Od 22 do 31 sierpnia do siedmiu bieszczadzkich miejscowości: Polańczyka, Myczkowiec, Ustrzyk Dolnych, Bystrego, Rzepedzi, Zagórza i Uherzec Mineralnych, zawita Teatr im. Wandy Siemaszkowej ze spektaklem "Wyżej niż połonina. Saga w VI aktach" według Tomasza Żaka. Na wszystkie przedstawienia wstęp wolny.
Jedni szukali w nich wolności, inni schronienia przed niepłaconymi alimentami i szarą rzeczywistością, jeszcze inni wychodzili na połoniny raz, drugi, a potem już nijak nie potrafili żyć na nizinach. Bieszczady. Góry, które mają nie tylko magię – wyśpiewaną, wymalowaną w ikonach, wyrzeźbioną w świątkach – ale i bolesną historię; wielokulturową, wielonarodową, związaną z wysiedleniami, przesuwaniem granic, w końcu z wymordowanymi wsiami i opuszczonymi cmentarzyskami. To wszystko jest w spektaklu Teatru Siemaszkowej, który swoją premierę miał dokładnie rok temu w pięknej cerkwi w Baligrodzie.
Zanim jednak aktorzy grający w spektaklu, wyszli na scenę, przez kilka tygodni "wędrowali" szlakami. Przystanęli na retortach, bo bez słynnych bieszczadzkich wypalaczy węgla drzewnego nijak o tych górach opowiadać. Zapukali do "Chatki Puchatka", w końcu przysiedli w dzikich sadach, gdzie już dawno gospodarzy nie widziano, ale pamięć o Łemkach i Bojkach wciąż żywa. Tak rodził się spektakl, który od wielu lat "chodził po głowie" Tomaszowi Żakowi, który sam z Bieszczadami przez wiele lat był związany, wielu historii był świadkiem i wielu legendarnych bieszczadników, czy jak kto woli zakapiorów, poznał.
A opowieść jest wzruszająca, zwłaszcza dla tych, którzy z Bieszczadami związani są od lat i którzy w głównych bohaterach odnajdują siebie samych, albo sąsiadów zza miedzy. Spektakl rozpoczyna się i kończy procesją, zadawałoby się dawnym, bardzo religijnym elementem, w przedstawieniu niezwykłym ze względu na figurę „Anioło-Biesa”, kwintesencję Bieszczadów, specjalnie na potrzeby spektaklu stworzoną przez znakomitego rzeźbiarza – Piotra Worońca, artystę nawet nie tyle bieszczadzkiego, co beskidzkiego oraz na udział w procesji bieszczadników, którzy towarzyszą zawodowym aktorom.
Tomasz Żak, pisząc scenariusz bieszczadzkiej opowieści nie krył, że ważne są dla niego wspomnienia o Jędrku Połoninie i Wojtku Bellonie – kultowych postaciach Bieszczadów, a które na niebiańskie połoniny odeszły już ponad dwadzieścia i trzydzieści lat temu.
Teatralna opowieść snuje się właśnie wokół Jędrka i jego żony Grażyny. Przemysław Sejmicki w nieśmiertelnym kowbojskim kapeluszu, bandanie, chudy – zdaje się Jędruś Połonina jak żywy, przed laty król bieszczadzkiej bohemy, który na koniu wjeżdżał do knajpy i nigdzie dłużej nie zagrzał miejsca. Mariola Łabno – Flaumenhaft, świetna w roli jego żony Grażyny. Piękna, pełna nadziei w sukni ślubnej i odarta z bieszczadzkich złudzeń w waciaku.
Bo historia Bieszczadów, to nie piękne widoki, opowieści w schronisku na Wetlińskiej i buki zachwycające czerwienią. To przede wszystkim losy ludzi, którzy w Bieszczady uciekali, bo szukali wolności, zapomnienia, bo tutaj łatwiej było żyć z fantazją, gdzie alkohol lał się strumieniami, gdzie nie trzeba było martwić się o meldunek, gdzie jakoś przetrwało się zbierając jagody, runo, najmując do wyrębu drzewa, albo rzeźbiąc świątki sprzedawane turystom. Tutaj przaśny PRL był bardziej znośny, kolorowy, tu nikt nikogo o nic nie pytał. Ale w tym wszystkim dużo też było nieszczęścia, porzuconych żon i dzieci, dziewczyn za jedno piwo na szlaku, pogmatwanych historii miłosnych, swad z Bogiem i samym sobą. I to wszystko w tym spektaklu jest.
"Wyżej niż połonina. Saga w VI aktach" to też nawiązanie do tragicznej przeszłości Bieszczadów. Akcji „Wisła”, która wyrzuciła z tych gór rdzennych mieszkańców, rzezi, gdy nagle sąsiad Rusin już był wrogiem Polakowi, a Polak za żonę łemkowskiej dziewczyny nijak nie mógł pojąć. Nagle granica rozdzieliła sąsiadów, a porzucone, wymordowane wsie zarastały lasem. Nagle na grobach łemkowskich i bojkowskich nie było komu świeczki postawić, a kolejne greckokatolickie cerkwie zamieniły się w katolickie kościoły. Robert Chodur w roli Tadka i Robert Żurek jako Hrynio, świetnie tamtą, ciągle trudną historię odgrywają. Drewniany „Anioło-Bies” dopełnia skrywaną opowieść.
W tym tyglu ludzkich losów, historii, miłości, dramatów, biedy, piękna przyrody, nie mniej ważne są w spektaklu piosenki Wojtka Bellona śpiewane z Wolną Grupą Bukowiną oraz poezja Jerzego Harasymowicza. Jego wiersz „ W górach jest wszystko, co kocham” kończy też przedstawienie.
Scenariusz i reżyseria Tomasz A. Żak
Scenografia Socha – Szczęsny
Obsada
Justyna Król
Mariola Łabno-Flaumenhaft
Robert Chodur
Waldemar Czyszak
Przemysław Sejmicki (gościnnie)
Robert Żurek
Informacje:
661 559 123