W ostatnich latach nastąpił gwałtowny przyrost mieszkańców Rzeszowa, rewolucyjnie zmienia się model życia w miastach, te wszystkie trendy docierają także do nas i na pewno w najbliższych latach Rzeszów będzie wymagał przesunięcia uwagi z tematów infrastrukturalnych na te poświęcone jakości życia jego mieszkańców.
Zwycięstwo w wyborach bez poparcia Tadeusza Ferenca, z którym przez dwie dekady blisko Pan współpracował, paradoksalnie, ułatwia rządzenie miastem, a na pewno ułatwia Panu decyzje personalne?
Rzeszowianie zagłosowali na Konrada Fijołka, a tym samym wybrali moją wizję rządzenia Rzeszowem. Co do decyzji kadrowych, nie planuję rewolucji, ale chcę się otoczyć ludźmi, którym będzie zależało na autentycznym rozwoju miasta. Mam tę przewagę, że większość pracowników Urzędu Miasta znam i wiem, jak kto pracuje. To oznacza, że nie tyle czeka nas rewolucja osobowa, co w myśleniu o mieście. W administracji potrzebujemy kreatywności i odpowiedzialności. Bardzo ważna jest komunikacja z mieszkańcami i włączenie ich w proces decyzyjny. Konsultacje społeczne, debaty z udziałem mieszkańców, publiczne prezentacje inwestycji, współpraca z miejskimi aktywistami to musi stać się codziennością w mieście.
Co w najbliższych tygodniach czeka nas w Rzeszowie?
Muszę zająć się wakacjami.
Swoimi?
Absolutnie nie. W tym roku na wakacje nie wyjeżdżam. Natomiast rzeszowianie po czasie zamknięcia w pandemii, mają ogromny głód wyjścia w przestrzeń. Całe wakacje miasto musi tętnić życiem i wydarzeniami. Będą festiwale, pikniki, konkursy, animacje kulturalne. To wszystko w parkach, na skwerach, Rynku i Bulwarach. Chcemy, by mieszkańcy wzajemnie się poznawali i mieli miejsce oraz pretekst do budowania relacji. Ścieżki rowerowe, trasy do biegania, parki kieszonkowe, nie dalej niż 10 minut od miejsca zamieszkania, to wszystko będziemy chcieli tworzyć jak najszybciej.
Fot. Tadeusz Poźniak
To są rzeczy drobne, rzeszowianie bardziej zainteresowani są, jak będzie zmieniać się zabudowa stolicy Podkarpacia.
Przede wszystkim musimy zacząć od uporządkowania miasta. Kiedyś paradygmatem rozwojowym było, by cokolwiek się w Rzeszowie budowało – byliśmy małym, prowincjonalnym miastem, bez większych szans na rozwój. Przez ostatnich 20 lat zapóźnienia infrastrukturalne udało się nadrobić, teraz czas na nowe. Musimy stworzyć konstytucję przestrzenną miasta, by zahamować dalszy chaos w zabudowie zwłaszcza Śródmieścia i Doliny Wisłoka. Bardzo ważne jest uchwalenie Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego, które precyzyjnie określi relacje między wysoką i niską zabudową w mieście, gdzie nie ma być nowych budynków, bo jest zieleń i rekreacja oraz jaką funkcję pełni Wisłok w naszym mieście. Do tego trzeba dodać system transportowy i powołanie miejskiego architekta. Zależy mi też na cyfrowej inwentaryzacji zieleni, z której będzie można się dowiedzieć o wielkości koron drzew. Wnioski od osób i instytucji, które planują wycinkę, byłyby widoczne w systemie dla wszystkich, a tym samym znane byłoby uzasadnienie i powody wycinki. To pozwoliłoby na bieżąco monitorować ilość wycinek i nasadzeń, przyrostu rocznego oraz produkcji tlenu.
Z kim chce Pan to robić?
Z rzeszowianami.
Większość w tym czasie jest w pracy albo w szkole.
Wiceprezydentów jeszcze nie wybrałem. (śmiech). Będzie ich trzech, na pewno w tym gronie znajdą się kobiety, zależy mi na pasjonatach.
W kampanii w najbliższym Pana otoczeniu widzieliśmy: Karolinę Domagałę, Krystynę Stachowską i Teresę Kubas-Hul.
Mam nadzieję, że nadal będziemy widzieć je w Ratuszu, ale nie mogę jeszcze powiedzieć, w jakiej roli. Na pewno będą też nowe osoby, bo chęć realizacji nowej wizji miasta wymaga zaangażowania nowych osób, ze świeżym spojrzeniem.
Jaka to będzie prezydentura. Gospodarska, czy wizyjna?
Zależy mi, by nakreślić wizję miasta na najbliższą dekadę. Rzeszów musi się wyróżniać wysoką jakością życia, zdolnością adaptacyjną do szybkich zmian i w którym mieszkańcy są aktywnie włączani we wszystkie procesy, jakie w mieście zachodzą.
Chcemy być miastem związanym z gospodarką, kulturą, czy może nauką i jeszcze determinuje nas położenie geograficzne.
Dziś na świecie nie definiuje się miasta wokół jednego hasła, ale na pewno bliski jest mi skandynawski model miasta – zielonego z ciekawą ofertą kulturalną i modelem komunikacyjnym, który jest przyjazny człowiekowi. Musimy zachować wszystkie elementy pozwalającego na wygodne i bezpieczne życie, jednocześnie eliminując te cechy, które są przekleństwem metropolii.
W kolejnych tygodniach będzie się Pan starał poukładać relacje z marszałkiem województwa i wojewodą podkarpackim?
Tak, to dla mnie ważne. Jestem znany z tego, że dążę do kompromisu i budowania dobrych relacji ze wszystkimi środowiskami.
Z panią wojewodą rywalizowaliście w kampanii, jesteście w podobnym wieku, udało się Państwu nawiązać bliższą znajomość?
Nie jesteśmy po imieniu, zasady savoir vivru mówią, iż propozycja powinna wyjść ze strony kobiety, ale jestem pewny, że współpraca na linii prezydent Rzeszowa i wojewoda podkarpacki będzie dobra. Nadszedł czas rządów 40-latków, ale o tym trendzie już kilka lat temu mówiłem w rozmowie z Małgorzatą Bujarą. W tamtym czasie w Mielcu triumfował nieżyjący już Daniel Kozdęba. W kolejnych latach przyszedł czas na zmianę pokoleniową w Stalowej Woli, Sanoku, Przemyślu, Mielcu i innych miastach. W tym roku także w stolicy Podkarpacia. W samorządach idzie odmłodzenie, w 2023 roku proces ten będzie jeszcze bardziej widoczny na każdym szczeblu samorządności.
Konrad Fijołek, 45 lat, rzeszowianin, absolwent socjologii, od 2002 roku miejski radny. W latach 2006–2010 przewodniczący Rady Miasta Rzeszowa (najmłodszy na tym stanowisku w historii Rady). W latach 2014–2021 wiceprzewodniczący Rady. 15 marca 2021 ogłosił swój start w przedterminowych wyborach na prezydenta Rzeszowa jako kandydat bezpartyjny. Poparcia udzieliły mu Koalicja Obywatelska, Lewica, Koalicja Polska, Polska 2050 Szymona Hołowni i Unia Pracy, Zieloni oraz lokalne stowarzyszenia i organizacje społeczne. 13 czerwca w wyborach na prezydenta Rzeszowa zdobył 56,51 proc głosów, zwyciężając w I turze. 21 czerwca 2021 r. został zaprzysiężony na urząd prezydenta Rzeszowa, zajmując tym samym miejsce Tadeusza Ferenca, który prezydentem Rzeszowa był prawie 19 lat, od 2002 roku.