– Nie dla mnie prosta, naiwna wiara. Mnie potrzeba dowodów na istnienie. A ostatnio dostaję od losu głównie dowody na nieistnienie. Więc się zmagam. Mój dziadek wrócił z Oświęcimia, ważąc 49 kg i śmiał się z końca świata, bo uważał, że ten już nastąpił – mówił Jan Jakub Kolski, 20 lutego w Rzeszowie podczas premiery filmu „Ułaskawienie”. Wiedzie w nim widza za swoimi dziadkami Hanną i Jakubem Szewczykami przez pół powojennej Polski, by symbolicznie pochować wuja Wacława, oficera Armii Krajowej, zamordowanego w 1946 roku. W tle jest też osobista tragedia reżysera i grającej główną rolę Grażyny Błęckiej-Kolskiej – śmierć ich córki, poczucie winy i próba życia, kiedy „nie potrafimy żyć”.
Wzruszający, bardzo osobisty, smutny, ale i z okruchami humoru, Kolski – tak widzowie mówili o „Ułaskawieniu” w środę, 20 lutego. Premiera w kinie Zorza w Rzeszowie odbyła się z udziałem reżysera i autora scenariusza Jana Jakuba Kolskiego, a także Patrycji Strzyżewskiej, przedstawicielki producenta oraz Pauliny Korwin-Kochanowskiej, współautorki scenografii. Lwia część zdjęć powstała na Podkarpaciu, wykorzystano również plenery w Łodzi, na Dolnym Śląsku, w Słowacji i Czechach. Województwo podkarpackie i Rzeszów wsparły również film finansowo poprzez Podkarpacki Regionalny Fundusz Filmowy. „Ułaskawienie” zdobyło to wsparcie podczas pierwszej edycji konkursu ogłoszonego przez Podkarpacką Komisję Filmową. A decyzja okazała się równie trafna jak w przypadku walczącej o Oscara „Zimnej wojny” Pawła Pawlikowskiego , „Eteru” Krzysztofa Zanussiego i „Władcy Przygód. Stąd do Oblivio” Tomasza Szafrańskiego.
„Ułaskawieniem” Kolski w pewnym sensie spełnia marzenie babci Hanny i coś udowadnia dziadkowi Jakubowi. O tym, jak bardzo osobisty jest to film opowiedział na spotkaniu, które odbyło się po premierze w kinie Zorza. – Mam dziadkom za co dziękować – stwierdził. – Wszystkie moje reżyserskie „wyposażenia” pochodzą od nich, z Popielaw. Pracowitości nauczyłem się od babci. Dziadek „wyposażał” mnie w inny sposób. Mówił mi, że nic ze mnie nie będzie i to się paradoksalnie opłaciło, bo nauczyło mnie pokonywać przeszkody i tego, by nie myśleć o drodze z Popielaw do Cannes, Tokio czy Nowego Jorku jako o drodze niemożliwej. Dziadek mnie tym zdaniem zahartował i dziś myślę, że on to robił z miłości. Przemyślnie, zamiast roztkliwiać się nade mną w stylu: „Wnuczku, ty jesteś dziwnym, nadwrażliwym dzieckiem”, wybrał szorstkie podejście i zmusił mnie do wysiłku. Dziadkom zawdzięczam to, kim jestem. I chociaż to też bywa trudne, to jednak doceniam, że uformowali sposób, w jaki komunikuję się ze światem.
W dziadku Jakubie, rymarzu z Popielaw płynęła żołnierska krew. Drobny chłopak, wzrost metr sześćdziesiąt, zaraz po tym, gdy ożenił się z 17-letnią Hanną, zaciągnął się do 1 Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego, by walczyć w wojnie polsko-rosyjskiej. – Przeszedł cały szlak bojowy i był jednym z 300, którzy w szarży pod Arcelinem, w czasie Bitwy Warszawskiej, rzucił się na bolszewików, których było osiem razy więcej – opisywał reżyser. – Dał radę, przeżył i dzięki temu, mogę dziś siedzieć naprzeciwko państwa i opowiadać tamtą historię.
Fot. Michał Mielniczuk /Podkarpackie.pl
Niezwykłą, choć wiąże się z ludźmi ze skromnych Popielaw, gdzie stoi kościół, płynie rzeczka i dookoła widać daleki horyzont. W tym niepozornym miejscu podejmowali ważne decyzje o udziale w wojnie, ratowaniu kraju.
W czasie II wojny światowej dziadek Jakub trafił do Auschwitz. – Babcia Ania została sama i to ona była żołnierzem nieugiętym – mówił reżyser. – Męża miała w obozie koncentracyjnym, syna ciężko rannego po potyczce partyzantów ukrywała w stodole w Popielawach, moją mamę 12-letnią wówczas dziewczynkę przechowywała u rodziny, a starszą córkę musiała pochować. Ciocia zmarła, bo próbowano ją zakonspirować w szpitalu w Piotrkowie Trybunalskim, przeprowadzając fikcyjną operację na wyrostek robaczkowy. Niestety, wdało się zakażenie. Moja babcia w tym wszystkim musiała ocalić rodzinę. I trzymała wszystko swoją determinacją. A w IPN-ie przeczytałem na okładce dokumentów „Dossier przestępcy przeciwpaństwowego”. Były o mojej babci, Hannie Szewczyk, oskarżonej o współpracę z bandami i o to, że zanosiła synowi do lasu jedzenie. Myślę, że to było straszne draństwo i że jej mała, codzienna odwaga była w istocie wielką odwagą. Moja babcia, stojąc nad grobem wuja Wacka, w Łazowie, mówiła: „Snu, chciałabym cię pochować wysoko, w spokojnej ziemi”. Spełniłem jej marzenie w filmie.
W „Ułaskawieniu” dziadkowie wyruszają w podróż z trumną syna – Niezłomnego "Odrowąża", by pochować go w takiej właśnie spokojnej ziemi. W 1946 roku pokonują pół tysiąca kilometrów. Droga wiedzie z północy na południe Polski. – Uznałem, że „wysoko” to w górach. Wybrałem Bieszczady, bo je lubię i tam wyprawiłem dziadków z trumną. To była podróż wyimaginowana, w jakimś sensie zamówiona przez moją babcię.
Historia dziadka Jakuba, wiele okoliczności jest bardzo wiernie oddanych. Reżyser pieczołowicie je badał. Ponad rok spędził na przeszukiwaniu archiwów Instytutu Pamięci Narodowej w oddziale łódzkim. Pomagał mu w tym dr Jerzy Bednarek. – Przeczytałem dziesiątki stron dokumentów, dotyczących wuja, podziemia niepodległościowego w województwie łódzkim. Nazywało się Konspiracyjne Wojsko Polskie i założył je kpt. Sojczyński. Słynny Niezłomny z moich stron. Każdy zakątek Polski ma takiego bohatera, który nie chciał przyjąć do wiadomości powojennej rzeczywistości i postanowił dać jej opór, broniąc wolności. Wybuchła dopiero po latach i wciąż musimy to pielęgnować, bo łatwo ją wypuścić z ręki – mówił Jan Jakub Kolski.
„Ułaskawienie” nie jest opowieścią wyłącznie o dziadkach. Podróż, w którą wysyła ich reżyser w filmie to także droga, jaką musiał pokonać on sam i Grażyna Błęcka-Kolska, próbując sobie poradzić z żałobą po śmierci ich córki. 23-letnia Zuzanna zginęła w wypadku samochodowym w 2014 roku. Sprawcą była Grażyna. Jan Jakub Kolski, którego relacje z córką kulały po rozwodzie z Grażyną, w wywiadach przyznawał, że trudno było mu to sobie wybaczyć. Rozpacz po śmierci dziecka przekuł w film „Las. 4 rano”. W „Ułaskawieniu” główną rolę dał byłej żonie i nie sposób tej drogi, którą przechodzi Hanna i Jakub widzieć inaczej niż drogi Grażyny i Jana Jakuba – próby osiągnięcia „ułaskawienia” w tym dramacie, którego doświadczyli. Reżyser w filmie też gra – jest narratorem, jego głos rozpoczyna i kończy film. Wiele zdań, które pada z ekranu zdaje się odnosić do osobistej sytuacji reżysera i aktorki. „Wszyscy żyjemy z poczuciem winy”, mówi dziadek Jakub, bo i on czuje się odpowiedzialny za śmierć swojego syna. Nad losami rodziny zdaje się ciążyć fatum jak w greckiej tragedii. W 1946 roku to Jakub zaprowadził zabójcę do swojego syna. Stefan Zając był podkomendnym Odrowąża. Aresztowany przez UB, nie zdołała wytrzymać przesłuchania. Szukał dawnego dowódcy z lasu, by go zabić. – Dziadek żył z poczuciem winy do końca – wspomina Jan Jakub Kolski.
Tytułowe „Ułaskawienie” z jednej strony wiąże się z urzędowym dokumentem, który po latach rehabilituje zamordowanego i potraktowanego jak bandytę żołnierza. Ale przywodzi też na myśl inne, podobne słowo – „odkupienie”, kojarzące się z przebaczeniem na zupełnie innym poziomie – osobistym i boskim. Bóg z jednej strony zdaje się nieobecny w nieludzkim świecie „Ułaskawienia”, a jednak Hanna i Jakub wciąż o nim mówią, nieustannie mijają jego figury i przydrożne krzyże, syna też chowają w obecności zakonników, z których jeden, to również ich syn. Film reżysera, który określa siebie jako niereligijnego, jest pełen religii. Czy Kolski jej poszukuje? Gdzie jest w swoim sporze o istnienie-nieistnienie Boga?
– Nie dla mnie prosta, naiwna wiara. Mnie potrzeba dowodów na istnienie – odpowiada. – A ostatnio dostaję od losu głównie dowody na nieistnienie. Więc się zmagam. Szukam tam, gdzie się da. Eksploruję siebie, świat dookoła i odnajduję jakąś siłę sprawczą w bardzo prostych zdarzeniach, rzeczach. Tak prostych, że aż wstyd o nich mówić. Kiedy mój dziadek wrócił z Oświęcimia, ważąc 49 kg, słyszał, że wkrótce ma nadejść koniec świata, tylko uśmiechał się do siebie. Pytałem go, dlaczego się śmieje, skoro nastąpi katastrofa, po której zostaniemy unicestwieni. Odpowiadał, że koniec świata już był, że widział go w Auschwitz, że już nic złego nie może się stać, bo już wszystko złe stało się. O Bogu rozmawiać nie chciał. Na własną rękę próbowałem znaleźć odpowiedź na pytanie, czy jest coś po śmierci, czy nie ma. Do tej pory nie wiem. Wciąż szukam. Nie umiem prosto określić siebie wobec religii.
Potem żartował, że nagły opad śniegu na Podkarpaciu, którego tak potrzebował do nakręcenia scen o zimie stulecia 1956 roku, traktuje w kategoriach cudu.
W filmie pojawia się scena spowiedzi, w której niepełnosprawnego zakonnika gra Krzysztof Globisz. Aktor jest po udarze i od dawna nie pojawia się na scenie. W „Ułaskawieniu” widzimy go w roli, którą Jan Jakub Kolski specjalnie dla niego napisał i doskonale wplótł w opowieść. Symboliczna spowiedź, do której dziadek Jakub klęka podczas filmowej podróży, zakończona niezrozumiałymi słowami spowiednika i zostawiająca wątpliwość, czy rozgrzeszenie rzeczywiście zostało udzielone, oddaje także niepewność autora. Ta scena jest smutna i zabawna zarazem, słodko-gorzka jak życie.
Ile płaci twórca za odsłanianie swoich uczuć i emocji w filmach? – Szczerość jest głównym ogniwem mojej twórczości. Takiego wyboru dokonałem. Filmy robię z siebie. To jest „kosztogenne”, ale komunikuje się z ludźmi, trafia w serce, więc opłaca się. Kiedy jest ten refleks u widza, to mam poczucie, że moja praca ma sens.
Fot. Michał Mielniczuk /Podkarpackie.pl
Po naznaczonych żałobą obrazach „Las, 4 rano” i „Ułaskawienie”, jak będzie następny film Jana Jakuba Kolskiego? Hanna w „Ułaskawieniu” po okresie żałoby, podczas której w pewnym momencie ucieka w wyimaginowany świat i zachowuje się jak wariatka, nagle wraca do codzienności. Mówi, że jednak jest światło. – Wychodzę z tego ponurego świata – zdradził Jan Jakub Kolski. – Napisałem scenariusz dla dzieci, pod opieką literacką mojej 7,5-letniej córki. To będzie mój następny film.
„Ułaskawienie” wchodzi do kin całej Polski w piątek, 22 lutego. Film zdobył nagrodę Humannitarian Awards w Chicago, a także trzy nagrody na Festiwalu Filmowym w Gdyni, m.in. za scenariusz dla Jana Jakuba Kolskiego oraz za główną rolę kobiecą Grażyny Błęckiej-Kolskiej. Film został dofinansowany kwotą 300 tys. zł brutto z budżetu Województwa Podkarpackiego i Gminy Miasto Rzeszów w ramach Podkarpackiego Regionalnego Funduszu Filmowego. Zdjęcia powstawały m.in. w Przemyślu, Sędziszowie Małopolskim, Pruchniku, Rozbórzu Długim, Węgierce, Kupnie oraz Krzywczy. W rolach głównych wystąpili: Grażyna Błęcka-Kolska jako Hanna Szewczyk i Jan Jankowski jako Jakub Szewczyk. A także m.in. Michał Kaleta jako Niemiec Jurgen i Krzysztof Globisz w roli Zakonnika. Autorem zdjęć jest Julian A.Ch. Kernbach, a muzyki Dariusz Górniok.