Konrad Baum, neurolog z Łańcuta, który w dzień leczy, a wieczorem gra rocka w zespole DOC., tegorocznego Sylwestra spędzi z rodziną, z dala od szpitalnej dyżurki i koncertowego rozgardiaszu. Tę wystrzałową noc przetańczy z żoną również Radosław Fedaczyński, weterynarz z przemyskiej lecznicy „Ada”. Jak przekonuje, to dla niego jedna z nielicznych okazji w roku, kiedy może zdjąć fartuch i oddać się bez reszty imprezowej atmosferze, no chyba, że do kliniki w ostatniej chwili trafią tak jak bywało w poprzednich latach, podtrute bieliki czy poturbowane przez fajerwerki psy, które trzeba będzie natychmiast reanimować. Szampańskiej zabawy nie może się też doczekać Basia Olearka, projektantka mody z Rzeszowa. Planów na sylwestrowy wieczór jeszcze nie ma, ale zdążyła już pieczołowicie obmyślić kreację. Ubrana w krótką, mieniącą się wszystkimi kolorami tęczy sukienkę ze swojej najnowszej kolekcji, przyciągnie spojrzenia wszystkich imprezowiczów, niezależnie od tego, gdzie się wybierze.
Jedni twierdzą, że drugiej takiej nocy w roku nie ma, więc trzeba ją spędzić wyjątkowo. Wybierają więc bale z tańcami i strzelającymi korkami szampana o północy. Dla innych Sylwester to po prostu ostatni dzień w roku i nie czują potrzeby hucznej zabawy. O plany uczczenia nadejścia Nowego Roku zapytaliśmy Konrada Bauma, łańcuckiego neurologa, który po pracy w szpitalu, zmienia fartuch na rockową kurtkę i łapie za gitarę, Basię Olearkę, projektantkę mody z Rzeszowa, zajmującą się teraz najnowszą kolekcją oraz Radosława Fedaczyńśkiego, znanego w całej Polsce przemyskiego weterynarza.
Czas tylko dla najbliższych
Konrad Baum świąteczną końcówkę roku spędzi w Starym Browarze Rzeszowskim. Ten Sylwester to dla niego obowiązkowo zabawa, ale raczej w niezbyt dużym gronie. – Będzie rodzinnie, klimatycznie, na luzie i bez garnituru. Czasami trzeba spędzić Sylwestra tak normalnie, z rodziną…– przekonuje muzyk, którego 31 grudnia ominie zarówno szpitalne dyżurowanie, jak i sylwestrowe granie.
– Chcieliśmy zaśpiewać, ale propozycje, które do nas spływały, nie do końca nam odpowiadały – albo było daleko, albo godziny nie te. „Sylwestrujemy” oddzielnie, by już 12 stycznia dać koncert w Przemyślu podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, tuż przed występem Wojtka Cugowskiego – tłumaczy.
Pasjonat z Łańcuta liczy, że w rzeszowskiej knajpie nie zabraknie dobrej muzyki, kto wie, może nawet na żywo? Sam śpiewał nie będzie, chyba, że go o to poproszą. O północy dołączy do tysięcy sylwestrowiczów na Rynku, którzy wspólnie powitają Nowy Rok. A ten dla grupy DOC szykuje się wyjątkowo pracowicie. Muzycy chcą wydać drugą płytę – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, ta pojawi się już wiosną. Jakby tego mało, ruszą też w trasę koncertową po Polsce. Grają przecież z sukcesami, a apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Konrad Baum. Fot. Dominik Matuła
Sylwester last minute
Basia Olearka, projektantka mody z Rzeszowa jest przekonana, że ten Sylwester będzie równie wspaniały jak poprzednie. Nie wie tylko jeszcze, gdzie go spędzi. – Jak co roku właściwie do 30 czy nawet 31 grudnia nie mam planów na wieczór. Nauczona doświadczeniem, daję się ponieść chwili. Kiedyś zaplanowałam Sylwestra dużo wcześniej, sporo w niego zainwestowałam, po czym i tak musiałam zrezygnować z szampańskiej zabawy, bo dzieci się rozchorowały – opowiada rzeszowianka.
Niewykluczone, że w tym roku wybierze się na wielki bal, bo wprost przepada za tego typu imprezami, lub po prostu przegada z najbliższymi przyjaciółmi całą noc na domówce. – Mamy z mężem dookoła siebie tylu wspaniałych ludzi, z którymi dobrze się bawimy, że gdziekolwiek byśmy z nimi nie poszli, wieczór i tak będzie udany – dodaje.
Nie sposób było nie zapytać Basi Olearki o kreację sylwestrową. Tę oczywiście już pieczołowicie obmyśliła. Założy sukienkę ze swojej najnowszej kolekcji, ta zostanie zaprezentowana 15 stycznia podczas Berlin Fashion Week. Stylizacja nie jest jeszcze kompletna, ale jak zapewnia jej autorka, efekt końcowy będzie oszałamiający. Seksownie krótka, bajecznie kolorowa, z dodatkiem cekinów oraz frędzli, przyciągnie uwagę niejednego imprezowicza. No chyba, że rzeszowianka zamieni dancingowy parkiet na stok narciarski, bo taki pomysł też rozważa.
Basia Olearka. Fot. Tadeusz Poźniak
Z gabinetu weterynaryjnego na parkiet
Sylwester u Radosława Fedaczyńskiego, najsłynniejszego weterynarza w Polsce, od kilku lat wygląda tak samo. Jest wyjątkowo pracowity. – Co roku powtarzam sobie, że zostanę w ten dzień w domu, tylko z rodziną, ale jak przychodzi, co do czego, to biorę dyżur w lecznicy. Dzięki czemu, chociaż moi pracownicy mogą się na spokojnie przygotować do hucznego powitania Nowego Roku – tłumaczy.
Teoretycznie przemyślanin pracuje w Sylwestra do godz. 16. W praktyce – wychodzi z kliniki znacznie później, bo naglących przypadków w tym dniu akurat nie brakuje. Kiedyś przywieziono mu o godz. 18. dwa podtrute bieliki z okolic Mielca. Robił im płukanie żołądka ubrany w garnitur, bo zwierzęta trafiły do lecznicy w momencie, gdy wybierał się z żoną na imprezę. Pojawiały się też psy z oparzonymi pyszczkami od fajerwerków – tutaj trzeba było interweniować natychmiast.
– Aby uniknąć takich sytuacji, zwierzęta wystarczy wcześniej przygotować na huk wystrzałów. Istnieją fantastyczne środki uspokajające, które podane z wyprzedzeniem uspokoją psy. Te podczas wystrzałów często reagują paniką, dlatego warto na ten czas zapewnić im bezpieczny kąt. Nie głaszczmy wtedy naszych pupili, paradoksalnie to nie działa uspokajająco. Wzmaga tylko płochliwość czworonogów – radzi specjalista.
Chociaż ostatni dzień roku rozpoczyna się dla niego pracująco, to najczęściej kończy jednak tanecznie, w gronie rodziny i przyjaciół. Jak przekonuje, to jedna z nielicznych okazji, kiedy może zdjąć fartuch, odetchnąć, po czym bez reszty oddać się imprezowej atmosferze i co najważniejsze – porozmawiać z innymi na tematy nie tyle zawodowe, co „lifestylowe”.
Radosław Fedaczyński. Fot. Tadeusz Poźniak.
Przygotowania do imprezy nie zajmują Fedaczyńskiemu zbyt wiele czasu. Sposób „w 15 minut do wyjścia” opanował już do perfekcji. A było już wiele okazji, aby go wypróbować. Wspomina, że nawet w dniu swojego ślubu, zajmował się zwierzakami do godz. 13. To dość ekstremalne wyzwanie, biorąc pod uwagę fakt, że uroczystość rozpoczynała się zaledwie o godzinę później.
– Jestem łysy, dlatego nie muszę się czesać. Biorę szybki prysznic, wskakuję w garnitur i gotowe! – kwituje z uśmiechem.