Z dr. Mieczysławem Janowskim, prezydentem Rzeszowa w latach 1991-1999, byłym senatorem i byłym posłem do Parlamentu Europejskiego, rozmawia Aneta Gieroń
Aneta Gieroń: Już za kilka dni wybory samorządowe. Kto, według Pana, ma największe szanse spośród 6 kandydatów, by 7 kwietnia zostać prezydentem Rzeszowa?
Mieczysław Janowski: W teorii wszyscy kandydaci mają szansę, by zostać nowym prezydentem Rzeszowa, ale czterech spośród tych sześciu ma największe szanse. Myślę, że jest wśród nich obecnie rządzący prezydent Konrad Fijołek.
I jak w 2021 roku może wygrać już w pierwszej turze?
Uważam, że niekoniecznie. Wiele wskazuje na to, że będziemy mieli dwie tury głosowania. Docierają do mnie głosy, iż niektórzy rzeszowianie czują się rozczarowani jego rządami. W samym zaś wyścigu prezydenckim na pewno będą się też liczyć nazwiska: Jacka Strojnego ze Stowarzyszenia Razem dla Rzeszowa, Waldemara Szumnego – kandydata PiS i Adama Dziedzica – posła PSL-u, który jest kandydatem KWW „Porozumienie Sprzyja Ludziom – Trzecia Droga”. Niespodzianką może też być pani Karolina Anna Pikuła, która reprezentuje Komitet Wyborczy Wyborców „Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy”.
Kto mógłby się znaleźć w drugiej turze?
Stawiam hipotezę, że Konrad Fijołek i ktoś z pozostałych kandydatów, których wymieniłem. Ale to rzeszowianie decydują przy urnach i wszystko może się zdarzyć.
Obserwując tegoroczną kampanię prezydencką, oprócz tego, że jest krótka, czym jeszcze się wyróżnia?
Wszyscy kandydaci deklarują wolę działania na rzecz mieszkańców – to dobrze. Chociaż brakuje mi jasnego i kompleksowego zdefiniowania najważniejszych spraw dotyczących Rzeszowa, to w wielu tezach programowych kandydatów widzę zrozumienie dla wagi problemów naszego miasta. Trzeba też pamiętać, że te problemy się zazębiają.
Do najważniejszych zaliczę uporządkowanie przestrzeni urbanistycznej Rzeszowa. Jak najrychlej powinniśmy mieć uchwalone Miejscowe Plany Zagospodarowania Przestrzennego, zwłaszcza dla newralgicznych obszarów, jakim są m.in. Śródmieście i Dolina Wisłoka. A przypomnę, że już w czerwcu 1992 r., jako jedno z pierwszych miast wojewódzkich w Polsce, Rzeszów miał Miejscowy Plan Ogólny Zagospodarowania Przestrzennego. Niestety, stracił ważność 31 grudnia 2003 r., a w naszym mieście zaczęto nagminnie sięgać po tzw. „WZ-etki”, czyli wydawane przez prezydenta decyzje o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Chciałbym tu mocno podkreślić, że ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym mówi wyraźnie, iż „Ustalenie przeznaczenia terenu, rozmieszczenie inwestycji celu publicznego oraz określenie sposobów zagospodarowania i warunków zabudowy terenu następuje w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego”. Ustawa ta dopuszcza rozwiązanie zastępcze, stwierdzając, że „w przypadku braku miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego określenie sposobów zagospodarowania i warunków zabudowy terenu następuje w drodze decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu”. Wspomniana „WZ-etka” jest więc swoistą protezą. Prawidłowe wydanie takiej decyzji przez prezydenta miasta wymaga jednak spełnienia wielu kryteriów.
– Jak było u nas? – Każdy widział przez ostatnie lata i jeszcze wyraźniej widzi teraz. To w dużym stopniu okazało się dewastujące dla przestrzeni miejskiej Rzeszowa. Pod względem pokrycia obszaru miasta planami zagospodarowania przestrzennego wśród miast wojewódzkich Rzeszów jest ostatni ze wskaźnikiem ok. 16 proc.; Gdańsk przekroczył 80 proc.
Decyzje prezydenta o pozwoleniu na budowę były wydawane nawet dla terenów zalewowych, w strefach przewietrzania. – I co powiedzą na to państwo radni, którzy od lat zasiadają w Radzie Miasta Rzeszowa?!
Trudno jest nie zgodzić się ze stwierdzeniem Architekta Miejskiego – Janusza Sepioła „(…) plany są potrzebne Rzeszowowi jak powietrze. (…) Koncepcja rozwoju miasta wyłącznie na wuzetkach jest dramatycznie niedobra”. Dlatego dopuśćmy w końcu również szerokie kręgi rzeszowian do dyskusji i wspólnie wypracujmy to, jak ma wyglądać nasze miasto.
Pamiętam, jak przed laty byłem w Łodzi, gdzie tamtejsze biuro architektoniczne przygotowało dużą makietę z przestrzennymi modelami, na której łodzianie mieli pełny obraz, jak planowane są trasy komunikacyjne oraz inwestycje w danej dzielnicy. Widzieli, jak proponuje się kształtować obszar ich funkcjonowania – tam, gdzie żyją, mieszkają, pracują, odpoczywają. Czuli się dowartościowani, mogli wpisywać swoje uwagi do wyłożonej księgi.
Ale nie tylko przestrzeń miejska działa na wyobraźnię rzeszowian.
Kolejna rzecz – wielkość Rzeszowa. Powierzchnia Rzeszowa w granicach administracyjnych jest większa przykładowo niż Paryża, co nie znaczy, że jesteśmy lepsi od stolicy Francji. Musimy się skoncentrować na rzeczywistej urbanizacji i zagospodarowaniu przyłączonych terenów. Same przyłączenia też mogły być rozsądniejsze, tak jak to zrobiła chociażby Zielona Góra, która łącząc się w 2015 r. się z sąsiednią gminą (17 sołectw) otrzymała 100 milionów złotych premii.
Dobra komunikacja. W poprzedniej kampanii mówiono o tramwajach w Rzeszowie, teraz nikt już o tym nie wspomina. A przecież tramwaje mają miasta mniejsze od Rzeszowa, chociażby Olsztyn, Elbląg, Gorzów czy nawet Grudziądz. Oczywiście, nie chodzi mi o „wciśnięcie” trakcji szynowej do centrum miasta. Myślę jednak, iż przy obecnej wielkości terytorialnej naszego miasta temat ten powinien być przeanalizowany. Takie wstępne dyskusje były już prowadzone. Zastanawiam się, jak wkrótce będzie wyglądała komunikacja na ulicy Chopina, Moście Zamkowym i Placu Śreniawitów, gdy zasiedlone zostaną wieżowce Olszynki Park.
Oczywiście, konieczne są racjonalne rozwiązania w sieci dróg miejskich, usprawniające przejazdy (w tym tunele i wiadukty) oraz w całym systemie zarządzania ruchem i parkowania.
Muszę też powiedzieć o sytuacji finansowej miasta. Rzeszów, podobnie jak i wszystkie miasta wojewódzkie, jest zadłużony. Mam wrażenie, iż problemy finanse samorządów nie są właściwie rozumiane przez władze centralne. Być może to wynika z faktu, że większość posłów i senatorów, a także ministrów, nie ma „szlifów samorządowych”. Prawie wszyscy prezydenci Francji w przeszłości byli merami miast. W Polsce spośród prezydentów RP po 1989 r., tylko Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy. Proszę zauważyć, że w naszej Konstytucji zawarty jest artykuł 167, który brzmi jednoznacznie: „Jednostkom samorządu terytorialnego zapewnia się udział w dochodach publicznych odpowiednio do przypadających im zadań”. – Świetny zapis, prawda. I co z tego wynika? Fakty są takie, że uchwalane od pewnego czasu ustawy jeszcze pogorszyły, i tak trudną, sytuację finansową samorządów.
A z tym się wiąże zadłużenie.
Według dostępnych mi danych zadłużenie Rzeszowa wynosi ok. 1,3 mld zł. Nie cieszmy się, że inni mają większe. W tym roku obsługa tego zadłużenia wyniesie już ok. 83 mln zł. W przeliczeniu na jednego mieszkańca jesteśmy jednym z bardziej zadłużonych miast w Polsce. Trzeba do tej kwestii podejść z rozwagą, gdyż obciążamy długami nasze dzieci i wnuczęta.
Mamy nadzieję, że w najbliższym czasie także kasę Rzeszowa zasilą unijne pieniądze.
One płynęły już od roku 2004, gdy Polska znalazła się w Unii Europejskiej. Wcześniej były jedynie skromne środki przedakcesyjne. Pamiętajmy jednak, że to też są pieniądze podatników i je także trzeba roztropnie wydawać. Inwestować w przedsięwzięcia, które przynoszą długofalowe korzyści mieszkańcom Rzeszowa.
W kampanii wyborczej powraca też temat Aglomeracji Rzeszowskiej.
Do którego powinniśmy podejść bardzo poważnie. W pierwszej kolejności skoncentrować się na współpracy z najbliższymi gminami: Boguchwałą, Tyczynem, Świlczą, Trzebowniskiem. Lubenią i Chmielnikiem. Obwodnica południowa jest niezbędna, ale nie należy jej budować przez środek Zalewu z 900-metrowym mostem. Zwłaszcza teraz, gdy jesteśmy krajem przyfrontowym, a Rzeszów leży blisko granicy z Ukrainą. Zniszczenie takiego mostu byłoby bardzo proste, odbudowa niezwykle trudne. Nie wspomnę tu już o wprowadzeniu tysięcy samochodów na bulwary nad Wisłokiem, które są jednym z nielicznych większych obszarów zielonych w mieście. Trasa ta jest bardzo potrzebna i w moim przekonaniu, powinna być planowana we współpracy z gminą Boguchwała. Samorząd Rzeszowa winien budować prawdzie partnerskie relacje z sąsiadami, gdyż wiele spraw wymaga wspólnego rozwiązania. Tak robiliśmy w latach 90 i czapka nam z głowy nie spadła.
Chciałby Pan również podniesienia rangi Rady Miasta Rzeszowa.
Musi być podmiotem, przecież to jest nasz Miejski Parlament. Musi być autentyczne współdziałanie na linii Prezydent Rzeszowa – Rada Miasta Rzeszowa. Przypomnę tu fundamentalny zapis ustawy o samorządzie gminnym, który brzmi: „(…) organem stanowiącym i kontrolnym w gminie jest rada gminy”. Uchwały przygotowuje prezydent, który jest organem wykonawczym i nie jest radnym. Zapytam, więc: – Ile to razy w ciągu ostatnich 20 lat Rada Miasta Rzeszowa podjęła działania kontrolne organu wykonawczego w jakimkolwiek zakresie, np. w dziedzinie gospodarki przestrzennej?
Ktoś powie, że funkcjonuje przecież Komisja Rewizyjna. – Tak, to prawda, ale ona ma zupełnie inne zadania, dba o prawidłowość miejskich finansów.
Na marginesie powiem, że jest mi wprost przykro, gdy podczas oficjalnych powitań nader często nie dostrzega się obecności Przewodniczącego Rady Miasta. Mogę, za Aleksandrem hrabią Fredo, powiedzieć to „Nie uchodzi, nie uchodzi!”.
Może więc błędem jest, że poprzedni parlament uchwalił kadencyjność dla prezydentów, wójtów i burmistrzów, ale nie wprowadził kadencyjności dla radnych gmin, sejmików i powiatów. Może warto, by także ich obowiązywały dwie 5-letnie kadencje, a nie zasiadanie w Radach przez te same osoby przez 20, czy 30 lat. Na pewno wygodne jest to dla partii, ale nie dla lokalnych społeczności.
Mam odrobinę inne przemyślenia, co do zmiany obowiązującej ordynacji wyborczej. Wydaje mi się, że błędem było wydłużenie kadencji radnych, prezydentów, wójtów i burmistrzów do 5 lat. 4-letnie kadencje uważam za wystarczające. Jeżeli chcielibyśmy wprowadzać kadencyjność dla radnych, powinna też obowiązywać posłów i senatorów, a tutaj już bym dyskutował. Uważam, że powinna być łatwiejsza możliwość odwołania radnego, który nie sprawdza się w swojej roli. Nie jestem zaś przekonany, czy kadencyjność jest dobrym pomysłem, bo wielu samorządowców i parlamentarzystów, naprawdę znakomicie wypełnia swoje obowiązki. Z drugiej strony wiemy, że zbyt długie sprawowanie jakiejś funkcji w prawie każdym człowieku może wywołać poczucie własnej nieomylności, a nie jesteśmy przecież doskonali. Prezydentem Polski można być tylko dwie kadencje, rektorem uczelni wyższej także, może więc rzeczywiście to rozwiązanie winno być też stosowane w samorządzie i parlamencie. Warto się nad tym zastanowić, ale trzeba zachować rozwagę. Jest jeszcze jedna kwestia godna refleksji. Otóż, jeśli wszyscy zgodzimy się z fundamentalną zasadą, że nikt nie może być sędzią we własnej sprawie, to należy zmienić nasze prawo, tak aby parlamentarzysta, który zostaje ministrem, nie głosował nad absolutorium dla siebie. Na miejsce takiej osoby powinien do sejmu wejść kolejny kandydat z listy. Podobnie, jeśli radny rady powiatu czy sejmiku zostaje członkiem zarządu, to na jego miejsce do organu stanowiącego powinna wejść następna osoba z listy. To jednak wymaga zmian ustawowych.
Co według Pana przesądziło o rozwoju Rzeszowa w ostatnich 30 latach?
Wymieniłbym kilka filarów: utworzenie Uniwersytetu Rzeszowskiego w 2001 r., w czym ogromna zasługa środowiska niegdysiejszej WSP, Filii lubelskiego UMSC i Wydziału AR z Krakowa oraz powołanej w 1993 r. Fundacji Rozwoju Ośrodka Akademickiego w Rzeszowie. Równocześnie nastąpiło umocnienie Politechniki Rzeszowskiej i powstanie uczelni prywatnych, takich jak WSIiZ oraz WSPiA.
Wybudowanie regionalnego międzynarodowego poru lotniczego w Jasionce. To nasze prawdziwe okno na świat i obecnie jedno z najważniejszych lotnisk w tej części Europy. Wybudowanie autostrady (A4) i drogi szybkiego ruchu (S19). Erygowanie diecezji rzeszowskiej w 1992 r. jako owocu wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II w Rzeszowie w czerwcu 1991 r. Utworzenie 21. Brygady Strzelców Podhalańskich, której miasto w maju 1994 r. ufundowało sztandar. Zaistnienie od 1 stycznia 1999 r. województwa podkarpackiego ze stolicą w Rzeszowie. Prężnie działający przedsiębiorcy różnych branż, w tym skupieni w Dolinie Lotniczej, firmach informatycznych itd. Sznyt wielkomiejski nadają nam też: świetnia filharmonia, dobry teatr, choć szkoda, że nie mamy teatru muzycznego. Bardzo brakuje też stałego lodowiska i aquaparku.
Jednak najważniejszym motorem naszego rozwoju są ludzie. Oni tworzą sztafetę pokoleń, budujących mocne fundamenty harmonijnego rozwoju Rzeszowa. Hasła czy slogany przeminą, pozostaną efekty solidnej, dobrze wykonanej pracy.
Po 1989 roku Rzeszów miał 6 prezydentów, choć tak naprawdę o faktycznym rządzeniu można mówić w 4 przypadkach. Od 1990 do 1991 był Zdzisław Banat. Przez kolejnych osiem lat do 1999 roku prezydentem Rzeszowa był Mieczysław Janowski, w latach 1999-2002 Andrzej Szlachta. Przez ponad 18 lat, od 2002 do 2021 roku w Ratuszu zasiadał Tadeusz Ferenc, a w ostatnich latach prezydentem jest Konrad Fijołek. Co te prezydentury wniosły w historię Rzeszowa?
Nie przepadam za słowem „rządzenie” czy jak niektórzy mawiali „władanie”; w moim przekonaniu to jest odpowiedzialna praca, po prostu „służba” i to 24 godziny na dobę. Dodałbym tu jeszcze Marka Bajdaka, sprawującego funkcję prezydenta przez cztery miesiące, po rezygnacji Tadeusza Ferenca.
Dopiero od 2002 roku prezydentów, wójtów i burmistrzów wybieramy w wyborach bezpośrednich i nie mogą oni być radnymi. Poprzednio organem wykonawczym był zarząd miasta, na którego czele stał prezydent, wybierany przez radę.
Nie chciałbym jednak występować w roli recenzenta ani mojego poprzednika, ani też moich następców. Myślę, że każda z tych osób coś istotnego wniosła. Poczekajmy jednak trochę i zostawmy tę ocenę mieszkańcom. Ufam, iż będzie sprawiedliwa.
W latach 1991-1999 był Pan prezydentem Rzeszowa, jak Pan zapamiętał ten czas?!
To była praca kolektywna i rad jestem, że mogłem kierować tak licznym zespołem znakomitych ludzi. Byliśmy pełni entuzjazmu i zdeterminowani do osiągania założonych celów. Cieszymy się, że starania o uniwersytet w Rzeszowie zakończyły się sukcesem, że uratowaliśmy wiele zabytków, odremontowaliśmy gruntownie ratusz, że przejęliśmy firmy komunalne, że powstała spółka Rzeszowska Gospodarka Komunalna, która była jedną z 300 najlepszych firm w Polsce, że rozpoczęliśmy proces polepszania wody pitnej, jakości powietrza w mieście poprzez likwidacje lokalnych kotłowni. Rozwiązaliśmy problem wysypiska śmieci, przenosząc je do Kozodrzy. Doprowadziliśmy do praktycznie całkowitego oczyszczania ścieków komunalnych. Kupiliśmy bazę dla MPK. Budowaliśmy mieszkania komunalne, ulice, mosty, ścieżki rowerowe …
Wznieśliśmy Halę na Podpromiu, którą otwierał mój następca. Wspaniała była też Rada Młodzieży Rzeszowa, która powstała w 1993 r. jako druga w Polsce, a której pierwszym przewodniczącym był Paweł Kowal, obecny profesor i poseł Koalicji Obywatelskiej.
Zauważyliśmy potrzeby mieszkańców z niepełnosprawnościami. Powstała sygnalizacja dźwiękowa dla niewidomych i zjazdy dla osób poruszających się na wózkach. Zatroszczyliśmy się o środowiska kombatanckie. Pojawiły się nowe partnerstwa miast itd.
W 1994 r. przywróciliśmy przedwojenną tradycję wyróżniania osób szczególnie zasłużonych dla miasta godnością Honorowego Obywatela Rzeszowa. Powołaliśmy instytucję Nagród Miasta Rzeszowa, utworzyliśmy Galerię Fotografii Miasta Rzeszowa. Do Rzeszowa powróciły Światowe Festiwale Polonijnych Zespołów Folklorystycznych, udało się odbudować pomnik płka Leopolda Lisa-Kuli i wznieść pomnik gen. Władysława Sikorskiego.
Do końca życia zapamiętam też słowa Jana Pawła II, jakie w 1985 roku wypowiedział do włoskich burmistrzów. Są dla mnie drogowskazem w rozumieniu istoty samorządności: „Miasto nie jest celem samym w sobie, lecz jego celem ma być człowiek, do którego winno dostosowywać swe struktury i kryteria, według których ma się rządzić. Jeśli władze publiczne tracą sprzed oczu tę prawdę, działają jak maszyna, która kręci się bezużytecznie, z ryzykiem wyrządzenia szkody”.
W pierwszych latach wolnej Polski przywróciliśmy rzeszowianom wiarę w sprawczość i służebność samorządu, co także uważam za bezcenne.
Przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi, Pana jako byłego prezydenta Rzeszowa, byłego senatora i byłego posła do Parlamentu Europejskiego, rzeszowianie często pytają, kogo wybrać?
Tak, pytają (śmiech). I zawsze odpowiadam, że wybierać trzeba mądrze. Co przez to rozumiem? Po pierwsze zwracać uwagę na kompetencje kandydata, pod drugie jego wiarygodność, którą powinniśmy znać nie od wczoraj. Równie ważna jest lojalność – i nie chodzi tu o lojalność wobec siebie czy tylko swoich – ale wobec miasta. Istotne jest również doświadczenie kandydata na prezydenta albo radnego i jego chęć do nieustannej nauki i rozwoju. Podać można jeszcze inne cechy. Dodałbym więc kulturę osobistą. „Przesiewajmy” zatem roztropnie.
Co jest ważne dla Rzeszowa na najbliższą dekadę?
Tych tematów jest kilka i muszą być realizowane równolegle. Niektóre już wymieniłem. Bezpieczeństwo Rzeszowa w kontekście tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Polityka przestrzenna miasta, ochrona zieleni, drożność komunikacyjna, zdrowie mieszkańców, wsparcie dla kultury, edukacji oraz sportu i roztropne wykorzystanie pieniędzy unijnych. Żyjąc dniem dzisiejszym, sięgajmy po doświadczenia przeszłości, ale myślmy o przyszłości. Samorząd jest służbą, a wygrywają ci, którzy nie wierzą, że nie da się czegoś zrobić.
Mówiąc o służbie… Pana kolega, były prezydent Rzeszowa, były poseł PiS, Andrzej Szlachta w tym roku walczy o mandat radnego Rzeszowa. Dlaczego Pan nie zdecydował się na powrót do samorządu?
Namawiano mnie i to dość intensywnie, bym znów zabiegał o prezydenturę Rzeszowa, ale uznałem, że mam już swoje lata. Jeśli, ktoś zechce, mogę go wesprzeć moją wiedzą i doświadczeniem. Teraz chciałbym, by w Radzie Miasta Rzeszowa pojawiło się wielu młodych, utalentowanych i pracowitych rzeszowian. Im właśnie pragnę zadedykować te słowa z wiersza Adama Asnyka „Do młodych”:
…
Każda epoka ma swe własne cele
I zapomina o wczorajszych snach…
Nieście więc wiedzy pochodnie na czele
I nowy udział bierzcie w wieków dziele,
Przyszłości podnoście gmach!
Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć macie sami doskonalsze wznieść;
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy
I miłość ludzka stoi tam na straży,
I wy winniście im cześć!
Dr Mieczysław Janowski, absolwent Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. Pracę zawodową rozpoczął w 1972 r. w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego – PZL Rzeszów. Od 1973 pracował jako nauczyciel akademicki na Politechnice Rzeszowskiej. W 1980 roku został doktorem nauk technicznych. W latach 1995–1997 był członkiem Komitetu Badań Naukowych. W latach 1991-1999 prezydent Rzeszowa, były senator (przewodniczący Komisji Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej), od 2004 do 2009 poseł do Parlamentu Europejskiego. Żona – Bogumiła; ojciec czworga dzieci.