Szło im długo jak po grudzie, ale na koniec minionego sezonu piłkarze Apklan Resovii z podniesionymi czołami zeszli z boiska. W finale barażu o awans do pierwszej ligi pokonali rzeszowską Stal i mogli fetować promocję na zaplecze ekstraklasy. Klub coraz mocniej staje finansowo na nogach, drużyna chce utrzymać miejsce w nowym towarzystwie, ale zadanie ma tym trudniejsze, że nie wiadomo, czy w tym roku choć raz zagra w Rzeszowie.
Pandemia koronawirusa uderzyła nie tylko w gospodarkę, instytucje kulturalne czy oświatowe. Skomplikowała także życie sportowym klubom. Runda rewanżowa w piłkarskich ligach ruszyła wprawdzie o czasie, ale wybuch pandemii poskutkował także tym, że w połowie marca rozgrywki wstrzymano, co trwało aż do czerwca. Resoviacy, którzy jesienią radzili sobie bardzo dobrze, a drugą rundę zaczęli od 6-0 z Gryfem Wejherowo, po wymuszonej wybuchem koronawirusa pauzie nie potrafili wrócić do swojej formy. Efekt był taki, że zanotowali serię jedenastu meczów bez wygranej. Był taki moment wiosną, że fani „pasiaków”, bardziej niż na marzeniach o awansie, skupiali się na krytyce trenera Szymona Grabowskiego. Jesienią kibice skandowali wiele razy „Graba trenerem, Resovia gra z charakterem”, a wiosną na forach internetowych pojawiły się wpisy sugerujące, że czas „Graby” na Wyspiańskiego definitywnie minął, że działacze robią błąd nie dokonując zmiany na trenerskim stołku oraz że z tym trenerem marzenia o awansie można między bajki włożyć. Szefowie sekcji wytrzymali ciśnienie i powstrzymali się przed nerwowymi ruchami.
– Docierały do mnie te komentarze, pojawiały się głosy, aby szukać nowego szkoleniowca. Zresztą sam Szymon Grabowski nie trzymał się na siłę stanowiska i gotów był ustąpić miejsca. Nie zamierzaliśmy jednak iść tym tropem. Powiedziałem trenerowi, że ma pełne poparcie zarządu i o żadnych zmianach na trenerskiej ławce nie myślimy – komentuje Jan Bieńkowski, były prezes Podkarpackiego ZPN-u, który w końcówce sezonu zastąpił Wojciecha Zająca na stanowisku prezesa sekcji piłki nożnej w Resovii.
Fotografie VIP Biznes&Styl
Meldunek do prezydenta
Apklan Resovia męczyła się do końca sezonu, ale nie był to marazm totalny, bo „pasiaki” ciułały punkty. Nie wygrywały, ale rzadko też oddawały rywalom pełną pulę punktów. W sumie w rundzie wiosennej aż osiem razy zanotowały remis. W normalnych warunkach taka seria pozbawiałaby naszą drużynę szans walki o najwyższy cel. Ale sezon nie był typowy. Inne drużyny z górnej połówki tabeli także rozdawały punkty, dlatego resoviacy nieznacznie tylko opadli w stawce i załapali się na baraże o awans.
Reszta to już historia; remis 1-1 z Bytovią w Bytowie i wygrana w serii rzutów karnych, a następnie remis 0-0 ze Stalą Rzeszów, zwycięstwo w karnych i wielka feta na stadionie przy Wyspiańskiego. Bohaterem został Marcel Zapytowski. Młody bramkarz obronił karne w obu meczach. Nie mniejszą satysfakcję mógł mieć jednak „Graba”, który zamknął usta krytykom, a przy okazji mógł wpisać do CV drugi w ciągu dwóch sezonów awans ze swoimi podopiecznymi.
– Panie prezydencie, melduję wykonanie zadania. Resovia jest w pierwszej lidze, gdzie już dawno powinien być klub z Rzeszowa – mówił trener pasiaków na spotkaniu drużyny z Tadeuszem Ferencem, prezydentem stolicy Podkarpacia. Szkoleniowiec ekipy znad Wisłoka w nagrodę za dobrze wykonaną pracę mógł liczyć m.in. na przedłużenie kontraktu.
Czasy przedinternetowe
Trzeba przyznać, że kibice „pasiaków” wyczekali się na pierwszą ligę. Ba! Wielu z nich, i to wcale nie tylko ci najmłodsi, nie może pamiętać wcześniejszych występów resoviaków na tym szczeblu rozgrywek, ponieważ najzwyczajniej nie było ich jeszcze na świecie. Dla dzisiejszych nastolatków rok 1994 to prehistoria. To czas, gdy królowały kasety magnetofonowe, filmy oglądało się na kasetach VHS (Oscara otrzymywał wtedy Tom Hanks za Forresta Gumpa), a do poczytania w ubikacji ludzie zabierali co najwyżej gazetę, a nie telefony komórkowe, bo tych ostatnich jeszcze nie było w powszechnym użyciu. Media społecznościowe były odległą przyszłością, dlatego na osiedlowych boiskach i sportowych placach biegało więcej dzieci i młodzieży niż dziś przed największą szkołą sportową w mieście. Najlepszą drużyną była wtedy Legia Warszawa, w składzie której znajdowali się także piłkarze rodem z Podkarpacia: Leszek Pisz, Jerzy Podbrożny czy Janusz Hubert Kopeć. Jednak fani kopanej w mieście nad Wisłokiem wiosnę 1994 roku mieli smutną. Tyczyło to kibiców po obu stronach Wisłoka, ponieważ tak się nieszczęśliwie złożyło, że spadek na trzeci poziom rozgrywek zanotowała tak Resovia, jak i Stal Rzeszów.
Regres był między innymi efektem zmian ustrojowych. W nowej Polsce kluby sportowe zaczęły tracić wsparcie zakładów patronackich. To oczywiście odbijało się na wielkości budżetów, a tym samym możliwościach sportowych. Resovię przez lata wspierała branża budowlana (Instal). Kiedy klub stracił możnego sponsora, popadł w duże tarapaty. Był czas, na przełomie wieków, gdy zaplecze głównej trybuny było kompletnie zdewastowane, przypominało bardziej plan z filmu wojennego, aniżeli obiekty nowoczesnego klubu sportowego. Klubowa kasa świeciła pustkami, podczas gdy długi ciągle rosły.
– Było niewesoło – wspomina Zbigniew Wiech, dyrektor klubu, wychowanek Resovii. – Brakowało środków na remonty, normalne funkcjonowanie. Rosły zaległości wobec różnych instytucji, także w ZUS-ie. Trzeba było negocjować, prosić o czas, o wyrozumiałość.
Klub nad przepaścią
W trudnym czasie w klubie umarła sekcja koszykówki, swego czasu mająca znakomitą ekipę w ekstraklasie (w latach 70. 6 medali, w tym mistrzostwo kraju w 1975 roku). Piłkarze trwali na posterunku, ale zdarzało się, że lądowali na czwartym szczeblu rozgrywek, a tym samym zapoznawali się z boiskami, na których wcześniej gościła co najwyżej drużyna rezerw. Był czas, gdy nie mogli grać u siebie i przez jakiś czas musieli korzystać ze stadionu Podhalańczyka. Problemy finansowe powodowały, że działacze miewali niemałe kłopoty z terminowym regulowaniem wypłat wobec piłkarzy i trenerów. Maciej Huzarski oddał w trudnych czasach Resovii niemało zdrowia. Dowodził pierwszym zespołem kilkukrotnie, osiągnął niezłe wyniki, ale czasem i on tracił cierpliwość.
– „Klub Myszki Miki i Kaczora Donalda” – podsumował raz z gorzką ironią bałagan w klubie. – W pewnym momencie klub był na skraju upadku. Gdyby nie pomoc miasta, Uniwersytetu, mogłoby dojść do najgorszego – dodaje Grabowski.
Resovia zaczęła wychodzić na prostą ponad dekadę temu. Sternikiem klubu został wówczas Aleksander Bentkowski, znany rzeszowski adwokat, do dziś prezes klubu. W wyjściu na prostą miała pomóc m.in. inwestycja ResVita. Klub przekazał inwestorom część swych terenów, na których planowano wybudowanie centrum handlowo-sportowego. Inwestorzy w rewanżu przelali na konto Resovii niemałe środki, obiecywali wsparcie w dalszych latach, ale z budowlanych planów wyszły nici. Pieniądze ResVity na pewien czas pozwoliły sekcji złapać głębszy oddech, do drużyny angażowano niekiedy znane nazwiska, jednak powrót na zaplecze ekstraklasy okazywał się wciąż zadaniem ponad siły drużyny.
Marzenia o czterech milionach
W ostatnich latach klub mógł liczyć na większe dotacje ze strony miasta, zyskiwał coraz to nowych sponsorów, ale to nie znaczy, że należał do krezusów w drugiej lidze. Ważne jednak, że nie obiecywał piłkarzom gruszek na wierzbie. Proponował tyle, na ile było go stać i robił wszystko, aby wypłaty wpływały na konta w terminie. To jedno ze źródeł sportowego sukcesu.
– Mogę zdradzić, że za awans zespół otrzymał czterysta tysięcy złotych – informuje Jan Bieńkowski. – Czy to dużo? Myślę, że gdy młody, nastoletni piłkarz otrzymuje na tym poziomie około dwudziestotysięczną premię, to jest to konkretna motywacja do dalszej pracy. Przed startem nowego sezonu mogę powiedzieć, że z wypłatami jesteśmy na zero, nie ma żadnych zaległości. Piłkarze mogą się koncentrować wyłącznie na dobrej grze w piłkę – podkreśla szef futbolowej sekcji.
Działacze na razie nie są w stanie powiedzieć, ile wyniesie budżet na cały sezon. Nie wiadomo, jakie kwoty trafią do klubu z tytułu praw do transmisji (Polsat Sport). Wielkości swej dotacji do końca nie określił też jeszcze Urząd Miasta. – Byłoby nie najgorzej, gdyby udało się zebrać cztery miliony – mówi Wiech. – Jednak nawet gdy takie środki uda się zebrać, do krezusów w lidze należeć nie będziemy. Myślę, że poza Puszczą Niepołomice – większość klubów pierwszej ligi dysponuje daleko większymi pieniędzmi – dodaje Bieńkowski.
Stadion potrzebuje jupiterów
Skromne środki to dla „pasiaków” nie pierwszyzna. Ten brak był zwykle nadrabiany tak zwanym „resoviackim charakterem”, który pozwalał rzeszowianom ogrywać choćby tak majętne kluby jak Widzew Łódź. Problem w tym, że aby charakter zespołu w pełni się ujawnił, potrzebne jest też wsparcie z trybun, a z tym w tym roku może być problem. Szalikowcy będą jeździć za swym zespołem, ale nie wiadomo, czy beniaminek 1 ligi będzie mógł grać tej jesieni mecze w Rzeszowie.
Pamiętna akcja kibiców „CzasWracaćDoDomu” pozwoliła zebrać bez mała dwieście tysięcy, wyremontować główną trybunę, przystosować obiekt do wymogów drugiej ligi, ale w pierwszej poprzeczka poszła w górę. Do serii wymogów licencyjnych dochodzi oświetlenie boiska. Na obiekcie przy Wyspiańskiego nigdy go nie było, na Stadionie Miejskim przy Hetmańskiej wciąż stoją monumentalne jupitery, ale od dawna są wyłączone i dziś stanowią coś na kształt pomnika PRL-owskiej myśli technicznej.
Kilka tygodni temu było wiadomo, że w pierwszych kolejkach Apklan Resovia będzie grać na wyjazdach. Kibiców pocieszały jednak wieści z ratusza, wedle których jeszcze tej jesieni odpowiednie oświetlenie miałoby zostać zamontowane na Hetmańskiej. Niestety, procedury wymagają czasu, inwestor nie został jeszcze wyłoniony i tuż przed sezonem widoki na rozwiązanie problemu były już bardzo marne.
– To dziwna sytuacja, bo przecież zapewniano nas, że gdy drużyna awansuje do pierwszej ligi, to będzie grać w Rzeszowie. Kiedy to się wreszcie udało, okazuje się, że czeka nas tułaczka po innych stadionach – mówił na antenie Radia Centrum Szymon Grabowski. – Infrastruktura się nie zmienia i to jest smutna wiadomość.
W domu, czyli w… Stalowej Woli
Szefowie Resovii starają się jak najwięcej meczów w roli gospodarza przełożyć na obiekty rywali (Górnik Łęczna i Termalica Nieciecza wyraziły zgodę). Całej rundy poza domem rozegrać się jednak nie da, dlatego działacze rozglądają się za stadionem do wynajęcia. Do wstępnego porozumienia udało się dojść z włodarzami Stali Stalowa Wola (Stal Mielec nie podjęła tematu). W „hutniczym” mieście otworzono niedawno gruntownie przebudowany obiekt, który spełnia wymogi obowiązujące w I lidze (jak na ironię wspomniana Stal otwarcie obiektu „uczciła” spadkiem do III ligi).
– Jest to jakieś rozwiązanie, ale bardzo kosztowne – wyjaśnia Bieńkowski. – Wynajęcie stadionu na jeden mecz kosztowałoby nas 50 tysięcy złotych. Jeśli dodamy do tego koszty ochrony, dojazdu, to każdy mecz w Stalowej Woli wymagałby wyłożenia co najmniej 60 tysięcy. Cała suma nie mogłaby być znacząco zmniejszona przez wpływy z biletów, bo moglibyśmy organizować mecze z udziałem maksymalnie tysiąca kibiców. Myślę, że u siebie, przy w miarę dobrej grze, moglibyśmy liczyć na cztery-pięć tysięcy widzów na każdym spotkaniu.
Wedle terminarza, w pierwszych pięciu kolejkach „pasiaki” zagrają na obcych boiskach, a dopiero w szóstej kolejce mają zaplanowany mecz w Stalowej Woli (z Odrą Opole). – Nie zwieszamy głów i ciągle się staramy, aby była możliwość gry w Rzeszowie jeszcze w tym roku – informuje prezes sekcji. – Ostatnio rozmawialiśmy na ten temat w ratuszu z prezydentami i nie jest przesądzone, że będziemy musieli korzystać z obiektu w Stalowej Woli – mówi nam Bieńkowski. Nie zdradza, jak miałoby wyglądać rozwiązanie problemu, ale można przypuszczać, że tylko w jeden sposób: skoro jupitery nie zostaną zamontowane na czas, to Apklan Resovia musiałaby liczyć na naturalne oświetlenie. – Nie potwierdzam, nie zaprzeczam – uśmiecha się Bieńkowski.
Bez „kominów płacowych”
Po awansie w Apklan Resovii doszło do niemałych roszad kadrowych. Drużynę beniaminka opuścili m.in. Serhij Krykun i Daniel Świderski. Nie byle jakie to straty, bo obaj gracze należeli w poprzednim sezonie do najlepszych strzelców zespołu (odpowiednio 9 ramek i 4 asysty oraz 5 goli plus 6 asyst). Chyżonogi Ukrainiec wybrał ofertę Górnika Łęczna. To także beniaminek pierwszej ligi, ale wsparcie kopalni Bogdanka sprawia, że ma daleko większe możliwości finansowe niż nasz klub. Świderski wybrał lubelski Motor, beniaminka II ligi, któremu dla odmiany grube miliony regularnie na konto przelewa lubelski magistrat.
– Chcieliśmy obu piłkarzy zatrzymać, ale nic na siłę. Piłkarze u nas różnie zarabiają. Młodzi mniej, bardziej doświadczeni więcej, ale nie będziemy tworzyć kominów płacowych. Serhija i Daniela skusiły wyższe kontrakty. Rozumiemy to i życzymy im powodzenia w nowych klubach – kwituje szef piłkarskiej sekcji.
W składzie zabraknie także Szymona Kalińca, który dostał wolną rękę w szukaniu nowego pracodawcy. To trochę zaskakujące, bo jeszcze rok-dwa lata temu piłkarz należał do czołowych postaci drugiej linii. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że powodem rozstania nie są kwestie sportowe, ale ochłodzenie się relacji na linii piłkarz – reszta ekipy.
Fotografie VIP Biznes&Styl
Przyszli piłkarze, przychodzą sponsorzy
W składzie rzeszowskiego zespołu pojawiła się całkiem spora, bo siedmioosobowa grupa nowych zawodników. Z tego grona trenerzy i działacze sporo sobie obiecują po Michale Kuczałku (26 lat, 183 cm), ostatnio graczu Olimpii Elbląg.
– Ma wszelkie predyspozycje, aby bardzo pozytywnie wpłynąć na grę naszej pomocy – przekonuje Bieńkowski. Co ciekawe, Apklan Resovia pozyskała aż trzech piłkarzy z klubu z Elbląga. – Sprawę wyjaśnia polityka klubu. Prezesem jest tam ksiądz, który stawia na młodzież, a tym samym premie z projektu Pro Junior System. Olimpia odpuściła walkę o awans, stawiała na młodych, bo chciała podreperować konto klubu. Udało jej się to, ale tym samym do wzięcia było sporo piłkarzy – mówi nam Bieńkowski.
Działacze z Wyspiańskiego liczą na dobre wyniki, także na polu pozyskiwania sponsorów. – Ostatnio coraz to nowi dołączają do tego grona, ale nie należy z tego wyciągać daleko idących wniosków. Pieniędzy nam nie zbywa – mówi Wiech.
– Dziękujemy wszystkim, którzy nam pomagają. Fajnie, że znów jest z nami Inżynieria, Handlopex. Dużo obiecujemy sobie po współpracy z firmą Pempa, producentem sprzętu medycznego, który chce zostać z nami dłużej – dodaje dyrektor klubu.
Boiskowym celem resoviaków jest uniknięcie nerwówki i spokojne utrzymanie się w nowym towarzystwie. Teoretycznie nie powinno być z tym kłopotu, bo… – Regulamin mówi, że z ligi spadnie tylko jedna drużyna – stwierdza Grabowski, który jest na finiszu kursu na trenera UEFA Pro. – Nie można jednak tracić czujności i myśleć, że coś nam przyjdzie bez wysiłku. Jesteśmy beniaminkiem i wiem, że niektórzy typują nas do spadku. Postaramy się nie tylko tego uniknąć, ale jak się tylko nadarzy okazja, nieco namieszać w lidze – dodaje popularny „Graba”.
***
Na inaugurację sezonu Apklan Resovia zmierzyła się w Niepołomicach z tamtejszą Puszczą (trenuje ją Tomasz Tułacz, mielczanin, który ma za sobą kilka sezonów pracy w Resovii). Apklan Resovia wygrała 3-0 po golach Dawida Kubowicza (25, karny), Sebstiana Zalepy (47) i Karola Twardowskiego (90).