Kiedy rok temu zobaczyłam w telewizji kobietę odbierającą Literacką Nagrodę NIKE, ale ładna, pomyślałam odruchowo. Wcześniej czytając jej „ Japoński wachlarz”, a właściwie „Ciemno, prawie noc”, nie mogłam nie pomyśleć – dobra proza, a za wielu dobrych, współczesnych, polskich prozaików nie mamy. W środę Joanna Bator była gościem Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Rzeszowie. Na spotkanie z nią przyszła spora grupa czytelników, szkoda, że w większości kobiety.
Spotkanie z Joanną Bator poprowadziła Krystyna Lenkowska, anglistka i rzeszowska poetka, która zażartowała, że w tej sukience, w której odbierała nagrodę NIKE za powieść „Ciemno, prawie noc”, może doczekamy się jej z Literacką Nagrodą Nobla.
Geografia
Dla Joanny Bator to był pierwszy pobyt w Rzeszowie i miasto raczej zapamięta, bo jakoś przeznaczenie nie sprzyjało jej przyjazdowi. Miała tu być jesienią 2013 roku, ale wtedy sprawy osobiste zatrzymały ją w Warszawie. W czerwcu 2014 r. o mało Barack Obama, a właściwie jego wizyta w Warszawie, nie zatrzymały samolotu Joanny Bator do Rzeszowa.
– Tak się układa, że 95 proc. zaproszeń, jakie otrzymuję, pochodzą z miast położonych z lewej strony Wisły, a tym razem jest inaczej – mówiła Bator, która uwielbia podróżować i nie kryje, że to najfajniejsza część jej pracy po napisaniu powieści. Podróżowanie jest dla niej jak oddychanie. Od ponad 20 lat jest w podróży i dopiero niedawno zapragnęła na stałe wrócić do Polski, tutaj zbudować dom. Taki jej, pełen światła i przestrzeni. Na razie jest ziemia w Milanówku, łąka z drzewami, która wydaje się być tym miejscem na ziemi, ale nic jeszcze nie jest przesądzone.
– Spotkania z czytelnikami możliwie najdalej od Warszawy, Poznania, Krakowa są najciekawsze, najbardziej nieprzewidywalne – stwierdziła Bator. I w nawiązaniu do Rzeszowa przyznała, że związek mam może… z Karpatami. Żegluje bowiem po Morzu Karpackim, które otacza jej ukochaną grecką wyspę, Karpathos.
Pisanie
Do pisania potrzebna jest jedna rzecz i to się nazywa talent. Pisania nie można się nauczyć, opanować na kursach kreatywnego pisania. Jest to coś, co człowieka ogarnia. To dar, który się dostaje i tyle – mówiła o pisaniu Joanna Bator. – Pisanie nie leczy, nie uszczęśliwia, pozwala na chwilę euforii po skończeniu powieści, a potem jest pustka.
Bator wspominała, że musi przyjść ta siła, którą różnie można nazywać i „walnąć człowieka w łeb”, a wtedy nieważne, że nie ma się pieniędzy, że mieszkanie jest za małe, albo że związek się nie udał, wtedy po prostu się siada i pisze. To jest zawód i powołanie.
Ona sama nigdy nie marzyła, by być pisarką. Jako młoda dziewczyna myślała jedynie o takim zajęciu, które nie wymagałoby od niej chodzenia do pracy od godziny do godziny. Dziś codziennie chodzi „do pracy – do pisania”, a wewnętrznym głos każe jej to robić.
Samo pisanie porównałaby do pływania, tylko raz morze jest spokojne, a innym razem groźne i wzburzone.
Książka, w której pada ostatnie zdanie, jest dla Joanny Bator zamknięta. Zaczyna żyć swoim życie i przestaje ją interesować. Należy już do Czytelników.
Hajterzy
Wraz z przyrostem liczby nagród i czytelników, rośnie też liczba hajterów. – Różni są pisarze – tłumaczyła Bator. – Znam osoby, które odniosły sukces i czują się szczęśliwe googlując swoje imię, nazwisko i sprawdzając, jak dużo jest o nich informacji w sieci. Mnie pisanie i nagrody zdarzyły się, gdy byłam już dość dorosła. I gdybym nie dostała NIKE nie byłaby to dla mnie tragedia.
Gdy zaczęła pisać pierwsze teksty do „Gazety Wyborczej” miała 25 lat i pisała o feminizmie, więc do krytyki szybko się przyzwyczaił, szybko też nauczyła się odróżniać rzeczy ważne od głupot.
A cała reszta? Kto przejmowałby się tchórzami. Z samych hejtów korzyść zaś jest taka, że można wykorzystać je w książkach – mówiła Joanna Bator.
Groza, makabreska w książkach Bator
Pisarz nie powinien się zastanawiać, skąd to się bierze w jego książkach. – Mam na to odpowiedź uniwersalną. Kiedy piszę, mam świadomość, że splatają się ze sobą dwa teksty: dzienny, w którym świadomie widzę, co robię, panuję nad tekstem, bohaterami, konstrukcją językiem. I drugi tekst, czarny, czyli to, co przychodzi spod spodu. Wymyśliłam sobie taką postać, która towarzyszy mi całe życie – siostrę bliźniaczkę i to ona wrzuca mi te rzeczy w ręce mówiąc, rób z tym, co chcesz. Są w mojej głowie czarne pokoje, które się otwierają i to splata się w jedną całość literacką – tłumaczyła autorka „Ciemno, prawie noc”.
Był czas, kiedy po obronie doktoratu Joanna Bator niespecjalnie widziała, co dalej. Kariera naukowa wydawała się jej kiepskim pomysłem i myślała o zachodzie psychoanalityka. Zaczęła nawet własną psychoanalizę, ale zrezygnowała po kilku spotkaniach. Coś jej w środku mówiło: zostaw to. Nie czuła się chora, nie była jej potrzebna terapia i zostawiała to. Okazuje się, że te „ciemne pokoje” teraz są bardzo pomocne w pisaniu.
Język
Język jest bardzo mocną stroną powieści Joanny Bator. Dialogi są jedną z najtrudniejszych sztuk w prozie, a jej są mistrzowskie.
– To dość zabawne i dziwne, bo jako naukowiec zawsze bardzo sprawnie poruszałam się w dyskursie bardzo intelektualnym, natomiast, kiedy piszę, nie rozumiem czegoś takiego jak praca nad dialogami. Wszystko słyszę w mojej głowie i niejako tylko spisuję – opowiadała pisarka. – Bardzo ciekawe doświadczenie towarzyszy mi, kiedy książka się rodzi w mojej głowie. Widzę coś z pogranicza słowa i obrazu. Tak było, kiedy przyszły do mnie słowa „Ciemno, prawie noc” i jednocześnie towarzyszył im obraz kobiety, która jedzie pociągiem. Od tego zaczęła się powieść. Zaczęłam pisać tę scenę i cała reszta była już gotowa pod moimi palcami. Jednak po napisaniu tej książki, przez kilka miesięcy nie byłam wstanie napisać ani jednego zdania wartego uwagi. Nie wiedziałam, co robić, jak nie przychodzi cud nowej powieści. Na szczęście przyszedł i powstaje książka o miłości.
Sandra Valentine
Nowa powieść ma tytuł „Rok królika", ale akcja nie dzieje się w Japonii. Jej bohaterka zatrzymuje się w Ząbkowicach Śląskich. Sama powieść to bardzo złożony projekt. Będzie bowiem zapowiedziana inną książką – fotograficzno-literacki "teaserem" pod tytułem „Wyspa Łza”.
Joanna Bator spędziła cały miesiąc na Sri Lance wspólnie z Adamem Golcem, świetnym fotografem, gdzie w metaforycznym wymiarze próbowali odnaleźć ślady po zaginionej w 1989 roku Amerykance, Sandrze Valentine. Ta stała się inspiracją do nowej powieści Bator, ale też powodem, dla którego powstanie rozważanie o życiu, pisaniu, miłości, utracie najogólniej.
Zniknęła bez śladu. To były słowa, które stały się zaczątkiem nowej powieść Bator. Autorka wielokrotnie wpisywała jej w wyszukiwarkę internetową po polsku, angielsku i niemiecku, aż w końcu natknęła się na historię młodej kobiety, która w pewnym momencie swego pełnego sukcesów zawodowych życia, postanowiła na rok zrobić sobie przerwę, wybrać się w długą podróż i wiele rzeczy przemyśleć. W 1989 roku bez śladu zaginęła na Sri Lance. Ostatni raz widziana była na plantacji herbacianej, a potem ślad zaginął. Znaleziono tylko jej plecak z przewodnikiem, złamanymi okularami, ale bez paszportu, portfela, dokumentów. Być może chciała zniknąć bez śladu?!
– W trakcie tej podróż po Sri Lance spotkałam w jaskiniach, gdzie wykute są posągi Buddy, kobiety z prowincji. Poczułam, że chcę im opowiedzieć o Sandrze Valentine, która tak mnie zainspirowała i… okazało się, że przez jakiś czas w ich wiosce była kobieta, która uczyła angielskiego. Wiele szczegółów związanych z jej przypuszczalnym wiekiem, wyglądem wskazywało, że mogła to być Sandra. Ta kobieta pewnego dnia wyjechała z wioski bez słowa. Czy to była ona? Nie wiem! – zakończyła opowieść Joanna Bator.
Joanna Bator, rocznik 1968 studiowała kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim oraz ukończyła Szkołę Nauk Społecznych przy Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. W latach 1999-2008 pracowała jako adiunkt w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, zajęcia prowadziła też w Polsko – Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych oraz w kilku innych warszawskich uczelniach. Stypendystka New School for Social Reserch w Nowym Jorku, Londynie i Tokio. I to właśnie Tokio oraz Japonią są bardzo ważną częścią jej życia. Efektem pierwszego, dwuletniego pobytu w Tokio była książka „Japoński wachlarz” ( 2004, 2011), za którą otrzymała Nagrodę Wydawców i Nagrodę im. Beaty Pawlak. Jest znawczynią i wielbicielką japońskiej kultury.
Od 2011 roku Joanna Bator nie jest związana z żadną instytucją naukową i poświęca się pisaniu. Jej debiut powieściowy „Kobieta” (2002) nie wzbudził sensacji, ale druga powieść, Piaskowa Góra (2009), przyniosła jej sukces w Polsce i za granicą, który ugruntowała druga, „Chmurdalia” (2010). Najnowsza powieść, trzecia część „trylogii wałbrzyskiej" – „Ciemno, prawie noc” ukazała się jesienią 2012 roku, a w 2013 roku Joanna Bator uhonorowana została za nią Nagrodą Literacką NIKE 2013.