Szczęście. We współczesnym świecie wydaje się być najważniejszym celem do osiągnięcia. Praca, miłość, rodzina – w każdym obszarze życia dążymy do osiągnięcia maksimum zadowolenia i harmonii. Z naukowego punktu widzenia sprawa zdaje się być prosta – poczucie szczęścia warunkuje gen 5-HTT, który jest odpowiedzialny za transport serotoniny do mózgu. Ale czy osiągnięcie pełni szczęścia jest możliwe i co tak naprawdę nadaje sens naszemu życiu?! Jak odróżnić satysfakcję od szczęścia i czy tego ostatniego można się nauczyć? Zastanawialiśmy się podczas debaty BIZNESiSTYL "Na Żywo", jaka odbyła się w kawiarni Przystań w Rzeszowie, w niecodziennej scenerii, bo z Wisłokiem za plecami. Nasi goście: prof. Marek Koziorowski, prorektor elekt ds. nauki i współpracy z zagranicą, dyrektor Pozawydziałowego Zamiejscowego Instytutu Biotechnologii Stosowanej i Nauk Podstawowych Uniwersytetu Rzeszowskiego w Weryni; Katarzyna Szudy, właścicielka i dyrektor zarządzający HR Contact Agencja Rekrutacyjna w Inkubatorze Technologicznym w Jasionce oraz dr hab. Przemysław Paczkowski, prof. UR, dyrektor Instytutu Filozofii Uniwersytetu Rzeszowskiego, starali się uchwycić sedno tego, co czyni nas ludźmi szczęśliwymi.
Prof. Marek Koziorowski, od ponad 20 lat związany z Rzeszowem, niepoprawny optymista, szczerze przyznał, że na brak szczęście narzekać nie ma prawa. – Jestem zdrowy, chodzę o własnych siłach, mam wspaniałą rodzinę, a po trzecie robię to, co lubię i jeszcze mi za to płacą. Czegóż chcieć więcej, by być szczęśliwym?!
Prof. Paczkowski przysłuchując się słowom prof. Koziorowskiego przyznał, że wszystko to są źródła szczęścia. Psychologowie próbując stworzyć profil człowieka szczęśliwego, wymieniali właśnie: zdrowie, dobre relacje rodzinne, satysfakcjonującą pracę, przyzwoitą sytuację materialną jako elementy charakteryzujące osoby szczęśliwe. Jednocześnie nie brakuje ludzi, którzy mając te wszystkie elementy do dyspozycji, nie potrafią z nich korzystać, a tym samym mają problem z odczuwaniem szczęścia.
Trudno w tym nie dostrzec pewnego paradoksu współczesnego świata, w którym zamożne społeczeństwa, dobrze wyedukowane i bezpieczne, jednocześnie borykają się z masowym problemem depresji i braku poczucia sensu życia u coraz większej liczby osób. W czym tkwi problem?
– Na te wątpliwości filozof odpowiedziałby, że mamy warunki i źródła szczęścia – tłumaczył prof. Paczkowski. – Przy czym źródła szczęścia nie są jego gwarantami. Szczęście trzeba się nauczyć z nich czerpać. Z filozoficznego punktu widzenia można mówić o jednym modelu życia szczęśliwego, natomiast źródeł szczęścia może być wiele.
Jednocześnie
filozoficzne pojęcie szczęścia jest dość dalekie od jego potocznego rozumienia. W masowym postrzeganiu o szczęściu decydują pewne warunki zewnętrzne. Człowiek ma szczęście, jeśli posiada zdrowie, rodzinę, żyje w spokojnych czasach i w dobrych warunkach ekonomicznych. Inne, potoczne znaczenie szczęścia, to zadowolenie, jakie człowiek odczuwa i niekoniecznie ma to związek z czynnikami zewnętrznymi. Jest raczej pochodną jego optymistycznego nastawienia do świata. Z filozoficznego jednak punktu widzenia szczęście oznacza doskonałą samorealizację.
Tak jest definiowane od czasów najdawniejszych, Sokratesa i Platona.
Dr hab. Przemysław Paczkowski, prof. UR. Fot. Tadeusz Poźniak
Mówiąc obrazowo,
każdy z nas jest rzeźbiarzem swojego posągu. Jesteśmy jak surowy, nieobrobiony kamień zawierający potencjalne możliwości. Im lepszy rzeźbiarz, tym piękniejszy kształt posągu. – I to my sami tworzymy ten posąg – mówił
filozof z Uniwersytetu Rzeszowskiego. – Umiejętność znalezienia najpiękniejszego kształtu i zrealizowania go, czyli odkrycie własnego talentu i maksymalne go wykorzystanie jest filozoficznym pojmowaniem szczęścia.
Szczęście zamknięte w hormonach, czy może w wolności
Prof. Koziorowski przyznał, że z punktu widzenia przyrodnika, definiowanie szczęścia zawsze nawiązuje do beta-endorfin, czyli hormonów szczęścia powstających z proopiomelanokortyny, która uruchamiana jest także w procesie adaptacji… stresu. I tak, jeden ciąg syntezy idzie w kierunki hormonów, które podnoszą nam ciśnienie, poziom glukozy, wydzielanie adrenaliny, czyli wszystko to, co niezbędne jest w sytuacji, kiedy czujemy się zagrożeni, a druga część syntezy nawiguje te struktury mózgowe, które dają nam poczucie zadowolenia. W normalnych warunkach poziom wszystkich hormonów jest w stopniu zabezpieczającym sprawne funkcjonowanie organizmu.
Kasia Szudy nie ma też wątpliwości, że od każdego z nas zapytanego o definicję szczęścia, możemy się spodziewać diametralnie różnych odpowiedzi, co wydaje się naturalne, bo szczęście bywa indywidualną sprawą.
– Rodzina i praca są źródłem dużego szczęścia, ale i przysparzają wielu kłopotów – mówiła właścicielka HR Contact Agencja Rekrutacyjna. – A tylko człowiek z wolnym umysłem może powiedzieć, jak jest szczęśliwym. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu wróciłam ze Stanów Zjednoczonych na wakacje do Polski, miałam 16 lat, jechałam na rowerze, a wokół mnie była cudna przyroda. Poczułam wtedy, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, ale to był tamten konkretny moment, w konkretnym otoczeniu. Dziś podstawą szczęścia jest dla mnie wolność, a podstawą wolności jest odwaga. Tylko odważny człowiek będzie miał siłę zmieniać swoje życie i sytuację, w jakiej się znajduje. Wierzę, że jesteśmy kowalami swojego losu.
Co ciekawe, w ostatnich latach Kasia Szudy szczęście znalazła w Rzeszowie. – Mimo że to miasto nigdy nie było w moich myślach – przyznała. – Jestem Ślązaczką, ale dziś związana jestem z Rzeszowem, bo na różnych etapach swojego życia nie bałam się zmian. Nauczyłam się żyć tu i teraz, a wszędzie, gdzie dotychczas mieszkałam: w Stanach Zjednoczonych, w Indiach, teraz w Polsce było i jest fantastycznie. Czy Rzeszów to dłuższy przystanek w mojej podróży? Szczerze mówiąc, chciałabym, ale nie wiem. Długofalowo myślę w kontekście mojej firmy, biznesu, nie miejsca zamieszkania. Układam strategię celową, a gdzie zaprowadzi mnie strategia wschodząca, tego do końca nie mogę zaplanować. Myślę globalnie, mam zespół współpracowników, za który odpowiadam i nie kryję, że pieniądze są ważne w budowaniu szczęścia. Oczywiście, ilość pieniędzy niezbędnych do szczęścia, jest kwestią względną. Dla jednego spełnieniem marzeń będzie pobyt na plaży nad Wisłokiem w Rzeszowie, dla kogoś innego wakacje nad Bałtykiem, a dla jeszcze innej osoby szczęście oznacza tylko plaża na Seszelach.
– Nawet jeśli pieniądze szczęścia nie dają, na pewno pozwalają zapomnieć o jego braku – żartował prof. Koziorowski.
Katarzyna Szudy. Fot. Tadeusz Poźniak
– Zbyt duże mogą być jednak większym nieszczęściem niż szczęściem – dodała Katarzyna Szudy.
Ale czy pieniądze też rozleniwiają, próbowaliśmy ustalić z naszymi rozmówcami i okazało się, że łatwej odpowiedzi nie będzie. – Nie wiem, bo nigdy nie miałem dużych pieniędzy – ze śmiechem stwierdził prof. Koziorowski. – Przy czym pojęcie bogactwa i biedy też jest względne. Pieniądze są ważne do momentu, w którym zabezpieczają podstawowe potrzeby życiowe. A jakie to są potrzeby?! Sam nie za bardzo mam czas na wydawanie pieniędzy, więc akurat moje potrzeby życiowe są stosunkowo niewielkie.
Zamykając wątek pieniędzy, Katarzyna Szudy oceniła, na ile te są istotne wśród ludzi poszukujących pracy.
– Wielu pracowników rekrutujemy dla branży IT i tam rzeczywiście czynnik wysokości wynagrodzenia jest bardzo ważny. To dość naturalne – ta branża przeżywa aktualnie rozkwit i posiadając wysokie kwalifikacje można zarobić naprawdę duże pieniądze. Ludzie chcą to wykorzystać i zabezpieczyć swoją przyszłość – mówiła. – Rekrutując również dla branży motoryzacyjnej i lotniczej dostrzegamy natomiast coraz częściej, że dla przyszłych pracowników oprócz pieniędzy, bardzo ważny jest też ich własny rozwój. Gotowi są przechodzić do nowo powstających firm, by od początku pracować przy nowym projekcie, szukać dla siebie nowych wyzwań.
Polak wiecznie nieszczęśliwy. Prawda czy mit
Porównując różne nacje, Polacy mają też spory problem z okazywaniem swojego szczęścia, żeby nie powiedzieć, iż straszni z nas ponuracy. – To jest nasza mentalność narodowa – przyznał prof. Paczkowski.
Co potwierdziła Katarzyna Szudy, przypominając swoje rozmowy z Niemcami, Hindusami, Amerykanami, którzy często pytali, dlaczego Polacy tak często i dużo narzekają.
– Jako naród mamy przekonanie, że wiele nam się należy i wiecznie jesteśmy niezadowoleni, bo towarzyszy nam niedosyt. Czas w końcu zrozumieć, że nic się nam nie należy, a tylko ciężką pracą możemy walczyć o swój sukces. Zbyt często myślimy tylko o sobie, a zbyt rzadko, co możemy z siebie dać innym. Brakuje nam chęci do działania – mówiła Szudy. – Pamiętam, jak przez 3 miesiące mieszkałam w małej wiosce w Indiach, gdzie był hotel InterContinental, który zużywał większość prądu i miejscowym nieustannie brakowało energii elektrycznej. Co mnie zdumiewało, Hindusi nigdy nie narzekali. Mieli butle gazowe, organizowali się w grupy i zamiast roztrząsać nieszczęście, szukali rozwiązania problemu. Mieli chęć do działania.
– To nasze ponuractwo zawsze mnie trochę dziwi i zaskakuje – przyznał prof. Koziorowski. – Nie potrafimy się cieszyć z rzeczy najmniejszych i najprostszych. Może to moja cecha charakteru, ale mnie raduje prawie wszystko, choćby i mrówka idąca. Nie koncentruję się na talentach innych, choć uczciwie przyznaję, że zazdroszczę uzdolnień artystycznych i czasem mi żal, że nigdy nie uda mi się stanąć i pokierować orkiestrą. Chciałbym być dyrygentem choć przez chwilę – to moje marznie, którego nigdy nie zrealizuję.
Może zbyt często gubimy gdzieś po drodze nasze wrodzone talenty, których w życiu nie rozwijamy i to nas tak frustruje, że nie potrafimy być szczęśliwymi. – Do tego trzeba jednak konsekwencji – przypominał prof. Koziorowski. – Student potrafi przesiedzieć w laboratorium w sobotę i niedzielę, bo wyszedł mu fascynujący wynik badań. To jest pasja, którą trzeba nieustannie rozbudzać i to wcale nie przychodzi z niczego. Człowiek z natury jest istotą leniwą, więc do kreacji trzeba się niekiedy zmuszać. Ale warto. Ta daje nam radość i poczucie sensu.
A może szczęścia jest kwestią sugestii? Czy można człowieka szczęśliwego przekonać, że jest nieszczęśliwy i na odwrót. Nieszczęśliwemu pokazać, jaki z niego szczęśliwiec i z tą wiarą zostawić?
– Raczej nie – stwierdził prof. Przemysław Paczkowski. – Nie mówię tego jako filozof, bo wiąże się to bardziej z psychologią. Badania pokazują, że ludzie mają zasadniczo stałe poczucie poziomu swojego dobrostanu. Bardzo trudno jest zmienić czyjeś nastawienie do szczęścia. Nawet wydarzenia losowe nie zmieniają na długo poczucia szczęścia, jakie ma jednostka. Ktoś, kto jest pesymistą, nawet jak wygra miliony w totolotka, po miesiącu euforii wróci do właściwego dla siebie nastawienia do życia.
Wydaje się, że ta prawidłowość znacznie umniejsza znaczenie i pożytek z zaczytywania się w poradnikach mówiących o tym, jak osiągać w życiu szczęście. Jednak uczestnicy debaty zgodnie stwierdzili, że bycia szczęśliwym można się nauczyć.
– Istnieje coś takiego jak wyrobiony nawyk, dyspozycja i one się objawiają w takim nastawieniu z góry optymistycznym bądź pesymistycznym do życia – tłumaczył prof. Paczkowski. – Mamy nawyki, które powtarzamy, ale do pewnego stopnia mamy na nie wpływ – możemy je wykształcić lub ich się pozbyć. Można nauczyć się być szczęśliwym i to jest zadanie dla każdego z nas.
– Nasze reakcje są wynikiem wypracowanych odruchów warunkowych, ale jak wyrobić w sobie odruch bycia szczęśliwym? Nie wiem. To naprawdę wielka sztuka – przyznawał prof. Koziorowski. – Może trzeba doświadczyć cierpienia, żeby docenić codzienne, małe szczęście? Na pewno to, jak mocno je odczuwamy, jest sprawą indywidualną. Różne też rzeczy na różnych etapach życia są katalizatorem tej radości. W stanie wojennym byłem na Warmii pod Olsztynem, przyjechali turyści z Niemiec i rozdawali czekoladki. Dzieci szalały ze szczęścia. A czym dziś dla dziecka jest czekoladowy cukierek?! Szczęście to osobiste, jednostkowe odczucie.
– Subiektywne jest poczucie zadowolenia, umiejętność czerpania przyjemności. A szczęście nie jest z tym tożsame – mówił prof. Paczkowski.
Żyjmy tym, co jest. Carpe diem
Wydaje nam się, że duża zdolność do spontanicznej radości, beztroska i śmiech łatwiej przychodzą dzieciom, czy młodym ludziom i że trudniej o nią z wiekiem, kiedy dostrzegamy w świecie coraz więcej wad. To jednak nie znaczy, że dzieci są szczęśliwsze od dorosłych.
– Młody człowiek żyje w pośpiechu, wielu rzeczy nie zauważa, dopiero, kiedy stabilizuje się jego życie, zaczyna się cieszyć codziennością – zgadzała się z filozofem Katarzyna Szudy. – Dziś potrafię jadąc samochodem, zatrzymać się tylko po to, by powąchać bzy. Zanim ustabilizuje się nasza kariera zawodowa, nastawieni jesteśmy na zdobywanie, konkurencję. Śpieszymy się do pracy, domu, sklepu, po dzieci. Wciąż biegniemy. Z wiekiem stajemy się mądrzejsi i zdajemy sobie sprawę, ile mogliśmy przeoczyć i jak ważne jest to, co dziś, tu i teraz. Jeżeli nie nacieszymy się w tym momencie, jutro może nas nie być. Czy wiemy, co będzie jutro? Żyjmy tym, co jest. Carpe diem.
– To wyjątkowa i bardzo rzadka postawa, ale trzeba się tego carpe diem umieć nauczyć – czerpania przyjemności z chwili – zgadzał się prof. Paczkowski. – Człowiek dorosły przez to, że ma dużo doświadczeń, że często ma plany, patrzy w przyszłość, świadomie dąży do szczęścia. Dziecko jest spontaniczne. Po prostu cieszy się ? zabawą, jazdą na rowerze, piłką. Jeśli dorosły to potrafi, jest to głębsze, trwalsze i wielka w tym jego zasługa.
– Tak chcę właśnie żyć. O to walczę każdego dnia. Staram się zatrzymać. Dlatego, kiedy pan Janusz kosi pod moim biurem trawę, otwieram okno i wołam: "Panie Januszu, jak tu bosko pachnie" – mówiła Katarzyna Szudy.
Prof. Marek Koziorowski. Fot. Tadeusz Poźniak
– Kiedy jesteśmy dzieckiem wszystkie negatywne bodźce, nieszczęścia, bierze na siebie mama. Można się o tym przekonać, obserwując dziką przyrodę. Popatrzcie, jak idzie koźlak z mama. Koźlak biegnie beztroski, a mama rozgląda się czujnie na boki – opowiadał prof. Koziorowski.
Cieszenie się chwilą to zatem cenna umiejętność. Ma wpływ na poczucie szczęścia podobnie, jak angażowanie się w życie społeczne, działalność charytatywną, pracę na rzecz innych. Polacy nie są w tym najlepsi, jak wynika ze statystyk. Wolą koncentrować się na swoim życiu i problemach.
– To jeden z głównych obszarów, w których człowiek może realizować swoje człowieczeństwo – przypominał prof. Paczkowski. – Człowiek jest istotą społeczną. Umiejętne życie z innymi jest sposobem na osiągnięcie stanu szczęścia.
Etyka filozoficzna mówi o wyrabianiu w sobie cnót moralnych. To jest sposób na to, by być dobrym członkiem społeczeństwa i czerpać z tego szczęście, nauczyć się właściwie emocjonalnie reagować na sytuacje, zachowywać się wobec innych ludzi. Być odważnym, sprawiedliwym, umiarkowanym, hojnym. To daje szczęście, bo jesteśmy istotami społecznymi.
Filozof dodał, że niemal wszyscy potrzebujemy do szczęścia drugiego człowieka. Człowiek realizuje swoje szczęście w życiu społecznym. Są jednostki, które mogą żyć samotnie i realizować się w działalności artystycznej, naukowej. Ale to wyjątki, które w ten sposób odcinają część swojej natury.
– Oczywiście, warto być aktywnym społecznie, ale nie daje to szczęścia, jeśli jest wyłącznie wkalkulowane w budowanie wizerunku, co w dzisiejszym świecie jest powszechne, a działalność charytatywną wpisuje się w strategię marketingową firmy – zwracała uwagę Katarzyna Szudy. – Wierzę w karmę, w to, że dobro wraca. Bycie dobrym wynosi się z domu, z wychowania, ale można się tego także nauczyć później.
Pani Katarzyna wróciła przy okazji do narodowych przywar i zalet. – Amerykanie postrzegani jako zadowolony z życia naród, rzeczywiście bardzo się angażują w działalność społeczną. Od dziecka uczy się ich, że warto, że to jest dobre. Uczniowie, codziennie w klasach powtarzają przysięgę wierności Stanom Zjednoczonym. Inna sprawa, że takie kształtowanie społeczeństwa też może być manipulacją. Gdy zastanawiam się, do jakiego kraju chciałabym kiedyś wrócić, to myślę o Indiach, pełnego wspaniałych i otwartych ludzi. Pomimo różnych skrajności, przepaściami między bogatymi i biednymi, zakochałam się w Indiach, bo czułam się tam człowiekiem wolnym.
– W małej, indyjskiej wiosce, moje problemy też były małe – mówiła. – Dostarczaliśmy tam leki, ale mnóstwo czasu spędzałam na plaży, dziękując codziennie Bogu, że mogę tam być. Wystarczały mi klapki i przyjaźń ludzi, z którymi spędziłam trzy miesiące. Leczyłam się u lekarza w sąsiedniej wiosce, dawał mi nawet zastrzyki. Okazało się, że nie potrzebuję wielkiej kliniki, by otrzymać pomoc w chorobie.
Widzimy, słyszymy mózgiem. Szczęście też jest w mózgu
– W egzotycznym otoczeniu łatwiej się wyzbyć pewnych potrzeb, niż dążyć do ich zaspokojenia – stwierdził prof. Paczkowski. – Współczesnego człowieka w dążeniu do szczęścia ograniczają moim zdaniem dwie rzeczy. Jedna z nich to nieumiejętność zrozumienia celu swojej działalności. Ludzie gubią się w doraźnych działaniach, nie widząc, że one są nakierowane na cele dalsze. Wydaje im się, że jak idą coś kupić do sklepu, to jest to ich zadanie na dzisiaj. Nie rozumieją, że po to kupują, by zdobyć coś innego i że to drugie jest ważniejsze. Zapominamy o ostatecznej motywacji naszych działań. Nie widzimy dalszego planu. A tą ostateczną motywacją jest właśnie szczęście. Druga przeszkoda, to nastawienie na ekstremalność i sensacyjność szczęścia. Oczekujemy szczęścia sensacyjnego, wielkiego, doznań ekstremalnych i nie umiemy cieszyć się drobiazgami. A szczęście właśnie jest w drobiazgach.
– Wciąż wracam jednak do naszej biologii – mówił prof. Koziorowski. – Już starożytni określili nasze charaktery: sangwinik, choleryk, flegmatyk i melancholik. Co dla jednego będzie ekstremalne, drugiego "nie ruszy". Wszystko, co się w nas dzieje, powstaje w naszym mózgu. Widzimy, słyszymy mózgiem. Dla jednego piękne będą widoki na Hawajach, a dla mnie jest pięknie tutaj nad zalewem w Rzeszowie. Pływają łabędzie, bawią się dzieci. Spędzam wakacje na Mazurach, niedaleko Mikołajek. Mieszkam na wsi, w domu bez luksusów. Obok jest Hotel Gołębiewski. Założę się, że jestem szczęśliwszy niż wielu gości tego hotelu. Ja mam 5 minut do jeziorka w środku lasu, oni mają aquapark pod nosem ze sztuczną falą i palmami. Cóż w tym wspaniałego?
Na przekór przyrodnikowi, uparliśmy się jednak, że do szczęścia przydaje się jeszcze iskra czegoś irracjonalnego. – I na pewno wyobraźnia – odpowiedział prof. Koziorowski.
Na koniec zapytałyśmy naszych gości, czy czują się szczęśliwi w mieście, w którym przecież się nie urodzili, ale zamieszkali z wyboru. Docierając doń ze Śląska, Poznania, Mazur.
– Przygnała mnie tu miłość. Stąd pochodzi moja żona – zdradził prof. Koziorowski. – Czuję się tu szczęśliwy. Mieszkam w mieście przyjaznym, z dobrym gospodarzem, dobrze zorganizowanym, nawet parkometry, według mnie, stoją dostatecznie gęsto, więc nie muszę się nachodzić, aby kupić bilet. I jestem szczęśliwy. Jest tu czyste powietrze i kontynentalny klimat, który uwielbiam. Lubię codziennie dojeżdżanie po 40 kilometrów do Weryni – po drodze mijam 300-letnie dęby, czasem płoszę sarny. Pracuję ze wspaniała młodzieżą. Rzeszów jest kochanym miastem. Stałem się rzeszowianinem z wyboru i lubię mówić: "A u nas w Weryni?"
– Także jestem przyjezdna, ale na razie nigdzie się nie wybieram – śmiała się Katarzyna Szudy. – Kiedy otwierałam ze wspólnikiem firmę w Inkubatorze Technologicznym w Jasionce, otrzymałam więcej pomocy z Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego niż się spodziewałam. Wciąż dostaję wsparcie od różnych mądrych głów. Tutaj w Rzeszowie spotkałam się z otwartością i przyjaźnią. I jestem za to wdzięczna.
– Przez 20 ostatnich lat Rzeszów stał się naprawdę pięknym miastem i dziś jest to doskonałe miejsce do tego, by być szczęśliwym – przyznał prof. Paczkowski. – Ale dla mnie najpiękniejszą cechą Rzeszowa jest to, że jest tak blisko Bieszczadów.