O Kapeli Kurasie z podkarpackiej Lubziny powstały już cztery prace magisterskie, dziesiątki artykułów oraz audycji radiowych i telewizyjnych. Ale nikt nie wspominał, że słynni na całą Polskę ludowi muzykanci to potomkowie hrabiego Karola Pawła Łosia. Rodzinną historię przypomina dopiero rodzinna monografia, która właśnie się ukazała z okazji jubileuszu 65-lecia kapeli.
– Kiedy pierwszy raz wszedłem do domu pani Albiny w Lubzinie, zobaczyłem ją siedząca w centrum, w otoczeniu rodziny. Widać było szacunek, z jakim jest traktowana. Od razu więc powiedziałem: – Kurasiowa, wy jak ta hrabina siedzicie. Nawet nie wiedziałem, jak z tym tytułem trafiłem – wspomina Aleksander Bielenda, regionalista i współautor książki „Raduje się serce, raduje się dusza… Dzieje Kapeli Kurasie”. Napisał ją wspólnie z Zofią Teresą Mudryk, córką Albiny Kuraś i dr hab. Władysławem Tabaszem. Zawarta w niej jest historia jednej z najsławniejszych ludowych kapel w Polsce, którą 65 lat temu założył Władysław Leon Kamiński, a dziś prowadzi jego córka, 90-letnia Albina Kuraś, jednocząc we wspólnym graniu kilka pokoleń rodziny. Bo w kapeli gra już piąte pokolenie – praprawnukowie Władysława Kamińskiego.
Kapela znana i uznana
– Monografia Kapeli Kurasie, a wcześniej Kapeli Kamińskiego, była marzeniem mamy. Teraz ono się ziściło – oznajmiła Zofia Mudryk gościom, którzy w sobotę zawitali do Centrum Kultury im. Józefa Mehoffera w Ropczycach, by wziąć udział w uroczystym spotkaniu, promującym to wydawnictwo, połączone z wystawą rzeźby ludowej Albiny Kuraś i Władysława Kamińskiego. Zarówno spotkanie, jak i wydanie książki jest częścią większego projektu pn. Kapela Rodzinna „Kurasie” z Lubziny – 65 lat działalności i popularyzowania tradycji ludowych. W jego ramach zorganizowano również warsztaty rzeźbiarstwa ludowego oraz gry na tradycyjnych instrumentach dla dzieci i młodzieży. Projekt dofinansowało ministerstwo kultury i dziedzictwa narodowego. Sława kapeli sięga bowiem i Warszawy. Już w 1964 roku na Centralnych Dożynkach w stolicy Kapela Kamińskiego prowadziła ludowy korowód. Zarówno zespół pod przewodnictwem Władysława, jak i Albiny wygrywał konkursy i festiwale, otrzymywał nagrody, wyróżnienia i państwowe medale. Albina Kuraś m.in. w 2005 roku odznaczona została Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a potem otrzymała Srebrny Medal „Zasłużony kulturze Gloria Artis”. W 2013 zespół zdobył Nagrodę im. Oskara Kolberga, a w 2014 na podwórko w Lubzinie zajechała ekipa telewizji TVP Kultura ze Zbigniewem Wodeckim, by przygotować o reportaż o tym niezwykłym, muzycznym zjawisku. Wyjeżdżali zauroczeni.
To akurat nietrudno było zrozumieć tym, którzy w sobotę zjawili się na jubileuszu Kurasiów w ropczyckim centrum kultury, które od lat patronuje działalności kapeli. Po krótkim wstępie Aleksandra Bielendy na temat książki i opowieści Jolanty Dragan, kustosza Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej o tym, jak na wsiach funkcjonowali niegdyś ludowi muzykanci, kurtyna rozsunęła się, by ukazać lubzińską kapelę w całości. Na środku, na krześle siedziała Albina Kuraś, dzierżąc skrzypce, a za jej plecami w półkolu ustawił się cały zespół – 15 osób. Pani Albina chodzić bardzo nie może, ale kiedy skrzypce przytuliła do policzka, to jakby z jej 90 lat połowa ubyła. Palcami przebiegała po strunach z werwą, która udzielała się wszystkim grającym i śpiewającym. Tyle było radości i energii w tym graniu, że publiczność od razu dała się oczarować.
Talent z pokolenia na pokolenie
„Trza iść, bo Kurasie grają”, mawiano kiedyś w Lubzinie. Przypomina o tym Aleksander Bielenda, który w rodzinnych archiwach Kurasiów odkrył, a potem potwierdził u innych źródeł, niezwykłą historię Władysława Leona Kamińskiego. On sam swe rodzinne korzenie znał, ale się nimi nie chwalił. Ba, nawet dzieciom nie zdradzał, że płynie w nich błękitna krew. Jego dziadek przybrał imię Jakób Kamiński, by ukryć się przed carską policją. Tak naprawdę nazywał się hrabia Karol Paweł Łoś, był kapitanem IV Pułku Ułanów Wojsk Królestwa Polskiego i uczestnikiem powstania listopadowego. Właśnie za udział w powstaniu, władze carskiej Rosji skonfiskowały cały majątek hrabiego na Wołyniu i Roztoczu, a jego samego skazały na karę śmierci. Ukrywając się u rodziny, m.in. w Baranowie Sandomierskim został namówiony na zmianę nazwiska, by ustrzec się aresztowania. Dzięki koligacjom został zatrudniony jako administrator dóbr hrabiostwa Kuczkowskich w Jasieniu. Jego syn, Karol Julian Kamiński był leśniczym w tym majątku i ożenił się z Rozalią Kozubską (także rodowa szlachta). Ich syn Władysław zyskał sławę, jako wiejski muzykant i porzucił szlachecki stan żeniąc się z chłopką, z którą stworzył zresztą szczęśliwą rodzin, z trójką dzieci – wśród nich Albiną – ochrzczoną tak na pamiątkę jednego z przodków, o czym zresztą przez lata nie wiedziała.
Wiesław Kamiński był samoukiem. Muzykiem zostać musiał, bo wszystko w nim grało. I choć ojciec kierował go na szewca, to pasja i talent postawiły na swoim. – To zasługa genów rodziny Łosiów – uważa Aleksander Bielenda. – Hrabia Antoni Feliks Łoś, który wybudował pałac Łosiów w Narolu (w latach 1776-1781) założył pierwszą w Polsce akademię artystyczną. W tej rodzinie nie brakowało muzycznie utalentowanych osób. Nie dziwi więc, że i dziś w każdym pokoleniu Kurasiów – potomków hrabiego – rodzą się osoby obdarzone tymi szczególnymi zdolnościami. Dzięki temu Kapela „Kurasiów” jest z tego, co wiem, jedyną w Europie, w której gra już piąte pokolenie.
Wszyscy goście uroczystego spotkania w Ropczycach, otrzymali monografię „Raduje się serce…” w prezencie. Przy okazji zabrali ze sobą do domów kawałek muzyki Kurasiów. Do książki dołączono bowiem płytę z poleczkami, oberkami i tęsknymi ludowymi melodiami. Śpiewa na niej i Albina Kuraś, co czyni tę pozycję wyjątkowym dokumentem. Dobrze, że powstał.