Już co piąty obywatel bogatego świata, codziennie sięga po tabletkę, która robi w głowie spokój. Biorą coraz młodsi – antydepresanty łykają nastolatki polskie, amerykańskie i zagraniczne, aby móc funkcjonować w szkole pełnej zagrożeń i nierówności. Matki tych wystraszonych dzieci łykają tabletki pod koniec dnia – coś na lepszy sen i obojętność. Ich ojcowie z kolei biorą prochy z rana, takie, które błyskawicznie wysyłają stężały od grozy mózg na wakacje. Cudowne działanie mają te wszystkie tabletki – jesteś tu, na tym łez padole, przygnieciony frustracją, lękiem i niepewnością, a twój mózg w tym czasie leży na Bahamach i pije mojito na skruszonym lodzie.
W Ameryce spożywanie tabletek szczęścia rośnie jak grzyby w lesie pod Czarnobylem. Dowiadujemy się o tym, bo Amerykanie prowadzą swoje zeszyty statystyczne skrupulatnie i bez zażenowania. W USA grand total dzieci przyjmujących leki „na głowę”, w przedziale wiekowym 0-17 wynosi – 7.213.599. Ponad siedem milionów dzieciaków na dragach… (2017 rok, dane IQ Via, dawniej IMS Health). Polskich statystyk nie przytaczam, ale koleżanka nauczycielka twierdzi, że jak ma w klasie 20 dzieci, to pięcioro jest na antydepresantach. Nareszcie zbliżamy się do Ameryki!
Nowoczesne tyranie polegają na zarządzaniu strachem, raz, dwa od tyranów nauczyli się inni. Współczesne media trzymają uwagę i lojalność swojego odbiorcy strachem, szef zarządza pracownikami, strasząc ich zwolnieniem i nawet panie specjalistki od diety, projektowania ogrodów czy po prostu od sprzedaży czegokolwiek, z lubością kierują lufę strachu w sam środek zatrwożonego czoła konsumenta. Jak zjesz ciastko po godzinie 18.00, to przytyjesz 2 kg, jak nie opryskach pomidorów chemicznym preparatem, to je zaraza zeżre, klapki kupisz, pięć minut potem się rozmyślisz, nie będziesz mógł ich zwrócić.
Politycy sztukę zarządzania strachem opanowali do perfekcji, tym narzędziem wygrywają wybory i utrzymują się przy władzy. Knują i analizują, co by zapodać wyborcy, żeby mu już całkiem gały wyskoczyły z orbit a portki wypełniły się … wiadomo czym. Niech się wyborca boi chorób przywiezionych w plecaku uchodźcy, innowiercy, który brudną łapę wepchnie pod spódnicę chrześcijanki, terrorysty, który wysadzi się w kolejce wąskotorowej, Żyda, który odbierze wszystkie odrestaurowane za pieniądze podatnika kamienice zdobiące rynek oraz geja. Ten zboczeniec porwie pod sklepem czyjegoś synka z kołyski i ubierze malucha w różowe śpioszki z napisem gender.
W telewizji, radiu, prasie i Internecie, z małymi przerwami na reklamę, leje się fal złych wiadomości, przy których ten zły, który jeszcze nie przyszedł, przebija tego, który już tu jest. W sąsiedztwie się zagnieździł, w biały dzień zabił własne dziecko, przejechał staruszkę na pasach, ukradł miliony emerytom, powiesił się w garażu, wystrzelił rakietę domowej roboty, która śmiertelnie raniła kota burmistrza.
Skołowany człowiek już nie wie, czego ma się bać bardziej – tego, co jest, czy tego, co będzie? Od rana do nocy wszystkie tuby krzyczą, że będzie coraz gorzej – lód na biegunie północnym się stopi, oceany się wzniosą tak szybko, że Noe nie zdąży drzewa na arkę narąbać, ostatnia pszczoła zdechnie przy okazji odkomarzania miast, populiści wygrają kolejne wybory, a dzieci najpierw się zdeprawują na lekcji przysposobienia do życia w rodzinie, zaraz potem uduszą smogiem. Chorobę nowotworową spowoduje jedzenie mięsa, picia wina, palenie papierosów, leżenie w solarium, gen matki, gen ojca, kosmiczny przeciąg, obgryzanie paznokci oraz, jak donoszą naukowcy, życie w strachu…
Na strachy, co potwierdzi każdy lekarz przyjmujący w poradni zdrowia psychicznego, najlepsze są tabletki. Bardzo nowocześnie spreparowane, nie ma po nich kaca i po zażyciu można prowadzić samochód. Jak sprytnie to obmyślili! Najpierw postraszą cię tak, że ani jeść, ani spać, ani ten, tego, a potem przepiszą ci cudowny lek, dzięki któremu na sześć godzin zapomnisz, czego się boisz najbardziej.