Brytyjski wokalista, kompozytor i producent Bryan Ferry przyzwyczaił swoich licznych fanów do produkcji na najwyższym poziomie. Najnowszym albumem „Avonmore” artysta znów nie zawiódł!
Płyta zawiera tylko 10 kompozycji – szkoda, że nie więcej – bo śpiewu Bryana nigdy dość. Wiedzą o tym wszyscy, którzy na pamięć znają genialne kreacje Ferry’ego, które stworzył w swojej grupie Roxy Music. Ów słynny zespół (powstały w roku 1971) stał się wyznacznikiem stylu new romantic, a sam Ferry jest konsekwentnym propagatorem tego rodzaju estetyki brzmieniowej. Na płycie „Avonmore” znajdziemy więc łagodnie płynącą, taneczną muzykę, doskonale zaaranżowaną i wyprodukowaną. Można jej słuchać leżąc pod ciepłym pledem, albo tańczyć parami podczas romantycznego wieczoru.
Singlem promującym „Avonmore” jest utrzymany w średnim tempie utwór „Loop De Li”, opatrzony także teledyskiem z mocno erotycznym kontekstem. Muzyka zawarta na płycie pełna jest przestrzeni i wyrafinowanych brzmień gitarowych – ale to nie powinno dziwić, wszak gościnnie występują tu m.in. tacy spece od muzycznej roboty jak Flea, czy Mark Knopfler. Godne polecenia są wszystkie nagrania z „Avonmore”, ale najbardziej zachwycają i urzekają: brzmiący jak symfonia nastrojowy „Send in The Clowns”, „Soldier of Fortune”, czy zamykająca płytę, nieco mroczna ballada „Johny & Mary”.
Jego lekko rozwibrowany głos czaruje, uspokaja, uwodzi, intryguje, wprawia słuchaczy w melancholijny nastrój i nieustający podziw dla artysty, który, jak przystało na rasowego, angielskiego dżentelmena– jest zawsze elegancki, zdystansowany i pod każdym względem perfekcyjny. Myślę, że nawet czytanie książki telefonicznej ten wyjątkowy muzyk wykonałby w charakterystycznym dla siebie stylu.