Reklama

Lifestyle

Mama supermenka

Katarzyna Grzebyk
Dodano: 25.05.2013
4542_Chilik
Share
Udostępnij
Trzy kobiety, które w perfekcyjny sposób łączą w swoim życiu kilka ról, ale najważniejszą jest rola mamy. Dorota Grabowska po raz pierwszy została nią 16 lat temu, a po raz czwarty ponad rok temu. Skarb Barbary Gromadzkiej to ósemka dzieci, o których robi się coraz głośniej za przyczyną licznych talentów i realizowanych przez nich pasji. Rodzina Doroty Chilik powiększała się bardzo spontanicznie – dziś pięcioro dzieci sprawia, że dom jest przepełniony, ale szczęściem.

Aktywnych kobiet posiadających rodzinę większą od standardowego modelu 2+2 lub 2+3 wciąż jest mało. Polki unikają macierzyństwa, zwłaszcza wielodzietnego. Dlaczego? – Wszystko zależy od psychiki i dojrzałości społecznej. Wydaje mi się, że kiedyś decyzje o małżeństwie czy potomstwie były bardziej spontaniczne. Dziś wszystko się planuje i kalkuluje, są inne priorytety: najpierw studia, potem praca, potem małżeństwo i rodzenie dzieci. Młodzi ludzie boją się zakładać rodziny, na co wpływ może mieć brak odpowiedniej polityki prorodzinnej – tłumaczy Dorota Chilik. – Większa rodzina to większe wydatki, więc problemem może być brak pieniędzy na jej utrzymanie, zwłaszcza na wsi.

Matka, żona i szefowa

Dorota Chilik – właścicielka firmy Meble Chilik ze wsi Rogi koło Miejsca Piastowego, pracownik Towarzystwa Jezusowego Domu Zakonnego w Starej Wsi, ekspert w pozyskiwaniu dotacji unijnych, jedyna kobieta w zarządzie Podkarpackiej Izby Gospodarczej – wie, co mówi. Pierwszego syna (Daniela, 22 lata) urodziła mając 19 lat. Dwa lata później na świat przyszedł Kamil (20 lat), a rok później Krzysztof (19 l.). Chilikowie marzyli jeszcze o córce. Udało się – w 2005 roku urodziła się Maria, choć do końca lekarze twierdzili, że będzie kolejny syn. Rok później urodził się Maksymilian. Macierzyństwo nie przeszkodziło jej ani w edukacji ani w realizowaniu zawodowych planów.
 
Po urodzeniu trzeciego dziecka ukończyła studia zarządzania i marketingu, podyplomowe studia z zakresu pozyskiwania dotacji unijnych oraz liczne kursy. Była też na trzytygodniowej praktyce w USA, gdzie podpatrywała, a potem próbowała przenieść do podkarpackiej rzeczywistości rozwiązania z zakresu m.in. współpracy transgranicznej, dziedzictwa kulturowego i tradycji, rozwoju inkubatorów przedsiębiorczości. W 2006 roku, po urodzeniu piątego dziecka, założyła własną firmę Meble Chilik, którą prowadzi wspólnie z mężem. Prócz tego jest ekspertem w pozyskiwaniu funduszy unijnych. Od 1997 roku napisała i zrealizowała ponad 30 projektów na łączną sumę ok. 19 mln zł. To właśnie m.in. dzięki jej staraniom w Myczkowcach powstał ogród botaniczno-biblijny, odnowione zostały „jezuickie perły południa” (kościół, bazylika i dom zakonny w Krakowie) oraz liczne kościoły na Podkarpaciu (m.in. bazylika w Starej Wsi koło Brzozowa).
 
Przedsiębiorcza "mamuśka"
 
Jest działaczką społeczną – pomaga organizacjom pozarządowym oraz dzieciom z rodzin biednych i patologicznych. Ciągle chce się jej robić coś nowego. – To kwestia zaciętości i uporu. Jeśli podejmuję się czegoś, to chcę to zrobić dobrze i do końca. Nigdy nie narzekam, zawsze idę do przodu – tłumaczy swoją działalność. – Uwielbiam przedsiębiorczość, cenię ludzi aktywnych, a swoje dzieci uczę, by były otwarte na świat.  I choć trafniej byłoby określić ją mianem stuprocentowej bizneswoman na szpilkach, Dorota Chilik śmieje się, że jest zwykłą „mamuśką”.
 
– Przyjmuję na siebie wszystkie obowiązki, jakie w domu powinna robić kobieta. Mąż nie zmieniał dzieciom pieluch, ale nigdy nie miałam z tym problemu, bo sprawiedliwie dzielimy się obowiązkami. To ja gotuję, sprzątam, pracuję w ogrodzie, robię przetwory domowe. Każdą wolną chwilę staram się spędzać z dziećmi. Uwielbiam wieczory, gdy kąpię i kładę do snu maluchy, potem schodzą się do domu starsi synowie i zaczynają się wspólne rozmowy, do których dołącza po drugiej zmianie Janusz, mój mąż. Jestem szczęśliwa i spełniona, bo jesteśmy zdrowi, mamy zdrowe i fajne dzieci, firmę, która się rozwija, zapewniając miejsca pracy i utrzymanie dla nas, synów i innych. Czy można chcieć czegoś więcej – pyta Dorota Chilik.

Ośmioro dzieci – życie w ciągłej gotowości

Barbara Gromadzka miała pięcioro dzieci, gdy rozpoczęła w studenckim klubie roczny kurs nauki tańca towarzyskiego. Zapisując się nie zdradziła, że ma tak liczną rodzinę, z obawy, że nie znajdzie partnera do tańca. Partner szybko się znalazł, a wspólny taniec szedł im tak dobrze, że w turnieju finałowym na zakończenie kursu zajęli drugie miejsce. Jakież musiało być zdziwienie partnera pani Barbary, gdy po ogłoszeniu wyników jej mąż wprowadził na scenę pięcioro pociech, które z bukietami kwiatów rzuciły się mamie na szyję. – Niektórzy uważali, że matce pięciorga dzieci nie wypada chodzić na kurs tańca. Bo po co? Czego tam szuka? Przygód? A ja kocham taniec i chciałam poznać techniki tańca towarzyskiego. To była jedna z najpiękniejszych przygód w moim życiu – wspomina.

Barbara Gromadzka, zarażająca energią i optymizmem chyba każdego, kto się z nią zetknie, na co dzień uczy WF-u w Zespole Szkół Gospodarczych w Rzeszowie, gdzie również prowadzi Szkołę Modelek. Prócz pracy zawodowej zajmuje się prowadzeniem agencji modelingu Akademia Stylu, której modelki zaistniały na wybiegach światowych – w Londynie, Paryżu, Mediolanie, Szanghaju i Japonii. Prywatnie jest matką ośmiorga dzieci. – Liczna rodzina to życie w ciągłej gotowości, ale wraz z mężem postanowiliśmy przyjąć każde dziecko, które się nam pocznie – mówi.
 
Pięć lat małżeństwa i pięcioro dzieci

Posiadanie licznej rodziny niekoniecznie oznacza rezygnację z samej siebie i własnych pasji, choć na początku nawet pani Barbarze było ciężko. W wieku 27 lat miała pięcioro dzieci. – Moje małżeństwo zaczęło się tym, że co roku rodziłam kolejne dziecko. A ja – dusza artystyczna – w głowie miałam zupełnie inny plan: marzyłam o aktorstwie, dalekich podróżach, żeglowaniu. Trudno było mi wejść w rolę matki, musiałam nauczyć się zarządzania czasem, musiałam właściwie ustawiać relacje między mną a mężem, między nami a dziećmi i między dziećmi. Musiałam to wszystko poukładać sobie w głowie, żeby po prostu nie zgłupieć – przyznaje.

W domu państwa Barbary i Gustawa Gromadzkich nigdy nie jest ani cicho, ani nudno. Nie zawsze jest sielsko, bo czasem domownicy są sobą zmęczeni, ale rodzina jest dla nich największą wartością. Celebrują święta i uroczystości rodzinne, jedzą wspólne obiady. Każde z dzieci ma swoje obowiązki, każde jest za coś odpowiedzialne. Rodzice nie tłamszą ich potrzeb, raczej rozbudzają drzemiące w nich talenty i pasje.
 
Najstarszy, 21-letni Franek studiuje na Uniwersytecie Jagiellońskim; 19-letni Wojtek, pasjonat sportu, wybrał Akademię Wychowania Fizycznego w Krakowie; 17-letnia licealistka Kasia, tancerka zespołu „Kornele”, modelka i fotomodelka, wiolonczelistka, uczy się śpiewu operowego i marzy o studiach wokalno-aktorskich; Julianna (16 l.) pasjonuje się rękodziełem artystycznym i malarstwem, sama szyje torebki i ubrania, planuje stworzyć własną kolekcję; Hubert (15 l.), miłośnik modeli redukcyjnych, jest w domu „szefem kuchni”; 10-letnia Justyna gra na skrzypcach, tańczy w zespole „Kornele”. I wreszcie najmłodsze, 5-letnie bliźniaki: Diana i Gromosław, zwane przez wszystkich „Grominki”, oczka w głowie całej rodziny.

Co nie wypada matce ośmiorga dzieci?

Barbara Gromadzka zdaje się robić to wszystko, co w powszechnym mniemaniu nie wypada matce kilkorga dzieci. Po urodzeniu szóstego dziecka zapisała się na otwarte studium aktorskie przy Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, spełniając tym samym marzenia o aktorstwie. W tym samym czasie ukończyła również warsztaty tańca historycznego i stworzyła grupę tańca historycznego „Sarabanda”, który wprawdzie nie funkcjonował długo, ale został zauważony i był nagradzany.

Zwykle raz w tygodniu wraz z mężem chodzi na dansingi, bo nie wyobraża sobie życia bez tańca. W każdy piątek stara się być na koncercie w filharmonii, nie opuści też żadnego nowego spektaklu w teatrze. Po ponad 20 latach związku mąż nadal zabiera ją na randki. – Dbam o siebie, bo uważam, że mimo urodzenia ośmiorga dzieci, nadal mogę wyglądać atrakcyjnie na plaży. Poza tym lubię, gdy mąż patrzy na mnie jak na swoją dziewczynę, a nie żonę. Nie wypada? Dla mnie wypada – uśmiecha się nauczycielka.

Jeśli jedno dziecko daje tyle szczęścia, to ile może dać czwórka?

Dorota Grabowska wraz z dwójką lekarzy założyła w 2010 roku w Sędziszowie Małopolskim Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej „Lider”. Miała wówczas trzynaście lat stażu pracy lekarskiej w przychodni publicznej i trójkę dzieci. Dziś jest współwłaścicielem przychodni świadczącej podstawową opiekę medyczną dla pacjentów w każdym wieku, a jej rodzina powiększyła się o kolejne dziecko – córeczkę Kingę. Czwórka dzieci to spełnienie jej młodzieńczych marzeń o licznej rodzinie i – jak mówi – największe szczęście i sukces w życiu. – Nawet znajomi z czasów studenckich i licealnych pamiętają, że zawsze marzyłam o licznej rodzinie – przyznaje lekarka.

Dorota Grabowska już od 13. roku życia wiedziała, że w przyszłości zostanie lekarzem. Po maturze wybrała studia medyczne w Lublinie ze specjalizacją pediatria. Jest również specjalistą medycyny rodzinnej, jednak to praca i opieka nad dziećmi daje jej najwięcej radości. Mimo że jest lekarzem, nieobcy jej niepokój matki, gdy któreś z jej dzieci zachoruje. Mówi też, że to macierzyństwo pomaga jej w pracy, a nie na odwrót. – Dzięki temu, że sama mam dzieci, lepiej rozumiem moich małych pacjentów i ich matki. Choroby dzieci przeżywam jak każda matka – zaznacza. – Jak każda matka mam też obawy, czy zdążę im pokazać i przekazać to, co w życiu najbardziej wartościowe, by potem mogły właściwie pokierować swoim życiem.
 
Świadoma decyzja o wielodzietności

Rodzinę Doroty i Pawła Grabowskich tworzą: Damian (16 lat), Klara (12 lat), Emil (7,5) oraz Kinga. W domu zawsze jest pełno dziecięcego śmiechu i wspólnych zabaw, bo mimo różnic wiekowych – pomiędzy najstarszym a najmłodszym dzieckiem jest 15 lat – dzieci ze sobą się dogadują, opiekują się sobą i bawią. Tęsknią za sobą, gdy się dłużej nie widzą. Państwu Grabowskim trudno sobie wyobrazić, że mogłoby ich być mniej. – Gdybyśmy mieli mniej dzieci, nasz dom byłby może bardziej perfekcyjny, uporządkowany, ale przecież panowałaby w nim pustka – mówi lekarka. – Dlatego jeśli ktoś mówi, że jedno dziecko daje mu tyle szczęścia, to proszę sobie wyobrazić ile szczęścia daje nam czwórka naszych dzieci. Trudno to opisać.

Zdaniem Doroty Grabowskiej, decyzja o wielodzietności musi być świadoma – gdy się nie jest obciążonym genetycznie, ma się odpowiednią sytuację materialną i wsparcie w rodzinie, nic nie stoi na przeszkodzie, by urodzić i wychować gromadkę dzieci. – To lokata na przyszłość. Wiem, że jeszcze długo będę młoda, bo będę mieć dorastające dzieci. Wprawdzie nie kupię może każdemu z nich mieszkania czy samochodu, ale niewykluczone, że dzięki temu będą na tyle zaradne, że same sobie na to zapracują. Mam też nadzieję, że nigdy nie będziemy samotni, bo kiedy nasze dzieci dorosną i założą swoje rodziny, będą do nas przyjeżdżać ze swoimi dziećmi – dodaje lekarka.

Są matkami, nie dyskryminują innych matek

Dziś dużo słyszy się o tym, że macierzyństwo dyskwalifikuje kobiety w pracy, ponieważ stają się niedyspozycyjne ze względu na łączenie obowiązków pracownika i matki. Dorota Grabowska i Dorota Chilik, które są i szefowymi i matkami, nie pomijają kobiet przy zatrudnianiu.

Przeciwnie. NZOZ Lider jest firmą mocno prorodzinną. – Na urlopie macierzyńskim po urodzeniu czwartego dziecka jest druga z współwłaścicielek, a jedną z pracownic wręcz namawiamy, żeby zdecydowała się powiększyć rodzinę – mówi lekarka zapytana o to, czy nie obawia się zatrudniać w firmie młodych kobiet. – Jeśli pracownik jest lojalny, oddany firmie, to wiemy, że nikt nie będzie chciał wykorzystywać firmy do wielomiesięcznego przebywania na zwolnieniu lekarskim. Z własnego doświadczenia wiem też, że prowadzenie firmy i wychowywanie dzieci jest dużo wygodniejsze niż praca na etacie i wychowywanie dzieci. Uważam nawet, że kobiety, które prowadzą własne firmy, wręcz powinny mieć dzieci, bo mają ku temu idealną sytuację. Własną firmę prowadzi się na własnych zasadach i samemu ustala harmonogram dnia – wyjaśnia.
 
Kobieta wspiera kobietę – matkę

Oporów przed zatrudnieniem młodej kobiety nie ma również Dorota Chilik. W listopadzie jej firma rusza z nową linią do produkcji frontów meblowych i zwiększa zatrudnienie. Przy produkcji mebli pracują i będą pracować głównie mężczyźni, ale do obsługi klientów zostanie zatrudniona młoda, dobrze wykształcona dziewczyna, która jest mamą i jeszcze może być mamą. – Zdaję sobie sprawę, że w małej firmie, jak nasza, brak jednego pracownika może być problemem, ale przecież nie ma rzeczy, których nie da się rozwiązać. Z drugiej strony, sama byłam kiedyś pracownikiem etatowym i gdy z lękiem powiedziałam pracodawcy o ostatniej ciąży, odparł: „To idź rodzić, bo fajne dzieci Ci się udają”. Uważam, że każdemu warto dać szansę. Matki zaś są doskonale zorganizowane i w domu, i w pracy – wyjaśnia właścicielka firmy.

Przedsiębiorczości, aktywności i pomysłowości mogłaby pozazdrościć Dorocie Chilik, Barbarze Gromadzkiej i Dorocie Grabowskiej niejedna kobieta i niejeden mężczyzna. Panie swoimi postawami propagują macierzyństwo i wielodzietność. Jedna z nich sens dyskusji na ten temat skwitowała następująco: „Jeśli po tym, co powiedziałam, choć jedna rodzina zdecyduje się na kolejne dziecko, to będzie to mój osobisty sukces”.  
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy