Muzyki można słuchać właściwie wszędzie. Ułatwiają to tzw. nośniki dźwięku i ich odtwarzacze. Ale nic nie zastąpi tego rodzaju zachwytu, jakiego możemy doświadczać jedynie w miejscach o wyjątkowej energii, w których muzyka grana na żywo brzmi w otoczeniu innych dzieł sztuki jako dopełnienie tego ogromu bogactwa artystycznego tworzonego przez wieki przez artystów- bożych wybrańców. Ogrom tego bogactwa – danego nam zupełnie darmo – przytłacza, a jednocześnie wzbudza refleksje, porusza naszą wrażliwość, wzmacnia wewnętrznie. Po muzykę i moc, którą daje jej słuchanie wybiorę się – jak co roku o tej porze – do Leżajska.
Dla mnie muzyka zawsze była, jest i będzie esencją duchowych przeżyć. Być może mój mocno już nadgryziony zębem czasu pesel – coraz częściej – sprawia, że bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, doceniam wartość muzyki klasycznej i jej obecność (lub brak obecności) w życiu polskiego społeczeństwa. Mieszkam i pracuję na Podkarpaciu. Takiego wyboru dokonałam ponad 20 lat temu. Umościłam się j a k o ś w tej mocno siermiężnej, podkarpackiej rzeczywistości – i trwam. A w tym trwaniu pomaga mi i muzyka i ludzie, którzy pilnują, aby w naszym regionie było miejsce i czas na muzykę wielkich mistrzów, graną na żywo, entuzjastycznie odbieraną przez słuchaczy.
Wielkie święto podkarpackich melomanów, czyli Festiwal Muzyczny w Łańcucie jest niekwestionowana wizytówką Podkarpacia, pięknym, wiosennym triumfem tradycji europejskiej kultury nad obecnie promowanymi, artystycznymi trendami i wątpliwej jakości muzyczną nowoczesnością- mającą niewiele wspólnego z szeroko pojętymi, tradycjami muzycznymi Starego Kontynentu obejmującymi każdy, współczesny gatunek muzyczny. Łańcucki Festiwal jest niejako prologiem – jedynym i niedoścignionym – do regionalnych, wakacyjnych festiwali z muzyka klasyczną.
Województwo mamy nie największe, z kulturą muzyczną też bywa różnie. Podczas wakacji swoje podwoje zamyka znakomicie działająca od kilku lat
Filharmonia Podkarpacka w Rzeszowie (choć w tym czasie nie zaprzestaje działalności w tzw. terenie). Czy podkarpaccy melomani mogą podczas wakacji cieszyć się koncertową muzyką? Możliwości jest niewiele, choć na kulturalnej mapie Podkarpacia znajdujemy m.in. Międzynarodowe Festiwal Muzyczne w Mielcu, czy Stalowej Woli – Rozwadowie, Wieczory Muzyki Organowej i Kameralnej w Katedrze i Kościołach Rzeszowa, czy arcyciekawy Festiwal Muzyki Dawnej "Pieśń Naszych Korzeni„ w Jarosławiu.
Wakacyjne podróże, których celem jest uczestnictwo w koncertach muzyki klasycznej nie są przeszkodą dla żadnego prawdziwego melomana. Niektórzy z nas swój wakacyjny czas odmierzają według kalendarza koncertowego. Na przykład w czas letniej kanikuły, co tydzień w poniedziałek odwiedzają magiczną Bazylikę oo. Bernardynów w Leżajsku.
Miejsce cudami słynące
Pierwsze wzmianki o wyjątkowości tego miejsca pochodzą z 1560 r. Jest to relacja niejakiego Rychy Młynarza na temat wizji Matki Bożej, jakiej doznał. A 30 lat później Tomasz Michałek z Giedlarowej ogłosił miejscowym rajcom i duchowieństwu, iż był świadkiem Maryjnego przesłania w okolicznym borze. Nie uwierzono jednak miejscowemu słodownikowi i za rzekome herezje uwięziono na kilka lat. Szczęśliwie Tomasz Michałek więzienie przeżył i natychmiast po jego opuszczeniu miejsce objawienia sprzed lat oznaczył drewnianym krucyfiksem, którego sława szybko rozeszła się wśród coraz liczniej przybywających do Leżajska pątników.
Miejscowy proboszcz, w trosce o dobro wiary kazał podpalić drewniany krucyfiks zwany Bożą Męką. Ten jednak cudownie ocalał z pożogi, stając się niezbitym dowodem na prawdomówność Michałka. I tak w miejscu objawień, ufundowana przez Reginę Pisarską stanęła najpierw drewniana kapliczka, a niebawem drewniany kościół ufundowany przez Kacpra Głuchowskiego. O tych faktach przeczytać możemy w archiwach klasztornych z początku XVII wieku. Pierwsi Bernardyni przybyli zaś do Leżajska w roku 1608. Już dwa lata później postawiono skromną, murowana świątynię, a monumentalną i osławioną dziś Bazylikę zbudowano w latach 1618-1628. Mimo licznych, wojennych i dziejowych sytuacji, w tym cudownym miejscu, po dziś dzień zachowało się wiele oryginalnych elementów wyposażenia – między innymi ołtarz główny z imponującymi, rzeźbionymi stallami i wiele innych skarbów, a wśród nich ten szczególny, czyli Krucyfiks Tomasza Michałka, od którego wszystko się w tym niezwykłym miejscu zaczęło…
Król instrumentów nadaje ton!
Bazylika Klasztor oo. Bernardynów w Leżajsku to bezcenny, narodowy skarb. Historia tego miejsca jest długa i fascynująca. Każdy, kto odwiedza Bazylikę, powinien ją poznać i po kartach historii dojść krętymi, wysłużonymi schodkami na chór. Tu, z wysokości pierwszego piętra królują na całą świątynię słynne, leżajskie barokowe organy. Cóż to za instrument!
Budowę tego cuda ufundowała rodzina Potockich. Organy powstawały w dwóch etapach, w sumie obejmujących lata od 1680-1693. Na początku XX w. zostały przebudowane, ale szczęśliwie – w 1968 r. przywrócono należne im, barokowe brzmienie. Największa piszczałka ma 10 m długości! Instrument ten imponuje nie tylko swoimi możliwościami brzmieniowymi – np. głosami ptaków, czy bębnem. Zachwyca swą rozpiętością, którą tworzy chór muzyczny rozpostarty na całą szerokość korpusu nawowego i prospekty odpowiadające trzem nawom budowli.
W nawach bocznych znajdują się mniejsze instrumenty, pośrodku zaś usytuowane są główne organy. Wszystkie trzy instrumenty tworzą monumentalny zespół organowy, gdzie jednocześnie można grać na trzech instrumentach. To jedyne takie organy na skale światową. Imponująco prezentuje się wystrój figuralny i oprawa snycerska tego instrumentu.
Ale na nic słowa – to trzeba zobaczyć osobiście! Podobnie, jak osobiście i na własne uszy trzeba dowiedzcie się, jak nieograniczone są możliwości brzmieniowe leżajskich organów. Podczas corocznych, festiwalowych koncertów obserwuję z zachwytem, jak kolejni mistrzowie gry na tym arcytrudnym instrumencie zafascynowani odkrywają dźwięki, których nie da się na przykład zagrać na wielu innych, "młodszych" organach znajdujących się na terenie Polski, czy Europy. Ba – nawet świata! W ubiegłym roku zagrał w Leżajsku geniusz muzyczny, Amerykanin, Cameron Carpenter. Koncertuje na całym świecie, zna setki instrumentów, ale leżajskie organy zrobiły na Nim wyjątkowe wrażenie. A Cameron zrobił takie samo na melomanach. Znów usłyszeliśmy nowe, niespotykane dotąd brzmienia, które ten artysta odkrył i wydobył z leciwego instrumentu.
Festiwal w obiektywie… burmistrz w zachwycie
Kolejnym edycjom Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej w Leżajsku towarzyszą wystawy fotograficzne, których autorami są pracujący w leżajskim Miejskim Centrum Kultury Wacław Padowski, Anna Węglarz, Ryszard Węglarz i Mieczysław Wroński. Oni także zatrzymują w swoich obiektywach festiwalowe koncerty. Organizatorem festiwalu jest MCK. Dyrektor Maja Horoszko mówi, że dzięki festiwalowi Leżajsk urósł do miana organowej stolicy południowo- wschodniej Polski.
Poprzeczka podnosi się coraz wyżej, zwłaszcza, że każdy koncert gromadzi w Bazylice 100% publiczności. Muzyki słuchają leżajszczanie, melomani z Rzeszowa i okolic, oraz zachwyceni miejscem i festiwalem turyści. Zdarzają się koncerty, kiedy brakuje miejsc stojących nawet w nawach bocznych. Historia festiwalu zaczęła się w roku 1992, kiedy to dzięki staraniom muzykologów Jacka Krysy i Piotra Jackowskiego w Leżajsku odbył się pierwszy koncert w ramach II Koncertów Organowych Stalowa Wola. Po kilku zmianach artystyczno- organizacyjno- personalnych, od 1997 festiwal jest samodzielnym bytem na stałe wpisanym w kalendarz najlepszych wakacyjnych festiwali muzyki na Podkarpaciu. Burmistrz Leżajska, Piotr Urban nie wyobraża sobie swojego miasta bez tego festiwalu. Przede wszystkim dlatego, że jest wielkim miłośnikiem muzyki, bywalcem Filharmonii Podkarpackiej i Festiwalu Muzycznego w Łańcucie. Burmistrz z zachwytem podkreśla, że dzięki świetnej współpracy z MCK i przychylności przeora bazyliki leżajskiej, ojca Joachima Ciupy, kolejna edycja leżajskiego festiwalu może znów stać się faktem.