Na hasło Afganistan – pierwsze myśli, które przychodzą do głowy to: brodaci talibowie, nieustanna wojna i polscy żołnierze, którzy co jakiś czas wylatują w powietrze, na skonstruowanych przez islamskich fanatyków minach-pułapkach. Najgorętszy obecnie kraj w Azji, to chyba jedno z ostatnich miejsc na ziemi, które kojarzy się ze słowami turystyka i podróże. A jednak wystarczy postarać się o wizę…
Turystę w Afganistanie irańscy żołnierze postrzegają albo jako żołnierza nieprzyjaciela albo agenta secret servis. Jednak po kilku zamienionych zdaniach, łatwo zmieniają zdanie i wszystko stają się przyjaciółmi. Na granicy turecko-irańskiej, setki kilometrów od Teheranu – za żelazną bramą odwiedzających to zapalne miejsce witają portrety Chomeiniego, telewizory nadające mecz krykieta i informacje z Al-Jazziry oraz celnicy z ciekawością oglądający bordowy paszport z orzełkiem w koronie.
Podróż na wschód
W Teheranie trzeba się przesiadać. Rozlatująca się taksówka pędząca na dworzec południowy, skąd odjeżdża autobus do oddalonego o jakieś 300 kilometrów Mashadu. Stamtąd już tylko niewielki krok, jedna tylko granica, dzieli od niespenetrowanego jeszcze przez turystów Afganistanu.
Wszystko w tej części świata jest ospałe. Trwający ramadan, święty miesiąc, w trakcie którego muzułmanie przestrzegają ścisłego postu – od zmierzchu do świtu powstrzymują się od jedzenia i picia, nie palą papierosów i nie uprawiają seksu.
Nikt się też nigdzie nie spieszy, nie wykonuje zbędnych czynności. Grunt to się nie przemęczać i uzbroić w cierpliwość – bez tego w ogóle szkoda się zapuszczać na wschód.
Miasto cmentarzy i kolorowych latawców
Zamachy to norma, która już nikogo nie dziwi. Ulica zamachem nie jest przejęta. Bomby, porwania i zabójstwa dokonywane przez talibów w Afganistanie to niestety smutna codzienność, do której każdy przyzwyczaja się wraz z przyjściem na świat. Te wybuchające w sąsiednim kraju nie robią na ludziach większego wrażenia.
Dzieciaki, te najmłodsze, na szczęście żyją w zupełnie innym świecie. Świecie wypełnionym kolorowymi wzorami latawców. To pierwszy widok, który tak bardzo rzuca się w oczy w tym kraju. Od rana do wieczora nad Heratem unoszą się ich dziesiątki. Kiedyś, gdy talibowie przez kilka lat panowali nad całym krajem, ich puszczanie, podobnie jak wiele innych kojarzących się z rozrywką rzeczy, było zakazane. Teraz trzepoczą na wietrze wprowadzając koloryt w zdominowaną przez piaskowe odcienie rzeczywistość. Latawce są wszędzie, można odnieść wrażenie, że cały dziecięcy świat kręci się wokół nich. Nic dziwnego – to najprostsza zabawka, którą buduje się z dwóch kijków i kawałka plastikowej reklamówki.
Kręta drga do Kabulu
Dziesięć dni plus standardowe wschodnie opóźnienie to akurat tyle, żeby wyruszyć w dalszą drogę. Odwiedzić kosmopolityczny Kabul, zwiedzić prowincję Bamian, w której straszą pustką miejsca po zniszczonych przez talibów ogromnych posągach Buddy, zobaczyć śnieg na szczytach gór Hindukuszu. Szybko się okazało, że pomyśleć łatwo, gorzej z wykonaniem. Autobusy do Kabulu jeżdżą tylko jedną trasą. Jedyna przejezdna w Afganistanie droga najpierw prowadzi na południe, później skręca na wschód do Kandaharu, by stamtąd powoli odbijać na północ w kierunku stolicy. Graniczące z Pakistanem prowincje, które przecina po drodze, to tereny, gdzie więcej od lokalnej władzy do powiedzenia mają talibowie.
Inny świat
No tak, wystarczy przejść do granic parku rozrywki w kierunku wschodnim. Tuż za wyblakłym, kiedyś zapewne mocno kolorowym ogrodzeniem biegnie droga. Zaraz za nią kolejne ogrodzenie, tyle że z pozwijanego drutu kolczastego. Ciągnie się setki metrów, zakręca parę razy i zamyka wielkie koło wielkości trzech boisk piłkarskich. Trzy czwarte powierzchni zajmują stare, podziurawione wraki. Najwyżej jedna dziesiąta to samochody i stare autobusy. Resztę stanowią pordzewiałe i kompletnie zniszczone czołgi, armaty, haubice i transportery opancerzone. Po południu, jedną z bocznych uliczek miasta, szybko przemierzają trzy transportery opancerzone. Z każdego wystaje uzbrojony po zęby żołnierz z karabinem maszynowym. Potężne kaski nasunięte na czoła, ciemne okulary i arafatki zasłaniające pół twarzy. Wyglądają niezwykle groźnie, jak roboty szkolone do zabijania. Podobne wrażenie musieli sprawiać rosyjscy żołnierze, którzy w ubiegłym stuleciu przez 10 lat okupowali Afganistan.
Tak wygląda afgański świat, cierpiący i dotknięty jak żaden inny piętnem nienawiści.