Tym razem nie początek, ale koniec Muzycznego Festiwalu w Łańcucie zgromadził największą widownię, która mimo deszczu zasiadła przed Muzeum-Zamkiem w Łańcucie. Piękne widowisko muzyczne „Carmina Burana” w wykonaniu Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej, Chóru Teatru Wielkiego w Łodzi, Chóru Instytut Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego i Chóru Artos im. Władysława Skoraczewskiego nie mogło się nie podobać.
Tym niezwykle popularnym utworem muzycznym, którego fragmenty w swoim repertuarze wykorzystały m.in. zespoły: Enigma, Era i In Extremo i który robi ogromne wrażenie, choćby ze względu na imponującą liczbę muzyków, jaka jest zaangażowana w jego wykonanie: orkiestra symfoniczna i chóry, wybrzmiał na koniec 52. Muzyczny Festiwal w Łańcucie. W ciągu tygodnia prawie 400 artystów z siedmiu krajów wystąpiło w sali balowej Muzeum – Zamku w Łańcucie, w Teatrzyku Księżnej Lubomirskiej, Storczykarni, Ujeżdżalni, w plenerze oraz w
Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie.
W tym roku po raz pierwszy tak wiele koncertów w ramach festiwalu odbyło się w
Filharmonii Podkarpackiej. Czy to dobrze, czy źle? Opinie jak zawsze są podzielone, na pewno jednak okoliczności przyrody i architektury łańcuckiego zamku są najlepszą oprawą dla tego typu imprezy i na pewno nic nie zastąpi atmosfery siedziby Lubomirskich. Także pomysł z przeniesieniem koncertu plenerowego, z otwarcia na zamknięcie festiwalu, co podyktowane było różnymi względami, także atmosferycznymi, może się podobać lub nie. Na pewno jednak inauguracja festiwalu w Muzeum-Zamku w Łańcucie ma swój dużo większy urok niż w
Filharmonii Podkarpackiej.
fot. T. Poźniak