Wczoraj w Sali Balowej łańcuckiego Zamku wystąpił mistrz pianistyki Krzysztof Jabłoński. Jego recital składał się z samych arcydzieł, które wyszły spod pióra genialnego Fryderyka Chopina,ale na początek zabrzmiał „Taniec słowiański” A. Dvoraka na cztery ręce. K. Jabłońskiemu towarzyszyła przy fortepianie młoda artystka Rita Shen, z pochodzenia Chinka, od lat mieszkająca i koncertująca poza granicami swojego kraju.
„Taniec słowiański” zabrzmiał jak nokturn i było to piękne wprowadzenie w nastrój całego koncertu. (W tym miejscu odpowiem na pytanie pana Pawła, jednego z melomanów: tak). Pierwsza część recitalu K. Jabłońskiego pokazywała nieograniczone możliwości techniczne artysty, który- jak wiemy – jest laureatem III nagrody XII Międzynarodowego Konkursu im. F. Chopina w Warszawie. Czas pokazał, że jako jedyny z finalistów tamtego konkursu z roku 1985 zaistniał na światowych scenach i dziś zajmuje niekwestionowane, wysokie miejsce wśród nazwisk pianistyki klasycznej. Jabłoński ma szczególne predyspozycje do grania muzyki Chopina. Dysponuje wyjątkowo ciepłym, miękkim dźwiękiem, doskonale prowadzi narrację muzyczną, idealnie dobiera tempa utworów. Gra bez egzaltacji, w którą popadają czasami nawet najwięksi artyści wykonujący muzykę romantyczną.
W I cz. koncertu zabrzmiała m.in. brawurowa Etiuda Rewolucyjna, a na koniec znów duet z R. Shen – Grand Duo Concertant E-dur F. Chopina. Druga część koncertu zawierała muzykę bardziej nastrojową. I znów zabrzmiały kompozycje Chopina wszystkim doskonale znane, a całość zakończyło pięć słynnych „Tańców węgierskich” J. Brahmsa na cztery ręce. Publiczność – rzecz jasna – oczekiwała bisów. Były dwa, ostatni grany wyłącznie na czarnych klawiszach. Nadzwyczaj efektowna Etiuda Ges- dur F. Chopina zakończyła mistrzowskie popisy K. Jabłońskiego, który zapewne mógłby bisować jeszcze kilka razy, bo to artysta nadzwyczaj serdeczny, pogodny, ciągle uśmiechnięty (tak też można określić nastrój wczorajszego koncertu), ale większość melomanów nerwowo zerkała na zegarki, ponieważ o 21.00, w łańcuckim hotelu Sokół miał się rozpocząć kolejny festiwalowy wieczór.
Koncert Trio A. Jagodzińskiego z towarzyszeniem R. Majewskiego (trąbka, flugelhor) i H. Miśkiewicza (saksofony), oraz wokalistki A. Wilczyńskiej i kwartetu smyczkowego Filharmonii Podkarpackiej zaczął się dopiero o 21.30, ale nikt nie narzekał. Publiczność dopisała w 100%, a muzyka K. Komedy wprawiła zasłuchanych widzów w bardzo dobry nastrój. Projekt „Tribute to Komeda” powstał już kilkanaście lat temu, ale wciąż ewoluuje. Potrzebny jest zwłaszcza w tym roku, kiedy mija 50. rocznica śmierci największego, polskiego twórcy muzyki filmowej i pierwszego twórcy nowoczesnego jazzu w Polsce, jakim był niewątpliwie Komeda. Andrzej Jagodziński napisał karkołomne momentami dla wykonawców aranżacje, które wszyscy muzycy grali w olbrzymim skupieniu i z doskonałym rezultatem. Zwłaszcza temat „Każdy szafę ma”, w którym Agnieszka Wilczyńska wykonała bardzo trudną technicznie część śpiewaną scatem wzbudził zachwyt publiczności. Koncert rozpoczęła kołysanka z filmu „Rosemary’s Baby” z genialnym tekstem W. Młynarskiego, a zakończył nastrojowy bis w wykonaniu A. Jagodzińskiego i A. Wilczyńskiej, którzy wykonali temat z filmu „Prawo i pięść”.
Dzisiejszy wieczór melomani spędzą w Filharmonii Podkarpackiej, gdzie o godz. 18.00 rozpocznie się spektakl „Jezioro łabędzie” P. Czajkowskiego- nadzwyczajnej urody balet klasyczny w wykonaniu niewątpliwych znawców tematu, jakim są artyści Lwowskiego Narodowego Akademickiego Teatru Opery i Baletu im. S. Kruszelnickiej.