Dobrze się stało, że podczas koncertu inaugurującego 57. Muzyczny Festiwal w Łańcucie zabrzmiało wielkie dzieło G.Verdiego ‘Bal maskowy”, bo przecież kluczowa scena tej opery rozgrywa się na zamku, lub w pałacu, albo właśnie pałacowych ogrodach. To opera – można powiedzieć- stworzona do wystawienia w takich miejscach, jak łańcucka posiadłość. Sam fakt jej wystawienia w takim miejscu to też coś więcej. Wyjście „w plener” z muzyką klasyczną przypomina, że w minionych epokach dzieła wielkich / i pomniejszych/ kompozytorów nie rozbrzmiewały przecież w salach koncertowych, bo takich po prostu nie było. Muzyka funkcjonowała we wnętrzach pałacowych i ogrodach arystokracji, ale też na miejskich placach, parkach i oczywiście w mieszczańskich domach – w formie bardzo kameralnej. Ta muzyka dziś zwana poważną / choć coraz rzadziej używa się tego terminu/ pełniła oczywiście rolę użytkową i w przeważającej części rozrywkową. I kiedy spotykamy się na festiwalowych plenerach przed łańcuckim Zamkiem, wracamy do tego, czym dawniej była muzyka klasyczna. To ujmujące.