Reklama

Kultura

“Kos” – Podkarpacie w pełnym akcji filmie o Kościuszce

Alina Bosak
Dodano: 07.07.2022
64937_kos
Share
Udostępnij
Pogoda filmowcom sprzyja. Na niebie ani jednej chmurki, a krajobraz jak malowany. Słońce rozbieliło piasek, który miękką linią spotyka się z turkusem wody. Właśnie wypada z niej Ignac. Rzucił się w fale pod Łodzią – Cięcie! – a wydostaje na Podkarpaciu. Magia kina! Reżyser „Kosa” Paweł Maślona ma zamiar uwieść nią wielu. W filmie o Kościuszce akcja potoczy się w imponującym tempie. Pojedynki, pościgi, intryga. Śmiech i łzy. Rzecz nie tyle o narodowym bohaterze, co o pańszczyźnie i przemocy. Człowieka wobec człowieka, państwa wobec innych państw. Historia, która nigdy się nie kończy. 
 
Zdjęcia do filmu „Kos” już niemal w połowie gotowe. Leśną drogą nad zalew w Wilczej Woli na Podkarpaciu dotarła 40–osobowa ekipa, by nakręcić scenę z Ignacym wypadającym z wody. Jest gorący czerwcowy dzień, a okolica wyjątkowo urodziwa, więc zanim padnie pierwszy klaps, można nacieszyć się widokami.
 
W lesie morze borowiny, a z wysokiej skarpy nad samym zalewem widok na jezioro tak niebieskie jak ocean, który musiał przebyć Tadeusz „Kos” Kościuszko przybywając do Europy po niemal dziesięciu latach nieobecności. Wraca jako bohater wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, przyjaciel Jeffersona. Pensję generalską od amerykańskiego rządu za jakiś czas przeznaczy na wykupienie niewolników i ich kształcenie. Ale teraz ma nadzieję zmienić coś w Polsce – będzie chciał wywołać powstanie, by ojczyźnie przywrócić niepodległość, a chłopów zwolnić z pańszczyzny. 
 
W dziejowym kotle warzy się insurekcja kościuszkowska, a temperatura wydarzeń jest wymarzona, by zrobić o niej film. Nie biograficzny, nie historyczny, ale pełną akcji opowieść o bezprawiu i walce o sprawiedliwość. I taki właśnie scenariusz podjął się napisać Michał A. Zieliński, w czym kibicował mu wtrącając swoje trzy grosze Paweł Maślona, reżyser „Ataku paniki” okrzykniętego jednym z najbardziej błyskotliwych debiutów polskiej kinematografii. 
 
Paweł Maślona (na dole, drugi po prawej) podczas próby do jednej ze scen z Bartoszem Bielenią i Jasonem Mitchellem nad Jeziorem Maziarnia w Wilczej Woli. Fot. Alina Bosak
 
Fabuła „Kosa” toczy się nie tylko w wokół granego przez Jacka Braciaka generała Kościuszki – człowieka z piękną wizją, walczącego o lepszy świat – tak naprawdę głównym bohaterem jest Ignac – chłop, szlachecki bękart, który ma tylko dwa dni na to, aby przed sądem udowodnić swoje pochodzenie i tym samym zyskać herb i majątek. Za Kościuszką podąża rosyjski rotmistrz, ale i na Ignaca czyha niebezpieczeństwo – goni go przyrodni brat z prawego łoża, nieskory do dzielenia się majątkiem po wspólnym ojcu. Losy Ignaca i Kościuszki w końcu się skrzyżują i chłop będzie musiał wybierać, o jaką stawkę tak naprawdę chce walczyć.  
 
– Ignac jest reprezentantem ludzkiej masy bez tożsamości, ludzi bez imienia i nazwiska, określanych mianem chamstwa lub chłopstwa. W tym filmie uosabiam ich gorące potrzeby i marzenia – mówi Bartosz Bielenia, bo to jego właśnie reżyser oraz Aurum Film zaangażowało do tej roli, idąc za ciosem wspólnego sukcesu, jakim w 2020 roku była nominacja do Oscara filmu „Boże Ciało”. Tam Bielenia grał postać fałszywego księdza, teraz … – Znów trafiła mi się rola uzurpatora – stwierdza, opisując postać swojego nowego aktorskiego wcielenia. – Mam szczęście do postaci podszywaczy udających kogoś innego, którzy mają wielki cel i przesłanie, ale świat im nie sprzyja. Więc chociaż gram postać z XVIII wieku jej przeżycia są jednak podobne do moich współczesnych ról. Ignac ma ogromne aspiracje, chce być kimś, kim nie jest. I stara się wszystkim dookoła udowodnić, że tak może być, ale widać szwy w jego przebraniu. Aspiruje do wyższej klasy społecznej, a świat staje mu okoniem. 
 
W marzeniach Ignac nie jest odosobniony. Ma je tu każdy z bohaterów i po ludzku dąży do ich zrealizowania.
 
Ignac ma marzenie. Tu jeszcze przed charakteryzacją. Fot. Michał Woźny / Podkarpacka Komisja Filmowa

Gdzieś na południu – Kolbuszowa, Wilcza Wola

Granie w realiach sprzed 200 lat sprawia wielką frajdę. – Nauczyłem się jeździć konno i machać szablą. Mamy ucieczki konne, skakanie do wody, bijemy się białą bronią – spełnienie marzeń młodego aktora. Ucząc się szermierki w szkole aktorskiej, zastanawialiśmy się, czy ta umiejętność w dzisiejszym kinie jeszcze się przydaje. A tu proszę, gramy nią!  – nie ukrywa Bartosz Bielenia i śmieje się, że ostatnio grywa głównie w filmach, do których zdjęcia powstają na Podkarpaciu, więc zna ten region już jak żaden inny.  – Zwiedzam przy okazji filmów różne miejsca. A to Jaśliska, a to miejsca gdzieś w głębokich Bieszczadach, przy granicy z Ukrainą, a teraz skansen w Kolbuszowej – mówi czekając na charakteryzację pod baldachimem sosen. 
 
W skansenie kręcili dzień wcześniej. Kryte strzechą chałupy pomogły odtworzyć realia XVIII-wiecznego świata. To wioska, do której trafia Ignac podczas swej wędrówki.
 
Skansen jest dobrze znany autorowi zdjęć do „Kosa” Piotrowi Sobocińskiemu, ponieważ kilka lat temu kręcił tu razem z Wojciechem Smarzowskim „Wołyń”. – Musiałem spojrzeć na to miejsce na nowo, pokazać inne kadry – mówi dziś. Skansen w Kolbuszowej i Wilcza Wola  grają miejsca „gdzieś na południu Polski”, gdzie przybywa Kościuszko, by wzniecić wolnościową rebelię. Znalezienie plenerów, takich jak te zaproponowane przez Podkarpacką Komisję Filmową, nie było łatwe. Twórcy po całej Polsce szukali odpowiednich skansenów i dworów. W końcu jeden postanowili zbudować sami.
 
– Akcja dzieje się w jednym miejscu, a kręcimy w zasadzie w całej rozpiętości Polski. Mieliśmy zdjęcia w małopolskich Bulowicach, teraz na Podkarpaciu, a kończymy w okolicach Włocławka. Zdjęcia trwają trzy miesiące, a wszystko dzieje się w ciągu kilku dni – mówi Piotr Sobociński. – Jezioro w Wilczej Woli bardzo nas zaskoczyło, bo idealnie się łączy z Wapiennikami pod Sulejowem. Oni tam wpadają do wody, a tu wychodzą – opisuje autor zdjęć i dodaje, że są już w momencie kiedy spotykają się dwaj bohaterowie, a świat widziany dotąd z dwóch perspektyw właśnie połączył się we wspólną wizję.  
 
Jason Mitchell  filmowy przyjaciel gen. Kościuszki. Fot. Michał Woźny / Podkarpacka Komisja Filmowa
 
W Wilczej Woli z charakteryzatorni właśnie wyszedł „drugi świat” – Jason Mitchell, filmowy Domingo, wyzwolony niewolnik, przyjaciel gen. Kościuszki. Aktor znany z takich hollywoodzkich superprodukcji jak „Straight Outta Compton”, „Mroczne zagadki Los Angeles” czy „Kong: Wyspa Czaszki”. W „Kosie” zresztą znakomita obsada rzuca się w oczy. Obok Jacka Braciaka i Bartosza Bieleni, grają tu: Robert Więckiewicz (rosyjski rotmistrz Dunin), Agnieszka Grochowska (Pułkownikowa), Andrzej Seweryn (Duchnowski) czy Łukasz Simlat.
 
Każdy z nich ma okazję zagrać wyrazistą rolę. Michałowi A. Zielińskiemu udało się zapełnić świat żywymi, barwnymi postaciami. – To ogromna siła jego scenariusza – uważa Paweł Maślona. –   Kostium i realia pozwalają nam zachować pewien cudzysłów tego świata, pozwolić sobie na trochę więcej. Posługujemy się dwiema konwencjami. Jedna pozwala nam wyciągnąć na jaw absurd i komediowość tego świata, a druga to poetyka blisko bohatera, realistyczna i dojmująca, by nie zbagatelizować przemocy, o której opowiada ten film. Pokazać, że ona miała wymiar bardzo ludzki i dojmujący. Nie chcemy opowiadać tego filmu wyłącznie z dystansu, bez zbliżania się do bohatera. Staramy się połączyć te dwa światy.

W filmie ma się dziać

Nad scenariuszem Maślona pracował ze scenarzystą od dwóch lat. – Lubię być od początku przy powstawaniu tekstu. On przez te dwa lata dojrzewał. Myślę, że „Kos” dużo mówi o naszej rzeczywistości, Polsce, pańszczyźnie. Bo tak naprawdę to film o pańszczyźnie i przemocy. Postaci Tadeusza Kościuszki używamy do tego, aby opowiedzieć ten świat – kawałek historii Polski, który jest mocno przemilczany i dopiero w ostatnich latach zaczęło się więcej o tym mówić – mówi Paweł Maślona.
 
Aktorom przygotowującym się do roli podsuwał ostatnie polskie bestsellery: „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego, „Pańszczyznę” Kamila Janickiego i „Historię ludową Polski” Adama Leszczyńskiego. Głośne książki były dodatkową inspiracją, by ten świat opowiedzieć. Odchodzi od sienkiewiczowskiej mitologii i fantazji o Polsce szlacheckiej, w których zapomina się, że większość z nas swoich bohaterów powinna szukać wśród chłopstwa, bo z tego stanu się wywodzi. 
 
Paweł Maślona. Fot. Alina Bosak
 
To film z wymyśloną fabułą, w której tłem jest historia i jeden z najbardziej niezwykłych narodowych bohaterów.
 
– Kościuszko to postać absolutnie wyprzedzająca swoje czasy. To, że przez dwa stulecia nie udało nam się osiągnąć tego, z czym wtedy przyjechał, jest wielką tragedią. Wielu nie zdaje sobie sprawy, jak potworna zdrada wydarzyła się w naszym kraju. Jedna z postaci mówi: „Psie kurwy, magnaci. Drugą razą go już nie zdradzą”. Jak wiemy z historii, nie było to prawdą. Insurekcja się nie udała. Ciekawe, gdzie byśmy byli, jak kształtowałaby się nasza państwowość, gdybyśmy insurekcję wygrali, wcześniej odzyskali wolność i w ślad Stanów Zjednoczonych, skąd wrócił Kościuszko, dali ją też chłopom. Może szybciej doczekalibyśmy się społeczeństwa obywatelskiego – zastanawia się Bartosz Bielenia.
 
Film o przemocy stał się jeszcze bardziej aktualny w momencie wybuchu wojny na Ukrainie. – Próbujemy opowiedzieć o źródłach przemocy, ale i o jej wszechobecności w świecie. Ona wyraża się nie tylko w relacjach między szlachtą a chłopstwem, ale również w agresji międzynarodowej, także w przemocy seksualnej, bo i ten motyw pojawia się w naszym filmie. Mam wrażenie, że w tym sensie jest to historia westernowa, ponieważ mamy bohatera, który wkracza do krainy bezprawia, w której próbuje zaprowadzić porządek, co jest bardzo trudne wobec wszechobecnej przemocy. Temat przemocy jest mi bardzo bliski. Mam wrażenie, że jest jej w naszym życiu ostatnio bardzo dużo. Następuje jakaś eskalacja i powrót do czasów, które mieliśmy nadzieję, że nigdy nie wrócą – mówi reżyser.
 
Za chwilę nad wodą z energią będzie tłumaczył Bartoszowi i Jasonowi, jak chce ich widzieć w momencie, gdy pędzą przez piach nad zalewem. Paweł Maślona lubi kino akcji. Tarantino, Copolla, Scorsese to jego filmowi ulubieńcy. Więc w „Kosie” też będzie się dziać. – Będą sceny brutalne, ale taki był tamten świat, a my staramy się go opowiedzieć prawdziwie. Obiecuję też ironię i czarny humor, bo je lubię. Także momenty nieprzewidywalności, zaskoczenia, na przemian śmiech i łzy. Bo film powinien być przeżyciem, po którym w  człowieku coś zostaje – uważa reżyser „Kosa”.

Co chciałby zostawić widzom Bartosz Bielenia, pokazując im się jako Ignac? – Chciałbym, aby zobaczyli nie tylko to jego gorące i zaślepiające marzenie o społecznym awansie, który on utożsamia z wolnością. Żeby patrząc na Ignaca dostrzegli, że źródło wolności jest gdzie indziej. W filmie są momenty, kiedy Ignac jest naprawdę wolnym człowiekiem, a nie jest w stanie tego zauważyć. Ciągnie go do zemsty i zadośćuczynienia krzywdy. Nie potrafi odpuścić i cieszyć się wolnością – mówi aktor.
 
Czy zrozumieją to ludzie, którzy przyjdą na film? Premiera już za rok. 
 
***
Film „Kos”, którego producentami są Aneta Hickinbotham i Leszek Bodzak z Aurum Film, otrzymał wsparcie lokacyjne z Podkarpackiej Komisji Filmowej. Współfinansowany jest przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy