Były maratony, krajowe w Warszawie i Poznaniu oraz te znane na świecie, w Rzymie, Amsterdamie, Wiedniu czy Las Vegas, kilka razy ultramaratony, ale największe wyzwanie – ultramaraton kolarski Bałtyk – Bieszczady Tour, rozgrywany na trasie pomiędzy Świnoujściem a Ustrzykami Górnymi, Piotr Latawiec, ortopeda i były dyrektor Podkarpackiej Kasy Chorych, dopiero zamierza zrealizować. Start 20 sierpnia, do przepedałowania non – stop 1008 kilometrów i limit czasu przejazdu 70 godzin. – W tym roku kończę 60 lat, od lat uprawiam sporty wytrzymałościowe, Bałtyk – Bieszczady Tour ma swoją dziesiątą, jubileuszową edycję, więc lepszego prezentu urodzinowego nie mogłem sobie wymyślić – śmieje się Piotr Latawiec i dodaje, że równie ważne, jak spełnienie prywatnych marzeń, jest promocja sportowego stylu życiu wśród jak największej liczby osób.
Opis ultramaratonu kolarskiego Bałtyk-Bieszczady Tour brzmi jak opis imprezy dla cyborgów i tak po trosze jest, ale przede wszystkim jest to wyzwanie dla konsekwentnych i katorżniczo pracowitych marzycieli. Pomysł zorganizowania ultramaratonu zrodził się w 2004 roku na historycznym wyścigu Dookoła Zalewu Szczecińskiego. To wtedy Robert Janik (obecnie główny organizator), oraz Wacław Żurakowski (dziś sędzia główny) stworzyli wizje ekstremalnych eskapad rowerowych. Jedną z nich był pomysł przejazdu ze skrajnych punktów Polski. Pierwsza edycja imprezy odbyła się w sierpniu 2005 roku, w kameralnej, 15-osobowej obsadzie. Obecnie zawodnicy rywalizują w dwóch kategoriach: solo i open, a w ostatniej jego edycji wystartowało 180 kolarzy, spośród których blisko 160 zameldowało się na mecie w Ustrzykach Górnych. Wśród nich nie brakowało kobiet z bardzo dobrymi wynikami, ale świetne statystyki to nie przypadek. Kolejka chętnych do udziału w tej prestiżowej imprezie z każdym rokiem jest dłuższa, jednak by uzyskać prawo startu w Bałtyk-Bieszczady Tour, każdy uczestnik musi wcześniej przejechać co najmniej jeden z najważniejszych rowerowych maratonów: Śląski Maraton Rowerowy w Radlinie (600 km); Pierścień Tysiąca Jezior (610 km); Maraton Piękny Wschód w Parczewie (500 km) albo Maraton Podróżnika (500 km). W tym roku w tej imprezie z Podkarpacia, oprócz Piotra Latawca, weźmie też udział Olaf Teleszyński. Dla niego będzie to już drugi start w Bałtyk-Bieszczady Tour i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Teleszyński zamierza przejechać trasę non – stop w obie strony, co da w sumie 2016 kilometrów na dziesiątą, jubileuszową edycję w 2016 roku.
Piotr Latawiec przyznaje, że jego przygotowania do trasy Świnoujście – Ustrzyki Górne trwają od połowy 2015 roku. Od lat entuzjasta sportu, w zimie miłośnik biegów narciarskich, latem wypraw rowerowych, w 35 godzin i 30 minut przejechał non – stop 610 kilometrów “Pierścień 1000 Jezior”; 512km -“Piękny Wschód”; 223km – ?Bervet Bieszczadzki”; 420km -“Bervet Mazurski”; 200km -“Bervet Warszawska Pętla” i inne?
– Mam nadzieję, że i tym razem nie zabraknie mi wytrzymałości fizycznej, odporności psychicznej i determinacji, by dojechać do Ustrzyk Górnych. Planuję, by około 700 kilometrów przejechać bez odpoczynku w czasie krótszym niż dwie doby, zrobić sobie kilkugodzinną przerwę i szczęśliwie wjechać na metę w Bieszczadach – mówi Latawiec. – Sport od zawsze jest bardzo ważny dla mnie i mojej rodziny. Od kilku lat wspólnie z żoną realizujemy projekt objechania na rowerach Polski dookoła. Zaczęliśmy w 2013 roku i tak w każde wakacje przez co najmniej tydzień pedałujemy w podróży po Polsce. Przejechaliśmy już wschodnią granicę, północną i dojechaliśmy do Kołobrzegu. W tym roku wzdłuż Bałtyku, a następnie zachodnią granicą zamierzamy dotrzeć do Karpacza na południu Polski.
Piotr Latawiec, obecnie dyrektor szpitala Pro-Familia w Łodzi, przyznaje, że życie rodzinne, zawodowe i sportowe są dla niego równie ważne. – Sportowe pasje są odskocznią od problemów dnia codziennego, a że najlepiej czuję się w bieganiu oraz jeździe na rowerze na długich dystansach, mam czas, by w samotności zebrać myśli, przeanalizować trudności i… dzięki temu już nie raz udało mi się znaleźć bardzo proste rozwiązania najtrudniejszych problemów. To jest ta wielka zaleta aktywności fizycznej – czas na autorefleksję, zdystansowanie się do codziennych trudności, że o korzyściach zdrowotnych nie wspomnę. Jeśli moja wyprawa zainspiruje choć dziesięć osób do tego, by zechciały wsiąść na rowery, albo wyjść pobiegać, uznam to za ogromny sukces. Dla mnie bezcenny.