Aneta Gieroń: Dyskusję o architekturze i przestrzeni miejskiej Rzeszowa warto już chyba zacząć nie od bezsilności i krytyki, ale wizji, co realnie można zmienić w mieście.
Maciej Łobos: Dla mnie szeroka dyskusja o przestrzeni miejskiej Rzeszowa powinna zacząć się od rozmowy o Śródmieściu. Uważam, że problemem jest niekontrolowane rozlewanie się przedmieść i intensywnego ruchu budowlanego na „opłotkach”, podczas gdy Śródmieście jest zostawione samo sobie.
Mówiąc Śródmieście Rzeszowa, co mamy na myśli?
Marcin Smoczeński: Tereny ograniczone tzw. rzeszowskim Ringiem, czyli obwodnicą miejską biegnąca m. in. al. Powstańców Warszawy, Armii Krajowej, Rejtana itd. I jeśli nie doprowadzimy do roztropnego zabudowania i wykorzystania Śródmieścia, będziemy generować kolejne przestrzenne problemy: gigantyczne korki, problemy infrastrukturalne itd. Trzeba sprawić, aby ludzie mogli tutaj mieszkać i pracować, a jak już całe Śródmieście zabudujemy i uporządkujemy, wówczas można świadomie podejmować decyzje, gdzie i jak chcemy zabudować na przedmieściach.
Rzeszowianie chyba nie do końca zgadzają się z taką koncepcją, zwłaszcza jak widzą paraliż komunikacyjny w rejonie nowo wybudowanego kompleksu przy skrzyżowaniu ulicy Hetmańskiej i Powstańców Warszawy, a lada moment będą kolejne wieżowce na Olszynkach w rejonie Mostu Zamkowego. Dalsza przypadkowa zabudowa Śródmieścia zdaje się najgorszym scenariuszem.
M.Ł. Problemem nie są budynki, ale samochody. To auta powodują kłopoty przestrzenne, korki i inne niedogodności. Bez odejścia od paradygmatu, że każdy porusza się własnym samochodem, a każda rodzina ma dwa auta, w najbliższej przyszłości po prostu się „udusimy”. Od 40 lat nowa urbanistyka święci na świecie triumfy, a jej najważniejszym założeniem jest wyrzucanie samochodów ze śródmieść dużych miast.
Jak do tego przekonać samych mieszkańców Rzeszowa?
M.S. To nie tyle kwestia przekonywania czy zmuszania ludzi do takich rozwiązań, co zmierzenie się z szeroko pojętym problemem komunikacyjnym i zaproponowanie sprawnego oraz bezpiecznego transportu publicznego.
M.Ł. Wszyscy musi mieć świadomość, że w najbliższym czasie odejście od kultury samochodu będzie priorytetem. Na świecie i w Europie są już przykłady, jak sobie z tym radzić. W Paryżu likwiduje się obecnie po kilka procent miejsc parkingowych rocznie. I nie polega to na odbieraniu ludziom na siłę miejsc do parkowania, ale one po prostu stają się niepotrzebne. Stworzono ludziom alternatywę w postaci komunikacji miejskiej i sami paryżanie coraz częściej rezygnują z posiadania i przemieszczania się autem po mieście.
W Rzeszowie trend jest odwrotny. Gdy trzy lata temu wprowadzono strefę płatnego parkowania, w ścisłym centrum można było bez problemu zaparkować samochód na godzinę lub dwie. Obecnie nawet płatna strefa nie pomaga i wolnych miejsc do parkowania w okolicach Ratusza nie ma przez cały dzień.
M.S. To konsekwencja tego, że po Rzeszowie bardzo trudno poruszać się inaczej niż samochodem. W szwajcarskiej Lozannie, która jest miastem o wielkości zbliżonej do Rzeszowa, w 20 minut można dostać się komunikacją miejską do dowolnego punktu w mieście.
M.Ł. Dlatego należy dogęszczać Śródmieście. Ludzie w mieście muszą i chcą mieszkać – inaczej powstają tam slumsy. Im więcej osób mieszka w Śródmieściu, tym więcej porusza się pieszo albo rowerem, bo wszędzie jest blisko.
Co potrzebne jest na dziś w Rzeszowie, by problemy komunikacyjne zacząć rozwiązywać?
M.Ł. Szeroka debata ze specjalistami z wielu dziedzin, a przede wszystkim znakomitymi fachowcami od transportu miejskiego. Trzeba też korzystać z doświadczeń tych miast, które z podobnym problemem mierzą się od dawna, a mają już konkretne sukcesy na koncie. Generalnie, ruch samochodowy musi mieć coraz bardziej utrudniane życie – tak robią wszystkie nowoczesne miasta na świecie.
W Rzeszowie utrudnia się życie samochodom?
M.S. Wręcz przeciwnie, a świetnym tego przykładem są trzy pasy ruchy na al. Cieplińskiego w samym centrum Rzeszowa.
M. Ł. Dalszy rozwój dróg samochodowych jest drogą donikąd. Im więcej budujemy dróg w mieście, tym więcej samochodów i tym większe korki i problemy komunikacyjne.
Może jesteśmy o krok od budowy bloków w centrum Rzeszowa, gdzie zamiast dwóch miejsc parkingowych na jedno mieszkanie, nie będzie ani jednego. I ktoś wybierając tam mieszkanie decyduje się korzystać tylko z komunikacji miejskiej, albo nie kupuje takiego mieszkania. Może warto, by w tym kierunku zaczęły myśleć władze Rzeszowa wydając pozwolenia na budowę kolejnych wieżowców.
M.Ł. W dużych miastach w Polsce takie scenariusze są już realizowane. Miejscowe Plany Zagospodarowania Przestrzennego tam powstające, już nie określają minimalnej ilości samochodów, ale maksymalną dopuszczalną i koniec. Masz luksusowy adres, ale bez miejsca na samochód. Są taksówki, wypożyczalnie samochodów, komunikacja miejska. Można żyć bez auta. W Nowym Jorku tylko 40 proc. populacji ma samochód, a miasto jest bardzo intensywnie zabudowane.
W samym Śródmieściu Rzeszowa, gdzie i jak budować?
M.S. Są takie miejsca, które na pewno warto zmienić. W pierwszej kolejności marzy mi się, by przeobraziło się oblicze rejonu Hali Targowej.
Mimo brzydoty sąsiadujących z Halą Targową obskurnych „szczęk”, w ostatnich latach tysiące rzeszowian znów odwiedza to najpopularniejsze w mieście targowisko.
M.Ł. Dla mnie okolice Hali Targowej łączą się z Placem Wolności i są przykładem nieprawdopodobnie zaniedbanych i zmarnowanych przestrzeni Rzeszowa. W tamtym rejonie zaproponowałbym dwie, albo trzy podziemne kondygnacje na garaże, by zlikwidować samochody stojące na ulicach i wypędzające stamtąd ludzi. Na parterze pozostawiłabym plac targowy, czyli rynek, ale należałoby go ucywilizować i unowocześnić tak, by powstał teren przyjazny człowiekowi, na którym, gdy kończy się targowanie, zostaje ogólnodostępna miejska przestrzeń pełna zieleni, małej architektury, w której chętnie się poruszamy i mieszkamy. Dlatego powyżej powinny być budynki mieszkalne, biura, rozrywka. Utrzymywanie obecnego stanu, gdzie jest śmierdzące targowisko i obskurne budy to nieprawdopodobne marnotrawstwo przestrzenne. Zwłaszcza, że doskonale wiemy, jak wyglądają nowoczesne, piękne targowiska w większości europejskich miast, i którymi tak często się zachwycamy.
M.S. Niestety, u nas nie ma dyskursu publicznego, który zmierzyłby się z tym problemem.
Dlaczego miasto nie chce się podjąć ucywilizowania tych obszarów?
M.S. Powodów jest kilka. Potrzebne są pieniądze, wizja i determinacja, a przecież prościej jest zrobić kawałek chodnika. Mniejszy problem i efekt wyborczy większy.
M.Ł. Wszystko zawsze zaczyna się od pomysłu. Gdyby miasto robiło konkursy architektoniczne, na które przeznaczane byłyby uczciwe pieniądze tak, by opłacało się w nich brać udział, to powstawałyby rzeczy wartościowe, które byłyby podstawą do dyskusji publicznej, a potem realizacji. Wszyscy narzekamy, że jest źle, ale nie robimy nic, aby to zmienić.
M.S. Jednocześnie nie można bez końca nie zauważać problemu. Jestem pewny, że w ciągu najbliższej dekady będziemy musieli się z nim zmierzyć, bo na pewno nie przetrwa to kolejnych 30 lat, jak to miało miejsce po 1989 roku.
Takich zaniedbanych miejscówek w Śródmieściu jest więcej…
M.S. Plac Balcerowicza chociażby, który powinien być zabudowany.
M.Ł. Tereny dworca kolejowego od Wisłoka aż po Wiadukt Tarnobrzeski – kilkadziesiąt hektarów z bardzo atrakcyjnymi terenami dla deweloperów, na których od lat nic się nie dzieje. Ulica Siemińskiego i lewy brzeg Wisłoka – miejsce do jak najszybszego zaadaptowania, by mogli tam mieszkać i pracować ludzie. Ulica Hoffmanowej i tereny po dawnym Zelmerze. Ulica Chmaja i okolice CEFARM-u. Jak najszybciej z okolic ulicy Boya-Żeleńskiego powinny być przeniesione na faktyczne przedmieścia magazyny, hale i hurtowanie, a tam powinna powstać nowa dzielnica.
W ostatnich latach miasto się rozrosło i to, co kilkadziesiąt lat temu było obrzeżami Rzeszowa, dziś stanowi jego centrum. Zupełnie inna jest też wartość ziemi i szkoda jej na magazyny w świetnych lokalizacjach. Do tego dochodzą inne problemy – tiry i ciężarówki, które do przemysłowych lokalizacji muszą dowozić towar, niepotrzebnie korkując i zanieczyszczając centrum Rzeszowa.
M.S.W Polsce mamy do czynienia z chaosem prawnym. Nie mamy dobrych Miejscowych Planów Zagospodarowania Przestrzennego, które w przemyślany sposób wyznaczałyby kierunki rozwoju miasta i dotykały wszystkich aspektów jego funkcjonowania.
Plac Farny – kolejne piękne, kompletnie zmarnowane miejsce w Rzeszowie.
M.Ł. Który naprawdę można byłoby dość szybko zagospodarować. Natychmiast trzeba wyrzucić stamtąd wszystkie samochody, przed farą zrobić plac miejski, a pod ziemią dwupoziomowy parking.
M.S. Jak go ograniczyć zabudową, to już kolejny temat. Bo można ją wyznaczyć do placu, gdzie stoi pomnik Lisa-Kuli, ale można też wydłużyć do zabudowy poniżej skarpy na ulicy Kopernika.
M.Ł. Byłbym też gorącym zwolennikiem wybudowania na ulicy Kopernika 3- albo 4-kondygnacyjnych kamienic z kawiarniami i dzięki temu Plac Farny bez samochodów stałby się miejscem tętniącym życiem.
M.S. W ścisłym centrum jest jeszcze kilka innych ulic, na których można byłoby ograniczyć ruch samochodów i wpuścić pieszych, chociażby ulica Jagiellońska. Tam zaś, gdzie pojawiają się ludzie, handel i gastronomia natychmiast rozkwitają.
Ludzie coraz częściej marzą, by znów zamieszkać w centrum miasta?
M.Ł. Tak, i dla wielu jest to bardzo wygodne. W ciągu 5 minut mogą dojść na Rynek, napić się kawy albo wina, pójść do kina, czy na spotkanie ze znajomymi. Mówię to z punktu widzenia naszych klientów, którzy coraz częściej pytają nas o komfortowe mieszkania w centrum Rzeszowa, za które są gotowi zapłacić naprawdę duże sumy. Są to przeważnie ludzie w średnim wieku, którzy już odchowali dzieci, dorobili się pieniędzy i niekoniecznie chcą do końca życia kosić trawnik przed domem.
Dlaczego ludzie chcą wracać do Śródmieścia?
M.Ł. Mieszkanie w centrum miasta samo w sobie jest atrakcyjne. Ogromna większość z nas garnie się do miejsc, gdzie są ludzie, a życie w Śródmieściu pozwala korzystać z dwóch w zasadzie sprzecznych atutów. Większe miasta z jednej strony gwarantują alienację, gdy tego chcemy, ale też możemy być nieustannie otoczeni ludźmi, jeśli tylko tego zapragniemy. Indywidualnie możemy decydować, na ile chcemy wchodzić w interakcję z innymi ludźmi.
Pomnik Marszałka Piłsudskiego wszedł z interakcję z Placem Wolności w Rzeszowie?
M.Ł. Raczej wygrała tam koncepcja: mamy kawałek wolnego trawnika, postawmy coś. Tymczasem Plac Wolności wymaga naprawdę dobrego zagospodarowania.
M.S. Gdybym miał w tej okolicy zlokalizować pomnik, to wolałbym usunąć Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej, który jest w parku przy Placu Ofiar Getta urbanistycznie znakomicie zaprojektowany i tam ustawić pomnik Piłsudskiego.
W otoczeniu dobrze zaprojektowanej zieleni, co wcale nie jest takie powszechne w Rzeszowie.
M.S. Gdy obserwuję aleję Cieplińskiego, to szanuję dążenie władz miasta do poprawy estetyki Rzeszowa, ale niestety nie rozumiem sensu sadzenia na jednym metrze kwadratowym kilkudziesięciu odmian roślinek od milimetra po metr, bo wychodzi z tego karykatura zieleni. A wystarczyłoby zostawić zadbany trawnik z kilkoma pięknymi drzewami. To naprawdę dobrze wygląda i jest ekonomiczne w utrzymaniu.
Coraz częściej sami rzeszowianie wokół domów nie sadzą lip, jabłoni, jodeł i bzów, bo wszystko zastępuje kostka brukowa i rachityczne nasadzenia obsypane ozdobnym kamieniem.
M.S. Jeden z naszych Klientów wrócił niedawno z Holandii. Jest zachwycony tym, co zobaczył i nieustannie powtarza, że wszyscy, którzy w Polsce zajmują się projektowaniem, koniecznie powinni tam pojechać i zobaczyć, jak tanio, ładnie i funkcjonalnie można projektować przestrzeń dla ludzi, rowerów i samochodów. Piękno nie tkwi w sporadycznym przepychu, ale w powszechnej prostocie i funkcjonalności.
M.Ł. Pamiętam jak mój śp. profesor Bohdan Lisowski mawiał: „Bogaty człowiek, jak ma kawał ogrodu, to sieje trawę i sadzi 2 drzewa. Biedny, jak ma kawałeczek ziemi, to musi tam nasadzić tyle różnych niepotrzebnych rzeczy, żeby aż bokiem to wychodziło”. I może to jest najlepszy komentarz.
Mówiąc o zieleni, nie sposób nie zauważyć, że ciągle nie mamy spójnej koncepcji doliny Wisłoka w Rzeszowie.
M.Ł. Od ponad 10 lat powstaje Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzeni i ciągle go nie ma, choć uważam, że spójne założenia dla tego terenu mogłyby powstać w rok. Po pierwsze trzeba przyjąć do wiadomości, że było i będzie „ciśnienie” na budowanie budynków blisko rzeki, bo taka jest natura człowieka, który od zawsze chce mieszkać blisko wody i zieleni. Tak dzieje się wszędzie na świecie; w Londynie, Paryżu, Wiedniu, ale też w Polsce, w Warszawie, Bydgoszczy, czy we Wrocławiu, gdzie obecnie na wyspie powstał apartamentowiec, który jest mostkiem połączony z brzegiem. Dlatego na dziś najważniejsze jest wyznaczenie linii zabudowy dla budynków nad Wisłokiem. Pozostałą część pozostawić trzeba jako ziemię nienaruszalną, służącą rekreacji wszystkich rzeszowian.
Co powinno być świętością nad Wisłokiem?
M.Ł. Cała dolna trasa Wisłoka powinna zostać zachowana jako nasz „Central Park” – to teren zalewowy i naturalny bufor przeciwpowodziowy. Natomiast tereny od strony ulicy Podwisłocze, czyli od Zapory po Most Zamkowy, powinny być zaplanowane pod zabudowę, oczywiście do pewnej linii, gdzie poniżej będą ścieżki dla spacerowiczów i rowerzystów. Przy ulicy Siemińskiego też powinna powstać zabudowa.
Co z terenami od Hali Podpromie do ujęcia wody w Zwięczycy?
M.S. Powinny pozostać miejskim parkiem, bo o terenach zielonych w Rzeszowie trzeba myśleć w perspektywie 20-30 lat. To, że dziś nie burzymy jeszcze wielkiej płyty, nie oznacza, że za 20 lat nie będzie tylko wspomnieniem, a na jej miejscu powstanie nowe budownictwo. Nowe Miasto w Rzeszowie to piękny obszar, gdzie mogłoby powstać piękne budownictwo. Dziś to blokowisko, skąd wiele osób się wyprowadza, a mieszkania coraz częściej są wynajmowane.
Fatalnie wyglądają też zabudowane już tereny nad Wisłokiem od strony ulicy Kwiatkowskiego, gdzie w wielu miejscach bloki prawie „wiszą” nad ścieżkami dla pieszych.
M.Ł. Rzeczywiście, robi się tam ciasno, ale to są konsekwencje braku koncepcji na zabudowę Doliny Wisłoka. Kolejni deweloperzy kupują jakikolwiek skrawek wolnej ziemi, który jak najszybciej starają się zabudować i sprzedać. Możemy się jedynie starać robić to jak najlepiej. Dopóki tego nie ucywilizujemy, niewiele się w tej okolicy zmieni.
M.S. Niestety nie jest to tylko specyfika Rzeszowa, ale wielu polskich miast, gdzie planowanie przestrzenne „leży”.
M.Ł. Czy ktoś wyobraża sobie, żeby nie było planowania np. w komunikacji, a ludzie mieliby dowolność, którą stroną jezdni chcą jeździć samochodem? Nie! Dlatego brak planowania przestrzennego charakterystyczny jest gównie dla krajów trzeciego świata. W żadnym cywilizowanym kraju nie pozwala się na żywiołową i niekontrolowaną zabudowę miast, ponieważ to zawsze prowadzi do gigantycznych problemów komunikacyjnych i społecznych, na rozwiązanie których trzeba później wydawać miliardy dolarów.