„Nadzieja” to jest rzecz z piór –
Na gałęzi duszy –
Co śpiewa melodię bez słów –
I nie milknie – nigdy –
Najsłodszą – słychać – w Wichurze –
I straszna to burza –
Co mogłaby speszyć Ptaszka
Co tak wielu ogrzał –
W kraju chłodu – i na obcym
Morzu ją słyszałam –
Nawet – wyczerpana – Skrajnie,
Okruszka – nie chciała.
Wiersz 254 to najbardziej znana “definicja” nadziei według Emily Dickinson, bodaj największej poetki języka angielskiego. Napisała ten wiersz około roku 1861. Po raz pierwszy opublikowano go w roku 1891, pięć lat po śmierci poetki.
A swoją drogą, za życia Dickinson wydano jedynie 11 wierszy spośród bardzo wielu jakie wysłała do różnych wydawnictw w Ameryce. Na dodatek, wydawca nie podpisał tych wierszy jej nazwiskiem.
Trudno komentować tę “rzecz z piór na gałęzi duszy”. Nic dodać, nic ująć.
Dwie kolejne “definicje” nadziei, wiersze 1392 i 1547, zostały napisane w roku 1877 i 1882, a wydane odpowiednio w latach 1931 i 1896. Ich tłumaczenia na język polski ukazały się po raz pierwszy w roku 2018 w mojej książce “Jest pewien ukos światła” (Wydawnictwo Officyna).
Widać, ogarnęły mnie dziś natrętne, bezduszne numery wierszy i lat w tym trudnym początku roku 2020. Nic dodać, nic ująć.
Nadzieja jest dziwnym tworem –
Wynalazkiem Serca –
Niestrudzonym mechanizmem
Co się nie zużywa –
O tej elektrycznej Sile
Niczego nie wiemy
Lecz jej unikalny nerw
Stroi wszystko co mamy –
————————————————-
Nadzieja to wykwintny Żarłok –
Pięknem się odżywia –
Lecz – gdy się dobrze przyjrzeć
Jaka Wstrzemięźliwa –
Jak Zimorodek w ciszy –
Stołuje się Sama –
I ile by nie spożyła
Zostaje ta sama miara –