Jaromir Kwiatkowski: "Ja nigdy nie będę mógł poczuć się głosem całej Polski" – powiedział Pan po zwycięstwie. Skromny Pan jest… Przecież istotą tego konkursu jest właśnie poszukiwanie najlepszego głosu w Polsce.
Krzysztof Iwaneczko: Przede wszystkim od początku liczyłem się z tym, że udział w programie obejmuje bardzo krótki czas, choć te trzy miesiące były okresem bardzo ciężkiej i wytężonej pracy. Popularność, która przychodzi wraz z programem, szybko mija. Za rok startuje kolejna edycja „The Voice of Poland”, którą już zapowiedział pan prezes TVP, a wraz z nią pojawią się kolejni uczestnicy, czyli kolejne potencjalne gwiazdy programu. Od początku zdawałem sobie z tego sprawę i chciałbym pracować na to, żeby „odkleić” od siebie łatkę wyłącznie uczestnika programu. Oczywiście, była to świetna przygoda i świetne doświadczenie, ale tak naprawdę trzeba samemu pracować na swoją pozycję na polskim rynku muzycznym. A określenie „głos Polski”… Zawsze znajdą się lepsi wokaliści. Czy w tej, czy w poprzednich edycjach. Dlatego nie mogę czuć się „głosem Polski”.
Zdobyta sława może trwać krótko. Ale to zwycięstwo może być też wstępem do fajnej kariery na polskim rynku muzycznym.
Oczywiście. Traktuję ten program jako narzędzie, ale oprócz tego jako przyspieszoną szkołę poruszania się w branży muzycznej, tego co będę robił w przyszłości. Według mnie, idąc do takiego programu trzeba mieć pomysł na siebie. A sam program trzeba traktować tylko jako czas przejściowy – świetny start, wspaniałą, bardzo rozwijającą przygodę. No ale jeżeli wraz z wygaśnięciem świateł w „The Voice of Poland” zgaśnie też cały zapał do pracy, to nie ma to sensu. W takim programie nie są najważniejsze nagrody, ale jednak nagrody, które otrzymujemy, dopingują nas do dalszej, ciężkiej pracy. I ja tę pracę już zacząłem.
Ten pomysł na siebie, o którym Pan wspomniał, objawił Pan także po zwycięstwie, zapowiadając, że przy nagrywaniu płyty nie będzie Pan szedł na żadne kompromisy. To znaczy?
Przede wszystkim od samego początku, od pierwszego światła na planie programu, podjąłem naprawdę tytaniczną pracę. Jest to mój autorski projekt. Otoczyłem się ludźmi, którzy są naprawdę doświadczonymi osobami w branży. Mam świetnego menedżera i rewelacyjnego producenta, o którym będę mógł niedługo powiedzieć więcej, bo rozmowy trwają, ale są już bardzo zaawansowane. To producent, któremu ufam i który wyprodukował bardzo wiele płyt najlepszych wykonawców w Polsce. W zdaniu o braku kompromisów chodzi mi o to, żeby nie uginać się pod naciskami czysto komercyjnymi.
Ludzi z branży?
Nie, właśnie nie ludzi z branży. Uważam, że polska branża obfituje w masę ludzi lepszych ode mnie technicznie i pod względem doświadczenia. Z pomocy tych ludzi chcę korzystać. Dowodem była moja współpraca w programie z Marią Sadowską. Ale nie będą to ludzie, którzy np. nie są muzykami, ale są nastawieni wyłącznie na zyski ze sprzedaży płyt. Takim ludziom nie pozwolę ingerować w swoją muzykę. Chociaż czuję wewnętrznie, że nie jestem gotowy, by samemu dopinać każdą warstwę produkcji tej płyty – aranżować, produkować itd. Dlatego, jak wspomniałem, otoczyłem się doświadczonymi ludźmi z branży.
Proszę zdradzić, w jakim klimacie muzycznym będzie utrzymana Pana płyta. Jaki klimat jest Panu najbliższy?
Cząstkę tego pokazałem w finale programu. Te utwory były w całości dobierane przeze mnie i Marysię, po to, aby pokazać, co czuję w sercu. Mój materiał jest już gotowy. Gdybym miał go charakteryzować, to powiedziałbym, że jest oparty na podstawach jazzu i na jego gałęziach – soul, funk, z domieszką ambitniejszego, mam nadzieję, popu. No i znajdzie się na tej płycie odrobinę zabarwienia balladowego.
Brzmi ciekawie. Pozostaje życzyć, by ostateczny kształt płyty dokładnie odzwierciedlał to, co Pan chciał osiągnąć. Na koniec jeszcze jedna kwestia: zapowiedział Pan, że odda Pan statuetkę za zwycięstwo w programie na aukcję charytatywną, z której dochód zostanie przeznaczony na Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Przemyślu.
Tak, to prawda. Miałem takie myśli, że skoro mam w rękach pewne instrumenty do tego, żeby się tą nagrodą podzielić, to bardzo bym chciał się nią podzielić. To zwycięstwo to była ciężka praca wielu jednostek, w tym moja i nie mogę powiedzieć, że mi się to nie należy. Lecz poczułem się trochę nieswojo, kiedy ludzie używali wobec mnie górnolotnych określeń w rodzaju „najlepszy głos w Polsce”. Dlatego naturalne było, że tę statuetkę chcę w okresie świąt Bożego Narodzenia przekazać na licytację, z której dochód – wraz z częścią nagrody pieniężnej za zwycięstwo – zostanie przekazany na Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Przemyślu. Jaka to będzie część, to zobaczymy.