Przeciskając się przez tłumy ludzkie buszujące po sklepach w przedświątecznej gorączce, nasłuchiwałam pilnie, o czym mowa. Nigdy nie wiesz, kto komu akurat będzie dyktował przepis na makowiec bez pieczenia, sznycel bez mielenia, albo zdradzał współrzędne miejsca spoczynku bursztynowej komnaty. Uszu nadstawiać warto, kto z życia czerpie do produkcji swoich książek, ten zna prawdziwą wartość ulicznego podsłuchu. Szłam pchając przed sobą uparcie skręcający w lewo koszyk i zbierałam radarem słowa i zdania zestresowanych kobiet robiących zakupy wielkanocne.
Panie skażone odwieczną trwogą kucharki, głośno wypowiadały swoje lęki – Czy mi sernik nie klapnie? – Czy mi się piana ubije? – Czy się zakalec nie wetnie w cytrynową babkę? – Żeby mi tylko chrzan za ostry nie wyszedł! Dobre żony chwaliły się swoim małżeńskim poświęceniem – Mój z Wielkopolski pochodzi, więc muszę mu białą kiełbasę ugotować w niedzielę. Dla mnie ohyda, ale nich ma! Jeszcze inne martwiły się głośno o sprawę urody– Do fryzjera już nie zdążę, ale choćby hennę na brwi trzeba zrobić. Mówiąc to, krytycznie patrzyły na swoje zniszczone paznokcie. Młodsze klientki supermarketu przebierały w ciuchach, raz po raz przystawiając pod brodę szmatkę na wieszaku – Przynajmniej nową bluzkę bym sobie kupiła, spódnicę czarną skórzaną mam, to oblecę w pierwszy dzień świąt. Najliczniejszą grupę stanowiły te, które „mają jeszcze nie posprzątane”. W ostatniej chwili brały z półki sklepowej błękitny jak niebo płyn do mycia okien i brązowy jak whisky płyn do polerki paneli. Odprowadzałam ich wzrokiem do kasy, martwiąc się, czy one w tym wszystkim zdążą? Czy im się uda ta karkołomna sztuka połączenia sprzątania, gotowania, pieczenia i wyglądania? Czy to w ogóle jest możliwe?
Zatrzymałam się przy regale z prasą, książką i okazjonalnymi kartkami w 3D. I gdybym mogła, to bym rzędy kolorowych gazet przykryła kocem, żeby żadna z tych dzielnych kobiet za sterem koszyka, tej oferty nie dostrzegła. Przed tym wyzwaniem Wielkanocnym, miałyby jeszcze sobie uświadomić, że idzie lato, więc trzeba natychmiast zacząć cisnąć pot i łzy, aby na czas wyrzeźbić perfekt bikini body! W gazetach wszystkie kobiety, te 20- letnie i te po 40-stce, polskie i zagraniczne, już się rozebrały do stroju kąpielowego i judzą swoim cienkim pasem. Wszędzie chude, tylko cycki u nich jędrne, a sutki sterczą niczym korki od szampana! Pod zdjęciami tłustym drukiem piętrzą się porady dietetyczne, zalecenia fitnesowe oraz reklamy kremów przeciwko powstawaniu „skórki pomarańczy” na udach. Żeby dobrze wyglądać dla własnej satysfakcji, aby wywołać zazdrość koleżanek i depresję czytelniczek, oraz ku pokrzepieniu serc męskich, należy spożywać jedną porzeczkę dziennie, dwa ziarenka czegoś brązowego, a wszystko to popić czteroma litrami wody. Odruchowo macam się po biodrach, szczypię wałek na brzuchu, stoję i pilnuję, żeby żadna z kobiet robiących zakupy nie wzięła z półki tych szatańskich magazynów. Co miałyby zrobić z tą toną jedzenia, jaką pchają przed sobą?
Alejkę dalej dwóch panów przystanęło przy monopolu. Grubszy w dresie zwierzał się chudszemu w zimowej kurtce – Moja stara jest bardzo wierząca i pierwsze piwko świąteczne mogę sobie strzelić dopiero po Rezurekcji… Tamten pokiwał głową ze zrozumieniem. Włożył do koszyka butelkę białej żubrówki i westchnął ciężko: Ja to bym najchętniej gdzieś wyjechał na Wielkanoc, odpocząć, zrelaksować się, ale moja nie chce się z domu ruszyć, mówi, że lubi święta.