Reklama

Kultura

Węgierska Filharmonia Kameralna i Jan Peszek na scenie festiwalu

Elżbieta Lewicka
Dodano: 28.05.2016
27409_peszek_1
Share
Udostępnij
W piątek wieczorem w sali balowej łańcuckiego Zamku panowała atmosfera muzycznego Wiednia – wystąpili bowiem artyści często koncertujący w europejskiej stolicy muzyki klasycznej. W programie koncertu znalazły się kompozycje J.S. Bacha, jego najmłodszego syna J.Ch. Bacha i W.A. Mozarta. Klamrę spinającą muzyczną całość stanowiły dwie Symfonie – jakże różne, bo pisane w odmiennej stylistyce. 
 
Dzięki takiemu doborowi repertuaru mieliśmy dobrą lekcję muzyki na temat rozwoju formy symfonii. W programie znalazły sie aż trzy Kantaty J.S. Bacha. Najpiękniej zabrzmiała "Jauchzet Gott in allen Landen" BWV 51 z doskonałymi partiami trąbki barokowej, na której grał Gyorgy Kovacs. Wielkie wrażenie zrobiła na słuchaczach sopranistka Katerina Beranova, której energiczna i naturalna, bez egzaltacji właściwej wokalistom klasycznym, interpretacja muzyki i tekstów potęgowała przesłanie, jakie Bach zawarł w swoich Kantatach. Pierwsza cześć koncertu zakończyła się arcytrudnym dla śpiewaczki Exultate Jubilate KV 165 W.A.Mozarta – jej partia to muzyka z dużym ambitusem, pełna finezyjnych ozdobników. Katerina Beranova śpiewała ten utwór bez nut! Powtarzając na bis jego końcowy, popisowy fragment. 
 
Węgierska Filharmonia Kameralna pod dyrekcją Antala Barnasa najpierw akompaniowała solistom (obok K.Beranovej wystąpił mało wyrazisty bas Klemens Sander) , a w drugiej części wieczoru pięknie zabrzmiała w mozartowskiej Symfonii nr. 29 A-dur KV 201.

Część uczestników pośpiesznie opuszczała salę balową łańcuckiego Zamku, aby zdążyć na występ wybitnego aktora Jana Peszka, który z wyrozumiałością opóźnił nieco swój występ, który składał się z dwóch części: kultowego "Scenariusza dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego" B.Schaeffera i prapremierowego, autobiograficznego "Dośpiewania". 

Jan Peszek – artysta ekstremalny, jeden z ostatnich polskich, wielkich aktorów, w trwającym ponad dwie godziny (z przerwą)monologu, dał popis swoich nieograniczonych możliwości interpretacyjnych. To artysta nadzwyczajnie muzykalny, od ponad 40. lat przedstawiający "Scenariusz..", w którym stawia fundamentalne pytania i  jakże prawdziwie odpowiada na nie.
 
Snuje dywagacje o sztuce, jej roli i kondycji tych, którzy są w służbie sztuki – artystów. Mówi o człowieku i jego życiowej postawie .Peszek tworzy teatr przedmiotu, a więc na scenie Filharmonii Podkarpackiej pojawiło się sporo rekwizytów, za pomocą których aktor interpretował przedstawiany tekst. W pewnym momencie podłoga sceny była już zupełnie zachlapana wodą, wszędzie walały się kawałki porąbanych przez Jana Peszka listewek, rozsypana mąka , plastikowe rury i inne przedmioty służące artyście do interpretacji tekstu B. Schaeffera.
 
Wizualnej i intelektualnej dekonstrukcji dopełniła niemal naga postać Jana Peszka w końcowej części "Dośpiewania". Jednak artysta nie pozostawił nas w stanie "rozpadu" kończąc swój rewelacyjny występ równie zaskakująco, jak go rozpoczął.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy