W środę, 20 czerwca, zmarł jeden z najwybitniejszych muzyków ludowych z Podkarpacia – Władysław Pogoda. Twórca słynnej w całym kraju kapeli i laureat Nagrody im. Oskara Kolberga. Przeżył prawie 98 lat i do końca nie rozstawał się ze skrzypcami. – Był człowiekiem pełnym energii, dowcipnym, kochającym świat i ludzi – wspomina Jerzy Dynia, muzyk i znawca folkloru.
Władysław Pogoda urodził się w 1920 roku w Hucinie, wiosce pomiędzy Kolbuszową a Mielcem. Ojciec Władysława był kowalem i liczył, że syn pójdzie w jego ślady. Ale, ku jego rozczarowaniu, syna wcześnie przyciągnęło do skrzypiec. – Parę razy dostał za to lanie. Niczego to nie zmieniło. Już przed wojną zaczął grywać na weselach i potańcówkach – opowiada Jerzy Dynia.
Władysław Pogoda Fot. Tadeusz Poźniak
W czasie okupacji został przymusowo wywieziony na roboty do Niemiec. Miał szczęście, że trafił do rodziny wykształconej i wrażliwej na muzykę – w ich domu stał fortepian. Pewnego razu, bauerka zobaczyła Władysława piszącego list do Polski. Zapytała o jego treść. Władek powiedział, że prosi, aby przysłali mu skrzypce. Na to Niemka wykrzyknęła, że u nich skrzypce są i przyniosła je Władkowi. Muzyka uczyniła życie w kraju okupanta bardziej znośnym. Poznał tam też Polkę, z którą po wojnie się ożenił.
Po powrocie do domu znów grał w kapelach. Jak wspomina Jerzy Dynia, raz nawet tego o mało nie przypłacił życiem. Zespół grał na potańcówce, podczas której doszło do bijatyki. – Jeden z miejscowych watażków upatrzył sobie Władka. Ale kiedy wychodzili, w zamieszaniu, nagle okazało się, że drugi skrzypek, który grał na „sekundzie”, został dźgnięty nożem. Rana była śmiertelna. Władek wrócił do domu i oszołomiony powtarzał „Będę żył, będę żył”… – opisuje Jerzy Dynia. – Muzyka była jego wielką pasją. Zdarzyło się, że zamiast w pole, gdzie na całego trwały żniwa, jechał na próbę kapeli do Miejskiego Domu Kultury w Kolbuszowej. Dla niepoznaki, by żona nie utyskiwała, zostawił na stole pusty futerał.
Dane było mu przeżyć prawie 98 lat. Tyle skończyłby 30 lipca tego roku. Należał do najsławniejszych muzyków ludowych Podkarpacia. W 1960 roku założył słynną w całym kraju Kapelę Władysława Pogody, której repertuar wypełniały lasowiackie melodie z okolic Kolbuszowej. Koncertował nie tylko w Polsce, ale w Austrii, Bułgarii, Francji oraz na Ukrainie. Pogoda współpracował również z młodymi muzykami, między innymi z Pawłem Steczkowskim. W rozgłośni Polskiego Radia Rzeszów nagrał m. in. płytę „Kolendy z komody Dziadka Pogody”.
Władysław Pogoda Fot. Tadeusz Poźniak
– Jeszcze przed rokiem, kiedy wraz z Wiesławem Sitko, dyrektorem MDK w Kolbuszowej odwiedziliśmy go z okazji urodzin, zagrał nam na skrzypcach – wspomina Jerzy Dynia i dodaje: – Pamiętam jego jubileusz przed laty. Mówił, że tylko balonem jeszcze nie latał, więc postarano się, by był balon. Władek do niego wsiadł, ale skrzypce zostawił na ziemi. Potem powiedział: „Jakbym spadł i się zabił, chociaż one by po mnie zostały”.
Pogrzeb Władysława Pogody odbędzie się w najbliższy poniedziałek, 25 czerwca, o godzinie 13 w kościele parafialnym w Kosowach