Reklama

Ludzie

PiS jest silny słabością Platformy

Z dr. Bartłomiejem Biskupem, politologiem z Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 08.07.2013
5545_Bartek-Biskup
Share
Udostępnij
Wybory na prezydenta Elbląga, które największe partie potraktowały jako poligon doświadczalny, mający pokazać stan nastrojów społecznych, wygrał, choć nieznacznie, kandydat PiS, który pokonał kandydatkę PO. Wcześniej mieliśmy kilka sondaży, i to różnych ośrodków badania opinii publicznej, w których PiS przeskoczył PO, w jednym z ubiegłotygodniowych sondaży nawet o 10 pkt. proc., oraz choćby przejęcie przez PiS władzy na Podkarpaciu. Tych faktów jest coraz więcej. Czy mamy do czynienia z takim wahnięciem nastrojów społecznych, z którego najbardziej korzysta PiS?
 
Trudno tych zjawisk nie zauważać. Jest to takie wahnięcie nastrojów, które polega przede wszystkim na spadku notowań Platformy Obywatelskiej i z tego biorą się wszelkie inne zjawiska na scenie politycznej czy na płaszczyźnie opinii publicznej. Po 6 latach rządów PO nadszedł czas zmęczenia tą formacją. Myślę, że wpływ na opinię publiczną mają także skutki decyzji, które ten rząd podejmował, ale również tego, że niektóre osoby z rządu czy jego otoczenia nie dawały o sobie zapomnieć opinii publicznej, ale w sensie negatywnym. To się musiało gdzieś odłożyć i teraz następuje czas „wypłaty”. 

Przy czym skutki niektórych błędnych decyzji rządu – i to każdego rządu – są z reguły odsunięte w czasie i nierzadko trudne do zauważenia od razu przez opinię publiczną. Ludzką wyobraźnię bardziej rozpalają sprawy może marginalne, ale świadczące o stylu sprawowania władzy przez rządzących, w rodzaju słynnych zegarków ministra Sławomira Nowaka itp.
 
Wydaje mi się, że to już tak bardzo nie denerwuje, bo przecież takich spraw było trochę i zdarzały się one w każdym rządzie. Natomiast takie sprawy dopełniają obrazu, co skutkuje nieufnością wobec rządu, która jest obecnie rekordowa. Ale ta nieufność jest dłuższa, bo trwa od prawie roku. Natomiast teraz tąpnęły notowania samego premiera i PO. Myślę, że owe zegarki i podobne rzeczy tylko dolewają oliwy do ognia. To wszystko się dzieje, ale na razie nie ryzykowałbym tezy, że PiS-owi jakoś specjalnie rośnie poparcie, dlatego że jest on silny słabością Platformy. Rzeczywiście, jeden czy drugi sondaż pokazuje wzrost poparcia dla PiS-u, ale to może wynikać z faktu, że to było po kongresie tej partii, gdy więcej się o niej mówiło. Zobaczymy, czy w następnych miesiącach taki wzrostowy poziom poparcia dla PiS-u się utrzyma. Jeżeli tak, to dopiero wtedy będziemy mogli mówić o jakimś trwałym zjawisku. Najważniejsza rzecz jest taka, że ta zmiana nastrojów nie ma miejsca wśród większości Polaków czy jakiejś reprezentatywnej grupy, tylko w obrębie twardych elektoratów tych partii. Większość ludzi ucieka w absencję. To, że Platforma ma mniejsze poparcie, wynika z tego, że część jej wyborców nie pójdzie na głosowanie, a nie dlatego, że przenosi swoje sympatie na PiS czy SLD. Wydaje się, że największe partie dobrze to widzą i grają tylko na swoje twarde elektoraty. Nie ma w tej chwili komunikacji związanej z pozyskiwaniem nowych sympatyków. Podsumowałbym to następująco: jest zmiana nastrojów, ale głównie wśród tych, którzy się interesują wyborami, natomiast groźnym dla demokracji zjawiskiem jest to, że większość jest cały czas bierna.
 
W 1997, 2001, gdy rozpadała się AWS, a zwłaszcza w 2005 r., gdy – na fali afery Rywina i innych afer SLD – PiS i PO wygrały głosząc hasła radykalnej sanacji życia publicznego, zmianę polityczną wręcz czuć było w powietrzu. Czy, Pana zdaniem, można obecnie mówić o podobnym zjawisku, czy jest to mocno przedwczesne?
 
Myślę, że jest jeszcze na to zbyt wcześnie. Jak na razie zmiana jest wyczuwalna w obrazie medialnym i trochę wśród ludzi. Jest pytanie, czy to się przełoży na głosowanie. Myślę, że sytuacja jest na tyle dynamiczna, że za rok ta zmiana może być już bardziej odczuwalna, bo wybory wyzwalają zawsze żywsze reakcje. 
 
W przyszłym roku czekają nas podwójne wybory: do Parlamentu Europejskiego i samorządowe.

Więcej bym się spodziewał po wyborach samorządowych, bo eurowyborom z reguły towarzyszy niewielkie zainteresowanie i stanowią one test głównie dla dużych partii. Natomiast wybory samorządowe będą ważnym sprawdzianem ludzkiej aktywności, ale także chęci do zmiany dotychczasowych władz, zwłaszcza w gminach, gdzie działalność wójtów czy burmistrzów ewidentnie nie przynosi dobrych rezultatów.
 
Na zmianę nastrojów społecznych może mieć wpływ nie tylko zmęczenie ludzi politykami, zwłaszcza rządzącymi, ale także sytuacją na rynku: bezrobociem, tym, że małe firmy ledwie zipią, następuje coraz większe rozwarstwienie społeczne, a klasy średniej prawie nie ma.

Wydaje mi się, że to będzie dobra pożywka dla ruchów skrajnych, czy to prawicowych, czy lewicowych. Spodziewam się, że one się w wyborach parlamentarnych w 2015 r. czy nawet w wyborach samorządowych wzmocnią. Nie straszę – jak niektórzy publicyści – wizją, że nagle jacyś narodowcy, „faszyści” czy lewacy przejmą państwo . Natomiast na pewno te grupy się wzmocnią, bo rozwarstwienie społeczne, pauperyzacja większej części społeczeństwa zawsze skutkują wzrostem nastrojów radykalnych. Zresztą już to zjawisko obserwujemy. Z drugiej strony, skutkiem takiego stanu rzeczy może być zmniejszanie się zaplecza partii umiarkowanych: konserwatywno-liberalnych, centrolewicowych czy socjaldemokratycznych, bo nie będzie skąd czerpać siły napędowej dla partii  w ogóle, jaką na całym świecie jest klasa średnia (nie mówię o wielkim biznesie, bo on sobie zawsze poradzi). Klasa średnia powinna być siłą napędową dla takich partii jak PO czy po części PiS, ale nie widzę, by te partie jakoś szczególnie zabiegały o ten elektorat. Może teraz PiS robi to bardziej, ze względu na to, że Platforma nie zrobiła jednak większości reform, mających na celu ułatwienie działalności sektorowi małych i średnich przedsiębiorstw. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy