Sobotni wieczór. W Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie kończy się ostatni akt „Hioba’51” w reżyserii Jana Nowary. Publiczność jeszcze klaszcze, na scenę wchodzi kobieta z kwiatami. Ramiona obejmują odtwórcę głównej roli, on przytula siwą głowę. – Spojrzałam nie w oczy aktora, ale w oczy Łukasza – powie później Magdalena Kuińska, synowa płk. Łukasza Cieplińskiego. Zabitego strzałem katyńskim na Mokotowie, w 1951 roku. Za walkę o Polskę wolną od sowieckiej okupacji. Spektakl opowiada tę historię.
Takie sztuki budzą nieufność jeszcze przed premierą. Niełatwo bowiem opowiadać o postaciach heroicznych tak, aby nie popaść w zbytni patos i podniosłość, którym nie po drodze z artystycznie wysmakowanym teatrem. Niechęć budzą apele ku czci i przy każdym już niemal upamiętnieniu wybuchają spory, kto i jakiego jest godzien. A tu jeszcze Żołnierz Wyklęty – przedstawiciel tych, których historia dla wielu wciąż okazuje się niezrozumiała. Co więcej, wciąż naznaczona dziesiątkami lat inspirowanego przez Moskwę przekazu, w którym słowo klucz brzmiało: „bandyta”.
Jak zauważa przytomnie Jarosław Jakubowski, autor sztuki „Hiob’51”, nawet dziś „można spotkać opinie, że <<Żołnierzy Wyklętych nigdy nie było>>, ponieważ mieliśmy do czynienia z >, a więc starciem dwóch koncepcji urządzania Polski po 1945 roku. Trudno o perfidniejszy fałsz – stwierdza Jakubowski – bo nie tylko poddaje on w wątpliwość bohaterstwo Niezłomnych, ale również kwestionuje okupację sowiecką, pod którą de facto znalazła się Polska pojałtańska. Niezłomni nie uczestniczyli w wojnie domowej, tylko w wojnie z obcym okupantem”.
W całej armii tych żołnierzy pułkownik Łukasz Ciepliński jest postacią szczególnie imponującą – symbolem walki o niepodległość. Podobnie jak jego współpracownicy z IV Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, którzy w wyniku śledztwa prowadzonego pod nadzorem NKWD, zostali skazani na karę śmierci. Wyrok wykonano 1 marca 1951 roku. Premiera rzeszowskiego spektaklu miała się odbyć właśnie w 70 rocznicę egzekucji, ale z powodu pandemii, datę czterokrotnie przesuwano. Wreszcie, 29 maja, sztuka została wystawiona.
Fot. Maciej Rałowski
Jarosław Jakubowski napisał ją na zamówienie Jana Nowary, dyrektora Teatru im. Wandy Siemaszkowej. A całą realizację wsparł finansowo rzeszowski oddział Instytutu Pamięci Narodowej. Ciepliński bowiem to bohater po części „rzeszowski”. Urodził się wprawdzie w Wielkopolsce, Szkołę Podchorążych Piechoty kończył na Mazowszu i kampanię wrześniową właśnie tam przewalczył, zdobywając order Virtuti Militari za odwagę w bitwie nad Bzurą, ale podziemne oddziały AK organizował właśnie na Rzeszowszczyźnie. Tu także poznał Jadwigę Sicińską, która została jego żoną. Tu w kościele na Staromieściu wzięli ślub. W 1945 roku wyjechali. Ale Jadwiga wróciła z ich małym synkiem Andrzejem, kiedy Łukasza aresztowano. I z pomocą rodziny i piętnem „żony bandyty” wychowywała dziecko. Dramatopisarskim materiałem stały się m.in. protokoły śledztwa i procesu Zarządu WiN, a także grypsy Łukasza Cieplińskiego z celi śmierci. Adresowane do żony i syna są tak samo najczulszymi listami, jak i testamentem.
Fragmenty biografii wracają w spektaklu „Hiob’51”, który toczy się na dwóch planach. Jeden jest na scenie. To cela śmierci, pokój przesłuchań. Drugi – to zapis wspomnień Cieplińskiego wyświetlany na dużym ekranie, który wypełnia połowę scenicznej przestrzeni nad podłogą. Właściwie większa część spektaklu to film, który ma tę zaletę, że daje odetchnąć od widoku zmaltretowanej sylwetki skazańca. Gra go Kacper Pilch, od niedawna na stałe zaangażowany do zespołu Siemaszki, ale znany już tutejszej publiczności z udanych ról w „Mistrzu i Małgorzacie”, „Wesołych kumoszkach z Windsoru” i „Iwonie, księżniczce Burgunda”. Po raz pierwszy zagrał pierwszoplanową rolę – przez cały spektakl jest na scenie i ta obecność bywa ograniczona do westchnień, skurczów umęczonego ciała, bicia pięściami w ścianę. Zdołał wyzwolić się z „teatralności” takich gestów, o czym świadczy wzruszenie synowej Cieplińskiego, która po spektaklu długo przytulała go na scenie, a potem stwierdziła, że wydawało jej się, że spogląda w oczy Łukasza. Nie była jedynym widzem wzruszonym przedstawieniem. Na premierę zaproszono członków rodzin także pozostałych konspiratorów straconych 1 marca razem z Cieplińskim. Przyjechali z różnych stron Polski, a po spektaklu rozmawiali niemal do rana, dzieląc się emocjami, jakie wywołał powrót do traum z przeszłości. Spektakl okazał się dla nich jakąś formą zadośćuczynienia za niesprawiedliwość, jakiej doświadczyli ich bliscy.
Fot. Maciej Rałowski
Te silne emocje wywołała nie tylko gra Kacpra Pilcha. Prawdziwy popis aktorskiego kunsztu dał Robert Chodur w roli Przewodnika – raz narratora, który wyłuszcza widowni, dlaczego NKWD upodobało sobie strzał katyński, a raz głos dyskutujący z Cieplińskim w jego celi:
– Pułk Cieplińskiego stracił we wrześniu 700 zabitych i 1000 rannych z 2000 stanu początkowego. I przestał być pułkiem. Warszawa padła, skończyła się Polska – tłumaczy Chodur-Przewodnik w jednej ze scen.
– Jakie przestał być, jakie padła, jakie skończyła się? – odpowiada zaciętym głosem Ciepliński. – Pułk przekształcony w batalion przedostał się na przedpola stolicy i walczył w jej obronie aż do końca.
– No i właśnie wtedy Warszawa padła i wszystko padło i się skończyło. Amen – kwituje Przewodnik.
– Żadne amen. Zaczęła się konspiracja – twardo odpowiada skazaniec.
To jeden z tych fragmentów, które wracają do motywu, będącego głównym przesłaniem spektaklu wyreżyserowanego przez Jana Nowarę. Jest ono zawarte także w jednym z grypsów Cieplińskiego adresowanym do syna: „Bez silnego charakteru nie osiągniesz żadnego celu. W połowie drogi połamią cię przeciwności”. To przesłanie niesie również rapowany tekst Bartłomieja Skubisza „Eskaubeia”, który jest kodą zamykającą „Hioba’51”:
„Mam nadzieję, że Hiob w wersji 2021
W czasie próby nie wyrzeknie się człowieczeństwa”
– śpiewa raper ze sceny. To ukłon w stronę młodego odbiorcy, bo twórcy spektaklu chcieliby, aby właśnie do „późnego wnuka” dotarła owa opowieść. Czy się uda?
Fot. Maciej Rałowski
W spektaklu udało się uniknąć banału, ale jego obszerność może działać na niekorzyść. Można jednak zrozumieć rozterki reżysera, postawionego przed koniecznością cięć. Scena filmowa, w której Ciepliński wraca do wspomnień sprzed wojny, wypełniona przedwojennymi szlagierami, z jednej strony znacznie wydłuża przedstawienie, a z drugiej jest wspaniałą próbką wokalnych możliwości artystów rzeszowskiego teatru. Łatwiej zapewne byłoby się zdecydować na okrojenie sceny, w której rodziny skazańców piszą do Bieruta prośby o ułaskawienie. Ona również wydaje się przegadana. Jan Nowara w słowie zawartym w programie podkreśla jednak, że „ponieważ to prapremiera, to niepisanym, ale dobrym obowiązkiem teatru jest możliwie wierne przedstawienie tekstu dramatu”.
– Teatr inaczej opowiada o losie człowieka niż to robią historycy. Jest ważne, że na deskach teatru taki spektakl zaistniał. Na pewno nie należy do łatwych. Przypomina „Dziady” Mickiewicza, „Kordiana” Słowackiego. Jakubowski sięga po instrumenty dramatu romantycznego, co mnie się podoba, bo na takich sztukach się wychowałem – mówi Dariusz Iwaneczko, dyrektor rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. – Widzimy Cieplińskiego już jako człowieka „przemielonego” przez tryby represji komunistycznej. Kiedy słucha się ze sceny jego grypsów pełnych podniosłości i widzi piszącego je pobitego człowieka – właściwie wrak – tragizm tej sytuacji, tego życia, które mogło potoczyć się zwyczajnie i szczęśliwie, staje się uderzający.
Spektakl przypomina o niespełnionej wciąż nadziei Cieplińskiego, że jego ciało kiedyś zostanie odnalezione i godnie pochowane. W grypsach napisał, że połknie medalik, który nosił na szyi, aby ułatwić kiedyś rozpoznanie szczątków. Wiedział, że jak inni zostanie zakopany w bezimiennej zbiorowej mogile.
– Być może szczątki już zostały odnalezione, ale jeszcze pozostają niezidentyfikowane – nie wyklucza Dariusz Iwaneczko. – Krzysztof Szwagrzyk, kierujący w IPN zespołem poszukiwań tajnych miejsc pochówku ofiar reżimu komunistycznego, ekshumował bardzo wiele ciał, które czekają na badanie. Identyfikacja trwa długo. Medalik nie jest pewnym tropem. Nie wiemy, czy skazany rzeczywiście go połknął, czy ten przed śmiercią nie został np. przez strażników zerwany z jego szyi. Mam jednak wielką nadzieję, że szczątki Cieplińskiego zostaną odnalezione. Chciałbym tego nie jako historyk, ale po prostu człowiek.
Fot. Maciej Rałowski
„HIOB’51” Jarosława Jakubowskiego
Prapremiera 29 maja 2021
Duża Scena
Reżyseria: Jan Nowara
Scenografia: Marek Mikulski, Maciej Mikulski
Kostiumy: Marta Hubka
Kompozycje i aranżacje muzyczne: Tomasz Bajerski
Choreografia: Tomasz Dajewski
Realizacja scen filmowych: Marcin Pawełczak
OBSADA:
Kacper Pilch, Robert Chodur, Waldemar Czyszak, Paweł Gładyś, Józef Hamkało, Marek Kępiński, Robert Żurek oraz Bartłomiej Skubisz „Eskaubei” (rap)
WIRTUAL:
Joanna Baran-Marczydło, Karolina Dańczyszyn, Magdalena Kozikowska-Pieńko, Justyna Król, Mariola Łabno-Flaumenhaft, Dagny Mikoś, Barbara Napieraj, Małgorzata Pruchnik-Chołka, Paulina Sobiś (gościnnie), Robert Chodur, Michał Chołka, Sławomir Gaudyn, Karol Kadłubiec, Wojciech Kwiatkowski (gościnnie), Mateusz Marczydło (gościnnie), Paweł Majchrowski (gościnnie), Adam Mężyk, Mateusz Mikoś, Piotr Mieczysław Napieraj, Kacper Pilch oraz Bartosz Rułka, Filip Birnbach, Gabriel Gryniewicz, Maciej Kruk, Oliwier Łyczko.