Reklama

Kultura

Nauczyć się lasu, docenić naturę – z Lasowiakami

Alina Bosak
Dodano: 23.06.2023
Fot. Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej
Fot. Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej
Share
Udostępnij

Las ojciec nasz – mówili Lasowiacy, a ich kultura z jej prostotą, przywiązaniem do natury i minimalizmem doskonale pasuje do współczesnych czasów. Nic dziwnego, że przeżywa renesans – w modzie, rzemiośle, muzyce i kuchni. Festiwal Kultury Lasowiackiej, który powędruje przez Podkarpackie w lipcu, jest tego najlepszym dowodem.

Lasowiacy to ludzie, którzy żyli w lesie, a dokładniej w Puszczy Sandomierskiej położonej w widłach Wisły i Sanu. Wisła wyznaczała ścisłą granicę od zachodu. San już taką granicą nie był. Po jego prawej stronie, niemalże po Biłgoraj i próg Roztocza, na terenie obejmującym dolinę Tanwi również mieszkali Lasowiacy.

– To jedna z bardzo nielicznych grup etnograficznych, która sama się nazwała. Stworzyły ją różne narodowości. Osadzano tu np. jeńców czasów wojen prowadzonych przez I Rzeczpospolitą, m.in. Tatarów, Szwedów, Rusinów, przywędrowali tu również Żydzi czy osadnicy z przeludnionego Mazowsza – wymienia dr Jolanta Dragan, etnograf z Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej. – Po pewnym czasie koegzystencji, w tym wielonarodowym tyglu wytworzył się lud, który sam nazwał się Lesiokami, Lasakami czy inaczej Lasowiakami, wprost odnosząc się do lasu, który był ich miejscem do życia – żywicielem, schronieniem, domem.

„Las ojciec nasz, a my dzieci jego, idziemy do niego” – to powiedzenie w lasowiackiej gwarze brzmi tak: „Las – uociec nas, a my dzieci jigo, idziewa do nigo…”

Owo lasowiackie powiedzenie, które upowszechnił Franciszek Kotula, nie tylko jest często przywoływane w literaturze, ale wciąż pozostaje żywe i funkcjonuje w świadomości mieszkańców północnej części województwa podkarpackiego. – Niedawno prowadziliśmy badania terenowe na ten temat. Pokazały, że ludzie doskonale wiedzą, co zawdzięczają lasowi, że to on w najróżniejszy sposób zapewniał im bezpieczeństwo – mówi Jolanta Dragan.

– Określenia Lasowiacy już w połowie XIX wieku używał ks. Wojciech Michna, który zachwycił się kulturą tego ludu i opisał ją w sposób dość dokładny. Funkcjonowały jednak również takie nazwy jak: Lesioki, Lasaki, a w okolicach Leżajska i Harasiuk, gdzie mieszkała też ludność pochodzenia ruskiego – Lisowiacy.

Dziś renesans przeżywa bardzo bogaty lasowiacki folklor muzyczny. Fot. Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej

Samowystarczalni Lasowiacy

Właśnie głęboki związek z lasem najmocniej charakteryzuje tę kulturę wyrosłą w otoczeniu puszczy. Las wkraczał we wszystkie aspekty życia i Lasowiacy nie wyobrażali sobie bez niego egzystencji. Zbierali w nim jagody, grzyby, pozyskiwali materiał na opał i budulec. Uprawiali puszczańskie rzemiosło – maziarstwo, dziegciarstwo, smolarstwo. Z drewna budowali domy, wykonywali meble, sprzęty domowe i gospodarskie, narzędzia rolnicze, a także naczynia dłubane i klepkowe itp. Z korzeni sosny wyplatali kosze. Mieli w lesie miejsca kultu. Stawiane w nim kapliczki były otoczone czcią i troską.

– Charakterystyczną cechą ludzi mieszkających w puszczach, a szczególnie widoczną u Lasowiaków była samowystarczalność i bardzo długo utrzymujący się archaiczny rys ich kultury. Nie tylko sami budowali sobie domy, wykonywali narzędzia, ale potrafili również produkować materiał na odzież. Strój, czyli odzież odświętna, to ich wizytówka – biała, zrobiona z lnu lub innych tkanin samodziałowych. Nie tylko płótno lniane umieli utkać i wybielić. Używali także sukna, wytwarzanego w miejscowych, wiejskich foluszach. Niektóre cieszyły się sławą  – jak folusz w Rakszawie, gdzie powstawało charakterystyczne „siwe” sukno.

Odświętny, biały, lniany strój kobiety składał się z koszuli, spódnicy, zapaski, u mężatek także z charakterystycznie wiązanej chusty czepcowej. Mężczyźni stroili się w płótniankę – rodzaj płaszcza uszytego z dwóch warstw płótna, z wierzchu było cieniutkie, najpiękniej utkane i najdelikatniejsze. Od spodu podbijano go nieco grubszym płótnem lub suknem. Inny element męskiego stroju to sukmana, na którą stać było tylko najbogatszych gospodarzy. Do tego ubierano czapkę magierkę.

– Strój Lasowiaków ma bardzo archaiczny rys. Żadna inna grupa etnograficzna do okresu międzywojennego nie zachowała aż tylu elementów stroju ludowego w komplecie. Zachował się film sprzed niemal stu lat „Kolbuszowa 1929”. Kręcono go w dzień targowy. Na kolbuszowskim rynku obok miejskich elegantek widać także wiejskie kobiety sprzedające różne produkty. Są ubrane w taki właśnie, biały, lasowiacki strój. Na plecach mają jeszcze wełniane chusty, tzw. zaodziwki.

Jolanta Dragan z kulturą lasowiacką miała styczność od dziecka, odwiedzając rodzinę rozsianą po tym terenie. Od lat 80. XX wieku, prowadząc badania terenowe, przemierzyła wiele lasowiackich wsi, poznawała ludzi, przeprowadzała z nimi wywiady. – W pamięć wbiła mi się rozmowa z jedną ze starszych kobiet z okolic Kolbuszowej. Urodziła się jeszcze w XIX wieku i mówiła, że kiedy szło się do kościoła, żadna „z bab” nie ubrała się inaczej niż w biały len. „Choćby deszcz lał, choćby gorąco było, nie można było inaczej do kościoła pójść”. 

Lasowiackie serduszko i hafty z lasu

Jednym z popularnych dziś lasowiackich motywów jest serduszko. – To wzór, który znany był przed wojną, ale nie był wiodący. Upowszechniony został po wojnie dzięki Marii Kozłowej, jednej z osób najbardziej zasłużonych dla promowania kultury lasowiackiej. Pochodziła z Machowa, skąd musiała przenieść się do Tarnobrzega, kiedy powstała kopalnia siarki, ale zawsze za rodzinną wioską tęskniła. Była osobą oświeconą, córką Wojciecha Wiącka, senatora I kadencji parlamentu w okresie międzywojennym. Miała świadomość wielkiej wartości ludowych tradycji. Znała wiele pieśni, gawęd, barwnie opowiadała o zwyczajach i obrzędach ludowych. Była uzdolniona plastycznie i odtwarzając tradycyjny haft, rozpropagowała między innym motyw serca. 

Wraz z tym motywem upowszechniona została legenda o lasowiackim sercu, którą usłyszeć można między innymi w rejonie Dąbrowicy. Według niej córka kowala ofiarowała wykute z żelaza serce ukochanemu, kiedy ten wyjeżdżał na flis zarobić na ich ślub i gospodarstwo. W czasie podróży utonął i flisacy przywieźli jej z powrotem tylko owo serce. Z woli dziewczyny zostało wmurowane w kapliczkę, stając się symbolem wielkiej miłości. Dziewczyny haftowały je na chusteczkach, które darowały ukochanym chłopcom.

– Motyw serca charakterystyczny jest przede wszystkim dla okolic Tarnobrzega i subregionu mokrzyszowsko-grębowskiego – podkreśla Jolanta Dragan. – W przypadku Lasowiaków, jak w odniesieniu do wielu innych grup etnograficznych istnieją subregiony, wyznaczane m.in. przez charakterystyczny strój. Mamy więc wspomniany subregion mokrzyszowsko-grębowski z haftem płaskim pełnym. W subregionie kolbuszowsko-raniżowskim królował haft angielski (dziurczasty) z bardzo pięknymi motywami roślinnymi. Najpiękniejszą jednak i najbardziej rozbudowaną formę haft angielski przybrał w subregionie leżajskim. Hafciarki wykazywały się tutaj prawdziwym mistrzostwem. Misterne wzory pokrywały trzy czwarte powierzchni zapaski, która stanowiła wierzchni, strojny element ubioru kobiety. Do dziś nie mogę powstrzymać zachwytu, biorąc do ręki którąś z takich zapasek znajdujących się w  zbiorach naszego muzeum w Kolbuszowej. Ostatni lasowiacki subregion stanowi subregion nadsański – okolice Stalowej Woli i w kierunku Ulanowa. Tam pojawił się haft krzyżykowy, ponieważ sięgał tam zabór rosyjski i to właśnie efekt jego kulturowych wpływów.

W królestwie jagód

W przedwojennej Puszczy Sandomierskiej panowała prawdziwa galicyjska bieda. Ludzie nie mieli wielu możliwości zarobkowania poza służbą „u dworu”. Utrzymywano się więc z własnych, skromnych gospodarstw i bogactw lasu. – Dzięki temu pożywienie było dosyć urozmaicone. Do charakterystycznych potraw Lasowiaków z okolic Kolbuszowej należała kapusta źmiocano, czyli danie, w którym nie ma ani grama kapusty, bo to nic innego jak kiszone ziemniaki z grochem, zaprawiane słoniną, cebulą – podaje Jolanta Dragan. Z kolei w okolicach Łętowni z tartych ziemniaków robiono pierogi kudłate – miały nierówną powierzchnię i stąd ich nazwa.

Las zapewniał obfitość jagód (czarnych borówek), więc zjadano je w najróżniejszej postaci. Używano jagód jako skutecznego lekarstwa na bóle brzucha i niestrawności – najlepiej suszonych. A suszono je w stygnącym piecu po upieczeniu chleba. W takiej postaci można było je przechowywać przez całą zimę. Surowe, suszone i gotowane borówki przyrządzano na wiele sposobów. Robiono z nich kompoty i dżemy, a w Weryni także słynną pamułę weryńską – zupę owocową z jagód.

Zbiór jagód zaczynał się po świętym Janie, czyli po 24 czerwca. Mówiono: „Św. Jan przynosi jagód dzban”. Jagody dawały również ludziom utrzymanie. Zebrane jagody kobiety sprzedawały na okolicznych targach a po wojnie w skupach – opisuje etnograf.

Na terenach puszczańskich, w szczególności u Lasowiaków, 2 lipca uroczyście obchodzono Święto Matki Boskiej Jagodnej. – Dzisiaj to święto może trochę zapomniane, ale w okolicach Kolbuszowej, w Dzikowcu, Medyni czy w Ociece jest to dzień odpustowy. W ocieckim kościele znajduje się cudowny obraz Matki Boskiej Ocieckiej, zwany przez miejscowych cudownym obrazem Matki Boskiej Jagodnej. Znany jest z tego, że łaski przed nim wypraszały kobiety mające trudności z doczekaniem się potomstwa. Wśród Lasowiaków wierzono także, że takie kobiety powinny powstrzymać się z jedzeniem jagód do tego właśnie święta. Najczęściej tłumaczono to tym, że tego dnia Matka Boska rozdziela jagody wśród dzieci w niebie i jeśli matka zje jagody wcześniej, to nie dostanie dziecka. I rzeczywiście, w pracy badawczej spotkałam takie osoby, które znały matki wstrzymujące się z jedzeniem jagód do tego czasu.

Wśród ludu Puszczy Sandomierskiej rozpowszechnionych było mnóstwo legend, wierzeń, o których do dziś ludzie pielęgnujący tradycje potrafią opowiadać w różnych „godkach” piękną lasowiacką gwarą. Las sprzyjał barwnym opowieściom, w których często przewijają się wilki i strachy. – W lesie człowieka może chwycić Błąd. I wtedy, choćbyś znał drogę na pamięć i tak się zgubisz. Błąd będzie cię długo wodził po lesie – opisuje Jolanta Dragan.

Lasowiacka kultura staje się modna

Dziś renesans przeżywa bardzo bogaty lasowiacki folklor muzyczny. Bo, jak podkreśla etnograf, muzyka Lasowiaków jest wyjątkowa –  dzika, pulsująca. Grana do tańca z werwą, pazurem, bo „musi mieć rzaz”. Najwięksi mistrzowie potrafili nią tak oczarować, że „tańczyły ludzie do upadu, aż mdlały”. Mają dziś oni swoich naśladowców i kapele, które na powrót organizują potańcówki do żywej lasowiackiej muzyki. Chętnych do tańca nie brakuje.

– Lasowiackie dziedzictwo kulturowe jest dla współczesnego człowieka niezwykle atrakcyjne. – Jego siła to prostota i życie w zgodzie z naturą. Inne regiony etnograficzne bywają bardziej kolorowe, rzucające się w oczy. Przez wiele lat owa prostota Lasowiaków nie miała siły przebicia. Dziś ta kultura przeżywa renesans i pasuje do coraz modniejszego w świecie minimalizmu. Wystarczy zatem sięgnąć do tradycji i mamy gotowe wzory – podsumowuje Jolanta Dragan.

Czytaj także: Festiwal Kultury Lasowiackiej

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy