Zwycięstwo było o włos. Justyna Kwaśna-Łapisz, 28-latka z Krzywczy koło Przemyśla, w niedzielnym finale „Szansy na Sukces Opole 2021” znalazła się w trójce finalistów. Zaśpiewała porywająco i aż dziw, że zabrakło esemsów, by to właśnie ona pojechała na Debiuty do Opola. Mówią, że śpiewa jak druga Susan Boyle. Niezwykłe jest to, że od lat uczy się śpiewu intuicyjnie. Mama dwójki dzieci, przyszła pielęgniarka – w muzyce nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Przez cały niedzielny program, który wyemitowano 20 grudnia, uśmiech nie opuszczał jej twarzy. Za pierwszym razem zaśpiewała piosenkę zespołu Skaldów „Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał”. I nie ukrywała radości, kiedy ogłoszono, że spośród jedenastki walczącej o występ na festiwalu w Opolu właśnie ją wybrano do finału. Potem znów radość, bo okazało się, że prowadzący program Artur Orzech wylosował dla niej wielki przebój Beaty Kozidrak „Co mi Panie dasz”.
– Wierzę, że dobre myśli mają sprawczą moc. Magdzie Skubisz, która pomagała mi się przygotowywać do tego odcinka, mówiłam: Jak nie będzie „Co mi Panie dasz”, to schodzę ze sceny – zdradza Justyna Kwaśna-Łapisz. – To dla mnie piosenka symboliczna, ważna. Od zawsze śpiewana i kochana. Wykonywałam ją na wielu przeglądach. A w warszawskim studiu, ściągnęłam myślami.
Wciąż jeszcze nie opuściły jej niedzielne emocje, chociaż przyznaje, że nie czuła takiej tremy, jak podczas nagrań do odcinka ze Skaldami, który widzowie obejrzeli 8 listopada, a który dał jej zwycięstwo, prawo występu w finałowym odcinku i rywalizowanie o bilet na opolskie Debiuty. A jak dostała się do „Szansy na sukces”? Pojechała na casting do programu, który zorganizowano w rzeszowskim oddziale TVP. Zaśpiewała piosenkę Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat” i potem zaproponowano jej udział w programie.
– Udział w odcinku ze Skaldami był wyzwaniem – uważa. – Ich utwory są w trudnych męskich tonacjach. Zdradzę, że do listopadowego odcinka wybrałam dwa, które rzetelnie ćwiczyłam. Pozostałe pięć „odpuściłam” – uśmiecha się i rozbrajająco stwierdza, że i wtedy udało jej się podczas losowania ściągnąć myślami wymarzony utwór.
Podczas niedzielnego finału „Szansy na Sukces Opole 2021” Justyna była na scenie ogniem, ale ostatecznie wygrał Łukasz Brodowski. Jej występ zostanie jednak zapamiętany, więc rozśpiewana dziewczyna z Krzywczy koło Przemyśla i tak odniosła małe zwycięstwo. A także potwierdzenie tego, że warto spełniać swoje marzenia. – Cieszę się i nie jestem rozczarowana. Decydowała publiczność, jak mogę mieć do niej pretensje – mówi, bo zawsze wymaga przede wszystkim od siebie. Kiedy występuje na scenie, zawsze chce wywołać emocje. Wzruszyć tych, którzy słuchają.
Ma 28 lata i bez śpiewania, jak mówi, nie potrafiłaby żyć. Nie ma jednak wykształcenia muzycznego. Uczęszczała na ognisko muzyczne, trochę podpowiedziała jej nauczycielka w szkole podstawowej, resztę wyćwiczyła samodzielnie. Naśladując wielkie artystki, biorąc się za najtrudniejszy repertuar. Pochodzi z muzykalnej rodziny. Tato grał na akordeonie, a ona śpiewała. Wspólne występy ubarwiały rodzinne uroczystości, niosły radość. – Rozśpiewywałam się na utworach, których słuchali rodzice. Alicja Majewska, Anna Jantar, Edyta Geppert. Mierzyłam się z wielkimi głosami, potrafiłam ćwiczyć dotąd aż udało mi się zaśpiewać tak jak znana artystka. Jeśli ktoś mówił, że nie dam rady z Withney Houston, to tylko mnie motywował. Tak nauczyłam się operować górnymi dźwiękami, dolnymi, radzić sobie z „męskimi” piosenkami. Opanowanie pewnych rzeczy zajęło mi więcej czasu niż gdybym miała nauczyciela, ale udało się – opisuje finalistka „Szansy na Sukces”.
Od ośmiu lat śpiewa i gra na saksofonie w zespole muzycznym, który założył jej mąż Patryk. – Klawiszowiec, ale potrafi zagrać na wszystkim – zdradza Justyna. Jeszcze zanim się poznali, występowała z zespołami, które chałturzyły na weselach. To było atrakcyjne źródło zarobku dla licealistki, ale też etap ciągłych poszukiwań. Także tych związanych z wyborem zawodu po maturze. – Zmieniałam kierunki studiów i żałuję, że nie wybrałam muzycznych. Ktoś mnie przekonał, że to niepraktyczne, więc próbowałam sił na różnych kierunkach nim w końcu trafiłam na pielęgniarstwo – przyznaje. – Międzyczasie wyszłam za mąż, urodziłam Lenę i Kacpra. Ale teraz czuję, że w pielęgniarstwie się odnajdę. Zawsze byłam gotowa nieść pomoc. Jestem empatyczna i opiekuńcza.
Ze śpiewania, oczywiście, nie zamierza rezygnować. Mówi, że będzie chciała jeszcze korzystać z wiedzy Magdy Skubisz, która dawała lekcje m.in. Arkowi Kłusowskiemu, a dziś nazywa Justynę drugą Susan Boyle. – Uczy mnie wybierać, nie pokazywać od razu wszystkiego, co się potrafi. Podpowiada, jak budować napięcie. Ja dzięki finałowi w telewizyjnym programie, radości, jaką dał mi ten występ, wiem, że chcę podążać tą drogą, spełniać swoje marzenia – podsumowuje Justyna.
Fot. Facebook/Justyna Kwaśna-Łapisz