Premiera Teatru Przedmieście to jedna z najciekawszych propozycji 6. edycji festiwalu „Źródła Pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor”. Jest pierwszą adaptacją teatralną powieści Wiesława Myśliwskiego „Ostatnie rozdanie”. Aneta Adamska, reżyser i autorka scenariusza, zdołała wielowątkowe i obszerne dzieło zamknąć w skromnym, ale zgrabnym spektaklu, nic nie gubiąc z jego wielkości.
Scena w centrum widowni. Na środku dwa stoły, para krzeseł. W rogu parawanik i lustro – zaaranżowana toaletka. Jeszcze manekin i metry zielonego materiału, gdy to miejsce stanie się pracownią krawiecka. Ale najpierw pojawiają się skądś różne postaci. „Zaraz się pojawi, zaraz się pojawi”, uspokajają, ale widać, że już nie mogą się doczekać. Drobią śpiesznie kroki podniecone tym oczekiwaniem, które udziela się i widowni. I wreszcie skrzypnęły drzwi. Mężczyzna w wieku mocno średnim wchodzi między to całe towarzystwo lekko zażenowany. Opadnięte ramiona, zasępiona twarz, nawet marynarka wygląda, jakby wypłynęła z niej cała chęć do życia. „No powiedz coś, powiedz”, nagli tłum wokół. Nie można przed nimi uciec. Chyba, że pod stół.
Z kolejną sceną zaczynamy rozumieć motywacje i bohatera, i innych postaci. On jest tu i teraz, przebiega myślą przez swoje życie, a one to duchy tych, którzy kiedyś coś ważnego w nim znaczyły. A więc Matka, Szewc Mateja, Krawiec Radzikowski, Czeladnik Romeo, Modelka z akademii sztuk pięknych, Kierownik miejscowej szkoły, Sekretarka. Najważniejsza z osób – Maria – to tylko głos. Słychać ją w pełnych miłości listach, płynących gdzieś spoza sceny. „Dlaczego ją zostawiłeś?”, pyta Matka. Czasami tak po prostu jest, odpowiada Mężczyzna. Na stole co jakiś czas przekłada talię kart, w które grywał z Szewcem Mateją. Raz się wybiera tą lub tamtą i rzuca na stół. Kolejne ruchy prowadzą do wygranej lub przegranej partii. Podobnie jest z życiem, tylko odegrać się nie będzie okazji. Wybierasz jedną z dróg, do innej możesz już nie mieć okazji wrócić. Tak rozwija się ścieżka, jak długie zielone sukno z pracowni Krawca Radzikowskiego. Piszesz lepszy lub gorszy scenariusz. Będziesz z niego na końcu zadowolony?
Mimo smutku, który niesie przecież ze sobą główna myśl „Ostatniego rozdania” spektakl ma wiele zabawnych momentów. Komiczną postacią z pewnością jest Romeo, przyszły krawiec, który klnie jak szewc, sprzedając przy okazji swoje „życiowe mądrości” i refleksje na temat np. kobiet. Dystansu do rozterek głównego bohatera pozwala nabrać także zgrabnie dobrana muzyka – marsze i fanfary, które nagrała dla „Ostatniego rozdania” Orkiestra Dęta „Zgoda” z Rakszawy.
„Ostatnie rozdanie” to ostatnia z wydanych powieści Myśliwskiego. Monolog wewnętrzny głównego bohatera – bezimiennego mężczyzny, rozliczającego się z życiem – zajął pisarzowi ponad 400 stron. Tę znakomitą, ale niełatwą powieść Aneta Adamska zmieniła w niespełna godzinny spektakl, nic nie gubiąc z jej sensu i wielkości. To kolejna po „Podróży” na podstawie powieści Tomasza Manna, tak udana realizacja monumentalnego dzieła przez Teatr Przedmieście.
Wiesław Myśliwski, który z Anetą Adamską dobrze się zna, na spektaklu nie mógł się pojawić, ale myślę, że spodobałaby mu się ta rzeszowska adaptacja. Chociaż to język teatru, to jednak utrzymany w stylu jego powieści. W czym może pomogła właśnie znajomość reżyserki z pisarzem i wieloletnie inspiracje jego literaturą także w innych spektaklach Teatru Przedmieście.
„Ostatnie rozdanie” wymagało większej obsady. Dlatego obok znanych i lubianych aktorów „Przedmieścia” – Moniki Adamiec, Jakuba Adamskiego, Łukasza Lisowskiego, Pawła Sroki, Macieja Szukały i Kingi Waleń, zagrali także – Lila Wojciak (z prowadzonego przez Anetę Amatorskiego Teatru Dramatycznego im. Józefa Żmudy w Stalowej Woli) oraz Roman Adamski, dziennikarz Radia Rzeszów, a prywatnie mąż Anety Adamskiej. Nie był to jego debiut teatralny, ponieważ przed laty należał do niezależnego teatru. Być może podszedł do tego spektaklu z pewną nieśmiałością, ale i jego bohater nie miał pewności, czy w życiu dokonał dobrych wyborów. Pasowali więc jeden do drugiego. Tak, jak i wszystko do siebie w tym spektaklu.